Nazwę Top Gun kojarzymy głównie z filmami o tym tytule. Kryje się pod nią elitarna amerykańska szkoła pilotów wojskowych. Jej „absolwenci” brali udział m.in. w wojnie w Wietnamie i operacji Pustynna Burza.
Dlaczego powstała szkoła Top Gun? W tym przypadku pytanie „dlaczego” jest o wiele bardziej istotne niż „jak”. A wszystko przez wojnę w Wietnamie, w którą Stany Zjednoczone zaangażowały się na olbrzymią skalę. W trakcie działań wojennych zauważono przede wszystkim, że pomimo niewątpliwej przewagi technologicznej amerykańskie lotnictwo ponosi dotkliwe straty. Ich skala była wręcz alarmująca. Tracono licznych pilotów i sprzęt.
Ponadto skuteczność pilotów USA pozostawiała bardzo wiele do życzenia. O ile w czasie II wojny światowej w Japonii wynosiła aż 15:1 (zestrzelenia), a w trakcie wojny w Korei wahała się od 4:1 nawet do 14:1 (w zależności od źródła), to w Wietnamie wskaźniki te były zatrważająco niskie. Kształtowały się na poziomie zaledwie 2,5:1, a w niektórych przypadkach nawet poniżej 1:1! I to w sytuacji, kiedy przeciwnicy dysponowali przestarzałymi samolotami MiG-17, które nawet nie przekraczały prędkości dźwięku! Światowe mocarstwo nie mogło sobie pozwolić na taką kompromitację.
Czytaj też: Bitwa o Hue. Jedna z najbardziej krwawych bitew wojny wietnamskiej
Powstanie szkoły dla asów
Coś trzeba było z tym zrobić. W tym celu w roku 1968 Naval Air Systems Command zleciło kapitanowi Frankowi W. Aultowi, doświadczonemu pilotowi, zbadanie sprawy i przygotowanie stosownego raportu. Kapitan nie bawił się w sentymenty. W swoim liczącym aż 480 stron Air-to-Air Missile System Capability Review bezpardonowo wypunktował wszystkie niedociągnięcia. Głównym problemem były wprowadzane wtedy rakiety powietrze-powietrze. W tamtych latach zamierzano skończyć z ryzykowną bezpośrednią walką w powietrzu. W tym celu zaczęto na szerszą skalę stosować rakiety. Te jednak były wręcz tragicznie nieskuteczne. Przykładowo naprowadzane radarem AIM-7 Sparrow trafiały w cel tylko raz na 10 odpaleń. Katastrofa.
Ale Frank Ault zwrócił też uwagę na istotne braki w zakresie szkolenia pilotów. Sugerował potrzebę urealnienia całego systemu szkolenia. Przede wszystkim – uwzględnienia w nim innych typów samolotów przeciwników oraz stosowanej przez nich taktyki. Powstały zręby nowego programu szkoleniowego. Zajęcia rozpoczęły się w marcu 1969 roku. Uczniowie zostali ulokowani w bazie Naval Air Station w Miramar w Kalifornii, nazywanym czasem Fightertown.
Intensywne szkolenia przyniosły efekty. Piloci oddelegowani do szkoły Top Gun wracali potem do swoich eskadr i przekazywali innym zdobytą wiedzę. Zajęło to 3 lata, ale wskaźniki zdecydowanie się poprawiły. W roku 1972 podskoczyły aż do 12:1. 21 lipca 1972 roku nowa szkoła, nazwana Navy Fighter Weapons School, stała się samodzielną jednostką. To właśnie NFWS nosi „ksywę” Top Gun. Powstała ona jeszcze w czasach pierwszych szkoleń w roku 1969.
Czytaj też: Dlaczego Amerykanie przegrali wojnę w Wietnamie?
Ewolucja Navy Fighter Weapons School
Na przestrzeni lat słynna szkoła adaptowała się do zmieniających się okoliczności. W roku 1994 do programu szkolenia włączono misje polegające na atakowaniu celów naziemnych. Oczywiście nie zapominano też o treningach czysto „powietrznych” – chociażby z MiGami radzieckiej produkcji jako przeciwnikami. W późniejszym czasie, szczególnie w kontekście działań wojennych w Iraku i Afganistanie, tym bardziej zauważono potrzebę szkolenia pilotów w zakresie air-to-surface missions. W coraz większym stopniu zwracano też uwagę na konieczność dostosowania systemu szkolenia do atakowania wrogich okrętów.
