W strachu przed ich brutalnością żyły cała Anglia i Francja. Tortury wikingów stały się niesławnym symbolem pogańskiego bestialstwa. Krwawy orzeł, patroszenie wrogów... Ale jaka jest prawda o wikińskich torturach? I które z nich były najgorsze?
Jedno jest pewne: czarna legenda wyprzedzała wojowników z Północy, gdziekolwiek się udawali. Opowieści o torturach i festiwalach mordowania, jakie urządzali sobie wikingowie podczas wypraw wojennych, wywoływały wśród mieszkańców chrześcijańskiej Europy taki lęk, że często na sam widok charakterystycznych statków po prostu uciekali. Nawet Karol Wielki, usłyszawszy o flocie zbliżającej się do granic jego kraju, miał – według relacji biografów – zalać się łzami. Czego tak bardzo się obawiano?
Orzeł, którego nie było
Najbardziej drastyczną torturą (a jednocześnie metodą egzekucji), którą dziś przypisuje się wikingom, był tak zwany „krwawy orzeł”. Pomysłodawca tego rytualnego sposobu uśmiercania ofiary musiał być obdarzony wyjątkowo sadystyczną wyobraźnią. Wycinanie orła polegało bowiem na… wyrąbaniu siekierą żeber od strony pleców, a następnie wywleczeniu ich na zewnątrz. Finalną „dekoracją” były płuca nieszczęśnika, które rozpinano na otwartej klatce piersiowej, by przypominały skrzydła.
Właśnie tą metodą, zgodnie z opisami licznych autorów sag o ludziach Północy, miał pomścić śmierć ojca Ivar Bez Kości. Skald Sigvat w swoim wierszu datowanym na 1030 rok relacjonował: „Ivar, który rezydował w Yorku, wyciął orła na plecach Aelli [z Nortumbrii – przyp. red.]”, co zostało później podchwycone przez kolejnych biografów i poetów. „Saga o Orkadach” z 1200 roku zawiera już kompletny opis rytuału – i to w wykonaniu nie samego Ivara, ale także innych wikingów.
Ile jest prawdy w tych opowieściach? Cóż orzeł od wieków był kojarzony ze zwycięstwem, więc przywódcy północnych ludów z pewnością miewali jego wizerunek na chorągwiach. Tak opisuje emblemat słynnego Ragnara Bernard Cornwell w powieści „Zwiastun burzy”, drugiej części bestsellerowego cyklu „Wojny wikingów”:
W końcu zobaczyłem jedną z ostatnich duńskich grup broniących się przed hordą napierających Sasów. Ruszyłem ku nim pędem i nagle rozpoznałem chorągiew, pod którą walczyli. Skrzydło orła. To był Ragnar.
Nie oznacza to jednak, że uwieczniali symbol dumnego ptaka również na ciałach swoich wrogów. Współcześni historycy są raczej zgodni, iż tego rodzaju tortura nie mogła być stosowana regularnie. Dlaczego? Po pierwsze, ofiara już w początkowej fazie zmarłaby wskutek upływu krwi, na długo przed ukończeniem „dekoracji”. Po drugie, jest bardzo prawdopodobne, że cała historia została zwyczajnie zmyślona!
Badacze przypuszczają, iż Sigvat mógł po prostu użyć metafory orła dopadającego zdobyczy (ptakiem byłby oczywiście Ivar, a upolowanym – Aella). A co z wyrytymi na na kamieniu Stora Hammars z Gotlandii scenami, które długo interpretowano jako świadectwo istnienia tej drastycznej tortury? Już w latach 80. w prasie naukowej pojawiły się głosy krytyczne wobec tej hipotezy. Historyczka z Yale University, Roberta Frank, dowodziła na przykład, że im młodsze relacje z egzekucji, tym bardziej są brutalne.
