Martha Graham, amerykańska tancerka i pedagog, powiedziała kiedyś, że „taniec jest odzwierciedleniem naszego ciała, czasem zabawy, czasem bólu”. I coś faktycznie w tym jest. W czasie Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych tańczący często do upadłego ludzie stali się symbolem desperacji.
W latach 20. ubiegłego wieku maratony taneczne zaczęły zyskiwać na popularności. Prawdziwy boom na tę formę rozrywki rozpoczął się w 1923 roku, kiedy niejaka Alma Cummings tańczyła nieprzerwanie przez 27 godzin z sześcioma różnymi partnerami. Początkowo pobicie tego, a następnie kolejnych rekordów, było dla uczestników jedyną i największą motywacją. Czas i trudna rzeczywistość jednak to zmieniły.
Tańcz, tańcz do utraty tchu
Fenomen maratonów polegał na tym, że mógł w nich wziąć udział każdy. W trakcie długotrwałego przebywania na parkiecie nikt nie patrzył na styl, grację czy czysto techniczne umiejętności tancerzy. W zasadzie najważniejsza była wytrzymałość. Różnicie widoczne były głównie na polu organizacyjnym i w „zasadach gry”, które nie były jednolite. Jedyną regułą łączącą każdy konkurs była ta, która zabraniała uczestnikom zaśnięcia lub omdlenia. Choć i od niej zdarzały się wyjątki: w niektórych maratonach po upływie określonego, ustalonego wcześniej czasu, jedna osoba z pary mogła udać się na kilkuminutową drzemkę, ale druga musiała tańczyć dalej. Parkiet można było opuścić- oczywiście chwilowo i nie za często-tylko w przypadku zaistnienia potrzeby fizjologicznej albo konsultacji medycznej.
Muzyka towarzysząca uczestnikom była zróżnicowana. Skoczne i energiczne kawałki mieszano z tymi spokojnymi. W takich rytmach chętni potrafili hasać na parkiecie przez kilka dni. Albo i dłużej, gdyż kilkutygodniowe maratony nie były niczym wyjątkowym. Warto również wspomnieć, że organizowano je w całych Stanach Zjednoczonych i z czasem stały się czymś na kształt cyrku objazdowego.
Czytaj też: Katorżnicza praca, sponsoring i skandale. Rosyjski balet to nie tylko piękno i gracja
W październiku 1929 roku wybuchł wielki kryzys. Ludzie tracili pracę, a przez to środki do życia. Pieniędzy szukał każdy i wszędzie. Fakt ten skrzętnie wykorzystano. Na przełomie lat 20. i 30. aranżerowie maratonów tanecznych oferowali uczestnikom nagrody. Największym zainteresowaniem cieszyły się konkursy, w których do wygrania były pieniądze, nierzadko liczone w tysiącach dolarów. Jak w tak trudnych czasach organizatorzy potrafili je zdobyć? Fundusze zapewniała publiczność. Wydarzenia trwały przecież bardzo długo i obejrzeć je mogło mnóstwo osób. Za (najczęściej) 25 centów każdy chętny mógł oglądać je tak długo, jak chciał. A było na co popatrzeć!
Prawdziwe show rozpoczynało się w chwili, gdy pierwsi tancerze osuwali się na mozaikę, choć nie każdy robił to po jednym, czy dwóch dniach. Do historii przeszli Mike Ritov i Edith Boudreaux, którzy tańczyli od 29 sierpnia 1930 do 1 kwietnia 1931 roku, schodząc z parkietu tylko na dozwolone regulaminem przerwy. Za swój wyczyn zainkasowali 2 tysiące dolarów, co w przeliczeniu na dzisiejszą wartość amerykańskiej waluty daje równowartość 28 tysięcy dolarów. Czy było warto? Mike i Edith pewnie powiedzieliby, że tak, lecz przeciwnicy maratonów, a tych nie brakowało, na pewno przecząco kiwnęliby głowami.
Czytaj też: Skutki wielkiego kryzysu w USA (1929-1933). Ćwierć miliona wygłodzonych dzieci, fala gwałtów i samobójstw
Nie tańcz, to zbyt niebezpieczne
Do „antymaratonowego” ruchu należała część środowisk medycznych. Co przytomniejsi lekarze podkreślali, że tego typu wysiłek fizyczny nie ma nic wspólnego ze zdrowiem i może prowadzić do nieodwracalnych zmian w organizmie. Z powodu braku snu uczestnicy mogli cierpieć na różnej maści bóle. Nieobce były im pęcherze na stopach, skręcenia, nadwyrężenia, ale także poważniejsze zaburzenia, takie jak histeria, delirium, a nawet śpiączka. Dość powiedzieć, że niejaki Homer Morehouse padł na parkiet po 87 godzinach nieustannego tańca, gdyż jego serce nie wytrzymało obciążenia. Reanimacja nie pomogła. Najprawdopodobniej nie był on jedynym śmiałkiem, który zmarł w trakcie maratonu. Niestety, dokładnej liczby podobnych zgonów nie poznamy, ponieważ organizatorzy nie prowadzili stosownych dokumentacji.
Innymi krytykami maratonów tanecznych byli właściciele kin, którzy jak łatwo się domyśleć tracili klientów. Duchownym nie podobał się sposób, w jaki uczestnicy ze sobą tańczyli, a grupy kobiece zwracały uwagę na upokorzenie, które serwowali sobie, walczący o pieniądze tancerze i tancerki.
Punktem zwrotnym w tej historii był moment, w którym kobieta załamana swoim 19-godzinnym, dającym ostatecznie 5 miejsce występem tanecznym próbowała popełnić samobójstwo. Sytuacja miała miejsce w Seattle, w 1928 roku. Niemal natychmiast władze tego miasta wprowadziły zakaz organizowania maratonów tanecznych. Minęło kilka lat, zanim śladem Seattle poszły pozostałe amerykańskie miejscowości. W dobie wielkiego kryzysu rządzący mieli ważniejsze sprawy na głowach.
Obecnie taneczne maratony często odbywają się w ramach akcji charytatywnych. Odpowiednio zabezpieczone nie trwają tygodniami, a pieniądze nań zebrane trafiają do potrzebujących. Przykładowo, na Penn State Dance Marathon powszechnie znanym jako THON, 46-godzinnym maratonie tanecznym, który odbywa się co roku w lutym w Pennsylvania State University od 1977 roku na walkę z nowotworami wśród dzieci zebrano ponad 155 milionów dolarów.
Bibliografia:
Paula Becker, Dance Marathons of the 1920s and 1930s https://historylink.org/File/5534https://historylink.org/File/5534 (dostęp: 02.10.2021)
https://dance.lovetoknow.com/Dance_Marathons (dostęp: 02.10.2021)
https://www.jestpozytywnie.pl/stawka-bylo-ich-zycie/ (dostęp: 02.10.2021)
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.