Szpieg musi być gotowy na to, że karą za jego złapanie jest śmierć, często poprzedzona torturami. Te pojmane przez hitlerowców agentki także oddały życie za sprawę – tyle tylko, że w ich przypadku oprawcy postanowili urządzić egzekucję... rodem ze średniowiecza.
Niemal natychmiast po upadku Francji w czerwcu 1940 roku Wielka Brytania przystąpiła do organizowania na terenie podbitego przez hitlerowców sąsiada swojej siatki szpiegowskiej. Jedną z zajmujących się wywiadem struktur było Kierownictwo Operacji Specjalnych (SOE), które powołało specjalną „francuską” sekcję – F SOE.
W ciągu kilku lat wojny udało się stworzyć szereg niezależnych od siebie „kręgów” wywiadowczych. Działali w nich zarówno agenci i agentki przerzuceni z Wysp, jak i ci zwerbowani na miejscu. Niestety Niemcy wciąż deptali aliantom po piętach – zwłaszcza, że nie wszyscy szpiedzy zachowywali odpowiednie środki bezpieczeństwa.
„Zaginione agentki”
Wśród schwytanych przez hitlerowców członków SOE znalazły się cztery kobiety: Andrée Borrel, Diana Rowden, Vera Leigh i Sonia Olschanezky. Ich los jeszcze po wojnie pozostawał nieznany. Jak w książce „Agentki. Egzekutorki, uwodzicielki, zdrajczynie” opowiada Douglas Boyd:
Z rozkazu władz niemieckich agentki SOE miały zniknąć bez śladu jak „noc i mgła” („Nacht und Nebel” – kryptonim rozpoczętej w 1941 roku hitlerowskiej akcji eksterminacyjnej, której ofiarami padli między innymi działacze polityczni i członkowie ruchu oporu). Rodziny, przyjaciele i towarzysze zamordowanych nigdy nie mieli się dowiedzieć, gdzie, kiedy i jak umarły.
Na poszukiwanie tych i innych zaginionych pracownic wywiadu udała się Vera Atkins, oficer zajmująca się w SOE szkoleniem kandydatów na szpiegów. Ślad zaprowadził ją do obozu koncentracyjnego w Natzwiller. Przetrzymywany tam agent Brian Stonehouse widział, jak 6 lipca 1944 roku przybywają tam cztery więźniarki. Pewne siebie i eleganckie, wzbudziły spore zainteresowanie osadzonych.
Początkowo myślano, że to prostytutki, sprowadzone do burdelu dla SS-manów. Te przypuszczenia szybko jednak puszczono w niepamięć. „Kiedy czwórkę kobiet prowadzono schodami w dół do cel, wszyscy w obozie z wyjątkiem ich samych wiedzieli już, że przyjechały do Natzwiller, aby zginąć” – referuje Boyd . Pytanie brzmiało już tylko: jaka śmierć je czeka? Jak się okazało, nawet ich mordercy nie byli w stanie podjąć decyzji:
Wcześniej jeszcze doszło do sporu wśród załogi obozu, w jaki sposób je zamordować. Mogły zostać powieszone publicznie podczas apelu, co było najczęstszym sposobem egzekucji więźniów. Jednakże kat Peter Straub powiedział, że jest przeciwny urządzaniu takiego „teatru”. Postanowiono więc powiedzieć kobietom, że muszą zostać zaszczepione przeciw tyfusowi, i wstrzyknąć im śmiertelną dawkę fenolu. Natzwiller jednak było obozem koncentracyjnym, a nie obozem śmierci, więc załoga nie wiedziała, czy ma odpowiedni zapas fenolu.
„Pourquoi?”
W dniu egzekucji agentki zaprowadzono do bloku krematoryjnego, gdzie zrobiono im zastrzyki. Gdy zapadły w sen, zaczęto wlec je w stronę pieca, który kazano rozpalić do maksymalnej temperatury. Pozostali więźniowie obozu słyszeli dochodzące z korytarza głośne jęki. Jeden z nich twierdził, że ostatnia z ciągniętych ofiar stawiała aktywny opór. „Pourqoui?” – pytała swoich oprawców. „Słyszałem, jak tę kobietę również wleczono. Jęczała głośniej od innych. Po odgłosie drzwi pieca krematoryjnego mogę stanowczo stwierdzić, że każda z jęczących kobiet została natychmiast umieszczona w piecu” – relacjonował świadek.