Niewykluczone zatem, że „krwawy orzeł” był jedynie bujdą wymyśloną przez chrześcijan, wynikającą ze złego tłumaczenia i panicznego lęku. Według konkurencyjnej teorii drapieżnego ptaka nie wycinano, a rysowano na plecach pokonanego przeciwnika, by okazać swą dominację. Ale to, że najsłynniejsza wikińska tortura okazała się błędem w interpretacji, nie oznacza bynajmniej, że wojownicy z Północy nie znali i nie stosowali innych drastycznych metod…
Król Edmund i drzewo tortur
Również w przypadku tego sposobu pastwienia się nad wrogiem głównym bohaterem (a raczej: katem) był Ivar, którego niejednokrotnie nazywano „najbrutalniejszym z wikińskich przywódców”. W 870 roku, po pokonaniu armii króla Edmunda we Wschodniej Anglii, zażyczył sobie, by pojmany europejski władca wyrzekł się swojej wiary. Polecił więc swoim wojownikom przywiązać go do drzewa i wychłostać. Kiedy to nie pomogło – Edmund miał bez przerwy wzywać Chrystusa, co w takiej sytuacji nie wydaje się specjalnie dziwne – obrzucono monarchę kamieniami, a następnie potraktowano jako tarczę strzelecką. Ostatecznie zrezygnowany Ivar kazał ściąć ofiarę.
Historia egzekucji Edmunda szybko rozniosła się po Europie. I na podstawie tych opowieści między rokiem 985 a 987, czyli ponad sto lat później, powstała biografia władcy. Do tego czasu opisy okrucieństwa wikingów zdążyły już przybrać bardzo egzaltowany charakter. Posądzano ich na przykład o celowe odtworzenie męczeństwa ukrzyżowanego Chrystusa i świętego Sebastiana, który zginął naszpikowany strzałami.
Problem w tym, iż ówcześni ludzie Północy nie mogli znać chrześcijańskich świętych, więc nawet jeśli podobieństwo faktycznie istniało, to było zupełnie przypadkowe. Autor Passio Sancti Eadmundi, Abbo z Fleury, pisał też, że po wychłostaniu skóra na plecach króla popękała i żebra stały się widoczne, co z kolei przypominało „krwawego orła”, a więc mamy już pełen zestaw okrucieństw… Najwyraźniej galopująca wyobraźnia, strach i upływ czasu znów odegrały tu znaczącą rolę. Jak faktycznie dokonał żywota pechowy władca, prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy.
Drzewo jako centralny element tortur i egzekucji pojawiało się w przypadku jeszcze jednej metody – wypatroszenia, które również uchodzi za lubiany przez wikingów sposób zadawania śmierci. Zgodnie ze spisaną w XIII wieku Sagą o Njalu po bitwie pod Clontarf w 1014 roku pojmano apostatę Brodira i jego ludzi. Oprawcą był „nawrócony” już wojownik Ulf Niespokojny. Rozpruł on brzuch Brodira, a następnie pędził go dookoła pnia tak długo, aż wszystkie wnętrzności nie znalazły się na zewnątrz (dopiero wówczas ofiara miała zginąć).
Cała historia jest przy tym bardzo przewrotna. Z jednej strony mamy wikinga-chrześcijanina zabijającego wikinga-poganina, który do tego odrzucił chrześcijaństwo po przyjęciu święceń. Z drugiej zaś sam sposób egzekucji przypomina rytuał ofiarny, składany ku czci boga Odyna. Jaki więc był prawdziwy zamysł Ulfa, kiedy decydował o tym, jak ukarać apostatę? Także w tej kwestii historycy mogą co najwyżej snuć przypuszczenia…
Wężem w bezbożnika
Olaf I Tryggvason – podobnie jak Ulf – był wielkim zwolennikiem chrześcijaństwa i postanowił wprowadzić nową wiarę siłą. Nietrudno się domyślić, że wywrotowy pomysł króla natrafił w Norwegii na twardy opór. W załagodzeniu konfliktu nie pomógł z pewnością fakt, że Olaf już na samym początku swojej kampanii zamknął w świątyni 80 pogan i spalił ich żywcem.
O tym, jak bezlitosny był wobec tych, opornych na chrystianizację, na własnej skórze przekonał się także Rauda z Salten. Władca obiecał mu „śmierć najgorszą z możliwych”, jeśli ten nie przyjmie nauk Chrystusa. Po kolejnej odmowie nakazał włożyć Raudowi między zęby kawałek drewna, a następnie usiłował wepchnąć w usta ofiary… jadowitego węża.
Jak relacjonował poeta i historyk Snorri Sturlson, sprytny Norweg dmuchał na zwierzę, więc zabieg się nie udał. Wtedy Olaf wsunął do gardła Rauda gałąź dzięgiela i przez nią wpuścił gada, dodatkowo popędzając go gorącym żelazem.
