Sto lat temu prasa kobieca przeżywała prawdziwy rozkwit. Co w najpopularniejszych tytułach mogły znaleźć nasze prababcie? Niektóre tematy są aktualne do dziś!
Różnorodność – słowo-klucz międzywojnia. Patrząc choćby na narodowość: Polacy stanowili tylko niecałe 70% mieszkańców kraju. I to licząc ogólnie. Część regionów, choć formalnie należała do II RP, zamieszkana były głównie przez inne nacje. Do tego kwestie religijne, klasowe, polityczne… Stąd też mnogość segmentów prasy kobiecej. W tym – czasopisma mniejszościowe. Panie mogły przebierać w około 200 tytułach. Do wyboru, do koloru!
Czasopisma dla wszystkich
Wśród kobiecych magazynów w międzywojniu królowała przede wszystkim „Ewa”. Tygodnik wychodził w latach 1928–1932, a jeden egzemplarz kosztował 30–60 groszy. W przypadku prenumeraty czytelniczki, czyli przede wszystkim wyemancypowane Żydówki, płaciły około 2 zł miesięcznie. Gazeta niemal nie zawierała ilustracji. Dotyczyła głównie życia kobiet w Polsce i Palestynie, choć pojawiały się oczywiście informacje ze świata. Na jej łamach znaleźlibyśmy historie z procesów rozwodowych i kwestie związane z prawem aborcyjnym. Tygodnik poruszał tematy związane z równouprawnieniem, działalnością znanych, charyzmatycznych kobiet i pozycją członkiń w gminach żydowskich. Z kolei porady modowe i kosmetyczne wydawczynie traktowały marginalnie.
Jeśli nie narodowość, to polityka. Tytuły oscylowały wokół kilku opcji. Centralny Wydział Kobiet Polskiej Partii Socjalistycznej wydawał „Głos Kobiet”, kierowany przede wszystkim do robotnic. Stronnictwo ludowe miało m.in. „Głos do Kobiet Wiejskich”, a narodowo-katolickie – „Własnemi Siłami”. Po przewrocie majowym pojawiały się pisma sanacyjne. Niezależnie od tego, jak bardzo tytuły różniły się pod względem politycznym i kulturowym, większość z nich łączyła mniej lub bardziej akcentowana kwestia równości. Na czele redakcji najczęściej stały kobiety, które przede wszystkim dla kobiet pisały. Co zważywszy na gwałtownie zmieniającą się sytuację gospodarczą, światowe nastroje i rozdźwięk między prawem a faktycznymi możliwościami, stawiało wiele wyzwań.
Czytaj też: „Kawaler z rozklekotanymi nerwami”. Co wiosną i latem 1939 roku pisano w Polsce o Hitlerze?
Elegancko i na czasie
Ostatni krzyk mody według „Mojej Przyjaciółki”? Futra i szarfy. A przynajmniej w końcówce trzeciej dekady XX wieku. Czasopismo ukazywało się w latach 1934–1939, co dwa tygodnie. W nim najpewniej znaleźlibyśmy odpowiedź, co nosi się w tym sezonie. Jeden numer kosztował 50 groszy, prenumerata to 80 groszy za miesiąc. Jaka była czytelniczka? Przede wszystkim – światowa i modna.
Przekrój tematyczny był szeroki – od kwestii społecznych, sukcesów odnoszonych przez kobiety w Polsce i na świecie, przez bieżące wydarzenia kulturalne, po przepisy kulinarne i porady dotyczące dbania o urodę. W 1939 roku dodano dział „Gospodarka domowa na wypadek wojny”, a zaledwie kilka numerów później gazeta przestała się ukazywać. Rozdział ten miał nastawić czytelniczki do zmiany stylu życia. Bo niespełna rok wcześniej tematyka była zgoła inna, a ze stron czasopisma biły przepych i elegancja.
