Ciekawostki Historyczne

Był niezwykły nie ze względu na rozmiary czy brzmienie, lecz krwawą legendę otaczającą okoliczności jego odlania. Jak powstał wrocławski Dzwon Grzesznika?

Wrocławski kościół św. Marii Magdaleny był w potrzebie, więc władze miejskie w 1386 roku zamówiły spiżowy dzwon w pracowni ludwisarskiej Michaela (według innych źródeł Mateusza) Wilde. Znajdowała się on przy Neue Gasse (obecnie ul. Nowa – boczna od ul. Piotra Skargi). Zlecenie jak każde – chociaż fakt, że dzwon miał być pokaźny. Może nie rekordowy w skali światowej, ale na tyle duży, by przyćmić wszystkie inne na Śląsku.

I w istocie powstał dzwon o imponujących rozmiarach. Jego obwód wynosił 6,3 metra, wysokość – 1,8 metra. Ważył ok. 6–7 ton. Aby w pełni go rozkołysać, potrzeba było 37 sekund. Jeżeli zaś dobrze się go rozhuśtało, to po 50 uderzeniach uzyskanych siłą mięśni dzwonników kolejne 50 wybijał siłą rozpędu. Oczywiście w późniejszych latach pojawiać się zaczęły jeszcze bardziej okazałe dzwony, ale póki co to właśnie ten dzierżył palmę pierwszeństwa.

Ostatecznie zawisł w południowej wieży wspomnianego kościoła. Stało się to 1 września 1388 roku. Jego dźwięk przez stulecia towarzyszył mieszkańcom Wrocławia nie tylko przy okazji uroczystości kościelnych czy państwowych, ale i w dniach, kiedy na egzekucję prowadzeni byli skazańcy. Dzwon nazwano Maria, ale mało kto po latach kojarzył jego pierwotne imię. Dlaczego?

Zostawić czeladnika samego…

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się do dnia, kiedy został odlany. 17 lipca 1386 roku wszystko było gotowe: forma, kocioł z roztopionym metalem. Nic tylko odlewać i cieszyć się sukcesem. Jednak – jak głosi legenda – odlewnik, zwany wtedy także giserem, czyli Wilde we własnej osobie, musiał na chwilę wyjść. Zostawił przy kotle czeladnika, aby „pilnował interesu”. Ten zaś – czy to przez nieuwagę, czy celowo – odkręcił kurek, przedwcześnie wylewając rozgrzany do czerwoności, płynny metal. Jak opisuje Robert Losiak: Wtedy czop został wybity i cała zawartość kadzi spłynęła do formy. Młody człowiek był przekonany, że zniweczył całą pracę. Popędził do ludwisarza, by wytłumaczyć mu, co się stało i się pokajać z nadzieją, że mistrz mu wybaczy.

Płaskorzeźba przedstawiająca ludwisarza Wilde i jego żonę na ścianie kamienicy wzniesionej nieopodal ludwisarnifot.Julo/domena publiczna

Płaskorzeźba przedstawiająca ludwisarza Wilde i jego żonę na ścianie kamienicy wzniesionej nieopodal ludwisarni

Mateusz/Michael jednak nie wybaczył. Ponoć nie powiedział ani słowa, tylko wyciągnął nóż i dźgnął chłopca w pierś, zabijając go na miejscu. Następnie wrócił do swojego warsztatu. Jakież musiało być jego zdziwienie, kiedy zorientował się, że dzwon nie został zniszczony. Ba, został odlany wprost perfekcyjnie!

Zobacz również:

Komu bije dzwon…

Dzwon dzwonem, ale za swój zbrodniczy czyn Wilde musiał ponieść konsekwencje. Został aresztowany. Postawiono go przed sądem, który nie miał dla ludwisarza litości. Skazał mistrza na śmierć. Wilde miał jednak prawo do ostatniego życzenia. Jak opisał to poeta Wilhelm Müller, którego balladę Der Glockenguß zu Breslau przywołują Norman Davies i Roger Moorhouse: Niech raz choć usłyszę dźwięk mego dzwonu nowego! / Wszak moim jest dziełem, nie odmówicie mi tego!

