Przyczyny wojen bywały przeróżne. Walczono o wiadro, krowę i wieprzowinę. Zmagano się ze strusiami i z powodu psa. Przelewano krew również z racji przynależności klubowej oraz przegranego meczu. Zatem absolutnie nie dziwi fakt, że równie krwawe namiętności potrafiły wzbudzać… wyspy i to nie tajemnicze ani nawet skarbów.
Wojna o Pietruszkę
Kością niezgody jednego z takich konfliktów stała się wysepka Perejil (hiszp. Pietruszka) u wybrzeży Maroka. Spór o nią sięgał połowy ubiegłego wieku. Wtedy to Francja i Hiszpania wycofały się z Maroka, które było protektoratem Paryża i Madrytu. Na mocy porozumienia z 1956 roku Hiszpania zatrzymała dwie nadmorskie eksklawy, Ceutę i Melillę. Maroko jednak zakwestionowało prawa Hiszpanii do kilku pobliskich skalistych wysp, w tym Pietruszki.
Stan wrzenia trwał bardzo długo, aż wreszcie 2 lipca 2002 roku doszło do otwartego konfliktu. Decyzją władz marokańskich na Perejili wylądował oddział wojskowy, który miał monitorować nielegalną imigrację – tak tłumaczył to Rabat. Ponadto Marokańczycy uważali, że liczne jaskinie na wyspie służą za schronienie przemytnikom narkotyków.
Takie wyjaśnienie było nie do przyjęcia dla Hiszpanów. Pod ich naciskiem regularnych żołnierzy zastąpili kadeci szkoły marynarki wojennej, którzy mieli… założyć tam stałą bazę. W tej sytuacji rozmowy szefów dyplomacji Hiszpanii i Maroka zostały przerwane. 18 lipca 2002 roku hiszpańskie siły specjalne, wspierane przez okręty oraz myśliwce, dokonały desantu na spornym terytorium. Na szczęście marokańscy kadeci nie stawiali oporu i nabierający rozpędu konflikt zakończył się bez ofiar. Przy mediacji USA Madryt i Rabat zgodziły się utrzymać status quo sprzed lipcowych wydarzeń.
Najdłuższa wojna?
Miłośnikom historii, a nawet zwykłym śmiertelnikom znane są wielkie zmagania światowe, jak wojny sześciodniowa czy siedmio-, trzynasto-, trzydziesto-, osiemdziesięcio-, a nawet stuletnia. Mało kto jednak wie, że pewna wojna trwała grubo ponad 300 lat (!). Rewolucja Cromwella wyparła wierne Stuartom oddziały rojalistów z Kornwalii. Ostatnim schronieniem stały się wówczas dla nich wyspy Scilly (archipelag około 140 wysepek położonych u płd.-wsch. wybrzeża Wielkiej Brytanii).
Rojaliści długo i skutecznie bronili się przed flotą Parlamentu oraz sprzymierzonych z nim Niderlandów. I to właśnie te ostatnie 30 marca 1651 roku zażądały od rojalistów zwrotu holenderskich statków i odszkodowania za poniesione straty. Wobec odmowy spełnienia żądań holenderski adm. Tromp wypowiedział im wojnę w imieniu Niderlandów. Nie podjął jednak żadnych działań zbrojnych. Wyręczyła go w tym wkrótce flota parlamentarzystów, która w czerwcu zmusiła rojalistów do kapitulacji. Angielska wojna domowa się zakończyła, swój koniec znalazła również trwająca do 1654 roku wojna angielsko-holenderska.
I tutaj pojawił się problem dla historyków. Czy adm. Tromp miał prawo wypowiedzieć wojnę w imieniu Niderlandów? A nawet jeżeli miał, to czy wojna nie została przypadkiem zakończona wraz z traktatem pokojowym z Westminsteru? Jakby nie było, konflikt rojalistów z Holendrami trwał w ukryciu w najlepsze, chociaż nie padł w nim ani jeden strzał. Cała sprawa znalazła swój szczęśliwy epilog dopiero w 1985 roku, kiedy to holenderski ambasador w Londynie podpisał przed radą samorządową wysp Scilly i ich mieszkańców układ pokojowy kończący trwający 335 lat konflikt. Na koniec nie odmówił sobie małego żartu: To musiało być okropne, żyć ze świadomością, że w każdej chwili możecie być zaatakowani.
Najkrótsza wojna w historii
Blitzkrieg jest dobrze znanym pojęciem. Sprawne i szybkie przeprowadzenie kampanii wojennej było i jest marzeniem każdego dowódcy. Ze zdumieniem czytamy o trwających kilka tygodni czy też parę dni działaniach zbrojnych. Co można jednak powiedzieć o wojnie, która trwała niespełna 40 minut? W tak rekordowym czasie uwinęli się Brytyjczycy (a gdzie ta angielska flegma?) na Zanzibarze 27 sierpnia 1896 roku.
Bezpośrednią przyczyną konfliktu była nagła śmierć sprzyjającego Brytyjczykom sułtana Samada bin Thuwainiego. Władca wyspy został dwa dni wcześniej zabity prawdopodobnie przez swego siostrzeńca Khalida bin Bargasha. To absolutnie nie spodobało się rządowi brytyjskiemu, gdyż na mocy układu z 1886 roku to Brytyjczycy wyznaczali kolejnych władców wyspy, która znajdowała się w ich strefie wpływów. Dodatkową zniewagą dla Anglików był fakt, że Khalid uchodził za stronnika Niemiec – a tego już było za wiele dla dumnego Albionu.
