Konspiracja, harcerskie zabawy i obietnica chwały, a potem morze krwi, cierpienie i śmierć – tak w skrócie można opisać udział dzieci w Powstaniu Warszawskim. Szacuje się, że do walki z hitlerowcami stanęło ich niemal 9 tysięcy. Wiele zapłaciło za to najwyższą cenę...
Ludzi w okupowanej Warszawie można było podzielić na dwa obozy: pokornych, którzy woleli przeczekać ciężkie czasy, i tych, którzy nie potrafili znieść niewoli. Ci drudzy, z nadzieją wyczekując nadejścia Armii Czerwonej, postanowili zorganizować się i jeszcze raz stawić opór Niemcom.
Liczył się każdy człowiek, każda para rąk, która wkrótce miała ustawiać barykady, dostarczać wiadomości i walczyć z wrogiem. Poczucie patriotycznego obowiązku, okraszone mundurowym romantyzmem, łatwo było wzbudzić u najmłodszych. W końcu wojenna machina nie zwracała uwagi na wiek…
Zabawa w wojnę
Dzięki najnowszej książce Magdaleny Grzebałkowskiej „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia” mamy dziś wgląd w przerażającą rzeczywistość dzieci wessanych przez wir najtragiczniejszego konfliktu w dziejach. Bohaterowie – żyjący do dziś powstańcy, którzy w 1944 roku jako nieletni brali udział w tragicznym zrywie oporu – opowiadają, jak doszło do tego, że w ogóle postanowili stanąć do walki – z bronią w ręku lub bez niej. Wśród nich jest Janina Tatarkiewicz, pseudonim „Myszka”. Jak opisuje Grzebałkowska:
W 1943 roku nauczycielka z tajnych kompletów wyjaśnia uczennicom, że istnieje podziemne harcerstwo – Szare Szeregi. Janina wstępuje, przybiera pseudonim „Myszka” i nie zdradza w domu, że jest harcerką. Działa w zastępie „Dzięcioły” I Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerek „Zielona”, która wchodzi w skład Hufca „Wybrzeże Kościuszkowskie”.
Gdyby wybuchło powstanie, będzie łączniczką. Uczy się na pamięć wszystkich przejść w kamienicach Śródmieścia, sporządza mapę fortu Mokotów. Gdy ma przenieść powielacz w wielkiej płaskiej obudowie, na warkoczach wiąże różowe kokardy, by wyglądać dziecinniej.
Czytaj też: Największe militarne klęski i porażki Powstania Warszawskiego
„Jakbym nagle dorósł”
Początki wojennej ścieżki młodego Janka Rybaka, pseudonim „Tarzan” wyglądały zdecydowanie bardziej drastycznie. 17 października 1943 roku czternastoletni chłopak obserwował w tłumie gapiów egzekucję dwudziestu mężczyzn. Niemcy rozstrzelali ich pod ścianą, po czym wrzucili ciała na ciężarówki. Janek wspominał:
Szok to był, ludzie płakali, kobiety podchodziły do kałuży krwi i maczały w niej chusteczki. Pamiętam, że miałem w tamtym momencie dziwne poczucie, że już mnie w życiu nic nie zdziwi. To był dla mnie moment przełomowy, jakbym nagle dorósł i wiele rzeczy zrozumiał.
Dzieciom zlecano najrozmaitsze zadania. „Tarzan” zrywał listy przewozowe z wagonów na dworcu i kradł pijanym Niemcom broń, „Myszka” była łączniczką.
Wielu małych żołnierzy miewało też własne pomysły na walkę z okupantem. Janek Rybak rozsyłał dodające otuchy listy do losowo wybranych mieszkańców Warszawy. Pracujący w warsztacie Ryszard Sempka, pseudonim „Sztychnicki”, uszkadzał prądnice w niemieckich samochodach wojskowych, wyłączając je z użytku. Niestety, ich wysiłki okazały się niczym wobec ogromnej przewagi przeciwnika…
Czytaj też: Krwawa ofiara stolicy. Powstanie Warszawskie w liczbach
Fałszywa nadzieja
Generał „Bór” Komorowski był przekonany, że nadciągający Sowieci pomogą powstańcom pokonać najeźdźców. Dodatkowym bodźcem do walki był rosnący niepokój żołnierzy III Rzeszy – przez Warszawę przechodziły zastępy wracające z frontu wschodniego, wymęczone, brudne, ranne. Wśród hitlerowców narastała panika. Wkrótce wszystkie niemieckie kobiety zostały ewakuowane, wraz z nimi uciekli niektórzy urzędnicy.
