Wystarczyły dwa zeznania (a raczej pomówienia), by lekarz Matatiasz Kalahora został skazany na niezwykle okrutną śmierć. Ale najgorsze nastąpiło potem.
Matatiasz Kalahora był wnukiem Salomona Kalahory, nadwornego lekarza Zygmunta Augusta i Jana Olbrachta. Poszedł w ślady dziadka. Został medykiem i aptekarzem i szybko wypracował sobie mocną pozycję. W jego zlokalizowanej w Kazimierzu aptece zaopatrywała się prawie cała żydowska część miasta (on sam również był Żydem). Ponadto w 1658 roku komisja dobroczynności zawarła z nim umowę, na mocy której miał się zajmować chorymi w przytulisku. Otrzymywał za to wynagrodzenie w wysokości 100 zł rocznie i został zwolniony z podatków.
Leczył zresztą również chrześcijan, chociażby u dominikanów. Tam poznał Włocha Serwacego Hebellego, z którym (jak mu się wydawało) mocno się zaprzyjaźnił. I to właśnie Hebelli stał się przyczyną jego zguby.
Kara dla bluźniercy
Wszystko zaczęło się 8 sierpnia 1663 roku. Wtedy to włoski duchowny zauważył na ołtarzu napisaną w języku niemieckim karteczkę zawierającą bluźnierstwa pod adresem Matki Boskiej. Skandal! Świadków podłożenia kartki nie znaleziono. Trzeba było rozpocząć śledztwo, by znaleźć jej autora. Zaskakująco „pomocne” okazały się przy tym zeznania Hebelli oraz niejakiego „przechrzty” (nawrócownego Żyda) Hieronima Rubinkowskiego. Majer Bałaban napisał o tym ostatnim: „Czasy inwazji i okupacji szwedzkiej wyrzuciły na powierzchnię różne jednostki, które po powrocie władz polskich, dla ratowania się przed zasłużona karą, przyjmowały chrzest”. Obaj mężczyźni jako winnego wskazali Kalahorę.
Nagle „przypomniały” im się rozmowy z medykiem na temat Matki Boskiej, w których Żyd ostro wyrażał się o Maryi. Rubinkowski sugerował wręcz, że aptekarz pokazywał mu nawet fragmenty ksiąg żydowskich, w których wymienione były analogiczne do zapisanych na kartce herezji. Samej treści kartki niestety nie znamy, ale Adam Kaźmierczyk przypuszcza, że mogła to być polemika z chrześcijaństwem oparta o anonimowe teksty pod zbiorczą nazwą Toledot Yeshu.
Trudno wyrokować, co kierowało Hebellim. Być może doszło między nim a aptekarzem do zatargu. Co do Rubinkowskiego, procesował się on w tamtym czasie z Kalahorą o spadek. Co więcej, jak pisze Kaźmierczyk, Rubinkowski miał się wtedy starać o posadę państwową. Żeby zwiększyć swoje szanse, mógł zwrócić się przeciwko znanemu wyznawcy swojej poprzedniej religii, aby okazać swoje „przywiązanie” do chrześcijaństwa. Tak czy inaczej, „wrobili” medyka w bluźnierstwo. A kara za to mogła być tylko jedna.
Tortury i… więcej tortur
Kiedy informacje o sprawie dotarły do sądu grodzkiego, ten wydał nakaz aresztowania lekarza. Matatiasz Kalahora na szczęście w porę o wszystkim się dowiedział i zdążył wyjechać na jarmark do Jarosławia. Następnie przez kilka tygodni się ukrywał. W pewnym momencie postanowił jednak opuścić kryjówkę, co okazało się fatalnym błędem.
Pochwycono go, umieszczono w lochu i poddano torturom. W trakcie brutalnych przesłuchań Matatiasz powtarzał, że nie umie pisać po niemiecku. Mimo to sąd mu nie uwierzył. Przychylił się za to do zeznań byłego przyjaciela oskarżonego oraz skonfliktowanego z nim konwertyty. Skazał lekarza „na publiczne a wyszukane męki na rynku krakowskim, a potem na spalenie żywcem”.
Czytaj też: Łamanie kołem – najgorsza tortura w dziejach?
