Ciekawostki Historyczne
Historia najnowsza

Dziennikarze na narkowojnie

Niskie zarobki i duże prawdopodobieństwo śmierci... Na liście najgorszych zawodów świata bycie dziennikarzem w Meksyku na pewno jest bardzo wysoko.

W Meksyku od 2006 r., kiedy prezydent Felipe Calderón zdecydował o użyciu wojska przeciw kartelom, toczy się wojna z narkotykami. I – jak na razie – narkotyki zdecydowanie wygrywają. Statystyki zabójstw i porwań szybują w górę. Ludzie uciekają, bojąc się o swoje życie, a przedsiębiorstwa i państwo tracą gigantyczne pieniądze. Ten konflikt ma jednak jeszcze jedną ofiarę. Jest nią obiektywne i uczciwe dziennikarstwo. Reporterzy i pracownicy mediów nie mogą wykonywać swojej pracy. Ciągle grozi im bowiem niebezpieczeństwo. Nie tylko ze strony narcos, ale także policji i państwowych służb. Jak to wygląda w praktyce?

Zabójczy Tamaulipas

Położny na północnym wschodzie Meksyku, przy granicy z USA stan Tamaulipas właściwie od początku narkotykowego konfliktu stanowił obiekt rywalizacji między kartelami. Tak brutalnej, że czasem ten region nazywany jest Mataulipas (gra słów: od matar – zabijać i nazwy stanu). W trakcie wojny pomiędzy Kartelem z Zatoki, Los Zetas i Kartelem Sinaloa narcos mieli swoich rzeczników prasowych, którzy dzwonili do poszczególnych redakcji, informując, co może zostać opublikowane, a co nie.

W Meksyku od 2006 r., kiedy prezydent Felipe Calderón zdecydował o użyciu wojska przeciw kartelom, toczy się wojna z narkotykami.fot.World Economic Forum. Photo by Monika Flueckiger /CC BY-SA 2.0

W Meksyku od 2006 r., kiedy prezydent Felipe Calderón zdecydował o użyciu wojska przeciw kartelom, toczy się wojna z narkotykami.

Problem polegał na tym, że walczące ze sobą organizacje przestępcze miały sprzeczne interesy. Jak opisuje Érick David Muñiz Soto, który pracował jako dziennikarz w kilku miastach tego stanu, zdarzało się, że jeden karteli żądał ukrycia doniesień, np. o strzelaninie, drugi zaś dostarczał szczegółowych danych o wydarzeniu – razem z fotografiami! Pracownicy mediów znajdowali się między młotem i kowadłem, a każda decyzja mogła ich kosztować życie.

Podobnie sprawy miały się w stanie Sinaloa. „El Diario de Juárez” po śmierci dwóch swoich pracowników pracowników opublikował w 2010 tekst pod tytułem ¿Qué quieren de nosotros? (Czego od nas oczekujcie?), w którym pytał, o czym powinni lub nie informować dziennikarze, by uniknąć kolejnych ataków. Treść artykułu jest w wielu miejscach rozpaczliwa:

Panowie [szefowie karteli] są w tej chwili faktyczną władzą w tym mieście, ponieważ legalnie ustanowieni rządzący, nie mogli uczynić nic, by zapobiec kolejnym śmierciom naszych kolegów, mimo że wielokrotnie tego od nich żądaliśmy. Dlatego też, w obliczu tych obiektywnych faktów, zapytujemy panów, ponieważ to, czego chcemy najmniej, to żeby znów któryś z naszych kolegów został ofiarą państwa kul.

Czytaj też: Narkoderby. Nieczyste zagrywki Pabla Escobara

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Premia za zwłoki

W niektórych regionach Meksyku sytuacja wygląda lepiej. Zagrożenie śmiercią czy porwaniem jest zdecydowanie mniejsze, jednak w dalszym ciągu nie jest to łatwa praca. Dziennikarz Ernesto Martínez Cervantes, pracując dla dziennika „Noroeste”, zarabiał 9600 peso miesięcznie (1 złoty to obecnie 4,40 peso). Jego system pracy wyglądał następująco: przez 48 godzin był w gotowości, oczekując na informację o wypadku lub odnalezieniu ciał ofiar morderstwa (ale już nie samobójstwa). Jeśli udało mu się dotrzeć na miejsce i sfotografować zwłoki,  otrzymywał dodatkowe 150 peso. Po takiej dniówce przysługiwało mu 48 godzin odpoczynku.