„Wszystkie kobiety mogły odzyskiwać świadomość wskutek potwornego bólu związanego z paleniem ich żywcem” – potwierdza Douglas Boyd w książce „Agentki. Egzekutorki, uwodzicielki, zdrajczynie”. Tę wersję wydarzeń potwierdza jeden z esesmanów z Naztwiller, któremu o wydarzeniu opowiedział sam kat. Więźniarki walczyły o życie do końca:
Kiedy ostatnia kobieta była do połowy w piecu – wsadzano ją stopami do przodu – ocknęła się i zaczęła walczyć [przypuszczalnie z powodu bólu w zetknięciu z gorącym piecem]. Ponieważ było tam dużo mężczyzn, udało im się ją wepchnąć do pieca, ale zdążyła stawić opór i podrapać Strauba po twarzy.
Na Straubie ta niezwykła egzekucja zrobiła ogromne wrażenie. „Długo byłem w Auschwitz. W tym czasie około czterech milionów ludzi wyszło przez komin, ale nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Jestem skończony” – wyznał później koledze. Ślady paznokci na jego twarzy było widać jeszcze kilka miesięcy po zakończeniu wojny, kiedy dotarła do niego Vera Atkins…
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Douglas Boyd, Agentki. Egzekutorki, uwodzicielki, zdrajczynie, Bellona 2019.
KOMENTARZE (15)
Pytanie czy wypowiedź Strauba jest wiarygodna. W Auschwitz zginęło około jednego miliona Żydów, nie cztery. Szeregowi SS-mani nie znali dokładnej liczny zamordowanych, ale trudno pomylić się o 3 miliony osób. Poza tym ślady paznokci utrzymujące się przez kilka lat (początek okupacji Francji to końcówka 1940, a „kilka miesięcy po wojnie” to jesień 1945)? Co musiałaby mu zrobić ta kobieta?
Każdego życia żal ?. Przerzucanie się cyframi to tylko statystyka ☹️ a mordercy zabijal konkretnych ludzi, którzy mieli rodziny, marzenia, uczucia. Każdy …
W tekście jest nowa o lipcu 1944 roku.
Tak, te 4 mln to „stare” dane; ongiś taka liczba obowiązywała w PRL, potem część z tej liczby „zdjęto” z AB na rzecz drugich okupantów.
Nie tyle drugich okupantów co innych niemieckich obozów. Auschwitz z założenia nie było obozem zagłady tylko obozem pracy. Masowo zabijać Żydów zaczęto w nim dopiero, gdy stało się jasne, że wojna z Rosją nie idzie po myśli Hitlera i nie da się zrealizować planowanych przesiedleń Żydów na wschód. Polscy Żydzi zginęli w zdecydowanej większości w Sobiborze, Treblince oraz Bełżcu, a nie w Auschwitz. Byli także rozstrzeliwani przez Einsatzgruppen na wschodzie. W Auschiwtz zginęło około miliona Żydów, z czego największą grupą byli Żydzi z Węgier. Cztery miliony to PRL-owska propaganda, w najlepszym razie uproszczenie, że cały Holokaust = Auschwitz, co nie jest prawdą.
Komory gazowe po użyciu C
klonu B , miałyby ślady inne niż jest to pokazywane , co tutaj jest fikcją ? Żydzi- to jest fikcja
Dlaczego w artykule o czterech bestialsko zamordowanych przez Niemców kobietach, słowo „Niemcy” pojawia się tylko raz (drugi raz to cytat z książki), a autor operuje określeniem „hitlerowcy”?
Moi dziadkowie, z których troje w czasie wojny lub tuż po niej było w partyzantce, też używali określenia „hitlerowcy”.
Ponieważ nie zabrania tego prawo.
Ponieważ byli tam również przedstawiciele innych narodowości: Austriacy, Holendrzy, Łotysze, Litwini, Rosjanie, Ukraińcy i inni.
Używając tylko i wyłącznie określenia „Niemcy” automatycznie uniewinniasz innych hitlerowskich (czy nazistowskich) zbrodniarzy.
Potworne… nie wiem co innego można by tutaj napisać w komentarzu. Co gorsza, wydaje się, że ludzi bez sumienia przybywa w naszych czasach.
Anonimie czytaj dokładnie. 6 lipca 2944. Tego dnia były widziane żywe.
2944?! Pisać też trzeba dokładnie ;-)
oh, oh, Artur jaki ty dzielny, a jaki spostrzegawczy , no prawie jak czekista, nic nie umknie twojej uwagi, a może zapisz się do SB, potrzebujemy takich i jeszcze masz tak rzadkie inklinacje jak pedagogika, lubisz pouczać innych , bravo, bravissimo
Drogi panie FAUST ,jeśli się komuś zwraca uwagę to warto wpisać poprawną datę. Bo wyszło na to że uczył Marcin ,Marcina.