Jego życzenie zostało spełnione. W drodze na szafot postawiony na wrocławskim rynku Wilde mógł posłuchać brzmienia odlanego przez jego czeladnika dzwonu. Odtąd utarło się, że dzwon oznajmiał skazanie przestępcy, a od roku 1526 również „odprowadzał” na egzekucję skazańców. Zyskał też nowe miano: Dzwon Grzesznika.

Dzwon Grzesznika na XIX-wiecznej pocztówcefot.Robert Assmus/domena publiczna

Dzwon Grzesznika na XIX-wiecznej pocztówce

Czytaj też: Wojna piwna we Wrocławiu

Nazwisko kata – ściśle tajne

W kontekście legendy o Dzwonie Grzesznika z książki Normana Daviesa i Rogera Moorhouse’a możemy też dowiedzieć się co nieco o przeprowadzanych wówczas we Wrocławiu egzekucjach. Zazwyczaj odbywały się o godzinie 10:00. Miejscem był Stary Szafot, ewentualnie znajdujący się w pobliżu Bramy Świdnickiej Kruczy Kamień lub ulokowana na wschód od miasta Kacerska Górka. Ile dokładnie osób skazano na śmierć w tamtych czasach we Wrocławiu – nie wiadomo. Zachowały się jedynie dane dotyczące m.in. liczby skazanych za herezję w latach 1445–1525. Były to 454 osoby.

Nieznana jest też tożsamość katów, którzy wykonywali te wyroki. Ogólnie o kacie miejskim mówiono na ogół jako o „majstrze Hansie”. O dziwo – jedno nazwisko jednak się zachowało. Był to niejaki Nilklas Pucker, który czynił swoją powinność w połowie XIV wieku. Norman Davies i Roger Moorhouse wspominają również o przedziwnym wydarzeniu, które sprawiło, że Wrocław „pozbył się” katów. Otóż z różnych miejsc w Niemczech ściągnęli do stolicy Dolnego Śląska kaci, aby upomnieć się o większy szacunek. Kiedy o ich przyjeździe dowiedzieli się mieszkańcy, wpadli w popłoch. Już zaczęli sobie wyobrażać masowe egzekucje… Zorganizowali się zatem i przepędzili mistrzów małodobrych na cztery wiatry! Władze miasta od tej pory zmuszone były korzystać z pomocy katów „nieprofesjonalnych”.

Czytaj też: Co potrafił i ile zarabiał kat?

Przetrwał wieki. A zniszczyła go armia radziecka

Co zaś działo się później ze słynnym dzwonem? Przetrwał kolejne zawieruchy polityczne i wojenne. Miał też niezwykłe szczęście. Przez prawie sześć wieków nie został przetopiony na armaty (taki los spotkał wiele innych dzwonów). „Przeżył” zarówno pierwszą, jak i drugą wojnę światową. Również kościół, w którym wisiał, wyszedł z tych konfliktów bez większych zniszczeń.

Kościół św. Marii Magdaleny i wiszący w nim dzwon przetrwały stulecia wojen. Jednak Dzwon Grzeszników nie dotrwał do naszych czasówfot.Adelbert Woelfl /domena publiczna

Kościół św. Marii Magdaleny i wiszący w nim dzwon przetrwały stulecia wojen. Jednak Dzwon Grzeszników nie dotrwał do naszych czasów

Ten „grzeszny” symbol Wrocławia powinien był zatem bez problemu doczekać naszych czasów. I zapewne tak by się stało, gdyby nie Armia Czerwona, która po wejściu do miasta zaczęła je plądrować i demolować. W pobliżu kościoła znajdował się skład amunicji, który radzieccy żołnierze najprawdopodobniej podpalili. Stało się to 17 maja 1945 roku. Wskutek olbrzymiej eksplozji południowa wieża, w której wisiał Dzwon Grzesznika zawaliła się. Dzwon spadł. Uderzając o ziemię, wydał swój ostatni dźwięk.

