Opowieści o doniosłych czynach spod znaku miecza i kopii to w większości legendy, ale nie brakuje w nich ziarna prawdy! Choć w poszukiwaniu heroicznych rycerzy rodem z opowieści arturiańskich trzeba raczej kierować się do świata fantazji, pewne archetypy znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Doskonałym przykładem bohatera awanturniczych historii rycerskich, który istniał naprawdę, jest Wilhelm Marshal.
Jego historię znamy dzięki pisanej wierszem biografii rycerza, stworzonej na zlecenie jego najstarszego syna przez anonimowego truwera. Dzieło nazwane „L’Histoire de Guillaume Maréchal” („Historia Wilhelma Marshala”) stanowi nie tylko bogatą w przygody opowieść, ale również unikatowe źródło wiedzy historycznej.
Ród koniuszych
Wilhelm Marshal był potomkiem królewskiego koniuszego Johna, doglądającego stajni na dworze Henryka I dzięki wysiłkom dziadka Wilhelma – Gilberta. Nawet nazwisko Marshal pochodzi od wykonywanego przez nich zawodu. Na długo przedtem zanim Wilhelm pojawił się na świecie, John miał już dwóch synów z pewną mieszczką, poślubioną jeszcze podczas służby w stajni Henryka I.
W 1135 roku król zmarł, a jego miejsce zajął Stefan I z Blois. W 1139 roku zaatakowała go córka Henryka I, Matylda, będąca wówczas hrabiną Andegawenii. John Marshal z początku walczył po stronie Stefana, ale zauważywszy zmiany na froncie porzucił dotychczasowego pana i dołączył do sił Matyldy. Doprowadził też do unieważnienia pierwszego ślubu i zawarł kolejny, tym razem z Sybile – siostrą późniejszego hrabiego Salisbury. Mieli czworo dzieci, z czego drugie – Wilhelm – urodziło się w 1144 roku.
Już w najmłodszych latach Wilhelm zdradzał oznaki niecodziennego spokoju, odwagi i beztroski. W 1152 roku został wysłany jako zakładnik do obozu Stefana, podczas gdy John wykorzystał chwilowe zawieszenie broni do uzupełnienia zapasów w obleganym zamku Newbury i próby uzyskania pomocy ze strony Matyldy. Król dowiedział się o tym i zagroził, że powiesi dziecko, na co ojciec Wilhelma miał odpowiedzieć, że: „ma kowadło i młoty, by wykuć jeszcze lepszych synów”. Zgodnie z tą opowieścią do egzekucji nie doszło tylko dlatego, że władcę zachwyciła niespotykana ufność ośmioletniego chłopca. Stefan wziął go na ręce i odniósł z powrotem do obozu.
Wilhelm wykazywał też nadzwyczajne zdolności w zakresie władania broną. W „Życiu średniowiecznego rycerza” Frances Carney Gies czytamy:
Jego matka wysłała służącego na przeszpiegi. Zaglądając do królewskiego namiotu, człowiek ten ujrzał Wilhelma i monarchę bawiących się w „rycerzy” plantanowymi łodygami. Na oczach sługi chłopiec oderwał kiść liści, będących „głową” rycerza jego przeciwnika. Dostrzegłszy służącego matki, powitał go okrzykiem: „Witaj, Wilikinie! Jak tam moja pani matka? Jak me siostry i bracia moi?”. Przerażony sługa rzucił się do ucieczki i ledwie umknął przed pościgiem.
Czytaj też: Niedoścignione wzory czy okrutnicy zabijający dla pieniędzy? Kim naprawdę byli średniowieczni rycerze?
Dyplomowany giermek
Wkrótce wojna dobiegła końca, a dwunastoletniego Wilhelma odesłano na nauki do zamku Wilhelma z Tancarville, szambelana księcia Normandii. Tam uczył się, jak być giermkiem: usługiwać przy jedzeniu, posługiwać się włócznią i mieczem, dbać o broń, zbroję i wierzchowca swojego pana, pomagać rycerzowi wkładać pancerz. Przede wszystkim jednak chłopak chłonął rycerskość, poznawał zwyczaje i ideały.
