Według legend w średniowieczu na stosach spłonęły miliony domniemanych współpracowników diabła. Problem w tym, że ani okres w dziejach, ani liczba ofiar się nie zgadzają. A zatem kiedy i – co ważniejsze – ile osób faktycznie zginęło w wyniku niesławnych polowań na czarownice?
Przesadą byłoby stwierdzenie, że w „ciemnych wiekach” można było sobie warzyć czarodziejskie mikstury i przyzywać diabła do woli, ale jeśli sąsiedzi kogoś nakryli, to w IX wieku w państwie Franków za sporządzenie trucizny trafiało się na kilka lat do więzienia lub delikwenta po prostu wydalano z parafii. W Bawarii za tę samą przewinę karano grzywną w wysokości 12 solidów.
A kara śmierci? W żadnym razie! Co najwyżej czasowe lub dożywotnie wygnanie z miasta. Zmieniło się to dopiero po rozłamie Kościoła wskutek reformacji, kiedy władze kościelne zaczęły popadać w paranoję na punkcie „herezji”. Pojawiały się coraz surowsze sankcje i coraz okrutniejsze metody prowadzenia śledztwa, a każdy kolejny wyrok dowodził słuszności misji i usprawiedliwiał stosowanie tortur. Zwłaszcza że te ostatnie pozwalały szybko uzyskać przyznawanie się do winy, a był to koronny dowód na spiskowanie z siłami nieczystymi.
Nie pytaj „czy”, lecz „kiedy i jak”
Ówcześni teologowie i juryści krzyczeli jednym głosem, że czarownictwo to najgorsza i najbardziej plugawa odmiana herezji. Rzadko pojawiały się głosy rozsądku takie jak Michela Montaigne’a, który gorzko pisał: „Zbyt wysokie mniemanie mamy o swoich domysłach, bo kierując się nimi, smażymy ludzi żywcem”.
Renesans przyniósł prawdziwy wysyp dzieł poświęconych diabelskich praktykom, do których zaliczano czary jako inspirowany przez samego Złego spisek mający na celu zniszczenie Kościoła. Najbardziej wpływowym okazał się napisany jeszcze u schyłku średniowiecza „Młot na czarownice”, stanowiący kompendium wiedzy z dziedziny demonologii i czarownictwa. Głównym autorem książki był wpływowy alzacki dominikanin i inkwizytor, Heinrich Kramer, znany też pod nazwiskiem lnstitoris (1430–1505), człowiek bezbożny, okrutny i skorumpowany, przez własny zakon potępiony za malwersacje i przestępstwa.
Wielokrotnie wznawiany (w Polsce wydany po raz pierwszy w 1614 roku) „Młot na czarownice” stał się na kolejne trzy stulecia podręcznikiem dla inkwizytorów. Wymieniano w nim cztery cechy czarownictwa: odrzucenie wiary katolickiej, oddanie ciał i ducha na służbę Zła, składanie ofiar z nieochrzczonych dzieci oraz uczestnictwo w demonicznych orgiach. Jednak najbardziej brzemienną w skutkach tezą książki było uznanie, że czary są przyrodzoną skłonnością kobiet, które – z natury łatwowierne i lekkomyślne – są bardziej podatne na podszepty diabła. Jak czytamy w książce „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji” Jonathana J. Moore’a:
W ówczesnym patriarchalnym społeczeństwie kobiety miały bardzo niewiele praw, a każda, która nie żyła pod oficjalną opieką mężczyzny, była postrzegana jako zagrożenie dla obowiązujących norm. W Anglii pod rządami Tudorów (1485–1603) panowały szczególnie ciężkie warunki ekonomiczne, a kolejne lata bardzo złych zbiorów sprawiły, że większość populacji żyła na skraju nędzy.
Jedna bezpłodna świnia albo krowa, która przewróciła się i złamała sobie kark, mogła stanowić dla całej rodziny różnicę między życiem a śmiercią. Uboga dieta i kiepska higiena przekładały się na chroniczne problemy zdrowotne. A kiedy przytrafiło się jakiekolwiek nieszczęście, bardzo łatwo było winić za to czarownicę.
