Jeśli im się powiodło, mogły pracować długie lata, by po opadnięciu z sił wylądować w przytułku. Jeżeli miały mniej szczęścia, po kilku miesiącach lądowały na ulicy jako prostytutki. Ponad 95% z nich nie założyło rodziny. Ich wynagrodzeniem były najczęściej resztki jedzenia po posiłkach gospodarzy i kąt do spania w kuchni.
W okresie międzywojennym i wcześniej, w dużych polskich miastach służba stanowiła kilkanaście procent ogółu zatrudnionych. Praca służących była tak tania, że stać było na nią nawet niezbyt zamożne rodziny. Najczęściej kobiety nie otrzymywały wynagrodzenia w gotówce.
Zwykle nie miały też swojego pokoju – kładły się w kuchni, gdy już „państwo” poszli spać. Jadały to samo, co gospodarze, tyle że w postaci resztek po obiedzie. Jeśli mogły się wykąpać, to w wodzie, która pozostała po kąpieli „państwa”. Nie miały prawa do prywatności, własnego życia, wolnego czasu – czasami tylko krótkie wychodne. Często też nie miały prawa do własnego imienia, bo sąsiadka miała już jakąś Marysię na służbie, więc je zmieniano.
Zdecydowana większość służących pochodziła ze wsi, z rodzin, w których było za dużo „gęb do wykarmienia”. Do służby w mieście pchała je konieczność, naciski ze strony najbliższych lub zwykła nadzieja na lepsze życie – a przynajmniej na to, aby nie być głodną i mieć gdzie spać. Na wsi służba też była powszechnym zjawiskiem, nie tylko we dworach. Również zamożniejsi chłopi mieli swoich parobków i służące do pracy za miskę zupy.
Czytaj także: Seks, narkotyki i cały ten jazz. Szalone lata 20. w Polsce
Marysia, Kasia, Pelasia
Dziewczyna, która przyjeżdżała do miasta na służbę, trafiała w zupełnie obce i na ogół wrogie środowisko. Nie miała pojęcia, jak w nim funkcjonować, często nie potrafiła nawet czytać i pisać. Jedyną szansą na normalną codzienność było znalezienie dobrych „państwa”, którzy będą ją traktować przynajmniej przyzwoicie. Na ogół jednak trafiała do ludzi, którzy traktowali ją źle.
„Marysia”, „Kasia” czy w poznańskim „Pelasia” – jak je często nazywano – gdy traciła pracę albo jej w porę nie znalazła, nie miała dachu nad głową. Ten moment często decydował o jej dalszym życiu. Pracodawcy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i chętnie wykorzystywali sytuację.
Służące pracowały od rana do wieczora, najczęściej z jednym wolnym popołudniem raz w tygodniu. Na ich pracy opierała się egzystencja wielu rodzin. Gotowały, sprzątały, prały, robiły zakupy, zajmowały się dziećmi. Pozostawały anonimowe i zwykle niedoceniane.
Moralność pań Dulskich
Gabriela Zapolska w „Moralności pani Dulskiej” opisała relacje między „państwem” a służącą Hanką. Dulska świadomie przymyka oko na romans syna ze służącą, bo przecież lepiej, że jest w domu, niż miałby się lumpować po mieście.
Lepiej niech zabawia się z Hanką, niż miałby korzystać z usług prostytutek – typowa postawa pań domu z przełomu XIX i XX wieku. Ówczesne mieszczaństwo cechowała wyjątkowa dbałość o moralność, nabożność, ale głównie w odniesieniu do innych, rzadko do siebie. Dziewczyna, która nie miała znajomości w mieście, była całkowicie oddana na łaskę „państwa”.
Nieślubna ciąża, nieważne czy z panem domu, jego synem, czy z kimś obcym, sprawiała, że dziewczyna lądowała na ulicy. W tej krytycznej sytuacji zdana była wyłącznie na siebie. Wiele dziewcząt próbowało jakoś pozbyć się problemu i korzystało z usług kobiet pokątnie usuwających ciąże – niejednokrotnie z opłakanym skutkiem.
Prowadziło to do dzieciobójstw. A jeśli już niechciany potomek się urodził, to w miarę możliwości oddawano go do przytułku. Na stan psychiczny tak doświadczonej kobiety wpływało jeszcze poczucie winy wynikające z wychowania religijnego i norm społecznych.
Czytaj też: Seksualne życie służących – ofiary gwałtów czy wyrachowane prowokatorki?
Jak nie służba, to ulica
Na początku XX wieku prawie 60% warszawskich prostytutek rekrutowało się z byłych służących. Było to środowisko bardzo liczne: szacuje się, że w okresie II RP w samej Warszawie nierządem parało się około 25 tysięcy dziewcząt i kobiet.
Podaż usług była ogromna, ceny za nie – bardzo niskie. „Dziewczyna z ulicy” kosztowała 1,5 zł, tyle, ile np. 3 kilogramy cebuli lub 25 papierosów. Z tego skromnego wynagrodzenia większość zabierał sutener. Dziewczyny żyły więc w skrajnej nędzy, ale nie miały dokąd wracać.