Co do ostatecznego efektu egzekucji, można snuć rozmaite domysły. Snorri zapisał, że wąż „wpełzł do ust Rauda i w głąb jego gardła, aż wydrążył sobie wyjście w jego boku i Raud skonał”. Wydaje się to jednak raczej niezbyt prawdopodobne. Jeśli faktycznie w głąb jamy ustnej dostałby się odpowiednio gruby wąż, ofiara po prostu by się udusiła.
Ewentualnie przestraszony gad mógł ugryźć Rauda; efekt zależałby wtedy od gatunku węża. Naturalnie występowała wówczas na Półwyspie Skandynawskim żmija zygzakowata, ale niewykluczone, że norweski król miał do dyspozycji bardziej egzotyczne „narzędzie” egzekucji. Istnieje też prawdopodobieństwo, że cała sytuacja została zmyślona, a scena znęcania się nad Raudem i bogu ducha winnym wężem była alegorią chrystianizacyjnego terroru, jaki sprowadził Olaf na Skandynawię.
Brutalne… przedstawienia?
W przypadku zetknięcia się zróżnicowanych kultur, posiadających mocno zakorzenione tradycje i obrzędy, często dochodzi do wyolbrzymień i przeinaczeń. Na tej podstawie powstają później legendy – takie jak te, stworzone, kiedy chrześcijanie z Europy „poznali się” z ludami Północy.
Wikingowie nie znali pojęcia świętości, traktowali klasztory jako łatwe cele wypełnione wartościowymi łupami. Dlatego autorzy tekstów z tamtych czasów (głównie chrześcijanie) nadawali im bardzo mroczne cechy. Tymczasem większość ofiar najeźdźców ze Skandynawii ginęła zupełnie „standardowo” – podczas walki lub z powodu trudnych warunków w niewoli.
Stosunkowo łatwo jest jednak prześledzić tok myślowy obserwatora obrzędów religijnych, który z klasztoru trafił między wikingów. Mieszkańcy Północy mieli na przykład zwyczaj przybijania do drzew martwych zwierząt poświęconych bogom. Jak w XI wieku pisał Adam Bremeński, poganie składali w świętym gaju ofiarę w postaci osobników płci męskiej – po jednym z każdego gatunku, z uwzględnieniem konia, psa, a nawet człowieka.
Z tkaniny z Oserberg wnioskuje się, że wikingowie lubili także wieszać swoje ofiary. Był to osobliwy hołd dla Odyna – patrona wisielców, który posiadał zdolność rozmowy ze zmarłymi. Snorri wspomina również o specjalnej formie obrzędu mającego na celu obłaskawienie bóstw, polegającej na „fałszywej” ofierze z przywódcy. Kiedy w trudnym okresie żadne modły nie pomagały, lokalny władca był „wieszany” na sznurze z cielęcego jelita i „przebijany” trzciną przez kapłana.
Skoro walcząc o przetrwanie, ludy Północy uciekały się do takich przedstawień, jest bardziej niż prawdopodobne, że przeważająca część legend na temat ich bestialstwa została… zmyślona. A jeśli chodzi o same tortury, to na pewno pod każdym względem ustępowały tym, stosowanym niedługo później przez chrześcijańską inkwizycję.
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte. To drugi tom bestsellerowej serii o burzliwych czasach wikińskich najazdów na Anglię w IX wieku.
Bibliografia:
- David Horspool, King Alfred: Burnt Cakes and Other Legends, Harvard University Press, 2006
- R. Ferguson, Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009.
- A. Forte, R. Oram, F. Pedersen, Państwa wikingów. Podboje – władza – kultura, Wydawnictwo Naukowe PWN 2010.
- Parker Philip, Furia ludzi Północy. Dzieje świata Wikingów. Dom Wydawniczy Rebis, 2016.
- P. Urbańczyk, Zdobywcy północnego Atlantyku, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 2004.
KOMENTARZE (15)
Z tą inkwizycją to Autor na koniec zaszalał.
Inkwizycją wprowadziła bardzo humanitarne prawa dot. tortur względem tego co się wówczas działo w świeckim wymiarze sprawiedliwości.
Zacytuję Wikipedia, której trudno zarzucić pro-kościelny subiektywizm.