W latach największego nasilenia obsesji wystarczyła zwyczajna sąsiedzka zawiść, podpatrzone u samotnie żyjącej osoby nietypowe zainteresowania lub drobne dziwactwa albo jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo, by zostać oskarżonym o czary. Obrońca nie przysługiwał, nie brano pod uwagę zeznań świadków na korzyść podejrzanego, a śledztwo przebiegało według ustalonego schematu, w którym pytano nie: „czy”, ale: „jak, kiedy i z kim” czczono diabła i dopuszczano się bezbożnych czynów. A jeśli „czarownik” stawiał opór i wszystkiemu zaprzeczał? I na to były sposoby.
Jak wyciągnąć z oskarżonego wyznanie winy?
Tortury, stanowiące najistotniejszy element śledztwa przeciwko oskarżonym o czary, były dwojakiego typu. Pierwsza grupa miała dowieść winy lub niewinności poprzez sądy Boże – tak zwane ordalia. Najpopularniejsze metody obejmowały pławienie (winne nie tonęły), ważenie (winne były lżejsze od położonej na drugiej szali Biblii), nakłuwanie (winne miały niewrażliwe i nie krwawiące miejsca) czy poszukiwanie szatańskich znamion.
Drugi rodzaj tortur miał na celu wymusić przyznanie się oskarżonego do winy i wskazanie współwinnych. W osławionym Drudenhaus – „wiedźmim domu” w Bambergu używano w tym celu między innymi śrub do miażdżenia kciuków i palców u nóg, balii na wapno gaszone, krzeseł z paleniskami do przypiekania stóp czy wahadeł do podwieszania. W Polsce stosowano najczęściej tak zwane rozciąganie na drabinie, bloku lub ławie. Okrucieństwa ze strony sędziów bywały także innej natury, o czym pisze autor książki „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji”:
Sfrustrowani seksualnie duchowni mieli szansę wreszcie się wyszaleć. Ponieważ o czary oskarżano przede wszystkim kobiety, stawały się one często zabawkami w rękach swoich sadystycznych oprawców. (…) Wszyscy mężczyźni będący częścią systemu sądowego – od katów przez strażników więziennych po sędziów – mogli do woli poddawać inspekcji piersi i części intymne więźniarek. Często w drodze na stos czy szubienicę skazane wiedźmy rozbierano do pasa i chłostano ich piersi, plecy i pośladki.
Biorąc pod uwagę okrucieństwo tortur, ludzie byli w stanie przyznać się do wszystkiego, byle uniknąć bólu, skrócić cierpienie lub zakończyć życie – sędziowie mieli prawo w drodze łaski zezwolić na szybką śmierć zamiast spalenia żywcem. Masowe przyznawanie się do winy utwierdzało władze w słuszności postępowania. Od XVI do końca XVIII wieku procesy czarownic odbywały się zarówno przed sądami kościelnymi, jak i świeckimi.
Mapa śmierci
Każdy mógł trafić na stos, ale najchętniej oskarżano wiejskie znachorki i akuszerki, wdowy i kobiety samotne, pasterzy czy aptekarzy – a więc przede wszystkim osoby mające wiedzę o leczeniu i ludzkim ciele czy te, żyjące na uboczu społeczności.
Gdzie sytuacja podejrzanych o paranie się czarną magią wyglądała najgorzej? Wbrew temu, co się powszechnie uważa, wcale nie w Hiszpanii (poza Krajem Basków na czarownice przestano tam polować już w XVI wieku), ani też we Włoszech, na obszarze których znajdował się przecież Watykan. Według szacunków większość procesów o czary miała miejsce w Europie Zachodniej i Środkowej.
Katolicki cesarz Rudolf II prowadził długofalowe i okrutne prześladowania w Austrii, a Jakub I w Anglii. Stosy płonęły we Francji, Holandii, zachodniej Szwajcarii i Niemczech. Na terenie tych ostatnich leżał osławiony Bamberg, gdzie między rokiem 1623 a 1633 biskup Johann Gottfried von Aschhausen spalił na stosie kilkaset domniemanych czarownic, torturując je we wspomnianym „wiedźmim domu”.