Magdalena Grzebałkowska w książce „Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia” relacjonuje:
Doradcy „Bora” przekonują go, że stolica zaraz opustoszeje, a powstanie potrwa krótko i zakończy się pewnym zwycięstwem. Tymczasem Hitler nie zamierza tak łatwo poddać się Rosjanom. Ogłasza Warszawę miastem fortecą i śle na wschód kilka tysięcy wagonów sprzętu i amunicji. Wysyła też swoje jednostki, w tym elitarną dywizję „Hermann Göring”.
Ostatnim impulsem do rozpoczęcia powstania był raport pułkownika Antoniego Chruściela, pseudonim „Monter”. Pojechał na rowerze na Pragę i obserwował brzegi Wisły. Wydawało mu się, że Sowieci przedarli się już przez niemiecką obronę. Słysząc to, Komorowski wyznaczył datę wybuchu powstania na 1 sierpnia o godzinie siedemnastej. Niedługo potem rozpętało się piekło.
Czytaj też: Przemilczane zbrodnie – tak Niemcy gwałcili Polki podczas Powstania Warszawskiego
Czy to serce pękło?
Sen o wyzwoleniu rozwiał się niczym poranna mgła. Niemcy, wyposażeni w skuteczniejszą broń i znacznie lepiej przygotowani do walki, zajęli się tłumieniem Powstania Warszawskiego. Wielu desperacko walczących Polaków zginęło – w zawalonych budynkach, od kul, pocisków czołgowych czy wyrzutni rakiet.
W sierpniu 1944 roku w okupowanej Warszawie żyło od 900 000 do 1 100 000 ludzi. Do końca października zginęło około 180 000 z nich. Wśród 45 000 powstańców było 5840 dzieci w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat, a także 2912 osiemnastolatków. Zdarzali się i młodsi mali żołnierze. Ilu z nich dokładnie straciło życie podczas zrywu? Tego nie dowiemy się nigdy. Wiadomo jednak, że 18 000 powstańców zabito w walce, a 25 000 raniono.
W książce Normana Daviesa „Powstanie ’44” możemy przeczytać relację Andrzeja Janickiego, pseudonim „Żuliński”:
Najbiedniejsze były małe dzieci, zastraszone, tak często bardzo głodne i nierozumiejące, dlaczego takie okropne rzeczy wokół nich się dzieją. Tych dzieci było mi tak bardzo żal…
Ze starszymi dziećmi było często inaczej. Wielu podrostków brało bezpośredni udział w Powstaniu. Jako gońcy przenosili z entuzjazmem broń, meldunki, rozkazy i prasę. Wielu z nich poległo… Często nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa i bardziej od nas, starszych, byli skłonni do brawurowych wyczynów.
Czytaj też: Nie tylko sanitariuszki – kobiety-żołnierki w Powstaniu Warszawskim
„Widok tamtych ciał niosę z sobą od zawsze”
Nieliczni szczęśliwcy, którym udało się przetrwać warszawskie piekło, opowiedzieli o tym Magdalenie Grzebałkowskiej. „Myszka” tak relacjonowała bombardowania przy użyciu wyrzutni rakiet Nebelwerfer:
Krowa rozlewa naftę, która w promieniu dwustu metrów wywołuje piekło. Przebija ściany i stropy, pali ludzi żywcem. Potrafi zabić siłą podmuchu, zedrzeć ubranie, wbić w ciało piasek z ulicy. W epicentrum wybuchu powstają gwałtowne zmiany ciśnienia, od których pękają pęcherzyki płucne i naczynia krwionośne. […]
Widziałam ofiary krów. Spaleni ludzie, czarni jak smoła. Tylko usta mieli różowe i piszczeli przez nie: „pi, pi, pi”. Musieli znosić ból, bo nie było morfiny. Zawieszało się ich w prześcieradłach nasączonych olejem lnianym między krzesłami, żeby jakoś złagodzić ich cierpienie. Umierali wszyscy. Ludzie się dziwią, że przez całe życie jestem pesymistką. A ja w środku pozostałam małym dzieckiem, bardzo okaleczonym psychicznie. Widok tamtych ciał niosę z sobą od zawsze.