Kiedy Wilhelm Marshal miał dwadzieścia lat, w 1164 roku, pasowano go na rycerza. Znów trwała wojna, tym razem między Henrykiem II a Ludwikiem VII. Angielski władca wezwał swoich podwładnych do wsparcia. Wilhelm z Tancarville ruszył w sukurs Janowi z Eu – spotkali się razem z jarlem Essex, Williamem de Mandeville, w Drincourt (dziś: Neufchâtel-en-Bray), gdzie okazało się, że wkrótce dojdzie do bitwy.
Wilhelm z Tancarville postanowił „awansować” Wilhelma Marshala na rycerza. Ceremonia została skrócona ze względu na warunki i pośpiech. Młody giermek otrzymał od swojego przełożonego nową opończę, stary Wilhelm przypiął mu do pasa miecz i wykonał tradycyjne uderzenie znane jako colée.
Pierwsza krew
Bitwa zakończyła się zwycięstwem sił broniących Drincourt. Koń świeżo upieczonego rycerza odniósł rany, a włócznia Wilhelma pękła. Nie zważając na te niedogodności, Wilhelm rzucił się w wir walki wręcz na ulicach miasta. Zgodnie z relacjami świadków, bił się jak prawdziwy rycerz: nie zważając na łupy i jeńców. Frances Gies pisze:
Innymi słowy, postępował jak idealny, a nie jak typowy rycerz. Taką postawę podziwiano, lecz tylko w pewnym stopniu. Jarl Essex upomniał Wilhelma, że rycerza nie stać na lekceważenie materialnych zdobyczy. „Marshalu – rzekł – dar chcę od ciebie, jako oznakę uwielbienia i zadośćuczynienia”. „Rzecz to jasna – przyznał Wilhelm – jeno cóż takiego pragniesz?”. „Podogonie albo chomąto”. „Ale, na Boga, sam w życiu tego nie miałem”. „Marshalu, tak powiadasz? Dzisiaj miałeś ich dziesiątków cztery albo sześć, sam to widziałem! Czyliż mi odmówisz?”.
Wilhelm wyciągnął z wydarzeń po bitwie o Drincourt istotną lekcję i przy kolejnej okazji zdobył pierwsze trofea.
Po powrocie z wojaczki wziął udział w turnieju – szybko powalił pierwszego adwersarza i odebrał mu konia, wymuszając okup. Następnie schwytał dwóch jeńców i wymusił od nich pancerze i konie. Był to pierwszy turniej rycerski, w którym Wilhelm uczestniczył, i od razu udało mu się wyposażyć siebie oraz całą swoją świtę. Prawdziwy majątek zbił jednak na drugim turnieju, podczas którego w pojedynkę zrzucił innego rycerza z konia, a potem sam odparł atak pięciu przeciwników. W ten sposób dorobił się pięknego rumaka z Lombardii.
Czytaj też: Śmierć oswojona – wypadki, wojny, choroby codziennością średniowiecza
Zawód: rycerz
Branie okupów podczas turniejów weszło Wilhelmowi w krew. Zgodnie z relacjami świadków pewnego razu dopadł rycerza, który złamał nogę, i przeniósł go do gospody. Na miejscu okazało się, że nie miał zamiaru pomagać nieszczęśnikowi – zamiast tego podarował go współbiesiadnikom jako szybki sposób na opłacenie długów.
