Król Zygmunt III Waza miał ambitny plan desantu na Szwecję. Przeznaczone do tego okręty musiały jednak posłużyć do innego celu: odpierania szwedzkiej inwazji na Polskę. I poradziły sobie naprawdę chwalebnie!
Obejmując władzę, Gustaw Adolf odziedziczył po swym ojcu wojny z Danią i Moskwą. W pierwszych latach panowania nowego króla konflikty te zostały jednak zakończone traktatami. W 1617 roku w efekcie korzystnego pokoju z państwem carów Szwecji przypadło całe wybrzeże Zatoki Fińskiej.
Skandynawski kraj zaczynał tym samym realizować wielki projekt uczynienia z Bałtyku „wewnętrznego jeziora szwedzkiego”. Kolejnym etapem tego planu miało być opanowanie terenów należących lub znajdujących się w orbicie wpływów Rzeczpospolitej.
Hiszpańskie mrzonki
Ponieważ szwedzki król planował głównie ofensywne operacje w rejonie Bałtyku, dużą rolę przywiązywano do rozbudowy floty. Potrzebowano odpowiedniej liczby okrętów do transportowania wojska i do osłony konwojów. Ważna też była umiejętność wysadzania desantów. Pomyślnie zdanym testem dla szwedzkich sił morskich był atak na należące do Rzeczpospolitej Inflanty w 1621 roku. Skierowano tam flotę 158 jednostek z 14 tysiącami żołnierzy na pokładach. 25 września 1621 roku Szwedzi odnieśli kluczowe zwycięstwo, zdobywając Rygę, główny port kraju.
Władzę w Rzeczpospolitej sprawował ówcześnie Zygmunt III, również z dynastii Wazów. Przez krótki okres był królem i Polski, i Szwecji. Skonfliktował się ze szwedzkimi elitami i został pozbawiony tamtejszej korony w 1599 roku. Mimo to wciąż snuł plany odzyskania tronu w Sztokholmie. Do ich realizacji również potrzebna była flota, Zygmunt III tymczasem takową nie dysponował.
Katolicki monarcha zwrócił się o pomoc w tej sprawie do… Hiszpanii – morskiej potęgi wchodzącej razem z Rzeczpospolitą w skład katolickiego obozu politycznego w Europie. Król planował użycie wojsk zagranicznych, by nie wyglądało to w oczach Szwedów na inwazję Rzeczpospolitej na ich kraj. Miała to być po prostu kontynuacja walki o władzę dwóch szwedzkich Wazów. W kwietniu 1623 roku ustalono już nawet warunki kontraktu z oddziałami najemników, jednak ostatecznie do całej operacji nie doszło.
Zastraszony Gdańsk
Plany desantu na Szwecję nie pozostały bez rezultatów. To ze względu na nie w Gdańsku rozpoczęto budowę polskiej flotylli wojennej. Miała być częścią wielkiej armady inwazyjnej, ale okazało się, że odegra zupełnie inną rolę. Pierwszy mały dwumasztowiec, „Żółtego Lwa”, zwodowano w 1622 roku. Wkrótce przyszła pora na następne jednostki. Pracami kierował szkocki ekspert Jakub Murray.
Panujący na Bałtyku Szwedzi oczywiście dostrzegli, co się święci, i postanowili interweniować. Flotylla 21 okrętów, z Gustawem Adolfem na pokładzie jednego z nich, wpłynęła na redę gdańskiego portu. W mieście przebywał akurat król Zygmunt. Okręty szwedzkie zaczęły blokować Gdańsk, wymuszając na władzach miasta cieszącego się w Koronie sporą niezależnością zmianę jego dotychczasowej polityki. Gdańszczanie w efekcie wymogli na królu Zygmuncie przeniesienie stoczni wojennej do Pucka.
Projekty desantu w Szwecji legły w gruzach, ale ta niewielka flotylla bardzo szybko okazała się mocno przydatna. Gustaw Adolf użył hiszpańskich knowań Zygmunta jako pretekstu do „wyprzedzającego” najazdu na Polskę.
Działania wojenne rozpoczęły się na przełomie czerwca i lipca 1626 roku od desantu czternastotysięcznej armii Gustawa Adolfa w pruskiej Piławie. Szwedzi uderzyli następnie na Pomorze Gdańskie, blokując Gdańsk i przerywając żeglugę na Wiśle.
Słona woda zamiast piwa
Na flocie szwedzkiej, liczącej w tym czasie 49 okrętów wojennych i około 150 transportowych, spoczywało zadanie dostarczania na Pomorze posiłków. Flota ta blokowała też port gdański w okresie żeglugowym, czyli od wiosny do początku sezonu sztormów zimowych.