Prostytucja przed i w okresie międzywojennym to przede wszystkim skutek nędzy, a także relacji między „państwem” a służącymi. Na ulicę trafiały dziewczyny, które z różnych powodów traciły pracę lub nie mogły jej znaleźć. Stawały się łatwym łupem rozmaitych naganiaczy i sutenerów. Na inną pomoc nie mogły liczyć. Wiele z nich wywieziono do domów publicznych w Europie i Ameryce Południowej. Handel „żywym towarem” był jedną z polskich specjalności tamtych czasów.
W pierwszych miesiącach istnienia II RP, kiedy rządy Daszyńskiego i Moraczewskiego wprowadzały śmiałe reformy społeczne, próbowano rozwiązać problem zatrudniania służących i nadania im praw. Zabrakło czasu. Kolejne rządy i politycy (z wyjątkiem socjalistów) już tym problemem się nie interesowali. Oni też mieli służące i taki system bardzo im odpowiadał. Nierównowagę w relacjach między „państwem” a ich służącymi pogłębiały obowiązkowe „książeczki służby”. Niekorzystna opinia oznaczała, że dziewczyna nie miała szans na znalezienie innego zatrudnienia.
Czytaj także: Morderstwa, pobicia, kradzieże – mroczna działalność prostytutek w dwudziestoleciu międzywojennym
Sytuacja służby zmieniła się w PRL, głównie dlatego, że było jej już znacznie mniej. Popyt górował znacznie nad podażą, o czym przekonuje bohater filmu „Poszukiwany, poszukiwana” z 1972 roku, w którym główny bohater, historyk sztuki (Wojciech Pokora), w kobiecym przebraniu robi karierę gosposi.
Bibliografia
- Joanna Kuciel-Frydryszak: Służące do wszystkiego. Wydawnictwo Marginesy.
- Monika Piątkowska: Życie przestępcze w przedwojennej Polsce, Wydawnictwo Naukowe PWN.
- Agnieszka Biedrzycka: Kalendarium Lwowa 1918–1939, Wydawnictwo Universitas.
KOMENTARZE (15)
Wbrew pozorom w XXI wieku niewiele się zmieniło może oprócz skali tego zjawiska chociaż i to nie do końca. Czy dziś służące są lepiej traktowane ? Wszystko zależy na jakich ludzi trafią. Kiedyś były służące i gosposie, dziś są modelki, aktorki lub naiwne wysyłane do „pracy” za granicą. Większość z nich kończy jako prostytutki w polskich i zagranicznych burdelach. O krajach arabskich nie warto nawet wspominać tam tak jak 600 lat temu służąca jest własnością gospodarza i jego rodziny, jedyny wyjątek stanowi to że niektóre ze służących pracują na czasowych kontraktach, natomiast cała reszta to niewolnice XXI wieku.
Ale przecież te aktorki czy modelki mają wybór, nikt im nie każe być modelkami czy aktorkami. To nie jest wybór między śmiercią głodową w wielodzietnej rodzinie a jakąś zmianą. Jest wiele zawodów, a jak ktoś chce tyłkiem robić karierę to już kwestia wyboru. Co do pracy za granicą zgoda, ale milion razy mówiono o podejrzanych ofertach pracy.
Co do krajów arabskich pełna zgoda, to dzicz ale cicho sza bo nie wolno źle pisać o „religii pokoju”
Nie na temat.
Bzdury piszesz,obecnie jeżeli jest a pewnie jest takie zjawisko to osoby dobrowolnie decydują się na taki krok i to jest ich nieprzymuszony wybór
W xx leciu mówiło się”od wszystkiego” a nie „do wszystkiego”. Więc skoro autorka nie ma tak podstawowej wiedzy to i reszta jej produkcji jest słaba. Z całego kraju przyjeżdzali do dużych miast ludzie obojga płci, bez wykształcenia z nadzieją że Boga za nogi złapią. A jak się nie udawało to kończyli na ulicy.
Straszne wypociny. Słabe.
Zgadzam się. I jeszcze „Moralność Pani Dulskiej” jako przykład – śmiech na sali
Noooo, lekka przesada. ,,Na początku XX w” – to bardziej w Rosji , Niemczech lub Austrowęgrzech te bezeceństwa i krzywdy się działy.. Nie szkalujcie Polski !
Bzzz – no ciekawe podejście. Jak zwykle wszędzie była Sodoma i Gomora tylko nie w Polsce. W Polsce wszyscy byli uczciwi, honorowi i supermoralni.
Nie można powiedzieć że to było polska specjalnością
No pewnie! Inaczej by nie było Papieża Polaka!
czytałem książkę na ten temat autorka była Polką. Niestety to w wiekszości prawda
A co myślisz? Że Polska taka święta? Polska mało co się od Rosji różni wbrew opini powszechnej
Z jednej strony wychodzi na to że komuna i bolszewizm zrobili porządek z jaśniepaństwem które upadlalo ludzi całe wieki
Polskim. Czy żydowska specjalnością?
Na samym przykladzie w mojej rodzinie tak bylo dokladnie. Moja prababka przyjechala ze wsi z czeskich Beskidow w latach dwudziestych szukac pracy w Polsce, nie wiem jak ale zatrzymala sie w Katowicach, znalazla prace jako sluzaca u bogatego Panstwa majacych piekny apartament w centrum Katowic.