Już po 1989 roku powstawały plany, by przywrócić dzwon do „życia”. Oczywiście nie tamten XIV-wieczny, który uległ zniszczeniu, ale jego kopię. Miałaby ona powstać na bazie dostępnych informacji, fotografii, a przede wszystkim – nagrań jego brzmienia, pochodzących z dwudziestolecia międzywojennego. Jeszcze w roku 1996 wrocławska Rada Miasta podjęła uchwałę intencyjną w tej sprawie. Nie podjęto jednak żadnych kroków w stronę zrealizowania tego pomysłu. Od roku 2013 do starań o ponowne odlanie dzwonu dołączyło Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia, ale póki co te działania również nie przyniosły konkretnych efektów. Choć być może pewnego dnia ten głos miasta – jak napisał o nim Tomasz Sielicki – „odezwie się” ponownie.

Bibliografia

  1. N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002.
  2. M. Gołaczyńska, Miejsca i tożsamość. Teatr lokalny na Dolnym Śląsku, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2013.
  3. K. Jasińska, M. Karczmarek, 17 maja. Dzwon Grzesznika – ostatnie uderzenie, www.zajezdnia.org, dostęp: 28.11.2023.
  4. R. Losiak, Recepcja dźwięków świątyń we współczesnym krajobrazie fonicznym miasta, „Prace Komisji Krajobrazu Kulturowego”, nr 15/2011.
  5. „Spacerem po historycznym Wrocławiu” – Wrocław Habsburski, sarl.wroclaw.pl, dostęp: 28.11.2023.

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Historia najnowsza

Takiej ilości wody nie powstrzymałyby żadne zabezpieczenia. 25 lat temu powódź tysiąclecia zatopiła ogromne obszary Polski

To było lato ludzkich tragedii. Wiele osób straciło życie, swoich bliskich lub cały dobytek. 25 lat temu powódź tysiąclecia zalała Polskę.

2 września 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Średniowiecze

Nie lubisz swojej pracy? Ciesz się, że nie jesteś katem

Kat nie miał łatwego życia. Sama praca była niewdzięczna. Do tego dochodziła mozolna nauka i społeczny ostracyzm. Za to na egzekucjach dało się nieźle zarobić.

3 listopada 2021 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Średniowiecze

To była jedna z najbardziej brutalnych metod egzekucji. Skazańcy całymi godzinami konali w mękach...

Łamanie kołem pozwalało decydować dokładnie, ile potrwa kara. Na dodatek było wyjątkowo bolesne – i spektakularne. Rekordziści konali w mękach nawet kilka dni.

25 października 2021 | Autorzy: Maria Procner

Średniowiecze

Najdziwniejszy konflikt w epoce Piastów – wojna piwna we Wrocławiu

Wszystko zaczęło się od konfiskaty transportu piwa, które książę legnicki Rupert I wysłał do Wrocławia swojemu bratu Henrykowi... Potem było już tylko gorzej. Wojna piwna...

6 października 2021 | Autorzy: Michał Procner

Średniowiecze

Jak katować, a potem… leczyć? Średniowieczna rehabilitacja po wizycie w sali tortur

Tortury to nieodłączny element współczesnej wizji średniowiecza. Niezbyt często wspomina się jednak, że po męczarniach przychodził czas na leczenie, a bólem – przed lekarzami –...

10 października 2020 | Autorzy: Michał Procner

Średniowiecze

Miejski oprawca i okrutnik? Kat – mistrz małodobry

Ze wszystkich postaci zaangażowanych w przebieg wczesnonowożytnego procesu sądowego, żadna nie budzi dziś tak wielkiej fascynacji i nie rozbudza wyobraźni tak potężnie, jak osoba kata...

23 sierpnia 2019 | Autorzy: Łukasz Hajdrych

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.