Diament to najlepszy przyjaciel kobiety? Bynajmniej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu tej „odwiecznej” prawdy nikt nie znał, a panie wcale nie kojarzyły błyszczących kamieni z zaręczynami.
Ludzie od zawsze cenili diamenty. Już w I wieku naszej ery Pliniusz Starszy pisał o nich, że posiadają „największą wartość, nie tylko spośród kamieni szlachetnych, ale wszelkiego ludzkiego dobytku”. W Indiach, które do XVIII wieku były jedynym źródłem tych klejnotów, wierzono z kolei, że dają swoim właścicielom niezwykłą moc, odstraszającą „węże, tygrysy i złodziei”. O Koh-i-noorze, najsłynniejszym diamencie w dziejach, mówiono wręcz, że kto go posiada, zdobędzie władzę nad światem.
Jak to jednak często bywa z przedmiotami symbolizującymi władzę i status, także błyszczące klejnoty pierwotnie raczej nie były kojarzone z kobietami. „Niektórzy mieszkańcy Indii wzgardziliby pomysłem diamentu jako najlepszego przyjaciela dziewczyny” – przyznaje badacz historii tych szlachetnych kamieni, Jack Ogden. „Garudapurana”, jedna ze świętych ksiąg hinduizmu, otwarcie zabraniała ich noszenia: „Diamenty są zakazanym elementem w stroju kobiecym, jako że posiadają mistyczne właściwości, które czynią kobiety sterylnymi i nieszczęśliwymi”.
Paniom polecano raczej czerwone, symbolizujące płodność rubiny. Diamenty wprawdzie pojawiały się czasem w kontekście małżeńskim, ale na przykład… jako zastaw. Tak było w przypadku pierwszej udokumentowanej posiadaczki „zaręczynowego” pierścionka z diamentem, Marii Burgundzkiej.
Klejnot przypieczętował jej związek z Maksymilianem Habsburgiem, ale to przyszły pan młody go otrzymał – w roli gwaranta „szczerości intencji” kandydatki na żonę. Jak więc doszło do tego, że dzisiaj wiele dziewczyn uważa tę błyskotkę za nieodłączny element narzeczeństwa?
„Jest w tym kamieniu coś odpychającego”
Niewątpliwie dla „wiecznych” kamieni przełomowy okazał się wiek XIX. Po pierwsze, po odkryciu złóż w Afryce (pierwsze diamenty znaleziono tam w latach 50. tego stulecia) drastycznie zwiększyła się ich podaż. Po drugie, klejnoty te, dotychczas raczej mało spektakularne i rozczarowujące z wyglądu, nagle zyskały nowe „oblicze”. Jakim cudem? W książce „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata” wyjaśniają to William Dalrymple i Anita Anand:
Wynikało to z wynalezienia symetrycznego i wielofasetowego szlifu brylantowego, który w pełni uwalniał „ogień” zawarty w diamencie, co z kolei doprowadziło do nastania mody na pierścionki zaręczynowe z brylantami w klasie średniej Europy i Ameryki (…).
Nagle okazało się, że diamenty są mocną konkurencją dla wybieranych dotąd chętniej szafirów, opali, rubinów czy nawet… pereł. Widać to było zresztą doskonale na przykładzie Koh-i-noora. Zanim uzyskał nowy szlif, dziennikarze pisali, że „jest w tym kamieniu coś odpychającego, bo im bardziej się go podświetla, tym mniej jest skłonny do pokazywania swojej wspaniałości”. Serca publiczności skradł dopiero po „przemianie”, która miała miejsce w 1852 roku.
Pojawienie się nowego źródła diamentów, które w ostatnich dekadach XIX stulecia wywołało prawdziwą „gorączkę”, miało jednak także swoje złe strony. Na rynek trafiało mnóstwo kamieni, niektóre kiepskiej jakości, a ich cena niepokojąco spadała. Co więcej, dziewiętnastowieczna moda na bezbarwne klejnoty zaczęła przemijać, a w latach 30. XX wieku nie było już po niej ani śladu. Jak pisał badający ten temat dziennikarz Edward Epstein:
W Europie, gdzie ceny diamentów załamały się w czasie Wielkiego Kryzysu, nie było dużej nadziei na przywrócenie publicznego zaufania diamentom. W Niemczech, Austrii, Włoszech i Hiszpanii idea darowywania pierścionka z diamentem w celu upamiętnienia zaręczyn nigdy się nie przyjęła. W Anglii i Francji diamenty wciąż postrzegano jako klejnoty raczej dla arystokratów, niż dla mas.
Podobnie było w Ameryce, gdzie problemy z jakością błyskotek były jeszcze większe, niż na Starym Kontynencie. Nic dziwnego, że sytuacja zaalarmowała biznesmenów, inwestujących w południowoafrykańskie kopalnie. „Zdali sobie sprawę, że tylko podtrzymując fikcję, iż ilość diamentów jest ograniczona, a one same mają niezwykłą wartość, mogą obronić swoje inwestycje i podbić ceny diamentów” – referuje Epstein.
„Diamenty są wieczne”
Jak jednak tego dokonać? Pierwszym krokiem, który wykonano już w 1888 roku, była kontrola ilości trafiających do sprzedaży diamentów. Zajęła się tym założona przez Cecila Rhodesa (w oparciu między innymi o kapitał Rotschildów) korporacja De Beers Consolidated Mines, Ltd., która szybko zdobyła niemal monopol na handel cennymi kamieniami. Pozwoliło to utrzymać w ryzach poziom ich cen, ale niestety nie wpłynęło na liczbę chętnych do zakupu. Popyt na diamenty ciągle spadał – w Ameryce między 1919 a 1938 rokiem ich sprzedaż zmniejszyła się o połowę!