Apelacja z rozruchami w tle
Oburzona wyrokiem społeczność żydowska zebrała fundusze i doprowadziła do ponownego rozpatrzenia sprawy przez trybunał koronny. Na potrzeby rozprawy poranionego i obolałego więźnia, w ciężkich kajdanach przewieziono do Piotrkowa. W lochu miał oczekiwać na werdykt o chlebie i wodzie. W międzyczasie władze Krakowa musiały zapanować nad rozruchami, ponieważ rzemieślnicy oraz studenci zaczęli napadać na Żydów.
28 listopada 1663 roku sprawa Kalahory stanęła na wokandzie. Na rozprawę mieli zostać przewiezieni świadkowie, którzy zamierzali zeznawać na jego korzyść. Problem w tym, że zbiegło się to w czasie z kolejną falą rozruchów w Krakowie. W efekcie, jak pisze Majer Bałaban: „doszło do tego, że w chwili, gdy sądzono w Piotrkowie nieszczęśliwego aptekarza, żaden Żyd krakowski nie ważył się opuścić swego mieszkania na Kazimierzu, a także i w domu nie był bezpieczny”.
Czytaj też: Czy Akademia Krakowska mogła upaść? Przez tę aferę z 1549 roku niewiele brakowało…
Egzekucja z horroru
Bezpieczny przestał również być Kalahora. 13 grudnia 1663 roku zatwierdzono wyrok pierwszej instancji i nakazano wystawienie na rynku wysokiej trybuny. Matatiasza czekała straszna śmierć, a przed nią – jeszcze gorsze męki…
Kat zaczął od wyrwania skazanemu obu warg, aby go ukarać za rzekome bluźnierstwa. W kolejnym akcie okrucieństwa uczestniczyła kartka, której autorstwa lekarz do końca się wypierał. Oprawca włożył mu ją do prawej ręki, a następnie zarówno kartkę, jak i rękę doszczętnie spalił. Następnie mistrz ceremonii wyrwał język Kalahory i rzucił go w ogień. Wykazał się przy tym nie lada mistrzostwem w swoim fachu – aż do ostatniego etapu egzekucji skazany wciąż jeszcze dawał znaki życia. Wywieziono go w końcu za miasto i tam spalono żywcem na stosie. Na koniec zebrano prochy, po czym… nabito nimi armatkę i wystrzelono. Jedynie mizerną resztkę szczątków udało się Żydom odkupić od kata. Pochowali je na krakowskim cmentarzu obok ciał innych męczenników.
Ostatnie chwile Matatiasza Kalahory podsumowuje elegia napisana przez gminnego kaznodzieję Berachję Barucha, której koniec brzmiał: „…przywiązali mu rękę do słupa, by ją spalić… obcięli mu język i wargi, by je razem wrzucić do ognia, darli z niego pasy za życia, i pocięli na kawały… zebrali popiół jego, by go włożyć do armaty… i wypalili z niej strzelcy. I stał się prochem i na wiatr rozleciał…”.
Bibliografia
- M. Bałaban, Historja Żydów w Krakowie i na Kazimierzu 1304-1868, Tom II: 1656-1868, Kraków 1936.
- A. Kaźmierczyk, The Rubinkowski Family, Converts in Kazimierz [w:] M. Teter, A. Polonsky, A. Teller, Polin: Studies in Polish Jewry. Social and Cultural Boundaries in Pre-Modern Poland, Volume 22/2007.
- K. Stasiak, Życie w dawnym Krakowie, Wydawnictwo Astra, Kraków 2024.
KOMENTARZE (3)
Ciekawe, czy gdzieś we wszechświecie istnieją istoty równie prymitywne i bezwzględne co ludzie…
Oby nie. A co do nas, to jeszcze zapewne setki lat zanim ta prymitywność osłabnie dzięki rozwojowi cywilizacyjnemu, chociaż zależy to też od danej kultury, w której człowiek jest zakorzeniony.
To prawda, że zależy od kultury. Chrześcijanie już dawno przestali mordować ludzi za religię, a muzułmanie robią to nadal. W Arabii Saudyjskiej cały czas stosuje się tortury i kary śmierci z powodów religijnych, np. za apostazję, homoseksualizm, albo czary (jak w Europie przed wiekami), a cywilizowany świat udaje, że tego nie widzi.