Rok 1996 przyniósł jedną istotną zmianę: szkołę czekała przeprowadzka. Dokładnie 29 maja 1996 roku z bazy w Miramar odleciały 4 F-14 Tomcat i 12 F/A-18 Super Hornet. Ich celem była nowa baza: znajdująca się w pobliżu Reno Naval Air Station Fallon. Była to istotna zmiana jakościowa. O ile w Miramar piloci dysponowali jedynie nieco ponad 23 000 akrami, to w Fallon powierzchnia ta była przeszło 10 razy większa: aż 240 000 akrów. Przed pilotami otwierały się zupełnie nowe możliwości.
Jednocześnie szkoła została włączona w struktury Naval Strike and Air Warfare Center. Obecnie jest to Naval Aviation Warfighting Development Center, w skład którego oprócz Top Gun wchodzą także Carrier Airborne Early Warning Weapons School oraz Navy Rotary Wing Weapons School.
Jak wygląda szkolenie?
Istotne są m.in. kursy STFI (strike fighter tactics instructor). Taki kurs trwa około 9 tygodni. W jego trakcie przedstawiane są aktualne misje, zarówno powietrze-powietrze, jak i powietrze-ziemia, oraz wykorzystywane w nich taktyki (są one stale aktualizowane). Łącznie przewidzianych jest 80 godzin wykładów oraz wypady, w których uczniowie mają możliwość sprawdzić się przeciwko instruktorom.
Trzeba jednak podkreślić, że nikt nie kończy tej szkoły „raz na zawsze”. Zazwyczaj jesienią w Top Gun organizowana jest swoista „podyplomówka”. Nawet instruktorzy wracają wówczas do klas, aby zaktualizować wiedzę i nauczyć się wykorzystywać świeżo zdobyte informacje w powietrzu. Co ciekawe, w szkole jest też miejsce na ćwiczenia z zakresu operacji ratunkowych, tzw. SAR – search and rescue.
Skok technologiczny, jaki wciąż się dokonuje, sprawia, że maszyny, jakimi dysponują amerykańscy piloci, stają się w coraz większym stopniu skomplikowane. Są wręcz naszpikowane elektroniką, o czym nawet nie mogli pomarzyć pierwsi adepci Top Gun. Pojawiają się też coraz nowsze rodzaje uzbrojenia. Powoduje to, że opanowanie nowego samolotu może zajmować więcej czasu niż kiedyś. Dlatego też w późnych latach 2000 zadecydowano o wydłużeniu czasu trwania kursów z 9 tygodni do 13 tygodni. Zresztą z tych samych powodów dokształcać się muszą i nauczyciele. Mówi się, że ich wiedza jest porównywalna do wiedzy, jaką dysponują inżynierowie odpowiedzialni za produkcję myśliwców.
Na jakim sprzęcie latają adepci Top Gun?
W czasie kilkudziesięciu lat istnienia Top Gun technika wojskowa znacząco poszła do przodu. Na samym początku funkcjonowania szkoły latano na takich samolotach, jak F-4 Phantom II, F-8 Crusader i A-4 Skyhawk. Początek ich rozwoju datuje się na lata 50. XX wieku. Wszystkie trzy typy były dość szeroko wykorzystywane podczas wojny w Wietnamie. W latach 80., kiedy na ekrany kin wchodził pierwszy film „Top Gun”, na topie był m.in. F-14 Tomcat, chociaż pierwszy jego lot miał miejsce już w 1970 roku. Zresztą to właśnie ten myśliwiec zobaczyliśmy na wielkim ekranie. Na rzeczywistym polu bitwy F-14 wziął m.in. udział w operacji Pustynna Burza oraz w działaniach w Bośni.
Obecne czasy to przede wszystkim samoloty F-16, F/A-18 Hornet, F/A-18 Super Hornet. Ten pierwszy, F-16 Fighting Falcon, odegrał w trakcie Pustynnej Burzy nawet większą rolę niż F-14. Z technicznego punktu widzenia jest w stanie wytrzymać nawet przeciążenie 9G.