A w Polsce? Cóż, do nas fala prześladowań dotarła dość późno, więc w XVI stuleciu cudzoziemcy zwali kraj nad Wisłą „państwem bez stosów”. Wprawdzie pierwsza ofiara nagonki spłonęła żywcem już w 1511 roku w okolicach Poznania, ale do końca stulecia procesów było bardzo niewiele. Rozpowszechniły się dopiero w wieku XVII, a karę śmierci za czary w Polsce zniesiono w 1776 roku. Czy to oznacza, że nasi przodkowie nie wierzyli w magię? Bynajmniej!
Wiara w przesądy i zabobony była powszechna zarówno wśród prostych chłopów, jak i wykształconej szlachty. Księżna Gryzelda Wiśniowiecka, matka Michała Korybuta opowiadała o „babach”, które przyznały się na torturach, że w celu czynienia złego w rodzinie Zamoyskich grzebały w pokojach zmarłe niemowlęta, przez co w rodzinie pojawiły się osoby dotknięte bezpłodnością. Bazyli Rudomicz, lekarz, prawnik, rektor Akademii Zamoyskiej także był przekonany, że winę za częste omdlenia jego żony, ponoszą czarownice. Podobnych przypadków było zresztą więcej.
Jak policzyć stosy?
Aż niepojętym zdaje się, że w ówczesnej „cywilizowanej” Europie masowo płonęli na stosach niewinni ludzie. Kto był najgorszy? Trudno orzec. Anglicy, Szkoci czy Skandynawowie byli nie mniej okrutni niż katolicy francuscy albo niemieccy luteranie.
O straszliwym Nicholasie Rémy (zm. 1616) z Lotaryngii, mającym na sumieniu 2,5 tysiąca ofiar, a także o działającym w kraju Basków krwiożerczym Pierre de Lancre (1553–1631), którego specjalnością było zmuszanie dzieci do oglądania egzekucji rodziców, pisze autor książki „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji”:
Żądza krwi nie miała granic – oskarżał całe regiony, nawet 30 tysięcy ludzi naraz, o konszachty z diabłem. Donosił o sabatach czarownic, w których uczestniczyło 100 tysięcy osób. Na cel wziął sobie kraj Basków i w trakcie kariery zabił tysiące baskijskich kobiet. W końcu musiał uciekać, ścigany przez rozwścieczonych krewnych jego ofiar.
Choć szaleństwo ogarnęło większość Europy, co jakiś czas pojawiały się głosy rozsądku. Wielu burmistrzów przepędzało z miast i wsi „łowców czarownic” – nie chcieli rozgłosu i unikali procesów, by zachować spokój. Na protestanckich uniwersytetach powołano komisje prawnicze, których celem było zbadanie każdego procesu i zadziałanie jako ostatnia instancja odwoławcza.
W jednej z takich komisji działającej w Lipsku pracował Christian Thomasius (1655–1728), który w artykule z 1712 roku o istocie inkwizycji i procesach czarownic stwierdził, że pod wpływem tortur człowiek jest w stanie zeznać wszystko i potwierdzić wszelkie oskarżenia, jakie mu się przedstawi.
Dwa lata po publikacji edykt pruskiego króla Fryderyka Wilhelma położył kres procesom. W Kościele katolickim podobnym głosem rozsądku wykazał się jezuita Friedrich Spee von Langenfeld (1591–1635), autor „Cautio criminalis” z 1631 roku. W Polsce głos zabrał biskup kujawski Florian Czartoryski, który w liście pasterskim z 1657 roku i w okólniku z 1669 roku nawoływał do zaniechania procesów o czary, a także wyrażał swoje potępienie dla torturowania podejrzanych.
Zresztą już na początku XVII wieku liczba procesów malała. W katolickiej Hiszpanii ostatni stos zapłonął w 1611 roku, w Holandii w 1610. W Anglii i Szkocji czary były przestępstwem aż do 1736 roku, ale ostatnią egzekucję przeprowadzono w roku 1684. W Norwegii przestano palić żywcem w 1695 roku.