Tego rodzaju praca musi być niezwykle wyczerpująca psychicznie. I fizycznie też – w końcu „dniówka” trwa 48 godzin. Wspomina o tym zresztą sam Martínez Cervantes. Jak twierdzi, kiedy zapytał pracodawcę, dlaczego rozlicza się z nim w ten specyficzny sposób, usłyszał, że „sytuacja jest trudna i nie ma budżetu na inny sposób rozliczeń”.

Paradoksalnie, instytucje państwa, które powinny ich chronić, często są bardziej niebezpiecznie od organizacji przestępczych.fot.D. Myles Cullen/domena publiczna

Paradoksalnie, instytucje państwa, które powinny ich chronić, często są bardziej niebezpiecznie od organizacji przestępczych.

Czytaj też: Krwawa historia awokado

Skorumpowana władza

Działalność karteli narkotykowych i złe warunki pracy to nie jedyne, co powoduje, że praca dziennikarzy w Meksyku jest bardzo nieprzyjemnym zajęciem. Paradoksalnie, instytucje państwa, które powinny ich chronić, często są bardziej niebezpiecznie od organizacji przestępczych. Powodów jest wiele: wszechobecna korupcja, liczne powiązania między polityką a narcos czy chęć ukrycia swoich nielegalnych interesów. Jeśli dziennikarze decydują się relacjonować protesty społeczne lub poruszać niewygodne dla władz kwestie, często spotykają się z groźbami lub padają ofiarą pobicia przez „nieznanych sprawców” albo policję. Prokuratura niespecjalnie pali się do ścigania sprawców takich przestępstw.

Ciągłe zagrożenie życia i niskie zarobki powodują, że wielu dziennikarzy rezygnuje z pracy, emigruje lub przestaje się zajmować kwestiami powiązanymi z polityką lub narkowojną. W efekcie meksykańskie społeczeństwo jest pozbawione informacji np. o korupcji polityków. A ci mogą… działać swobodnie. Także pustosząca kraj wojna z narkotykami jest coraz mniej obecna w mediach. Ci, których ona bezpośrednio nie dotyka, mogą odnieść wrażenie, że sprawy nie wyglądają tak źle.

Alternatywne media

Lukę po tradycyjnym dziennikarstwie próbuje wypełniać internet. Powstają anonimowe blogi, które zapewniają więcej bezpieczeństwa ich autorom. Z drugiej strony – trudno weryfikować ich doniesienia. Zresztą więcej bezpieczeństwa nie oznacza, że ryzyko w ogóle nie istnieje. W 2013 r. kartele oferowały 600 000 peso za informacje o autorach strony Valor por Tamaulipas, która anonimowo publikowała lokalne wiadomości. Jakiś czas później  doszło do włamania na twitterowe konto jednej z autorek. W kilku publikacjach narcos przekazali informację o zamordowaniu kobiety, jako dowód zamieszczając zdjęcia.

Doraźne środki zaradcze, takie jak botones de panico (przyciski, które wzywają policję), noszenie kamizelek kuloodpornych czy policyjna ochrona, są raczej wyrazem rozpaczy niż realnym rozwiązaniemfot.Diego Fernández/domena publiczna

Doraźne środki zaradcze, takie jak botones de panico (przyciski, które wzywają policję), noszenie kamizelek kuloodpornych czy policyjna ochrona, są raczej wyrazem rozpaczy niż realnym rozwiązaniem

Największym z blogów relacjonujących narkotykową przemoc w Meksyku jest El Blog del Narco. Korzystając z anonimowych doniesień, zamieszcza w internecie informacje o strzelaninach, zatrzymaniach, masowych grobach i egzekucjach. Można tam także znaleźć krótkie nagrania pokazujące egzekucje członków karteli dokonywane przez ich rywali. Choć autor twierdzi, że jest bezstronny, a jego celem jest jedynie informowanie, to pozostaje anonimowy, więc jego twierdzenia trudno zweryfikować. Także wrzucanie materiałów pokazujących tortury i egzekucje wydaje się wątpliwe etycznie.