„Sztychnicki” uszedł z życiem tylko dzięki łutowi szczęścia. Stracił za to wielu kolegów z oddziału, którym 13 sierpnia przypadła służba na ulicy Kilińskiego. „Takiego huku, jaki się nagle rozległ od strony Kilińskiego, jeszcze nie słyszałem, a przecież codziennie leciały na nas krowy” – mówił.
Do tragedii doszło podczas próby zawrócenia ciężkiego transportera ładunków, który tego ranka Niemcy porzucili przy barykadzie na Podwalu. Około siedemnastej przejęli go powstańcy; objechali nim Stare Miasto, ku uciesze warszawiaków. Nagle na Kilińskiego z maski pojazdu zsunęła się metalowa skrzynia. W środku znajdowało się 500 kilogramów materiałów wybuchowych.
W eksplozji, która wówczas nastąpiło, zginęło około 300 osób, kilkaset zostało rannych. Fragmenty rozerwanych ciał zostały rozrzucone w promieniu kilku ulic. Strzępy zwłok pokrywały parapety, zwisały z gzymsów oraz rynien…
Stosy martwych ludzi
Koszmar bynajmniej nie skończył się z zaprzestaniem walk. Wczesną jesienią grupy uciekinierów były przeganiane przez ocalałe hale fabryczne, w których spoczywały setki ofiar egzekucji. Ośmioletni wówczas Andrzej Bober wspominał, jak matka starała się jakoś uchronić go przed straszliwym doświadczeniem:
– Andrzej, głowa do góry! Głowa do góry! – woła matka. Setki ludzi przechodzą w milczeniu po żoliborskich sąsiadach, przypadkowych znajomych, sprzedawcach ze sklepu na rogu, spacerowiczach w parku, dostawcach węgla i mleka, nauczycielach i krewnych. Buty ślizgają się na twarzach, obcasy wplątują we włosy, brodzą wśród rąk i nóg.
Ci, którym dane było zdać relację z potwornych wydarzeń podczas Powstania Warszawskiego, mieli mnóstwo szczęścia. Przeżyli.
Video: „Krowy”, „szafy” i „goliaty”. Niemiecka broń użyta w Powstaniu Warszawskim
„Tarzan” i „Myszka” odnaleźli nawet rodziców. „Sztychnicki” trafił do obozu w Mauthausen i pracował w kamieniołomie, później został celowo zakażony paciorkowcem flegmony. Wyzwolili go Amerykanie, ale już nigdy nie zobaczył sióstr ani matki.
Bibliografia:
- Davies, N., Powstanie ’44, Znak Horyzont, Kraków 2004.
- Grzebałkowska, M., Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021.
- Lucyan, M., Powstańcy. Ostatni świadkowie walczącej Warszawy, Znak Horyzont, Kraków 2019.
- Michalewicz, I., Piwowarczuk, M., Powstanie Warszawskie. Rozpoznani, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2014.
- Pawlina, S., Wojna w kanałach, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019.
KOMENTARZE (4)
Wielki i dozgonny szacunek należy się powojennym sędziom i prokuratorom, którzy skazywali na śmierć bezdusznych i sadystycznych żołnierzyków z AK, BCh, NSZ i innych formacji. Część i chwalą dzielnej Armi Czerwonej.
Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić towarzysza. Bydle to zbyt lagodne okreslenie
Cześć i chwała bohaterskim żołnierzom polskiego podziemia i innych, którzy rozwalali takie podludzkie śmiecie jak syn pułku i jego rodzina.
Chrzań się, ruski trollu sowieckiego Putina