Co można było tam znaleźć? Choćby najmodniejszy kolor (czyli nieśmiertelną czerń) i długie szarfy. Te w 1938 roku były hitem. W numerze „Mojej Przyjaciółki” z 10 sierpnia czytamy: Drapowany jedwab na przedzie i szeroka szarfa o końcach opadających do ziemi, przypomina strój odalisek [białych niewolnic lub konkubin] z tureckiego haremu. Bardzo szerokie drapowane szarfy spotykamy niemal z reguły przy krótkich nawet sukniach popołudniowych z wełny; wyprą one na pewno w krótkim czasie mocno już zbanalizowane paski skórzane.
Najpopularniejszym ówczesnym krojem popołudniowym była gładka, czarna, welurowa sukienka za kolano, przewiązana szeroką, kolorową szarfą, której jeden koniec sięgał poniżej krawędzi. A wśród modeli wieczorowych: jedwabne kostiumy, atłasowe suknie o szerokich lub marszczonych spódnicach, wszystko wyszywane złotymi i srebrnymi nićmi. Na wierzch oczywiście futra – trzyćwierciowe, krajane kloszowo, z rozszerzającymi się ku dołowi rękawami i stojącym, fantazyjnie wykrojonym kołnierzykiem. I znów, wyróżniano modele o charakterze sportowym, spacerowym czy wieczorowym. Patrząc na samą różnorodność stylizacji w „Mojej Przyjaciółce” łatwo zapomnieć, że ponad 70% społeczeństwa II Rzeczypospolitej mieszkała na wsi.
Czytaj też: To one uczyły Polki, jak się ubierać. Ikony przedwojennej mody
„Wiadomości Kobiece”… mało kobiece?
W opinii emancypantek, zdecydowanie. Co ciekawe, periodyk ukazujący się w latach 1931–1939 miał nakład około 35 tysięcy egzemplarzy. Czyli więcej niż inne, najbardziej znane czasopisma dla pań łącznie. Po części za sprawą ceny – po podwyżce wynosiła ona zaledwie 15 groszy. Częściowo przez tematykę, która po trzech latach obecności na rynku oscylowała głównie wokół porad i rozrywki. W „Wiadomościach Kobiecych” figurowały chociażby „Porady psychoanalityczne” jasnowidzki. Nie można zapominać o polityce wydawnictwa celującej w jak najszerszą grupę czytelniczek. A w tym spółka „Prasa Popularna” miała doświadczenie – należał do niej najpoczytniejszy wówczas dziennik sensacyjny, „Ostatnie Wiadomości”.
„Wiadomości Kobiece” na przestrzeni lat realizowały trendy sprzedażowe przynoszące najlepsze efekty. I tak od tytułu początkowo traktującego o równouprawnieniu, przeszły do kolorowego pisma, w którym dominują porady dla gospodyń i plotki. To z kolei spowodowało, że środowiska emancypantek pomijały gazetę w zestawieniach wartościowych pozycji. Redakcja odnotowała w 1932 roku, że prowadzący w komunikatach Polskiego Radia wymieniają czcigodny „Bluszcz”, szanowną „Kobietę Współczesną”, kochaną „Kobietę w Świecie i w Domu”, bezgrzeszną „Ewę”, nigdy zaś „Wiadomości Kobiece”.
Dlaczego? Cóż, odpowiedź Łucji Charewiczowej na to pytanie była brutalna. Jest to organ podający się za obroniciela interesów i praw kobiety w Polsce, wzywający pod redakcją męską (…) ogół kobiet pracujących do apelu, a na rozrywkę częstujący je lekką strawą tłumaczonych powieści i nauką wróżenia z kart. Spór na tym się nie skończył. Redakcja w odpowiedzi zarzuca kryzysowo wytwornym pismom treści grzeczne i wytarte. „Wiadomości” natomiast miały docierać wszędzie tam, gdzie się karetą nie dojedzie. I szerokiej dostępności faktycznie nie sposób tytułowi odmówić.