We Francji, gdzie kres procesom teoretycznie położył edykt Ludwika XIV z roku 1682, potrwało to nieco dłużej, a ostatni wyrok śmierci za paranie się czarną magią wykonano w 1745 roku, w Niemczech w 1775, a w Szwajcarii – w 1782. Jedenaście lat później do krajów, które zamknęły ten niechlubny etap w historii Europy, dołączyła Polska.
Ile osób zapłaciło życiem za zaślepienie i przesądy? W XIX wieku uważano, że… 9 milionów, co jednak mocno mija się z prawdą. Nieco mniejszą, choć nadal zawyżoną liczbę podaje Kurt Baschwitz, pisząc: „skrupulatne szacunki oscylują między setkami tysięcy a jednym milionem”. Tymczasem dziś wiemy, że procesów przeprowadzono łącznie około 100 tysięcy, a ofiar było maksymalnie 40 tysięcy, z czego co najmniej połowa na terenie Niemiec.
A ile stosów zapłonęło nad Wisłą? Trudno to ustalić. Bogdan Baranowski podaje, że „od XVI do XVIII wieku na terenie obecnego państwa polskiego około 20–40 tysięcy kobiet, posądzonych o spółkę z szatanem, poniosło śmierć na stosie lub straciło życie w wyniku samosądów”. To mocno zawyżone szacunki – Szymon Wrzesiński pisze o kilku tysiącach, a zagraniczni badacze podają, że mogło być ich jeszcze mniej – około tysiąca. W skali Korony, która liczyła około 10 milionów mieszkańców, nie wydaje się to szczególnie imponującą liczbą. A jednak wciąż to o tysiąc za dużo…
Bibliografia:
- B. Ankarloo, S. Clark, W. Monter, Witchcraft and Magic in Europe. The Period of the Witch Trials, The Atlhlone Press London 2002.
- M.D. Bailey, Historical Dictionary of Witchcraft, Scarecrow Press 2003.
- B. Baranowski, O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Szkice obyczajów z XVII i XVIII w., Wydawnictwo Łódzkie 1962.
- B. Baranowski, Pożegnanie z diabłem i czarownicą, Wydawnictwo Łódzkie 1965.
- K. Baschwitz, Czarownice. Dzieje procesów o czary, Cyklady 1999.
- J. Moore, „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować, czyli historia egzekucji”, Znak Horyzont 2019.
- Z. Osiński, Zabobon, przesąd, diabły, czarownice i wilkołaki w pamiętnikach polskich z XVI i XVII wieku, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, vol. 58/2003, ss. 59–72.
- J.M. Sallman, Czarownice – oblubienice szatana, Wydawnictwo Dolnośląskie 1994.
- S. Wrzesiński, Wspólniczki szatana. Czarownice na ziemiach polskich, Agencja Wydawnicza Egros 2006.
KOMENTARZE (32)
Wszystkie źródła podają że autorem „Młot na czarownice” był Heinrich Kramer, a nie jak tutaj Heinrich Institoris
Drogi Marcinie,
jest to zlatynizowana forma nazwiska Kramera – chodzi o jedną i tę samą osobę, występującą – w zależności od źródeł – pod innym nazwiskiem
Pozdrawiam serdecznie
Jeśli ktoś w takim artykule powołuje się na Baranowskiego i Wrzesińskiego (który pisze broszury seriami), a nie na Pilaszek to już świadczy o tym, że zamiast wiosny będzie już lato i zaczyna się w dziennikarstwie sezon ogórkowy.
Ostatni stos w Europie, z powodu procesu o czary zapłonął na początku XIX wieku w Prusach, na terenie 1 zaboru Polski, w Reszlu. Obecnie jest to woj. Warminsko-Mazurskie. Wtedy było to biskupstwo Warmińskie. Egzekucji dokonano za zgodą uwczesnych władz kościelnych i króla Pruskiego.
Niezly stek bredni. Artykul przeczy sam sobie w kilku miejscach.
a jakieś KONKRETY i DOWODY???
