Jednorazowo gromadziły nawet 250 tysięcy widzów. Były ulubioną rozrywką starożytnych Rzymian. Brał w nich udział sam Neron. Mowa o wyścigach rydwanów.
„Jestem bardzo zadziwiony, że tak wiele tysięcy dorosłych mężczyzn ogarniętych jest dziecięcą pasją patrzenia na galopujące konie i mężczyzn w rydwanach” – pisał Pliniusz Młodszy, rzymski pisarz i polityk. Sięgające zenitu emocje ogarniały jednak nie tylko widzów. W furor circensis wpadali bowiem też zawodnicy i to tacy, których mało kto się spodziewał na cyrkowej arenie.
Utarty przez wieki stereotyp typowej rozrywki antycznych Rzymian sprowadza się najczęściej do okrutnych walk gladiatorów. Ewentualnie skłonni jesteśmy widzieć mieszkańców Wiecznego Miasta rozkoszujących się krwawymi ofiarami z chrześcijan rzucanych lwom na pożarcie. Tymczasem to wyścigi dwukołowych powozów były najpopularniejszą rozrywką mieszkańców Imperium Romanum. W samym bowiem tylko Circus Maximus potrafiły one zgromadzić jednorazowo nawet 250 tysięcy widzów. Zapewne nie bez znaczenia był przy tym fakt, że wstęp na hipodrom był bezpłatny. Zdarzało się więc, że na wiele godzin przed rozpoczęciem widowiska wysyłano na trybuny niewolników, którzy zajmowali miejsca dla swoich właścicieli.
Impreza od święta i na co dzień
Badania historyków zdają się potwierdzać, że zamiłowanie do zmagań konnych zaprzęgów Rzymianie odziedziczyli po Etruskach lub Lukanach – wcześniejszych mieszkańcach Półwyspu Apenińskiego. Początkowo były one prawdopodobnie związane z obrzędami religijnymi i mogły się odbywać tylko w określone dni świąteczne. Zakłada się również, że właśnie z tamtego okresu wziął się tradycyjny podział na stajnie (można by rzec – dzisiejsze kluby sportowe), których nazwy pochodziły od kolorów szat zawodników.
I tak jako pierwsze miały się pojawić stajnie Czerwonych, poświęcone zapewne Marsowi, i Białych – z Jupiterem jako patronem. Następnie związanych z kultem Neptuna Niebieskich i Zielonych – kojarzonych z Mają lub Wenus. Wzrost popularności wyścigów rydwanów sprawił jednak, że z czasem straciły one typowo religijny charakter na rzecz masowej rozrywki. Jednocześnie kibicowskie spory zaczęły niejednokrotnie przeradzać się w tumulty i regularne walki, przy których dzisiejsze ustawki są niewinnymi przepychankami przedszkolaków.
Czytaj też: Rzymska potęga – Circus Maximus
Pecunia non olet
Rzymianie kibicujący poszczególnym stajniom wiązali się z nimi często na całe życie. Co bogatsi wspierali je finansowo. Oczywiście, jak to przy sportowych zmaganiach bywa, niezwykle popularne były wszelkiego rodzaju zakłady bukmacherskie. Te nie zawsze uczciwe transakcje odbywały się często w podejrzanych spelunach. Przykład takowej „dobrze znanej z taniego wina, swawolnych ladacznic i delikwentów, którzy sprzedawali poufne informacje na temat wyścigów rydwanów” znajdujemy w książce Simona Scarrowa Orły imperium. Dzień Cezarów. To właśnie w takich miejscach najzagorzalsi kibice potrafili postawić w zakładach cały posiadany majątek. I rzecz jasna zdarzały się wygrane, ale ich wysokość miała się nijak do sum zdobywanych przez zawodników.
Same wyścigi były niejednokrotnie brutalne (dopuszczalne było np. spychanie rydwanu rywala) i tak niebezpieczne, że zwycięzców z miejsca uważano za bohaterów. A to z kolei automatycznie odbijało się na ich zarobkach. Dość powiedzieć, że rekordzistą wszech czasów w sumie zdobytych nagród był właśnie powożący rydwanem Gajusz Apulejusz Diokles. Szacuje się, że w ciągu swojej kariery zgromadził majątek warty (w przeliczeniu) 15 mld dolarów (!).
Czytaj też: Czy chciałbyś zostać miliarderem… w starożytnym Rzymie?
Sport dla wszystkich
Wyścigami rydwanów pasjonowali się nie tylko prości obywatele, patrycjusze czy nawet niewolnicy (wielu zawodników pochodziło z tej najniższej grupy społecznej i sukcesy na arenie były dla nich często drogą ku wolności), ale też władcy Imperium Romanum. Wiadomo bowiem, że niektórzy z cesarzy byli zagorzałymi fanami „kolorowych” frakcji cyrkowych. I tak Witeliusz i Karakalla mieli opowiadać się za Niebieskimi. Z kolei Kaligula w swych dziwactwach miał żywo dopingować Zielonych, przesiadując często całymi dniami w ich stajniach.
Kolor nadziei miał przypaść do gustu również Neronowi. Lecz nie na samym kibicowaniu się kończyło. Znany powszechnie ze śpiewu przy wtórze lutni miedzianobrody cesarz z zapałem bowiem… powoził rydwanami. Przyszły despota, okrutnik, matko- i żonobójca „namiętnie już od wczesnej młodości uwielbiał konie i przeważnie rozmawiał tylko o igrzyskach cyrkowych, choć mu wzbraniano” – pisał Swetoniusz. W dalszych wywodach rzymski pisarz wspomina, że: „W samych początkach panowania bawił się codziennie wyścigami kwadryg z kości słoniowej na stole do gry”. Jego młodzieńcza fascynacja gonitwami była tak wielka, że potrafił dla nich potajemnie opuszczać pałac lub też ubolewać nad losem poniesionego przez konie woźnicy ze stronnictwa Zielonych – za co zresztą został ostro upomniany przez nauczyciela.