Czytaj też: Jak naprawdę wygląda współczesna wojna? Wystarczy dżojstik, by zabić człowieka

Nie będzie lepiej

Wojna z narkotykami w Meksyku trwa już wiele lat – i nie widać jej końca. Sytuacja dziennikarzy się nie poprawia. Między grudniem 2018 r. a sierpniem 2022 r. zamordowano 30 z nich. Ogółem w XXI w. zginęło 147 meksykańskich reporterów. Doraźne środki zaradcze, takie jak botones de panico (przyciski, które wzywają policję), noszenie kamizelek kuloodpornych czy policyjna ochrona, są raczej wyrazem rozpaczy niż realnym rozwiązaniem problemu. W przypadku zabójstw dziennikarzy 99,13% spraw pozostaje nierozwiązanych. Wiele śledztw jest celowo opóźnianych przez organy ścigania. Przyszłość rysuje się w czarnych barwach.

Bibliografia:

  1. Esther Mosqueda, En ascenso violencia contra la prensa en Tamaulipas; urgen acciones preventivas por parte del Estado, articulo19.org (dostęp: 11.08.2022).
  2. ¿Qué quieren de nosotros? diario.mx (dostęp: 11.08.2022).
  3. Carmen Morán Breña, Sangre, balas y silencio: periodismo bajo el terror en México, elpais.com (dostęp: 11.08.2022).
  4. Javier Valdez Cárdenas, Narcoperiodismo: La prensa en medio del crimen y la denuncia, Aguilar: Penguin Random House Grupo Editoria, Ciudad de Mexico 2016.
  5. Carmen Boullosa, Mike Wallace, A Narco History. How the United States and Mexico Jointly Created the „Mexican Drug War”, OR Books, New York–London 2015.
  6. Tom Wainwright, Narkonomia. Jak prowadzić kartel narkotykowy, tłum. Anna Rogozińska, Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o., Warszawa 2022.

Zobacz również

Zimna wojna

Kartele narkotykowe w Meksyku

Stanowią państwo w państwie. Sterują władzami, mają własne siły zbrojne. Wojna z meksykańskimi kartelami narkotykowymi trwa. I póki o wygrywają ją przestępcy.

13 lutego 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Soma i narkotyczny mocz

"Soma" - Aldous Huxley tak właśnie nazwał narkotyk dający szczęście i zapomnienie, którym masowo odurzali się bohaterowie jego najsłynniejszej powieści, „Nowego Wspaniałego Świata”. Pisarz zaczerpnął...

25 marca 2022 | Autorzy: Marcin Moneta

Historia najnowsza

Krwawa historia awokado

Jego nazwa wywodzi się od azteckiego słowa āhuacatl oznaczającego... jądra. Dziś awokado często gości na naszych stołach. Mało kto wie, jak krwawą ma historię.

7 listopada 2021 | Autorzy: Anna Jankowiak

XIX wiek

Morfina – narkotyk XIX wieku

Miała być cudownym lekiem na wszystko, ale pod koniec XIX wieku wywołała plagę narkomanii. Ofiarami uzależnienia od morfiny padały przede wszystkim kobiety.

6 listopada 2021 | Autorzy: Paweł Filipiak

Historia najnowsza

Blokada, polityka i dzieci. Pięć niezwykłych historii z piłkarskich mistrzostw Europy

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej pełne są interesujących wątków. Trudno opisać je wszystkie w jednym artykule. Dlatego wybraliśmy pięć niesamowitych ciekawostek historycznych początkach Euro, o...

11 czerwca 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

Zimna wojna

Najpilniej strzeżona tajemnica PRL. Jak przez Okęcie przeszedł „Tajfun”?

Dla nich tajemnica korespondencji nie istniała. Wykradali pocztę dyplomatyczną, łamali nawet najbardziej skomplikowane zabezpieczenia, robili kopie i... odkładali wszystko na miejsce. Ujawniali treść najpilniej strzeżonych...

9 marca 2021 | Autorzy: Tomasz Awłasewicz

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

niepoprawny politycznie

No cóż polskie powiedzenie: „ale Meksyk”, nie wzięło się z niczego.
Pełzająca, często zepchnięta do „podziemia”, wywoływana z różnych powodów wojna domowa, w historii Meksyku jest permanentnym składnikiem dziejów tego kraju.
Nie którzy uważają, ze to w tą tradycję wpisuje się, z niej wynikła, także i ta amerykańska secesyjna…
Po stronie południa walczyło przecież wielu Meksykanów.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.