Ciekawostki Historyczne

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej pełne są interesujących wątków. Trudno opisać je wszystkie w jednym artykule. Dlatego wybraliśmy pięć niesamowitych ciekawostek historycznych początkach Euro, o polityce i o ojcach, dla których były sprawy ważniejsze niż piłka.

Dlaczego tak późno?

Pierwsze w historii mistrzostwa Europy w piłce nożnej – a właściwie I Puchar Europy Narodów, bo tak początkowo nazywał się turniej – rozegrano w 1960 roku we Francji. Zwycięzcą została reprezentacja ZSRR.

Nad głową czujnego kibica od razu zapala się lampka: dlaczego mistrza Starego Kontynentu wyłoniono dopiero 56 lat po powstaniu FIFA? Przecież, chociażby w Ameryce Południowej, tego typu zawody rozgrywano od ponad czterech dekad. Przeszkód było kilka. Największą był Jules Rimet – nazywany „ojcem piłkarskich mistrzostw świata”, przewodniczący FIFA w latach 1921–1954, i jego polityka.

U boku tego francuskiego działacza często widywano Henriego Delaunaya, człowieka o nienagannych manierach, mającego wizjonerskie podejście do futbolu. Urodzony w 1883 roku Delaunay od dziecka kochał sport. Próbował nawet swoich sił na boisku jako sędzia piłkarski. Nieźle zapowiadającą się karierę przerwało uderzenie piłką w twarz, w wyniku którego mężczyzna przełknął gwizdek i stracił dwa zęby. Po tym incydencie Henri zajął się futbolem, ale od strony organizacyjnej. I właśnie wtedy spotkał Rimeta.

Przeszkód było kilka. Największą był Jules Rimet – nazywany „ojcem piłkarskich mistrzostw świata”, przewodniczący FIFA w latach 1921–1954, i jego polityka.fot.domena publiczna

Przeszkód było kilka. Największą był Jules Rimet – nazywany „ojcem piłkarskich mistrzostw świata”, przewodniczący FIFA w latach 1921–1954, i jego polityka.

Relacje pomiędzy panami były poprawne – przynajmniej na początku. Jules był szefem, Henri – wykonawcą poleceń. W 1927 roku podwładny złożył na biurku pryncypała swój innowacyjny projekt organizacji rozgrywek o mistrzostwo Europy. Co zrobił Rimet? Zignorował go.

Powód był prosty: przewodniczący FIFA bał się osłabienia pozycji ogólnoświatowej federacji na rzecz związków europejskich, szczególnie tych skupionych wokół Brytyjczyków. Był też niezwykle konsekwentny, a mającą wielu zwolenników ideę Henriego przez lata skutecznie zamiatał pod dywan. Przeciąganie liny trwało blisko trzydzieści lat. Dopiero po ustąpieniu ze stanowiska Julesa Rimeta, w czerwcu 1954 roku, nowo powstała UEFA rozpoczęła realne prace nad organizacją europejskiego czempionatu.

6 czerwca 1958 roku w Sztokholmie, w trakcie III Kongresu UEFA podjęto ostateczne decyzje. Co ciekawe, ani Henri Delaunay, ani Jules Rimet nie doczekali premierowych meczów. Pierwszy zmarł w listopadzie 1955 roku. Drugi – jedenaście miesięcy później. Puchar wręczany zwycięzcy mistrzostw nosi imię niezłomnego Delaunaya.

Czytaj też: Hazard, narkotyki i niewyparzony język. Brutalnie przerwane kariery piłkarzy

Zobacz również:

Generał rozdaje karty

21 czerwca 1964 roku na wypełnionym po brzegi Estadio Santiago Bernabéu w Madrycie Ferran Olivelli, kapitan reprezentacji Hiszpanii, wzniósł puchar. La Roja została najlepszą reprezentacją Europy. I pierwszym gospodarzem turnieju, który w nim tryumfował. Z wysokości trybun swoich rodaków oklaskiwał generał Franco. Na meczu nie pojawił się przypadkowo.