Mit „ciemnego” i „okrutnego” średniowiecza zrodził się w renesansowe. Była to zdaje się pierwsza epoka, która sama sobie nadała nazwę (wcześniej przecież ludzie nie wiedzieli, że żyją w średniowieczu lub starożytności). Od tego czasu pokutuje przekonanie, że renesans położył kres zbrosniom średniowiecza. Tymczasem, to od tego okresu zaczynają się masowe mordy w imię państwa, religii czy ideii. Przed nastaniem odrodzenia większe prześladowanie miało na dobrą sprawę miejsce w Langwedocji, gdzie wytępiono sekte katarów. Problem w tym, że główna wina katarów było podważane porządku społecznego, co zagrażało elitom królestwa Francji, a nie brak wiary w przeustoczenie. Niestety czarny p. r. średniowiecza utrwalił się tak mocno, że jest praktycznie niemożliwy do obalenia
1000 ofiar na stosach w przeciagu kilkuset lat? To tragedia. Winne zabobony I sredniowieczny KK. Ile w tym czasie skazano niewinnych osob na smierc za zwykle przestepstwa? 10 tys? 100 tys?
wybielania kościoła ciąg dalszy, kościół zakatował co najmniej 10 000 000 „czarownic”, to był proces masowy przez setki lat w tysiącach parafii
Dan Brown wszedł za mocno.
Tylko 10 000 000 ,a może 100 000 000 papier wszystko przyjmie. Komuniści i różnej maści Lewactwo powtarza te bzdury w celu zwalczania kościoła katolickiego. Nawet nie wiedzą matoły że 50% ofiar procesów tzw. Czarownic przypada na Protestanckie kraje niemieckojezyczne. Na terenie Korony na pewno odbyło się kilkaset procesów o Czary ,ale raz nie wszystkie skończyły się skazaniem oskarżonych ,dwa miały miejsce głównie w miastach gdzie dominowali mieszczanie Niemieckiego pochodzenia. Np. Gdańsk ,Poznań ,Kraków. Czy Kościół katolicki jest bez winy oczywiście że nie ,ale ilość wyroków sądów kościelnych była marginalne przy ilości wydawanych przez sądy świeckie. Następna powtarzania głupota mówi że ostatni wyrok w procesie o czary odbył się w Polsce po 1800 roku i podaje Reszel który od 1772 czyli 1 rozbioru należał w tym czasie do…PRUS.
Kościoła nie trzeba zwalczać. On sam się zwalczył. Kościół to jest obraza Boga!
Za kilka lat będziemy mogli przeczytać artykuł, że inkwizycyjne stosy to były integracyjne ogniska, w których pieczono kartofle i kiełbasę śląską.
Ee tam 10 milionow. 10 miliardow!
Najciekawsze jest ,że.Jan Paweł Ii zarządił lustrację świętej inkwizycji. Jednocześnie nakazał utajnić jej wyniki. Gdyby były tak marginalne to nie trzeba by ich ukrywać.
Coś mi się zdaje, że na terenach 'protestanckich” liczba ofiar była o wiele większa, bo nikt nad tym nie panował. Zwłaszcza po wojnie 30 letniej…
Ile naprawdę zgineło to jest w archiwach Watykanu. Na początku lat 90-tych Jan Paweł II zarządził lustrację świętej inkwizycji. Od razu nakazał utajnić wyniki. Jaki wniosek ile osób zgineło ogrom. Taki ogrom, że kaci nie chcą się do tego przyznać.
Jednak pod koniec lat ’90 – konkretnie w 1998; wyniki opublikowano (jako materiały konferencyjne) w 2003
Borromeo (Agostino), ed., L’Inquisizione. Atti del Simposio internazionale Città del Vaticano, 29-31 ottobre 1998, Città del Vaticano, Biblioteca Apostolica Vaticana, 2003, 790 p.
Może wręcz przeciwnie..Tak mały że np ty byś nie uwierzył?
No cóż gdy ludzie zaczęli wierzyć we własny rozum bardziej niż w mądrość Boga to… rozpalili stosy!