Tortury należało stosować tak, aby uniknąć spowodowania śmierci lub trwałego kalectwa. Do zastosowania tortur konieczna była zgoda całego składu sędziowskiego, w tym przedstawiciela miejscowego biskupa. Zasadą było, że należy je stosować tylko raz, choć później niekiedy obchodzono ten zakaz, traktując kolejne sesje tortur jako „kontynuację”, a nie powtórne zastosowanie. Podobnie jak w sądach świeckich, zeznania uzyskane w ten sposób mogły stanowić dowód tylko, gdy zostały dobrowolnie potwierdzone przez oskarżonego już po zakończeniu tortur. W świetle zachowanych protokołów wydaje się, że kościelna inkwizycja rzadko uciekała się do tego sposobu uzyskiwania zeznań. Średniowieczni inkwizytorzy preferowali raczej stosowanie takich środków przymusu jak areszt, pozbawienie snu czy ograniczenie pożywienia, niż zadawanie bezpośrednich cierpień fizycznych oskarżonemu. Wielu inkwizytorów (np. Mikołaj Eymeric, autor Directorium Inquisitorum) otwarcie wyrażało swój sceptycyzm wobec użyteczności tortur w procesie, uważając, że prowadzą one raczej do łamania ludzi słabych, ale niekoniecznie do ustalenia prawdy. Także w epoce nowożytnej trybunały inkwizycyjne nie szafowały torturami. Co więcej, stosowany przez nie asortyment tortur był znacznie skromniejszy niż w sądach świeckich. W Hiszpanii zauważalny jest jednak dość wysoki (rzędu ponad 30%) odsetek torturowanych w przypadku niektórych kategorii przestępstw, zwł. judaizantów oraz sodomitów. Choć inkwizycja z reguły rzadko uciekała się do tortur i około połowy XVIII w. zaprzestała ich stosowania, to jednak dopiero w 1816 zostały one formalnie zakazane[148].
Dodam że to inkwizycją jako pierwsza zakazał a tortur kobiet w ciąży i dzieci, przetrzymywania więźniów bez światła i wielu innych okrutnych praktyk, które w sądach świeckich były powszechne.
Wikipedia nie jest wiarygodnym źródłem
i na jakiego grzyba mieszać w to polityczne spory dwóch durnych grup? Kolega bardzo merytorycznie wyjaśnił jak sprawy się miały wbrew demonizowanej Inkwizycji (która oczywiście za uszami swoje miała). Świeckie sądy biły na głowę Inkwizycję.
Chciałem skrytykować, ale po przeczytaniu poprzednich komentarzy stwierdziłem, że nie będę kopał leżącego.
Liczyłem na fakty a dostałem jedynie wiadro historiozofii opartej na przekonaniach autora. Nie polecam.
Autor artykułu napisał o sagach i legendach jakie krążyły a nie o faktach które trudno po tylu wiekach zweryfikować.
Sam autor podał przecież w wątpliwość autentyczność tych relacji
O kompromitujacym autora odwołaniu do chrześcijańskiej inkwizycji napisali juz inni, więc… Szkoda gadać, z urojeniami nie da się walczyć.
Według ciebie nie można pisać źle o inkwizycji
Dokładnie i jesteś tego dowodem że z urojeniami nie da się walczyć. Ślepa wiara w religię przewyższa zawsze fakty historyczne. A inkwizycja wcale nie była specjalnie humanitarna nawet jak na ówczesne czasy.
Akurat wikingowie nie przejmowali się czy ich ofiary przeżyją czy nie takie czy inne przedstawienie a liczył się tylko efekt wizualny.
Być może wyżej wymienionych metod wikingowie nie stosowali regularnie ale nie znaczy to że nie zdarzały im się.
Ulf Niespokojny nie był żadnym wikingiem tylko irlandzkim wojownikiem.To był brat Briana Boru najprawdopodobniej Cuiduligh.Jak możecie takie nie obraźcie się bzdury wypisywać.Przydomek Ulf Niespokojny czy też Kłótliwy wymyślił mu twórca sagi nie potrafiący przekazać oryginalnego imienia goidelskiego.Rozumiem przesadną fascynację wikingami na fali ostatniej mody ale inni byli nie gorszymi wojakami od nich i jak rodzony brat irlandzkiego króla Briana Boru z klanu Ui Tairdelbach mógł być wikingiem?No trochę się zastanówcie.Ja wiem,że niektórym tak już od zauroczenia tymi wikingami odebrało zdolność trzeźwego spojrzenia na historię ale tak byli woje w innych armiach przed którymi wikingowie podkulali ogony i uciekali jak zające tak jak Brodir przed Irlandczykiem Cuidulighiem.
