Gdy cesarz chciał się rozerwać, blady strach padał na jego poddanych. Ulubionymi „zabawami” władców Rzymu były krwawe walki oraz masakry (nie tylko zwierząt).
Kommodus przeszedł do historii jako wyjątkowy tyran. Jego zamiłowanie do okrucieństwa przejawiało się również w jego ulubionych rozrywkach. Wprost uwielbiał urządzać krwawe igrzyska. Ba, nie tylko obserwował zmagania na śmierć i życie na arenie, ale niekiedy… sam w nich uczestniczył! Oczywiście jedynie udawał przy tym „bohatera”. Owszem, ochoczo mordował zwierzęta (bardzo wiele zwierząt), ale tak, by się przy tym zbytnio nie natrudzić.
Przy jednej z takich okazji przechadzał się kładkami rozmieszczonymi nad areną uzbrojony we włócznię i z góry atakował bezbronne ofiary znajdujące się poniżej. Miał w ten sposób zabić setkę niedźwiedzi. Bynajmniej nie zaspokoiło to jego żądzy mordu. W kolejnych dniach pojawiał się już nawet bezpośrednio na arenie, by zabijać zwierzęta… uwięzione w klatkach. Wśród nich miały być tygrys, słoń oraz hipopotam… Kasjusz Dion określił ów wyczyn mianem „dziecinnej igraszki”.
Ale to i tak nic w porównaniu z „zabawami” innych cesarzy. W ramach inauguracji Koloseum za Tytusa śmierć na arenie poniosło podobno ok. 5000 zwierząt. A i to nie był rekord. Za Trajana w ciągu 123 dni zabito ich 11 000. I choć Kasjusz Dion ostrzegał, by nie traktować tych danych dosłownie, to tak czy siak prawdziwe liczby musiały być szokujące.
Ulubieniec tłumów
Jak podaje Mary Beard w książce „Cesarz Rzymu”: „W starożytności o Kommodusie w roli gladiatora krążyło mnóstwo plotek, prawdziwych i zakulisowych (czasem mordował swoich przeciwników, a innym razem obcinał im nos albo uszy), o tysiącach zaszlachtowanych zwierząt, w tym nosorożcach i żyrafie, i o tym, że miał prywatną kwaterę w koszarach gladiatorów. Pojawiła się nawet fantastyczna pogłoska, że – gdyby wcześniej nie został zamordowany – wkrótce uśmierciłby obu konsulów, przejąłby ich urząd i występował jako konsul w kostiumie gladiatora”.
Pewnego razu podczas igrzysk Kommodus odciął głowę strusiowi tylko po to, by wymachując nią, podejść do trybuny, na której zasiadali senatorowie. Swoje „bohaterstwo” udowadniał również, walcząc z gladiatorami. Na arenę wchodził uzbrojony w drewniany miecz. Jego przeciwnikom wolno było posługiwać się tylko patykami. Łatwo zgadnąć, kto podczas tych potyczek był górą. Podobnie poczynał sobie Kaligula, który także lubił zgrywać gladiatora. Jednego ze swych przeciwników zamordował sztyletem. Ofiara nie miała szans – do obrony dostała atrapę miecza.
Źródeł morderczych zapędów Kaliguli można doszukiwać się w… zazdrości. Ponoć bardzo nie podobało mu się, kiedy publika okazywała uczestnikom walk uznanie oklaskami. Oburzał się: „Jak to jest, że lud, który rządzi światem, oddaje cześć jakiemuś gladiatorowi, a nie mojej szlachetnej osobie?”. Akurat w tamtej konkretnej sytuacji nie zdołał jednak odpowiedzieć na afront, bo gdy zerwał się, by osobiście stanąć na arenie… potknął się o skrawek swojej togi i spadł ze schodów.
Każdy jakieś hobby ma…
Oczywiście nie wszyscy cesarze mieli równie makabryczne upodobania. Acz przyglądając się bliżej ich „zainteresowaniom” nie sposób nie dojść do wniosku, że wielu pełniących tę funkcję znajdowało sobie hobby w postaci… dręczenia otoczenia. W mniej lub bardziej drastyczny sposób. I tak Tyberiusz wręcz kompulsywnie obsypywał swoich gości pytaniami o ostatnio przeczytane dzieła (acz zapewne woleli to od seksualnych „rozrywek”, jakie organizował – zwykle bez zgody uczestników – na Capri). Natomiast Tytus lubował się w… ręcznym pisaniu. W imitowaniu pisma innych ludzi doszedł do takiej wprawy, że spokojnie mógłby zrobić karierę fałszerza dokumentów.
Szokująco wiele cesarskich zabaw sprowadzało się do czynienia krzywdy innym istotom. I tak Domicjan łapał muchy, by je potem przekłuwać, a Neron, Kommodus i Lucjusz Werus w wolnym czasie wyprawiali się wieczorami „na miasto” tylko po to, by wszcząć awanturę i pobić jakiegoś bogom ducha winnego obywatela.
Delikatny jak cesarz
Co ciekawe, ponoć Neron wręcz nie znosił walk gladiatorów. Najwyraźniej brutalne czyny akceptował wyłącznie we własnym wykonaniu. Jak podaje w książce „Cesarz Rzymu” Mary Beard: „na pewno nie był zadowolony, kiedy podczas innego pechowego spektaklu pewien akrobata roztrzaskał się o ziemię i obryzgał go krwią”. Z drugiej strony miał zmuszać senatorów, by wchodzili na arenę i stawali do walki.
Mary Beard przypuszcza, że wspomniany nieszczęsny akrobata mógł odgrywać przed cesarzem scenę – równie pechowego” lotu Ikara. W amfiteatrach, ku uciesze ludu i władcy, często odtwarzano bowiem sceny z mitologii. I to dość dosłownie. Przykładowo mężczyznę, który grał umierającego Herkulesa, faktycznie spalono żywcem.
Bywało, że jakąś scenę mitologiczną zapragnął odegrać sam cesarz. Według plotki Kommodus chciał wcielić się w Herkulesa, który strzałami z łuku wybija ptaki stymfalijskie. Problem w tym, że postanowił zrobić to na arenie wypełnionej widzami, którzy w jego chorej fantazji mieli „zagrać” rzeczone ptaki. Cesarz planował wybierać swoje losowo. Swoją drogą, byłby to dość ironiczny koniec dla tych, którzy przybyli do amfiteatru, by podziwiać śmierć gladiatorów i zwierząt. Nie wiadomo, czy faktycznie zrealizował swój pomysł. Niesprawdzoną pogłoską zdaniem Mary Beard były też doniesienia o Neronie, który przebierał się w zwierzęce skóry, by zamieniać się w „dziką bestię” atakującą genitalia przywiązanych do słupów nieszczęśników. Cóż, ponoć w każdej plotce jest ziarno prawdy…
Źródło:
Artykuł powstał na podstawie książki Mary Beard Cesarz Rzymu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2023.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.