W tym czasie na czele De Beers stał już Ernest Oppenheimer. We wrześniu 1938 roku zdecydował się on na genialne posunięcie – wysłał syna, Harry’ego, do N.W. Ayer, jednej z najlepszych agencji reklamowych w USA. To w Nowym Świecie zamierzał uderzyć najpierw, widząc gromadzące się nad Europę ciemne chmury wojennej zawieruchy. Był to strzał w dziesiątkę. Już wkrótce rozkręcono jedną z najskuteczniejszych kampanii promocyjnych w dziejach. N.W. Ayer postanowił bowiem wylansować nowy trend na diamenty i powiązać je z ideą romantycznej miłości.
Obraz ten przemycono do powszechnej świadomości między innymi dzięki obdarowywaniu diamentami gwiazd filmowych i namawianiu, by używały ich jako symbolu niezniszczalnej miłości. Przekazywano też gazetom artykuły, w których rola klejnotów była wyolbrzymiona. Publikowano zdjęcia amerykańskich idolek, dyskretnie zaznaczając lśniące na ich palcach pierścionki. A slogan „diamenty są wieczne” zaczął robić zawrotną karierę.
Już pierwsze lata działań reklamowych dały spektakularne wyniki. Do 1941 roku sprzedaż diamentów w Ameryce wrosła o 55 procent. Trend odwrócił się na dobre, ciągle wzmacniany dzięki kolejnym, celnym posunięciom Ayera. Zorganizowano nawet cykl specjalnych wykładów poświęconych tym szlachetnym kamieniom! Wygłaszano je w… liceach w całym kraju. Trendsetterzy otwarcie mówili już w radiu o nowej modzie. Marketingowcy nie zamierzali jednak na tym poprzestać. Jak głosił ich raport z 1947 roku:
Rozpowszechniamy wieści o diamentach noszonych przez gwiazdy na ekranie i scenie, przez żony i córki liderów politycznych, przez każdą kobietę, która jest w stanie skłonić żonę sklepikarza i ukochaną mechanika do powiedzenia „chciałabym mieć to, co ona!”
Jak wiemy, kobiety dały się przekonać. A De Beers w ciągu 40 lat (między 1939 a 1979 rokiem) zwiększyło przychód ze sprzedaży diamentów z 23 milionów do 2,1 miliarda dolarów rocznie. Pod koniec tego okresu roczny budżet na reklamę wynosił 10 milionów dolarów.
W międzyczasie „wieczne” klejnoty zaczęły też podbijać resztę światowych rynków. Z podobnym powodzeniem: o ile w 1967 roku tylko 5 procent Japonek zaręczało się „diamentowo”, o tyle w 1981 roku cenny kamień otrzymało już 60 procent pań, które zdecydowały się powiedzieć „tak”. Nie ma jednak wątpliwości, że najbardziej na „tak” jest w tej sytuacji De Beers.
Bibliografia:
- William Dalrymple, Anita Anand, Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata, Noir Sur Blanc 2019.
- Jack Ogden, An Early History of the King of Gems, Yale University Press 2018.
- Uri Friedman, How an Ad Campaign Invented the Diamond Engagement Ring, “The Atlantic” 13.02.2015.
- Todd Cleveland, Stones of Contention. A History of Africa’s Diamonds, Ohio University Press 2014.
- Ian Smillie, Diamonds, Polity 2014.
- Edward Jay Epstein, Have You Ever Tried to Sell A Diamond?, “The Atlantic” 02.1982.
KOMENTARZE (9)
Już myślałem, że artykuł będzie o naszym capo di tutti capi i Srebrnej.
Nawet Lemingi wciskają politykę ……
Dzbanie… portale pomyliłeś. Pytałeś się Michnika skąd nagle został potentatem medialnym mając 1989 roku dziurawe zęby i kieszenie w cerowanych spodniach…Pytałeś się Frasyniuka biednego kierowcy autobusów miejskich skąd ta flota ciężarówek się wzięła…Zapewniam cię, że nie z własnych oszczędności.
Oho! Przekaz dnia z KC PIS dotarł.
zxc – ile eurocentów za komentarz, towarzyszu?
@BM
A może przyznaj się lepiej ile rubelków ty wziąłeś? Albo złotówek z moich podatków, w ramach trolowni Szacher-Machera?
Może zatem napisz nam, pajacu, skąd? I przedstaw na to dokumenty? Bo sugerujesz wprost, że coś ci ukradli? A jakoś nawet w państwie rządzonym przez twoich idoli z PiS, dalej nie siedzą w pierdlu? Jak to możliwe, przy tak przytłaczających dowodach!? Kurdupel z Żoliborza nie wykorzystał takiej okazji by przywalić opozycji? Jaja se z szefa robisz???
Za działalność na rzecz wolnej Polski, w jakiej bezkarnie możesz teraz publikować swoje brednie, powinieneś tym panom z własnych podatków oddawać przynajmniej stawkę VAT. Tą najwyższą…
Tobie krzykaczu, nie zawdzięczamy nic. Co robiłeś w tamtym czasie? Siedziałeś w pierdlu, jak Michnik? W ogóle byłeś już na świecie? A moze stałeś po drugiej stronie i strzelałeś do robotników? Albo donosiłeś SB na kolegów z Solidarności???
Skąd się takie mendy biorą?
„Diamenty są zakazanym elementem w stroju kobiecym, jako że posiadają mistyczne właściwości, które czynią kobiety sterylnymi i nieszczęśliwymi”- czy zamiast „sterylnymi” nie powinno być „niepłodnymi” lub „bezpłodnymi”. „Sterylne” w tym kontekście to chyba niepotrzebny anglicyzm…
Tak, to samo mi przyszło do głowy. „Sterile” znaczy bezpłodny.