Wspomnieć należy również o znanym nam w kontekście zainteresowań polskiego resortu obrony F-35. Jest to samolot wielozadaniowy piątej generacji o wadze ponad 13 ton bez obciążenia i prawie 30 ton z pełnym obciążeniem. Jego maksymalna prędkość wynosi 1,6 macha. Jest jednym z samolotów z poszyciem wykonanym w technologii stealth. Wyposażono go w rakiety powietrze-powietrze AIM-120 AMRAAM oraz AIM-9X Sidewinder. Może również przenosić m.in. naprowadzane laserowo bomby. Jego najnowsza wersja to F-35 Lightning II.
Czytaj też: Najbardziej spektakularne operacje polskich komandosów z GROM-u, o których nie miałeś pojęcia
Top Gun: Maverick
Z kolei „gwiazdą” najnowszego filmu „Top Gun: Maverick” jest właśnie F/A-18 Super Hornet. Twórcy filmu za użytkowanie tego samolotu płacili U.S. Navy ponad 11 000 dolarów za godzinę! Był w tym jednak pewien haczyk. Na wszelki wypadek zastrzeżono, że Tom Cruise nie ma prawa dotykać jakichkolwiek przyrządów! Może chodziło o zbieżność jego nazwiska z cruise missile? A tak serio: regulacje Departamentu Obrony zabraniają osobom spoza armii używania sprzętu wojskowego, jedynie z drobnymi wyjątkami.
W filmie zatem aktorzy w rzeczywistości zajmowali miejsca za pilotami. Przy czym obowiązkowo musieli przejść szkolenie dotyczące katapultowania się oraz sztuki przetrwania na morzu. To pierwsze wyjaśnia zatem, dlaczego w „Top Gun: Maverick” nie wykorzystano F-35: jest to bowiem samolot jednomiejscowy, którego w żaden sposób aktorzy nie mogliby samodzielnie pilotować.
Począwszy od II wojny światowej historia jasno pokazuje, że panowanie w powietrzu jest często kluczem do sukcesu. Stany Zjednoczone doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego stale inwestują w rozwój lotnictwa wojskowego. Ale samoloty same nie wygrają wojny. Potrzebują ludzi. Perfekcyjnie wyszkolonych pilotów. Dlatego też – o ile nie zostaną kiedyś zastąpieni przez sztuczną inteligencję – szkoła Top Gun może być pewna swojej pozycji w systemie, który od lat działa jak dobrze naoliwiona maszyna.
Bibliografia
- F-35A specifications, airforce.gov.au, dostęp: 26.05.2022.
- D. Flatley, ‘Top Gun: Maverick’ studio paid U.S Navy more than $11,000 an hour for fighter jet rides—but Tom Cruise wasn’t allowed to touch the controls, fortune.com, dostęp: 26.05.2022.
- G. Hall, Top Gun: the Navy’s Fighter Weapons School, Presidio Press, Novato 1987.
- K. Lange, Ingrained Evolution: How TOPGUN Keeps Its Edge, defense.gov, dostęp: 26.05.2022.
- K. Lange, It Started in a Parking Lot: TOPGUN’s History Revealed, www.defense.gov, dostęp: 26.05.2022.
- A. Lightbody, J. Poyer, The complete book of top gun: America’s flying aces, Beekman House, New York 1990.
- R. Llinares, Strike. Beyond Top Gun, Zenith Press, St. Paul 2006.
- TOPGUN Edge of Aviation, defense.gov, dostęp: 26.05.2022.
- D. J. Zimmerman, Top Gun: 50 Years of Naval Air Superiority, Quarto Publishing Group, Beverly 2019.
KOMENTARZE (4)
W póznych latach 2000 czyli ok 2100 roku
Miramar na Florydzie???? Chyba w Kalifornii….
Dla wielu Kalifornia i Floryda to jedno, tak jak Polska ma jedno wybrzeże. Niestety taki mamy poziom. Niektórym nie mieści się w głowie że można mieć z dwu stron dostęp do morza, o oceanie nie wspominając. Przecież u dołu są góry a u góry morze.
Bo ma jedno Wybrzeże
Podział administracyjny jest kwesta umowna