Autorka chyba przeczy samo sobie. W jednym miejscu pisze:
„… karę śmierci za czary w Polsce zniesiono w 1776 roku.”
a w innym:
„a ostatni wyrok śmierci za paranie się czarną magią wykonano w 1745 roku, w Niemczech w 1775, a w Szwajcarii – w 1782. Jedenaście lat później do krajów, które zamknęły ten niechlubny etap w historii Europy, dołączyła Polska.”
Poza tym ani słowa o tym, co się stało w Doruchowie w 1775, co zdaje się było powodem rzeczonego zniesienia w 1776.
Mnie zastanawia ile inkwizytorów by spłonęło na stosach gdyby każda osoba z oskarżonych o czary je uprawiała i to na solidnym poziomie.Ale klechy nadal okazują moralność inkwizytorów.I to w większości religii.
Kazda religia bez wzgledu na nazwe jest zla z jednego powodu. Gdy dochodzi do momentu kiedy trzeba ja skonfrontowac z rzeczywistoscia ktora jej zaprzecza- jej wyznawcy sa w stanie dopuscic sie wszystkiego aby postawic na swoim. Jest to domena ludzi prymitywnych- wierzacych w cos- bo nie sa w stanie wytlumaczyc sobie rzeczy na swiecie, ktorych nie pojmuja. I ja to rozumiem jezeli mowimy o ludziach mieszkajacych w jaskiniach, niewiedzacych dlaczego co jakis czas na niebie swieci jakas zolta kula. Hmmm…to pewnie Bóg!!! Ale zeby odwalac takie cyrki w 21 wieku- przeczac na kazdym kroku nauce (Einstein, Newton, Hubble, Kopernik, Galileusz), zdrowemu rozsądkowi- trzeba byc niezlym hipokryta. A najgorsze jest to ze ludzie robia to ślepo (bo to tradycja, bo ich babcia i mama tak robily od wiekow), wogole nie zastanawiajac sie nad tym co robia- a gdy tylko ktos mysli inaczej bo ruszy troche glowa- jest bluznierca. Traktuje sie religie jak jakies sanctum- bo boimy sie jakichs niewiadomych konsekwencji po naszej smierci.
Każda religia jest zła, według ciebie. Szkoda że nie napiszesz jak funkcjonują państwa w których odrzucono religię. Zacznijmy od Francji, pierwszego komunistycznego państwa świata, w którym w ciągu kilku lat zabito więcej ludzi niż w czasie trwających 3 wieki polowań na czarownice. Kogo zabijali ci rzekomo oświeceni rewolucjonisci ? Zwykłych chłopów, tylko dlatego że nie chcieli się wyrzec swojej religii. Następna była rewolucja w Rosji i znowu jej ofiarami byli chłopi z powodu swojego wyznania. Ofiary oświeconej rewolucji w Rosji idą już w miliony. Kolejni wrogowie religii Narodowi-Socjaliści z Niemiec i Komuniści z Rosji dołożyli swoje cegiełki w postaci już nie kilku tylko kilkudziesięciu milionów ofiar. Co ciekawe Niemcy zabijał np. religijnych Żydów. Jeśli religia jest zła to jej brak jest jeszcze gorszy, bo przecież wszelkiej maści Rewolucjonistow i Komunistów przykazanie nie zabijaj nie obowiązuje.