W decydującym starciu Hiszpanie pokonali Związek Radziecki (2:1). W dwóch pierwszych edycjach Pucharu Europy Narodów spotkania tych dwóch drużyn przesiąknięte były polityką. W 1960 roku los połączył te reprezentacje w ćwierćfinale. 25 maja oczekujący na samolot do Moskwy podopieczni Helenio Herrery otrzymali informację, że na mecz nie polecą. Generalissmo gardził komunistami i twierdził, że w obozach na terytorium ZSRR ciągle przebywają żołnierze Błękitnej Dywizji, którzy walczyli z Armią Czerwoną w czasie II wojny światowej. Hiszpanie zaproponowali rozegranie spotkania na neutralnym gruncie. Rosjanie ofertę odrzucili. Zarządzono walkower na korzyść ZSRR.

Z wysokości trybun swoich rodaków oklaskiwał generał Franco.fot. Zoeken Fotocollectie Dutch National Archives, The Hague, Fotocollectie Algemeen Nederlands Persbureau (ANEFO), 1945-1989/CC BY 4.0

Z wysokości trybun swoich rodaków oklaskiwał generał Franco.

Cztery lata później, kiedy okazało się, że w boju o mistrzostwo gospodarzom przyjdzie mierzyć się z Sowietami, Franco poszedł za radą swoich doradców. Ci sugerowali, że ewentualny sukces na boisku przyniesie wymierne korzyści polityczne. I mieli rację. Transmitowany do 15 państw finał zakończył się hiszpańskim zwycięstwem. Do tego Olivella i trener Villalonga publicznie zadedykowali puchar głowie państwa. Chyba nieprzypadkowo.

Czytaj też: Największe zbrodnie generała Franco [18+]

Dzieci ważniejsze niż mistrzostwa

System pucharowy i losowanie, którym na początku rozgrywano Puchar Europy Narodów, sprawiały, że już na wczesnym etapie dochodziło to pojedynków szlagierowych.

W lutym 1963 roku w rewanżowym meczu 1/16 finału Francuzi mierzyli się z debiutującymi w tej imprezie Anglikami. W pierwszym spotkaniu w Sheffield padł remis (1:1). W Paryżu decydowały się więc losy awansu do kolejnej rundy. Niestety, w składzie „Trójkolorowych” zabrakło – mającego polskie korzenie – Raymonda Kopy.

Ten genialny piłkarz i boiskowy strateg przeżył ogromną tragedię. Jego czteroletni, chory na nowotwór syn zmarł dwa tygodnie przed spotkaniem. Piłkarz już wcześniej rezygnował z gier, by czuwać przy łóżku Denisa. Teraz musiał wspierać załamaną żonę. Świadomi sytuacji kolegi reprezentanci Francji obiecali, że pokonają Anglików dla niego, by nieco złagodzić towarzyszący mu ból. Udało się. „Trójkolorowi” wygrali 5:2.

W tej samej edycji, po półfinałowym spotkaniu Węgrów z Hiszpaniami, na lotnisko pędził Rudolf Illovszky – asystent selekcjonera Madziarów. Mężczyzna otrzymał wiadomość o wypadku drogowym, w którym uczestniczył jego syn, György. Chłopiec miał rozległe obrażenia głowy i lekarze zakładali najczarniejszy scenariusz. Po dotarciu na miejsce Rudolf wraz z żoną opiekowali się dzieckiem. Syn przeżył, lecz do końca życia był niepełnosprawny.

W Paryżu decydowały się więc losy awansu do kolejnej rundy. Niestety, w składzie „Trójkolorowych” zabrakło – mającego polskie korzenie – Raymonda Kopy.fot.Patrimoineachac/CC BY-SA 4.0

W Paryżu decydowały się więc losy awansu do kolejnej rundy. Niestety, w składzie „Trójkolorowych” zabrakło – mającego polskie korzenie – Raymonda Kopy.

Chyba najbardziej znana historia ojca-piłkarza i chorego dziecka miała miejsce w 1992 roku. Na mistrzostwach organizowanych przez Szwecję rewelacyjnie spisywali się Duńczycy, którzy na turnieju zastąpili, wykluczonych z powodów wojny, Jugosłowian. W decydującym o awansie z grupy spotkaniu Czerwono-Biali pokonali Francuzów (2:1).

W tamtym spotkaniu nie wystąpił Kim Vilfort. Duński napastnik siedział w tym czasie w szpitalu, w którym leżała Line – jego chora na białaczkę córka. Dziewczynka walczyła o życie. Po awansie Danii do półfinału jej ojciec stanął na rozdrożu: mógł nadal jej towarzyszyć albo wrócić na mistrzostwa, by pomóc kolegom w półfinałowym meczu z Holandią. Rodzina naciskała, aby jechał do Szwecji. Zapewniała, że w tej trudnej sytuacji sobie poradzi. Piłkarz posłuchał.