Polska flotylla operująca z Gdańska, dowodzona przez holenderskiego admirała Arenda Dickmanna, podejmowała próby ataków na małe szwedzkie konwoje. W wypadku natknięcia się na większe zgrupowanie szwedzkie okręty Zygmunta wycofywały się jednak, szukając schronienia w portach.
Jesienią 1627 roku blokada portu gdańskiego stała się dla Szwedów twardym orzechem do zgryzienia. W połowie listopada zabrakło żywności i piwa, a wśród załóg szerzyły się choroby na czele ze szkorbutem. Marynarze musieli pić słoną wodę morską. Admirał Nils Stiernsköld miał wycofać okręty do Szwecji na początku grudnia; jego umęczeni ludzie nie mogli się doczekać terminu odpłynięcia. Dickmann tymczasem dowiedział się o beznadziejnej sytuacji na jednostkach wroga i postanowił wykorzystać jego osłabienie. 23 listopada podjęto w Gdańsku decyzję o ataku na szwedzką flotyllę.
Pierwsza próba, podjęta trzy dni później, okazała się nieudana. Na kolejną, tym razem udaną, zdecydowano się 28 listopada. Rankiem, około godziny szóstej, zauważono w Gdańsku sześć okrętów szwedzkich płynących od strony Helu. Wroga flotylla, z około 700 marynarzami i żołnierzami na pokładach, dysponowała w sumie 140 działami.
Na spotkanie przeciwnika wypłynęły na wody Zatoki Gdańskiej zygmuntowskie galeony, fluity i pinki. 10 okrętów było wyposażonych łącznie w 175 armat. Na ich pokładach znajdowało się 390 marynarzy i 770 żołnierzy. Gdy polska flotylla znalazła się na wysokości Oliwy, została dostrzeżona przez Szwedów.
Czas muszkieterów
Szwedzkie jednostki płynęły jedna za drugą, szykiem torowym. Dokonywały częstych zwrotów, próbując dostosować się do nieprzychylnych wiatrów. W ich stronę zmierzały dwie polskie eskadry Dickmanna, każda po pięć jednostek. „Święty Jerzy”, z admirałem na pokładzie, pruł fale jako pierwszy, mając za sobą pozostałe cztery okręty pierwszej eskadry. Wiatr sprzyjał polskiej flotylli, zbliżała się więc do wroga w szybkim tempie.
Nils Stiernsköld był zaskoczony atakiem przeciwnika. Rozkazał dokonać zwrotu i jego okręt flagowy „Tigern” ustawił się dziobem do zbliżającego się „Świętego Jerzego”. Oba galeony oddały wystrzały z armat; kula z „Tigerna” ugodziła w przód trójmasztowca Dickmanna. Trafienie nie było jednak groźne i po chwili „Święty Jerzy” zbliżył się już do wroga na odległość strzału z ręcznej broni.
Wkrótce dwa okręty zwarły się ze sobą burtami. W trwającej nadal wymianie ognia polscy najemnicy mieli przewagę. Szwedzi zaczęli uciekać pod pokład, chroniąc się przed świszczącymi wszędzie kulami. Od strony ruf obu okrętów pojawiła się nagle polska „Panna Wodna”, kierując ogień na „Tigerna”.
Stiernsköld, trafiony nagle w szyję, zachwiał się. Kolejna kula po chwili ugodziła go w plecy. Wszędzie wokół zaroiło się od polskich najemników chronionych czernionymi kirysami i hełmami. Wdzierali się na pokład wrogiego okrętu, ścierając się ze stawiającymi jeszcze opór szwedzkimi żołnierzami. Śmiertelnie ranny szwedzki admirał dostrzegł, że dalsza walka nie ma sensu. Zaczął wołać, że poddaje „Tigerna”. Szwedzi przystąpili do składania broni. Uradowany Dickmann przeszedł z pokładu „Świętego Jerzego” na zdobyty okręt wroga.
Do obu galeonów zbliżył się tymczasem szwedzki „Pelikanen”. „Święty Jerzy” oddał salwę w jego kierunku, powodując znaczne zniszczenia na pokładzie. Szwedzi wywiesili białą flagę na znak poddania. Nagle jednak powiał przychylny im wiatr i wykorzystując sytuację, „Pelikanen” umknął w kierunku wyjścia z zatoki.
Masakra na „Solenie”
Wtem w pokład „Tigerna”, tuż obok wydającego rozkazy Dickmanna, uderzyła kula armatnia. Admirał stracił obie nogi i wyzionął ducha. Nie jest do końca pewne, kto oddał ów wystrzał. Mogli to być kanonierzy z polskiego „Latającego Jelenia”, którego załoga nie dostrzegła, że „Tigern” został zdobyty.
