Latem 1943 roku sojusz Hitlera z Włochami zawisł (nomen omen) na włosku. III Rzesza przygotowywała już plany na wypadek wycofania się Mussoliniego z wojny.
W maju 1943 roku feldmarszałek Wilhelm Keitel na polecenie Hitlera nakazał przygotowanie planów na wypadek wycofania się Włoch z wojny. Sztabowcy nakreślili szereg scenariuszy, między innymi operację „Alaryk”, zakładającą okupację Półwyspu Apenińskiego. Obok tego istniały też plany rozbrojenia sił włoskich na Bałkanach i we Francji. Jednocześnie wiara Hitlera w lojalność samego Mussoliniego nigdy nie została zachwiana.
Niepewny sojusz
Oczywiście na tym etapie wojny włoskie dowództwo nie mogło jeszcze zyskać niczego, podkopując działania na froncie. Wartość bojową oddziałów starano się podnosić nie tylko poprzez akcje umoralniające, ale też nowymi przepisami dyscyplinarnymi. Jakby sytuacja na szczytach władzy w Rzymie nie była wystarczająco mglista, to na dodatek z terenu okupowanej Słowenii wrócił do Włoch generał Mario Roatta, faszystowski zbrodniarz, który masakry dokonywane wśród ludności cywilnej nigdy nie został rozliczony. Jego skłonność do przemocy najlepiej oddaje okólnik z 19 czerwca w kwestii dyscypliny we włoskiej armii:
Ponieważ w pewnym momencie części dotknięte rakiem usuwa się, ewentualni niereformowalni powinni zostać zlikwidowani. Jeśli później w obliczu nieprzyjaciela jakiś nieszczęśnik pozwoli sobie na demonstrowanie braku dyscypliny, słabości, defetyzmu albo chaosu, dowódca po stawi go niezwłocznie pod ścianą. To nie jest rada, ale przeciwnie, precyzyjny rozkaz.
Nawet Goebbelsowi głowa pękała od próby ogarnięcia rozumem potencjalnych scenariuszy na Półwyspie Apenińskim. Oto jak 25 czerwca 1943 roku referował rozmowy z Adolfem Hitlerem:
Na pytanie, czy Włosi będą walczyć, Führer widzi kilka możliwych odpowiedzi. Albo Włosi otwarcie skapitulują; to Führer uważa za nieprawdopodobne. Albo Włosi w milczącym i skrytym porozumieniu z wrogim przywództwem wojennym będą kawałek po kawałku oddawać swoje pozycje; w tym przypadku Führer w odpowiednim momencie położy temu kres. Albo jednak faszyzm podejmie uchwałę, że bez względu na okoliczności będzie bronić Włoch aż do ostatniego tchu. Przy tym jednak powstaje pytanie, czy ma on [faszyzm] jeszcze tak dużo posłuchu w narodzie i czy armia dotrzyma kroku. W tym momencie nie da się tego rozstrzygnąć.
Sytuacja Włoch w 1943 roku
Z pewnym przekąsem można stwierdzić, że Hitler, podobnie jak pozostali Niemcy, nie miał bladego pojęcia, w jakim kierunku pójdą Włosi latem 1943 roku. Nic dziwnego, bo oni sami też poruszali się po omacku. Cała przyszłość sojuszu zależała od cienkiego pasa linii obronnych oplatających wybrzeże Sycylii. Początkowo Mussolini zakładał, że aliantom zależy przede wszystkim na wywalczeniu sobie pełnej dominacji na Morzu Śródziemnym, by następnie wylądować na południu Francji albo na Bałkanach. Liczył, że sam Półwysep Apeniński pozostanie niezagrożony wojną lądową. 11 i 12 czerwca alianci zdobyli jednak Lampedusę i Pantellerię, co ostatecznie przekonało Włochów, iż to Sycylia jest najbardziej prawdopodobnym celem ataku.
Chcąc nie chcąc, Mussolini musiał uznać słuszność tych rachub. Równocześnie odparcie alianckiej inwazji, gdziekolwiek by ona nastąpiła, nawet z pomocą Niemców mogłoby otwierać nowe perspektywy dla faszystowskiego reżimu.
Mussolini potrzebował niemieckich żołnierzy, ale zarazem obawiał się ich obecności na terytorium Włoch. Dyktator szukał sposobów na zakończenie wojny bez utraty władzy na rzecz króla czy wewnętrznej opozycji. Propaganda starała się pobudzić włoskich żołnierzy do heroicznej obrony ojczyzny, podczas gdy włoskie dowództwo przejawiało wielką nerwowość, widząc dramatyczne zestawienia porównawcze potencjału produkcyjnego aliantów i państw Osi. Nietrudno zgodzić się z historykami, którzy sytuację Włoch podsumowali po prostu jako „śmieszną”.
Czytaj też: Węgierskie ambicje skłoniły ten kraj do zawarcia paktu z diabłem. Jak rodził się sojusz Węgier z Hitlerem?