Czytaj też: 11 listopada 1918 roku – o czym pisały polskie gazety, gdy Rzeczpospolita odzyskiwała niepodległość?
Nieśmiertelny „Bluszcz”
Czasopismo powstało w 1865 roku. W 1921 i 2008 roku było wznawiane. Łącznie ukazywało się na rynku ponad siedem dekad, a przez większość tego czasu zarządzały nim kobiety. Jeśli o jakimkolwiek piśmie można powiedzieć, że wychowywało kolejne pokolenia emancypantek, to właśnie o „Bluszczu”. Publikowali w nim m.in. Maria Konopnicka, Eliza Orzeszkowa, Maria Dąbrowska czy Adam Asnyk.
W latach 1921–1939 tygodnik kosztował 50 groszy. Był ilustrowany, późniejsze numery zawierały nawet zdjęcia z pokazów i wystaw. Ale przede wszystkim – emancypacja i literatura. Wiadomości ze świata kultury? „Bluszcz” byłby dobrym wyborem. Zawierał m.in. recenzje, relacje, fragmenty książek czy poezję. Jednak nawet pismo o tematyce kulturalnej nie mogło uciec od tematyki domowej. Zresztą w 1924 roku wydawnictwo wykreowało uzupełniające tytuły: „Kobieta w Świecie i w Domu”, „Dziecko i Matka” czy „Kultura Ciała”. Dlaczego?
Czytaj też: Te kobiety wywalczyły Polkom ich prawa. Kim były pierwsze posełki w dziejach Polski?
Prasa w rozkroku
Jeden z powodów był niezwykle przyziemny – reklamy. Bardziej wyzwolona prasa dla pań najchętniej podejmowała tematy posłanek (czy też, jak wtedy pisano: „posełek”), pracy kobiecej i związanej z nią nierównością płac albo międzynarodowych sukcesów polskich artystek. Ale reklamodawców wciąż interesowały kosmetyki i produkty do sprzątania. Stąd obok kącików literackich – proszki do prania bielizny.
Poza tym zdecydowana większość czytelniczek zwyczajnie potrzebowała i oczekiwała takich treści. II RP, jeśli chodzi o pozycję kobiet, stała w rozkroku. Z jednej strony znana, przyjęta rola gospodyni. Z drugiej – oswojone już ruchy emancypantek, których pozycję wzmacniały działania najpierw niepodległościowe, później patriotyczne. Pomimo propagowania wśród kobiet pracy zarobkowej stwierdzenie, że mężczyzna miałby zajmować się domem, było bardzo niepopularną opinią. Jeszcze inaczej sytuacja wyglądała na wsi, gdzie kobiety w skali roku pracowały ponad 20 dni dłużej. Widok trzydziestolatki wyglądającej jak staruszka nie był niczym niezwykłym.
Gdzie w tym wszystkim czasopisma dla pań? W zawieszeniu między różnymi potrzebami czytelniczek, misją redakcji i finansami. A poza tym – z koniecznością dopasowania się do dynamicznej sytuacji politycznej i wciąż ewoluującej, nowej wizji kobiecości.
Źródła:
- Chwastyk-Kowalczyk J., „Bluszcz” w latach 1918–1939, Kielce 2003.
- „Moja Przyjaciółka” 10.08.1938 [w:] polona.pl [dostęp: 8.01.2022].
- Sierakowska K., Dyskusje o wpływie wojny na emancypację kobiet w prasie kobiecej dwudziestolecia międzywojennego [w:] „Dzieje Najnowsze, Rocznik LIII” (1).
- Sokół Z., Z badań nad prasą kobiecą w latach 1818-1939 [w:] „Kwartalnik Historii Prasy Polskiej” 22(3).
- Zdanowicz A, Problematyka emancypacji na łamach „Wiadomości Kobiecych” 1931–1933, Warszawa 2017.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.