W 1167 roku Wilhelm wrócił do prawdziwej wojaczki i wyruszył wspierać swojego wuja, jarla Salisbury, w tłumieniu buntu w Piktawie nabytej przez Henryka II na mocy małżeństwa z Eleonorą Akwitańską. Tym razem jednak szczęście nie dopisało i Wilhelm trafił do niewoli. Wykupiła go z niej Eleonora, a szczęściem w nieszczęściu – na młodego jeszcze rycerza padła uwaga króla. Kiedy w 1170 roku Henryk II postanowił koronować swojego syna, piętnastoletniego Henryka zwanego „Młodym Królem”, wyznaczył Wilhelma Marshala na wojskowego instruktora przyszłego władcy (mimo koronacji nie był jeszcze formalnie głową państwa).
Następca tronu niedługo później sprzeciwił się ojcu, doprowadzając do wybuchu wojny. By móc ją wypowiedzieć i prowadzić, musiał jednak wpierw zostać rycerzem. O pasowanie poprosił Wilhelma Marshala. Następnie udał się do Paryża, gdzie dołączył do braci – Ryszarda Lwie Serce i Godfryda. Uzyskał poparcie francuskich baronów oraz niektórych angielskich magnatów. Wilhelm pozostał przy „Młodym Królu”, i choć jego dokładnej roli w rebelii nie znamy („L’Histoire…” nic na ten temat nie mówi), to wiadomo, że w 1174 roku konflikt zakończył się porozumieniem między synami i ojcem, a młody Henryk otrzymał dwa zamki w Normandii oraz sporą sumę pieniędzy.
Nie przystoi siedzieć w miejscu
W tym momencie, jako członek świty młodego Henryka, Wilhelm zaczął życie stereotypowego „błędnego rycerza”. Trwało to dwanaście lat. Jak mówi „L’Histoire…”:
W Anglii bywali
Prawie rok cały, kiedy on jeno
Pojedynki staczał,
Polował bądź w turniejach walczył.
Lecz królowi młodemu nie w smak to było,
A i towarzyszom jego
Ckniło się wielce,
Jakoż woleli oni wałęsać się raczej
Niźli gdzieś pozostawać, jeśli wyruszyć mogli.
Wiedzcież bowiem, o to chodzi,
Iż postój długi młodzianowi nie przystoi.
Razem z „Młodym Królem” odwiedzali turnieje, podczas których Wilhelm podsuwał mu rozmaite strategie i dbał, by władcy nie spadł włos z głowy. Jednocześnie, wraz z flamandzkim rycerzem Rogerem de Gaugi, Wilhelm przez dwa lata odnosił turniejowe sukcesy – szacuje się, że łącznie pojmali wtedy około stu przeciwników! Wilhelm Marshal błyszczał również towarzysko, chętnie prezentując swoje zdolności wokalne i obnosząc się z majątkiem. Podobno kiedy pewien minstrel ułożył piosenkę na temat rycerza z wersem „Marshalu, dajże mi konia dobrego”, ten… od razu zdobył i podarował mu rumaka!
Ostatnim wielkim turniejem z udziałem Wilhelma Marshala była zabawa z okazji koronacji Filipa II Augusta na króla Francji. Walki odbywały się w Lagny, a Henryk zabrał ze sobą aż dwustu rycerzy! Wilhelm miał już wtedy 30 lat, miał wyrobioną pozycję i sławę, ale nadal nie miał żony. Wpadł nawet przez to w kłopoty – w 1183 roku zazdrośnicy z dworu Henryka rozpuścili plotkę, jakoby rycerz był kochankiem Małgorzaty, żony króla. Wilhelm oczywiście chciał się bronić honorowo, wyzwawszy oskarżycieli na pojedynek sądowy, ale Henryk nie pozwolił na rozwiązanie sprawy w ten sposób. Wilhelm, otrzymawszy list żelazny, wyjechał z Normandii.
Czytaj też: Trebusze, podstępy i tłuste świnie – jak wyglądały oblężenia średniowiecznych zamków?