Obaj nie macie racji. Kościół Katolicki to zbrodnicza organizacja, od zawsze jej celem jest ogłupianie ludzi, łupienie ich z pieniędzy. Najpierw blokowali powszechne szkolnictwo i celowo utrzymywali prowadzenie mszy i obrządków po łacinie. Niosących oświecenie zwykłym ludziom templariuszy w zmowie z królem francji wymordowali (używając inkwizycji i oskarżeń o czary, dzieląc się obficie ich majątkami i co właśnie chodziło. Inkwizycja była odpowiednikiem gestapo – szerzyła strach i zmuszała do bezwzględnego posłuszeństwa ludzi myślących, widzących zbrodnicze działania kościoła. Inkwizycja zatrzymała skutecznie rozwój medycyny na wiele wiele lat. Wg. realnych szacunków na stosach spłonęło ponad 400 tysięcy ludzi. Współcześnie Kościół działa w tym samym celu tylko metody dostosowują tak aby uchodzić za natchnionych duchem świętym. Poczytajcie Historię Papiestwa to zobaczycie jacy zwyrodnialcy byli na przestrzeni lat „wcieleniem Boga na ziemi”. JP2 też miał za uszami grubo. Bank Watykański bez wstrętu pierze brudne pieniądze wielu dyktatorów, kasę z handlu ludźmi, narkotykami. Pecunia Non Olet, zwłaszcza Kościołowi. Religia to zło, zabobon odwracający uwagę od logicznego rozumowania, nauki. Tłumaczenie że komunista to bezbożnik i dlatego chętniej morduje nie ma uzasadnienia – kanalia zawsze będzie kanalią. Sęk w tym że Kościół ma w swoich szeregach zbyt wielu takich, włącznie z najwyższymi władzami. Niestety władza potrzebuje tej instytucji do manipulowania ogłupionymi obywatelami.
Proponuję mniej fanatyzmu, więcej udokumentowanej wiedzy.
wiekszych bajek sie nie dalo wymyslec?
Widze że nieźle sprano ci mozg. To właśnie kościół katolicki szerzył wiedzę! Wiesz gdzie powstawały pierwsze szkoły? Przy klasztorach i zakonach! Kler był najbardziej wykształcony. Jesteś klasyczna ofiara antyteistycznych kłamstw i propagandy.
w jaki niby sposob biskup w Bamberg mogl spalic kogos i torturowac w 1623 skoro zmarl rok wczesniej?
Mit krwawego ciemnego sredniowiecza powoli upada.
Okazuje sie z im bardziej ludzkosc jest oswiecona i postepowa, tym wiecej morduje.
Przy „osiagnieciach” rewolucjonistow francuzkich, pazdziernikowych, stalinistow, hitlerowcow, hiszpanskich „obroncach” demokracji wspieranych przez oswieconych komunistow z Rosji. O chinskich demokratach i liberalach tez nalezy wspomniec kilkadziesiat milionow ofiar. Te marne kilkadzisiat tysiecy na przestrzeni kilku stuleci wydaja sie niczym w zestawiniu z ogromem zbrodni popelnionych przez oswieconych i postepowych dla dobra a jakze, ludzkosci.
Zawsze gdy jest mowa o stosach i czarownicach, to mówi się o kościele katolickim. Jednak jeżeli przyjrzeć się faktom, to najwięcej stosów zapłonęło na terenie Niemiec, Szwecji, a tam w tym czasie katolików już prawie nie było, byli heretycy czyli Luteranie i Kalwiniści i wg danych to oni najwięcej spalili.
Najistotniejszym jednak elementem jest fakt, że to Niemcy, Szwedzi, Francuzi, Brytyjczycy w największej mierze przyczynili się do morderstw i jak dalsza historia pokazała, to są raczej skłonności narodowe i ateistyczne : nazizm, kolonializm, rewolucjonizm. Warto wspomnieć, że carskiej w komunistyczną (ateistyczną) pochłonęło ok 12 milionów ofiar tylko na terenie ówczesnej Rosji. Okrucieństwo, kanibalizm i wszechobecna bieda jaką zafundowali ludziom zmusza ich do odwracania uwagi, rzekomą dużą ilością ofiar kościoła katolickiego. Kto nie zna historii, to się nabiera. Pomyślcie ile ofiar przyniesie nowa transformacja tworzona przez Niemców, Rosjan, Francuzów i pół świata mamiony ateizmem i nowym komunizmem. W latach 20-tych mówili komuniści „nie będziesz miał nic oprócz małej walizeczki i będziesz przenosić się z miejsca na miejsce, bo żadne nie będzie twoje”
Dziwny ten artykuł. Piętnuje wyłącznie kościół katolicki. Jednak to protestanci odpowiadają za 80% ofiar polowań na czarownice. W Polsce natomiast większość kobiet spalono w społeczniściach osadników niemiecki i holenderskich.