Wiele napisano o roli koni w hiszpańskim podboju Ameryki. Mało uwagi poświęca się za to psom. A przecież one też miały dość zaskakujący udział w konkwiście.
Zacząć należałoby od tego, o jakich psach w ogóle mówimy. Rasy zmieniały się na przestrzeni czasu i różniły się od współczesnych. Generalnie do Ameryki Hiszpanie zabierali ze sobą głównie psy myśliwskie w typie charta i bojowe mastify. Jedne i drugie budziły przerażenie wśród mieszkańców Nowego Świata.
Część czytelników mogłaby zapytać: dlaczego? W końcu na kontynencie amerykańskim psy pojawiły się tysiące lat przed odkryciem Kolumba, razem z prehistorycznymi łowcami-zbieraczami z Syberii. Rzecz w tym, że w momencie przybycia Europejczyków miejscowe rasy były mniejsze, słabsze i często hodowane raczej na mięso niż do polowania czy obrony. Choć Kolumb napotkał je podczas swoich podróży, to jednak nie uznał ich za wystarczająco interesujące, by zabrać je do Europy.
Pies lepszy niż dziesięciu żołnierzy
W drugą stronę pierwsze psy popłynęły bardzo wcześnie, bo już z drugą wyprawą Kolumba, która wyruszyła z Hiszpanii w 1493 roku. Na statkach znalazło się 20 mastifów i chartów, które szybko pokazały swoją użyteczność. Rdzenni mieszkańcy Hispanioli i innych wysp Karaibów z uwagi na tropikalny klimat ubierali się raczej lekko, więc ich strój nie dawał żadnej ochrony przed kłami psów. Poza tym ujadające, warczące, śliniące się i obdarzone ogromnymi zębami zwierzęta musiały przypominać im bestie z najgorszych koszmarów.
Nic dziwnego więc, że spuszczenie psów ze smyczy często decydowało o wyniku starcia między Hiszpanami a lokalną ludnością. Według niektórych źródeł jeden pies był w walce wart dziesięciu żołnierzy. Jest w tym prawdopodobnie trochę przesady, ale tylko trochę. Znana jest historia Becerrillo, psa, który wyróżniał się inteligencją i zajadłością. W trakcie podboju Portoryko otrzymywał (na ręce właściciela) połowę wygrodzenia kusznika i swój udział w łupach.
Weźmy inny przykład. Bartolomé de Las Casas, zakonnik, obrońca Indian i kronikarz z pewną skłonnością do przesady, opisał walkę stoczoną pod Vega Real pomiędzy Hiszpanami a tubylcami z Hispanioli. Według jego relacji psy rzuciły się na niemal nagich wojowników, gryząc ich brzuchy i gardła, a potem rozszarpując na kawałki. Każdy miał zabić setkę przeciwników. Las Casas jest znany z dość swobodnego operowania liczbami, jednak skuteczność czworonogów w bitwach potwierdzają także inne źródła. Po zakończeniu starcia psy zostawały na polu bitwy i zjadały ciała pokonanych wrogów.
Narzędzie terroru
Psy bywały także przydatne przy tropieniu zbiegów. W miarę jak Hiszpanie opanowywali kolejne wyspy Karaibów, coraz więcej tubylców było zmuszanych do niewolniczej pracy. Zbrojny opór przynosił bardzo mizerne efekty, dlatego wielu decydowało się na ucieczkę w odludne i trudno dostępne rejony. Niestety dla uciekinierów, przywiezione z Europy charty świetne nadawały się do pościgu. Jedyną drogą ucieczki od koszmaru było samobójstwo. Psy stanowiły też narzędzie przerażającej kary. Znane są liczne relacje opisujące, że niektórych zbiegów – dla przykładu – rzucano psom na pożarcie.
W ogóle przywiezione z Europy charty i mastify często stanowiły narzędzie terroru, pozwalające kontrolować tubylczą populację. W liście protestacyjnym kierowanym do Korony, a datowanym na 1516 rok, czternastu dominikanów opisuje sytuację mrożącą krew żyłach. Pewnego dnia grupa Hiszpanów przechodziła obok kobiety trzymającej w ramionach niemowlę. Jeden z mężczyzn wyrwał dziecko z rąk matki i rzucił je psu do zjedzenia. Przykładów karmienia psów ludzkim mięsem jest zresztą wiele.
Hiszpańska ekspansja na stały ląd nie przyniosła zmian w użyciu psów. Dalej były używane do walki i terroryzowania podbitej ludności. Gubernator Panamy Pedrárias Dávila zorganizował nawet specjalną walkę pomiędzy lokalnymi kacykami posądzonymi o ludożerstwo a bojowymi psami. Każdy z pechowych uczestników przedstawienia otrzymał do obrony kij. Najpierw Hiszpanie wypuścili młode i niedoświadczone psy, przed którymi można było się obronić. Jednak potem na arenę wkroczyły bojowe mastify, które jeden po drugim powaliły na ziemię, a następnie rozszarpały nieszczęśników.
Czytaj też: Niewolnictwo i krwawy podbój w imię Boga, czyli co Kolumb sprowadził do Ameryki
Zmiany na lepsze
Okrucieństwo wobec amerykańskich poddanych w końcu zmusiło hiszpańskie władze w Europie do podjęcia działań w celu ich ochrony. W 1540 roku Cristobal Vaca de Castro został mianowany specjalnym wysłannikiem Korony. Jego zadaniem było przywrócenia porządku w Peru i poprawienia losu rdzennej populacji. Wśród 49 artykułów instrukcji, którą otrzymał, jeden dotyczył zakazu trzymania agresywnych psów i szkolenia ich dla użytku w przyszłości. Inna rzecz, że okres konkwisty powoli zmierzał do końca, a eksploatacja podbitych ludów wymagała nieco bardziej finezyjnego podejścia.
Poza tym psy mnożyły się na potęgę i budziły coraz mniejszy strach. W latach 80. XVI wieku zdarzało się już, że rdzenni mieszkańcy hiszpańskiej Ameryki używali psów europejskiego pochodzenia do polowania i obrony. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło.
Polecamy video: Największa katastrofa w dziejach? Tak zginęli (prawie) wszyscy Amerykanie…
Bibliografia:
- John Grier Varner, Jeannette Johnson Varner, Dogs of the Conquest, Univesity of Oklahoma Press, Norman 1983.
- Bartolomé de las Casas, Krótka relacja o wyniszczeniu Indian, tłum. K. Niklewiczówna, W drodze, Poznań 1998.
- Freddy Ronald Centurión González, Apuntes de historia del derecho peruano. Cristóbal Vaca de Castro, Gobernador de la Nueva Castilla (1541–1543), „IUS: Revista De investigación De La Facultad De Derecho”, 2019, 8(2), s. 33–44.
KOMENTARZE (1)
Właśnie, bo jakie to były ówczesne, tamtejsze, dzikie psy!
Real Life