Tymczasem bliżej wybrzeża rozpoczął się bój kolejnego szwedzkiego galeonu – „Solena” – z drugą polską eskadrą. Po krótkiej wymianie ognia mały galeon „Wodnik” zwarł się z przeciwnikiem i rozpoczął abordaż. Do szwedzkiej jednostki podpłynęły też dwa kolejne okręty, próbując ją osaczyć. Polscy najemnicy zaczęli szturmować pokład wroga, ścierając się ze Szwedami.
Strzelano z pistoletów, walczono rapierami, toporkami i dardami, czyli krótkimi pikami. Jeden z marynarzy „Wodnika” przeskoczył nagle na środkowy maszt „Solena”, wspiął się na jego wierzchołek i zdarł banderę. Widząc przewagę atakujących, szwedzki szyper uznał, że walka została przegrana, i zdecydował się na samobójczy krok.
Zbiegł do prochowni i rzucił płonącą żagiew na beczki z prochem. Powietrzem wstrząsnęła potężna eksplozja, masakrując zwartych w walce szwedzkich i polskich żołnierzy. Odłamki spadły też na sczepionego z „Solenem” „Wodnika”, poważnie go uszkadzając.
Załogi pozostałych czterech okrętów Gustawa Adolfa, dostrzegłszy stratę „Tigerna” i „Solena”, rzuciły się do ucieczki w kierunku Piławy. Sześć lżejszych polskich jednostek ruszyło za nimi, ale nie zdołały zbliżyć się na wystarczającą odległość, by oddać strzały. Donośność ówczesnych armat nie była imponująca, wynosiła najwyżej 1,5 kilometra. Nie mogąc dogonić przeciwnika, polskie okręty zawróciły do Gdańska.
Zachód słońca w południe
Bitwa pod Oliwą zakończyła się zdecydowanym polskim zwycięstwem. Zniszczono jeden szwedzki galeon, jeden uszkodzono i jeden zdobyto, zabijając 160 marynarzy i żołnierzy wroga, a 100 biorąc do niewoli. Polacy mieli dwa galeony poważnie uszkodzone i 60 zabitych. W walce polegli obaj dowódcy walczących flotylli – Dickmann i Stiernsköld.
Propaganda zygmuntowska przedstawiała na Zachodzie starcie pod Oliwą jako znaczące polskie zwycięstwo. Zważywszy na słabość polskiej floty, istotnie był to duży sukces. Prawdą jest też jednak, że nie miał on praktycznie żadnego wpływu na dalszy przebieg wojny. Szwedzka flota była zbyt silna, by utrata dwóch galeonów mogła jej poważnie zaszkodzić. Cała wojna okazała się jednak dla Rzeczpospolitej zwycięska.
***
O spektakularnych zwycięstwach naszego oręża przeczytasz w naszej najnowszej książce „Polskie triumfy”. Dzięki tej bogato ilustrowanej publikacji poznasz starcia, które zmieniły bieg dziejów. Od zwycięskich bojów w czasach Bolesława Chrobrego, po zacięte walki drugiej wojny światowej. Sukcesy, o których każdy Polak powinien pamiętać.
Dowiedz się więcej:
- Dyskant J.W., Oliwa 1627, Bellona, Warszawa 1993.
- Koczorowski E., Oliwa 1627, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
- Krwawicz M., Walki w obronie polskiego wybrzeża w roku 1627 i bitwa pod Oliwą, Wydawnictwo MON, Warszawa 1955.
- Podhorodecki L., Rapier i koncerz. Z dziejów wojen polsko-szwedzkich, Książka i Wiedza, Warszawa 1985.
- Sikora R., Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626-1629. Kryzys mocarstwa., Wydawnictwo Sorus, Poznań 2005.
- Wisner H., Zygmunt III Waza, Ossolineum, Wrocław 2006.
KOMENTARZE (4)
hmm, a za czyje pieniądze była zbudowana ta flota?.
Chętnie poznam źródło finansowania budowy tej armady.
Brak mi zakończenia,co stało się z jeńcami szwedzkimi po śmierci adm.Dickmanna ?
Było nie tylko morskie zwycięstwo pod Oliwą w 1627. Ale jeszcze wcześniej bo w 1609 ,Hetman Chodkiewicz po zdobyciu portu w Parnawie gdzie zdobył 2 statki ,odkupił kilka od zagranicznych kapitanów i postanowił zlikwidować blokadę portu w Rydze. Załadowal na część statków działa i zaatakował Szwedzką flotę która stacjonowala w Salis. Skierował w kierunku Szwedzkiej floty dwa płonące brandery ,Szwedzkie okręty po tym jak dwa z nich spłonęła uciekły na pełne morze strzeliwane przez resztę statków Chodkiewicza ,blokada Rygi przestała istnieć.
A proszę przybliżyć wojnę morską która się odbyła pod elblągiem.
Dziękuję