Dania pokonała „Pomarańczowych” po serii rzutów karnych. Zaraz po ostatnim gwizdku Kim spakował się i wrócił do córki. W szpitalu dowiedział się, że jej stan zdrowia nadal jest ciężki. Przeżył déjà vu, ale z pomocą znów przyszli mu bliscy. Na finał z Niemcami Vilfort wyszedł w pierwszym składzie.

Była 78 minuta meczu. Niemcy przegrywali z Duńczykami 1:0 i dążyli do wyrównania. Osamotniony w ataku Kim otrzymał podanie. Futbolówkę przyjął perfekcyjnie, zwiódł dwóch obrońców i uderzył zza pola karnego. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. To trafienie przypieczętowało duńską wygraną. Richard Møller Nielsen, trener Duńczyków, mówił:

Wszyscy mówili o Laudrupie, Povlsenie czy Larsenie, a przecież Vilfort był jednym z największych bohaterów. Dodatkowo przez cały turniej grał z niewyobrażalnym dla nas psychicznym balastem.

Opowieść o Kimie Vilfortcie i jego córce nie kończy się happy endem. Line zmarła krótko po turnieju.

Czytaj też: Bajońskie sumy? Bez żartów. Sprawdź, ile jeszcze do niedawna zarabiali piłkarze

Król Michel

Mówi się, że żaden inny piłkarz nie zdominował turnieju rangi mistrzowskiej tak bardzo, jak Diego Maradona. W 1986 roku na meksykańskich boiskach Argentyńczyk dzielił i rządził, by ostatecznie zostać mistrzem świata. Dwa lata wcześniej autorem podobnego show był Michel Platini. W trakcie mistrzostw Europy w 1984 roku Francuz zdobył dziewięć bramek w pięciu meczach i został królem strzelców. Nikt wcześniej, ani później nawet nie zbliżył się do tej liczby. Nadzwyczajność jego wyczynu podkreślają też inne fakty.

Dwa lata wcześniej autorem podobnego show był Michel Platini. W trakcie mistrzostw Europy w 1984 roku Francuz zdobył dziewięć bramek w pięciu meczach i został królem strzelców.fot.Argentine Football Association and FIFA – Official report of the Organizing Committee of Argentina 1978 FIFA World Cup/domena publiczna

Dwa lata wcześniej autorem podobnego show był Michel Platini. W trakcie mistrzostw Europy w 1984 roku Francuz zdobył dziewięć bramek w pięciu meczach i został królem strzelców.

Platini, do którego w nastoletnim wieku przylgnęła łatka „zawodnika chorowitego”, na swoich boiskach (turniej rozgrywano we Francji) zdobywał bramki w każdym spotkaniu. Strzelanie rozpoczął w meczu otwarcia z Danią (1:0). Później zaliczył dwa hat-tricki z rzędu (z Belgią i Jugosławią). Na skompletowanie drugiego z nich potrzebował ledwo 18 minut. W półfinałowym ciężkim boju z Portugalią, w ostatniej minucie dogrywki zdobył decydującego gola. W swojej biografii tak go wspominał:

Tigana dobiega do końcowej linii i wycofuje piłkę do tyłu. Jestem! Jestem! Strzelam z prawej nogi. Gol. Jesteśmy uwolnieni z sewilskiego koszmaru. Hidalgo, który po dziesięciu latach żegna się z reprezentacją, będzie miał swój finał!

Ostatnie trafienie Michel zaliczył w finale z Hiszpanią. Na paryskim Parc des Princes w 57 minucie meczu uderzył z rzutu wolnego. Hiszpański bramkarz popełnił błąd, a Platini cieszył z prowadzenia. Koniec końców „Trójkolorowi” wywalczyli tytuł, będąc trzecim gospodarzem w historii, któremu udała się ta sztuka. Na kolejny europejski czempionat Michel Platnini nie pojechał, ponieważ rok wcześniej zakończył karierę. Zresztą, żaden Francuz nie pojawił się na niemieckich boiskach. Obrońcy tytułu nie przebrnęli przez eliminacje.