Wygnanie
Zgodnie z „L’Historie…” trzech władców ubiegało się o Wilhelma. Ten jednak odrzucił propozycje służby. Przyjął jedynie niewielki majątek od hrabiego Flandrii, by zaraz potem udać się na pielgrzymkę do Kolonii. W 1183 roku wezwał go Henryk, który po raz kolejny wszedł w konflikt z ojcem (tym razem mającym Ryszarda po swojej stronie). Właśnie oblegano go w zamku Limoges.
Wilhelm spotkał się z Henrykiem w Périgueux, ale niedługo potem okazało się, że król zachorował i umiera. Na łożu śmierci polecił Wilhelmowi zabrać jego szatę krzyżowca do Jerozolimy. Wyprawę sfinansował ojciec zmarłego, oddając Wilhelmowi dwa konie i sto funtów. Rycerz wykonał polecenie Młodego Króla, a następnie spędził w Syrii dwa lata. Jego wzniosłym czynom nie było końca, a jak głosi „L’Historie…” – zwykły człowiek nie dokonałby tyle nawet w siedem lat.
Nagroda za trudy
Po powrocie życie Wilhelma zaczęło się stabilizować. Pomógł Henrykowi II w walce z Filipem II oraz Ryszardem Lwie Serce, za co król odwdzięczył się najlepiej, jak mógł: zaoferował mu rękę córki jarla Pembroke, Isabeli de Clare. Jednak nim stanęli przed ołtarzem, Henryk II zmarł. Na szczęście dla planów matrymonialnych rycerza biegłość Wilhelma w sztuce prowadzenia wojny dostrzegł i docenił Ryszard.
W zamian za służbę dokonał obietnicy ojca. Ślub odbył się w Londynie w 1189 roku. Wcześniej Wilhelm zdobył wykształcenie, obycie, doświadczenie i sławę, a teraz nieoczekiwanie spadło na niego bogactwo. Z „Życia średniowiecznego rycerza” dowiadujemy się:
Wilhelm miał wtedy nieco ponad czterdzieści lat i nagle stał się panem trzech iście książęcych włości w trzech krajach. Należały do nich tzw. honor (wielki majątek feudalny wasala królewskiego) w Striguil (Strigoil) z trzema dobrami ziemskimi i około sześćdziesięcioma lennami (z których każdy wystarczał do utrzymania jednego rycerza; około sześćset akrów gruntów) oraz senioratem w marchii (obszarze pogranicznym) w Striguil, mniej więcej stumilowym (dwieście sześćdziesiąt kilometrów kwadratowych) obszarem w dorzeczu Wye, z zamkiem w Chepstow; hrabstwo Pembroke w południowozachodniej Walii wraz z zamkiem; terytoria Leinster w Irlandii, na obszarach dzisiejszych hrabstw Kildare, Carlow, Kilkenny, Wexford, Queen’s (Laois) i częścią King’s (Offaly), wreszcie połowa baronostwa Longueville w Normandii, z lennami czterdziestu czy pięćdziesięciu rycerzy.
Dodatkowo, kiedy w 1194 roku zmarł jego brat John Marshal, Wilhelm odziedziczył rodowe ziemie i urząd królewskiego koniuszego. W 1199 roku – poza poważną funkcją państwową i wiążącymi się z nią obowiązkami wojskowymi – Wilhelm objął tytuł jarla Pembroke.
Służył później Janowi bez Ziemi, w 1215 starając się załagodzić zbuntowanych możnych po podpisaniu Wielkiej Karty Swobód. Kiedy Jan zmarł, Wilhelm rządził jako regent w imieniu Henryka III Plantagenta. Zmarł w 1219 roku, niedługo po wstąpieniu w szeregi templariuszy. Pochowano go w Kościele Templariuszy w Londynie.
Bibliografia:
- Baker A., Rycerstwo średniowiecznej Europy. Świat Książki, Warszawa, 2004.
- Gies, F., Życie średniowiecznego rycerza. Wydawnictwo Znak, Kraków, 2021.
- „Knight errant”, The Canadian Oxford Dictionary, Oxford University Press, 2004.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.