Gdy tylko wyzwolił się spod kurateli opiekunów, zaczął regularnie organizować wszelkiego rodzaju igrzyska, wśród który prym wiodły właśnie hippiczne z wyścigami rydwanów na czele. W swej pomysłowości posunął się nawet do tego, że urządzał gonitwy kwadryg zaprzężonych w… wielbłądy. Jako osoba żądna powodzenia i poklasku Neron był „gotów współzawodniczyć z każdym, kto jakimkolwiek sposobem oddziaływał na lud” – wspominał Swetoniusz. A że woźnice stawali się bożyszczami Rzymian, cesarz sam chciał ująć lejce i zapisać się złotymi zgłoskami w historii igrzysk.
Czytaj też: Neron – żonobójca utrzymujący kazirodcze stosunki z matką, sadysta i szaleniec
Trening czyni mistrza?
Dla Nerona nie miało przy tym znaczenia, że mimo sławy i bogactwa powożący rydwanami nie mieli wysokiego statusu społecznego. A same zawody miały być przeznaczone dla pospólstwa, które według słów włożonych w cesarskie usta przez Simona Scarrowa w Orłach imperium: „bardziej gustuje w walkach gladiatorów czy wyścigach rydwanów”. Dla miedzianobrodego wzorem zdawał się Tyberiusz, który jeszcze zanim zasiadł na cesarskim tronie, zdobył laury na hipodromie, lub król Pontu Mitrydates VI powożący aż 16-konnym zaprzęgiem.
Zanim jednak Neron stanął w szranki zawodów, próbował swoich sił w pałacowych ogrodach, gdzie jego jedyną publicznością byli niewolnicy i przypadkowi gapie. Ku uciesze cesarza te prywatne występy spotykały się z wielką aprobatą prostego ludu. Zupełnie jednak inaczej patrzyli na to patrycjusze i jego doradcy, dla których tak niegodne zachowanie przynosiło ujmę cesarskiemu majestatowi. Neron nic sobie jednak z tego nie robił i tylko czekał, by wreszcie zaprezentować się oficjalnie.
Czytaj też: Najlepiej zarabiający gladiatorzy. Jakich fortun się dorobili?
Jego wielkie greckie… tournée
O pierwszych startach Nerona niestety nic nie wiadomo oprócz tego, że występy na arenie Circus Maximus szybko mu się znudziły. Cesarz pragnął prawdziwie olimpijskiej chwały, a gdzie indziej mógłby takową zdobyć, jeśli nie w kolebce idei sportowych zmagań o wawrzyny. Podejrzewa się też, że wyprawa do Achai była spowodowana chęcią odpoczynku po udaremnionym spisku na jego życie. Jakkolwiek było, w latach 66–67 Neron odbył wielkie tournée po Helladzie, biorąc udział w przesuniętych w kalendarzu i skumulowanych specjalnie dla niego igrzyskach. Miał zdobyć w nich przeszło 1800 nagród za śpiew, aktorstwo, grę na kitarze, zawody atletyczne (w których specjalnie się szkolił przed wyjazdem) i właśnie za powożenie rydwanem.
Należy podejrzewać, że zapewne większość triumfów nie była zasłużona, a wynikała bardziej z przezorności roztropnych Greków. Swetoniusz bowiem opisuje pewien wyścig 10-konnych zaprzęgów, w czasie których cesarz „wypadł z wozu i znowu go tam umieszczono. Lecz gdy nie mógł się utrzymać, zaniechał udziału przed końcem biegu. Niemniej został nagrodzony wieńcem”. Być może było to również wynikiem uwielbianego przez Nerona przekupstwa, o którym czytamy również w Orłach imperium. W każdym razie radość imperatora była tak wielka, że opuszczając gościnnych Hellenów, obdarzył całą prowincję wolnością podatkową, a sprawnie działających sędziów obywatelstwem rzymskim i dużą sumą pieniędzy.
Czy w rzeczywistości zasłużona, czy też okupiona grubymi sestercjami i strachem przed cesarskim gniewem chwała okazała się, wbrew oczekiwaniom Nerona, bardzo krótkotrwała. Niedługo bowiem po jego samobójczej śmierci w 68 roku greckie jury uznało triumfy miedzianobrodego za nieważne i na zawsze wykreśliło je z annałów. Jako oficjalny powód tego swoistego ostracyzmu na osobie imperatora podano rozegranie igrzysk w nieprzepisowym terminie…
Inspiracja
- Inspirację stanowiła najnowsza książka Simona Scarrowa Dzień cezarów. Orły imperium, 16. tom bestsellerowego cyklu rzymskiego, który ukazał się nakładem wydawnictwa Książnica.
Bibliografia
- Cary M., Scullard H.H., Dzieje Rzymu. Od czasów najdawniejszych do Konstantyna, tłum. J. Schwakopf, t. 2, Warszawa 1992.
- Kiedrowski M., Najbogatszy sportowiec w historii, Ale Historia [dostęp: 18.02.2022].
- Słapek D., Sport i widowiska w świecie antycznym, Kraków 2010.
- Swetoniusz, Żywoty Cezarów, tłum. J. Niemirska-Pliszczyńska, t. 2, Wrocław 2004.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.