Czytaj też: Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?

Grecka sensacja

W 1992 roku niespodziewanym mistrzami Europy zostali Duńczycy. Dwanaście lat później na portugalskich boiskach miała miejsce jeszcze większa sensacja. 12 czerwca 2004 roku na Estádio do Dragão w Porto gospodarze mistrzostw podejmowali Greków. Portugalczycy uchodzili za faworyta. Grecy – według bukmacherów – byli autsajderem, na którego niekorzyść przemawiały również liczby: do 2004 roku Błękitno-Biali tylko dwa razy awansowali do imprez rangi mistrzowskiej (w 1980 i 1994 roku) i zdobyli nań jeden punkt. W Portugalii okazali się Dawidem, który pokonał kilku Goliatów.

Najpierw dostało się Portugalii (2:1). Po awansie do fazy pucharowej Grecy odprawili z kwitkiem kolejno Francję i Czechy. W meczu o tytuł znów spotkali się z gospodarzami Euro. I znów byli lepsi o jedną bramkę (1:0). Sensacja stała się faktem, a w Atenach i innych miastach rozpoczęła się feta. Chociaż to chyba za małe słowo.

Lato 2004 roku w Grecji zakrawało o szaleństwo. Ludzie bawili się na ulicach, piłkarze nie mogli spokojnie robić zakupów. Doszło nawet do sytuacji, w której Puchar Henriego Delaunaya wylądował na jednej z plaż, gdzie odbywało się wesele. Na jego tle sfotografowały się wówczas setki dumnych kibiców.

Dlaczego tak niespodziewanie greccy piłkarze zawojowali mistrzostwa? Odpowiedź jest prosta: za sprawą taktyki. Trener Otto Rehhagel stworzył system gry oparty na defensywie i kontratakach. Niektórzy zarzucają szkoleniowcowi, że takim podejściem zabił piękno gry. Krytykowali kunktatorstwo. Szkoleniowiec odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Wygrał i na stałe zapisał się na kartach historii.

Bibliografia

  1. Wojciechowski, Kronika Mistrzostw Europy 1960-2004, wyd. Vesper, Poznań 2008.
  2. Praca zbiorowa, Encyklopedia piłkarska FUJI: Mistrzostwa Europy, wyd. GiA, Katowice 1992.
  3. Kaliszczuk, Największa sensacja w historii, Przegląd Sportowy Historia, nr 126.
  4. Burns, Piłkarska furia, wyd. SQN, Kraków 2017.
  5. Platini, Moje życie jak mecz, wyd. Glob, Szczecin 1990.

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Zimna wojna

Tylko w 2019 roku zamordowały 34 500 osób. Na przemycie narkotyków zarabiają miliardy dolarów. Krwawa wojna z meksykańskimi kartelami trwa

Stanowią państwo w państwie. Sterują władzami, mają własne siły zbrojne. Wojna z meksykańskimi kartelami narkotykowymi trwa. I póki o wygrywają ją przestępcy.

13 lutego 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Historia najnowsza

Najgorszy zawód świata? Dziennikarz w Meksyku!

Niskie zarobki i duże prawdopodobieństwo śmierci... Na liście najgorszych zawodów świata bycie dziennikarzem w Meksyku na pewno jest bardzo wysoko.

12 sierpnia 2022 | Autorzy: Michał Piorun

Historia najnowsza

Z trybun na front. Kibice piłkarscy na wojnie domowej

Byli skuteczni, a przy tym brutalni. Torturowali, mordowali, gwałcili i kradli. W wojnie domowej w byłej Jugosławii kibice piłkarscy odegrali niespotykaną wcześniej rolę. Na ich...

19 lutego 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

Historia najnowsza

Narkoderby. Nieczyste zagrywki Pabla Escobara

„Plata o plomo” – „srebro albo ołów” – życiowa maksyma Pabla Escobara dotyczyła wszystkiego i wszystkich. Kolumbijski baron narkotykowy nie miał litości. Zlecał morderstwa polityków,...

16 stycznia 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

XIX wiek

Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?

Miliardy kibiców, miliony zawodników i setki tysięcy meczów – tak wygląda dziś piłka nożna, koszykówka i siatkówka. Aż trudno uwierzyć, że początki tych dyscyplin związane...

20 grudnia 2020 | Autorzy: Tomek Sowa

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.