Mam nadzieje,że nie przyczynię sie swoim postem do załamania psychicznego jakiegoś wikińskiego fanboja kiedy sobie uświadomi,że wielki wódz wikingów Brodir został wypatroszony jak świniak przez irlandzkiego chrześcijańskiego woja .Jeszcze raz dobitnie: Ulf Niespokojny to nie był żaden wiking to był Iryjczyk (dziś powiedzielibysmy Irlandczyk) brat Briana Boru króla Irlandii z prastarego klanu Ui Tairdelbach dziedzica Dal gCais a później władcy całej Irlandii.
„Współcześni historycy są raczej zgodni, iż tego rodzaju
tortura nie mogła być stosowana regularnie. Dlaczego? Po pierwsze, ofiara już
w początkowej fazie zmarłaby wskutek upływu krwi, na długo przed
ukończeniem „dekoracji”. ”
Jakby Ci historycy bardziej uważali na lekcjach to znali by pojęcia odma.
Płuca by działać wymagają POCIŚNIENIA w klatce piersiowej, jej rozszczelnienie prowadzi do ich zapadnięcia się a tym samym delikwent ulega uduszeniu nie mogąc nabrać powietrza, mamrotać tym bardziej nie będzie.
PS: Wiadomo, że wiele wizji/objawień powstało po sporyszu (LSD), może kiedyś doczekamy się odkrycia czy fantazja chrześcijańskich kronikarzy to tylko skrzywiony dekiel czy może jakieś „zacne piguły”.
Ulf Hreda nie był żadnym wikingiem.To był brat Briana Boru Cuidulig zwany Ulfem Hreda przez skaldów.Tak samo jak nasz Bolesław był skandynawsko brzmiacym Burisleifem.Najprawdopodobniej jego własny (Cuiduliga) gaelski przydomek został przetłumaczony na język Normanów przez skaldów.Naprawdę od tej holyłódzkiej mody na wikingów niedługo będzie strach otworzyć lodówkę.A tak naprawde to wcale żadni z nich nie byli tacy „gieroje” jak się ich maluje .Kiedy brakowało w Europie silnych organizacji państwowych i silnych władców poczynali sobie nieźle wobec słabych i rozproszonych ale kiedy pojawili się mocni władcy od razu usadzili ich na tyłkach i przestali podskakiwać.Nie mieli wiele do powiedzenia na ziemiach Słowian ,władzę nad Rusią zdobyli wskutek zaproszenia a nie siły zbrojnej,od chąśników na Bałtyku zbierali regularne cięgi,duńskie wyspy były łupione i pladrowane niemiłosiernie przez Słowian,,płd Skandynawia jak same sagi podają była ojczyzną słowiańskich junaków ,a wiec na własnej ziemi byli trzymani w szachu przez Słowian.Irlandczycy kiedy tylko dorobili się władców zdolnych zjednoczyć skłócone klany (na czele oczywiscie z Brianem Borama MacCennetig od razu dobrali się Wikingom solidnie do skóry łojąc ich niemiłosiernie nieomal w każdej bitwie wystarczy poczytać sobie historię Irlandii (każdy wikinglover będzie zdumiony ile klęsk zadali Normanom Iryjczycy w boju,Clontarf to tylko ta najsłynniejsza).Atakowani przez nich ze wszystkich stron Anglo Saxoni również zadali im wielką ilosć klęsk mimo iz podzieleni byli na maleńkie walczace ze sobą państewka.Wikingowie byli odważni wobec słabych i podzielonych i marni wobec silnych i zjednoczonych .A Karolowi Wielkiemu nawet powieka zapewne nie drgnęła kiedy o nich usłyszał bo sam ich solidnie tłukł w Szlezwiku i płd Jutlandii.Zdrożone i zmęczone anglosaskie wojsko Harolda Godwinssona omal nie rozgromiło w ciągu kilku dni dwóch normańskich armii..Naprawdę starczy już tego „romantyzowania” na temat „niezwyciężonych” Wikingów.
tyle setek lat minęło a ludzie dalej są rownie okrutni jak rosjanie, muzułmanie. Na wojnie nic ich nie chamuje. Swoje bestialskie zapedy – gwalcenie kobiet, dzieci, okrutne powolne mordowanie cywili…Nic sie nie zmieniło . Czy kiedyś ludzkość się opamięta i odejdzie od przemocy wobec drugiego czlowieka?
Oczywiście inkwizycja najgorsza, chociaż jak na swoje czasy była humanitarna. No ale czego się spodziewać po antyklerykale, trzeba demonizować chrzescijanstwo