Najgorszy scenariusz
Włochom jednak nie było do śmiechu. Brytyjczycy w ramach podstępnej operacji „Mincemeat” [ang. mielonka] podrzucili Niemcom trupa przebranego za oficera, a wraz z nim specjalnie sfałszowane dokumenty wskazujące na Grecję jako cel kolejnego alianckiego natarcia. Hitler tę „mielonkę” połknął w całości i zdecydował się wzmocnić obronę w Grecji, co rozciągnęło siły państw Osi na wszystkich frontach i uniemożliwiło odniesienie sukcesu choćby na jednym z odcinków.
Sprawdzał się scenariusz najgorszy dla Włochów: alianci ostatecznie wybrali cel ataku znajdujący się najbliżej Tunezji, co pozwoliło im skumulować w jednym punkcie zarówno ogromną flotę, jak i potężne wsparcie lotnicze. Niemiecki wkład w obronę okazał się przy tym zbyt mały, o czym dobrze wiedział sam Kesselring: „Siły naszej obrony nie odpowiadały nawet minimalnym wymaganiom”.
Wojna powietrzna nad Sycylią i Sardynią
Szczególnie boleśnie dała o sobie znać przewaga aliantów w powietrzu. Latem 1943 roku włoskie lotnictwo realnie mogło polegać na ledwie 300 myśliwcach rozrzuconych po całym Półwyspie Apenińskim. Tym samym nieba nad Sycylią miała bronić przede wszystkim niemiecka 2. Flota Powietrzna pod dowództwem generała Wolframa von Richthofena, weterana Luftwaffe z frontu wschodniego. 2. Flota Powietrzna nie mogła jednak liczyć na sukces, bo znajdowała się w wyjątkowo złym położeniu.
Na tym etapie wojny niemieckie myśliwce nad Rosją nadal zawyżały statystyki zestrzeleń, a nad Niemcami jeszcze do początku 1944 roku korzystały z ograniczonego zasięgu alianckiej eskorty bombowców, co pozwalało na wprowadzanie specjalnych taktyk powietrznych i powodowało wysokie straty na przykład wśród latających fortec B-17. Nad Sycylią Niemcy musieli toczyć walki myśliwskie z samolotami startującymi z lotnisk na Malcie i w Afryce Północnej, w tym z nowoczesnymi spitfire’ami i wytrzymałym amerykańskim P-40. Choć piloci Luftwaffe w wojnie powietrznej nad Sycylią i Sardynią osiągali pozytywny stosunek strat, sięgający nawet 2:1, byli bezradni w zatrzymaniu nawałnicy bombowców przetaczającej się po włoskim niebie.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Grzegorza Bobrka „Wojna oczami wroga. Sojusznicy Hitlera” (Wydawnictwo Literackie 2024).Il. otwierająca tekst: LASZLO ILYES/CC BY 2.0; domena publiczna
KOMENTARZE (1)
Dobrze, że wspomniano tutaj o znaczeniu myśliwca P – 40.
Wg bowiem najnowszych badań, do tej pory ta konstrukcja, jej znaczenie dla całości przebiegu walk w regionie Morza Śródziemnego, było mocno niedoceniane. Głównie podkreślano jego – P-40, „przestarzałe” wady: małe przyspieszenie, a zwłaszcza niski pułap operacyjny – z tego np. powodu uznano go za nieodpowiedni dla Pn.-Zach. teatru europejskich działań. Tymczasem, zwłaszcza nowsze wersje (od D wzwyż), czyli Kittyhawk I do II, okazało się, że dały aliantom aż 200 asów myśliwskich (tj. z liczbą zestrzeleń ponad 5) !
Obok bowiem silnej konstrukcji i słynnych wymalowanych na dziobie zębów rekina, dzięki którym, dodajmy, P-40 zrobił wielką kinowa karierę, myśliwce te wyróżniały się niesamowitą zwrotnością – najmniejszym promieniem skrętu, oraz doskonałą prędkością w nurkowaniu – w porównaniu z niemieckim Me-109, czy brytyjskim Spitfirem. W zwrotności dorównywał mu tylko znakomity włoski Folgore – błyskawica, który był jednak często za słabo uzbrojony ze względu na niewydolność włoskiego przemysłu.
Ponadto P-40 miał ponad dwa razy większy zasięg od ww. myśliwców, co umożliwiało mu eskortowanie na całym praktycznie obszarze walk w basenie M. Śródziemnego, niżej lecących bombowców.
A co ciekawe okazało się, że za stosunkowo małe straty odpowiadało głównie jego… silne podwozie. W warunkach bowiem polowych lotnisk pustynnych, straty powstałe w wyniku rozbijaniu się przy lądowaniu Messerschmittów i Spitfirów, były nawet większe niż w wyniku toczonych walk powietrznych (…). No i oczywiście to umożliwiało mu start z większą ilością bomb, użycie jako wydajnego samolotu myśliwsko bombowego.
P-40 w sposób decydujący zatem zapewnił aliantom przewagę w powietrzu, skracając udział Włoch w wojnie być może nawet o pół roku, a co najmniej o 2-3 m-ce…