Ciekawostką w tym zamieszaniu było to, że Khalid mimo wszystko próbował zalegalizować swój zamach stanu, zwracając się do Brytyjczyków z notą o zgodę na jego rządy. O akceptacji jednak nie mogło być mowy i konsul brytyjski wystosował do uzurpatora ultimatum, wzywające go do abdykacji. Termin ultimatum upływał 27 sierpnia o 9 rano.
Jednocześnie eskadra brytyjskiej marynarki wojennej (dwa krążowniki i trzy kanonierki) dowodzonej przez adm. Harry’ego Rawsona zajęła pozycje bojowe w porcie Zanzibar Town, a na ląd desantowano 150-osobowy oddział piechoty morskiej. Dołączył on do blisko 900 zanzibarskich żołnierzy będących pod angielskim dowództwem. Khalid jednak ufny w swoje racje i siły (ok. 3 tysięcy słabo uzbrojonych wojowników) nie ustąpił.
Wobec takiego stanowiska, o godzinie 9 brytyjski konsul złożył notę wypowiedzenia wojny, a o 9.02 okręty Rawsona rozpoczęły zmasowany ostrzał sułtańskiego pałacu. Szybko też z zabudowań pałacowych nie pozostał kamień na kamieniu i to dosłownie, bo wzniesiony był z drewna. A na domiar złego zniszczeniu uległ, o zgrozo, sułtański harem. Nieliczna pamiętająca w większości jeszcze XVII wiek artyleria wojsk rebelianckich przestała istnieć, a na morzu po krótkiej potyczce zatonęła cała flota wojenna (jacht i dwie łodzie parowe) nowego władcy.
Wobec przewagi jakościowej i technologicznej strony brytyjskiej o godzinie 9.40 armia Khalida poddała się, tracąc 500 żołnierzy. Sam sułtan zbiegł do konsulatu niemieckiego, a następnie dostał azyl w Niemieckiej Afryce Wschodniej. Brytyjczycy pojmali go dopiero w 1916 roku po zdobyciu Tanganiki.
Naprawdę błyskawiczna, bo właściwie 38-minutowa wojna, przyniosła stronie brytyjskiej, przy symbolicznych wręcz stratach (jeden ranny żołnierz), same korzyści. Oprócz kontrybucji wojennej w postaci pokrycia kosztów żołdu, amunicji oraz węgla zużytych podczas walk Zanzibar, dotychczas nominalnie niepodległe państwo, stał się aż do roku 1963 brytyjskim protektoratem.
Jak widać potrafiono walczyć o wszystko, ze wszystkimi, długo, nie pamiętając nawet, kiedy należy skończyć, i krótko, ale za to krwawo i zapalczywie. Jakiekolwiek jednak byłyby przyczyny tych wszystkich zmagań, to, jak mówił Abraham Lincoln, Nie ma nic dobrego w wojnie. Z wyjątkiem jej końca.
Zapraszamy do zapoznania się z poprzednimi artykułami w cyklu:
Świnie, psy i inne dziwne preteksty wojen
Dziwne wojny, absurdalne preteksty bitew
Bibliografia:
- Jan Balicki, Maria Bogucka, Historia Holandii, Wrocław 1989.
- Donald Graeme, Loose Cannons : 101 Things They Never Told You About Military History, Oxford, New York 2009.
- Ian Hernon, Britain’s Forgotten Wars: Colonial Campaigns of the 19th Century, Gloucestershire 2003.
- Tadeusz Miłkowski, Paweł Machcewicz, Historia Hiszpanii, Wrocław 2009.
- Najkrótsza wojna w historii świata, [dostęp:14.01.2020].
- Walka o Pietruszkę, [dostęp:14.01.2020].
- Henryk Zins, Historia Anglii, Wrocław 1995.
KOMENTARZE (3)
Ciekawy artykuł ,więcej takich np o walkach w Bieszczadach z banderowcami .
ciekawe czy dziewczyny z haremu ocalały
Jako ciekawostkę mogę podać przykład dziwnej wojny, która trwa nadal, a o której przeczytałem w przewodniku po San Marino. W roku 1915 Włochy i wraz z nimi Republika San Marino wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom i Niemcom. Dziwnym trafem San Marino nie zostało zaproszone na rozmowy pokojowe do Wersalu i nie podpisało traktatu pokojowego z NIemcami. Jeszcze dziwniejszym trafem III Rzesza zapomniała kompletnie o fakcie, że pozostawała w stanie wojny z Republiką San Marino i nie okupowała Republiki San Marino w latach 1943-45 podczas okupacji północnych Włoch. Obecnie obywatele Niemiec i San Marino mogą bez przeszkód się odwiedzać, mimo że zgodnie z prawem wojennym powinni być w związku z prowadzoną wojną od razu internowani na terytorium wroga.
W wojnie, która trwa nadal nie padł zresztą ani jeden strzał i nie było żadnych ofiar.