Polscy historycy nadal utrzymują, że w 1386 roku państwo litewskie zniknęło z mapy Europy. Litwini mówią o fałszerstwie, wielkim ludobójstwie i polskich kłamstwach. Co naprawdę nastąpiło w Krewie w 1385 roku? I jak rozumieć dokument stojący u podstaw unii polsko-litewskiej?
Akt krewski to bez dwóch zdań jeden z najdziwaczniejszych dokumentów w polskiej historii. U podstaw unii między Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim, która przetrwała cztery stulecia i zupełnie odmieniła obraz europejskiej polityki, stoi krótki i niekonkretny świstek pergaminu.
Nie był to nawet akt unii, choć często tak się o nim mówi. W Krewie 14 sierpnia 1385 roku (dzisiejsza Białoruś, mniej więcej w pół drogi między Wilnem a Mińskiem) zawarto wyłącznie umowę przedślubną, w której litewski książę Jogaila składał szereg zobowiązań w zamian za zgodę polskich możnowładców na oddanie mu ręki młodej królowej Jadwigi Andegaweńskiej.
Dokument miał długość ledwie 26 linijek i 560 słów. Żadnego innego układu jednak nie zawarto: cały związek między państwami zasadzał się na tej zwięzłej notatce.
Wielki książę litewski Jogaila (u nas znany jako Jagiełło) zobowiązał się spłacić roszczenia dotychczasowego narzeczonego Jadwigi Wilhelma, przyjąć chrzest wraz rodziną, zaprowadzić chrześcijaństwo na ziemiach całego swojego państwa i zwolnić polskich jeńców przebywających w litewskiej niewoli. Wszystkie te obietnice nie budzą wątpliwości ani kontrowersji. Książę litewski Jagiełło zrobił jednak coś jeszcze.
Na koniec przyrzekł, że „wieczyście przyłączy swoje ziemie litewskie i ruskie do Korony Królestwa Polskiego”.
Unia w Krewie. Polskie spojrzenie na akt krewski
To zdanie wywołało burzę trwającą w świecie nauki od całych pokoleń. Spór na dobrą sprawę toczy się nawet nie o całe zobowiązanie, ale o pojedynczy wyraz wypowiedziany przez wielkiego księcia litewskiego. W łacińskim oryginale aktu, na określenie tego, co miał uczynić Jagiełło, pada nie do końca czytelny czasownik „applicare”.
Polscy historycy już w XIX wieku zaczęli przekonywać, że słowo „applicare” stanowiło synonim terminu „incorporare”. To by zaś oznaczało, że Jagiełło zgodził się w Krewie nawet nie na unię między krajami, ale – na zupełną likwidację państwa litewskiego i „inkorporowanie” go do Królestwa Polskiego.
Ten osąd, w różnych formach, był powtarzany przez cały wiek dwudziesty i na dobrą sprawę wciąż uchodzi za najpopularniejszą nad Wisłą interpretację. Profesor Grzegorz Błaszczyk, uznawany za jednego z najlepszych rodzimych znawców tematu, podkreślał, że „akt krewski był aktem inkorporacji Litwy do Polski, co nie powinno ulegać wątpliwości”. Podobne opinie padały też w pracach Jarosława Nikodema czy Henryka Łowmiańskiego.
Unia w Krewie. Litewskie spojrzenie na akt krewski
Co zrozumiałe zupełnie inaczej na kwestię patrzą Litwini. Za sprawą aktu krewskiego Jagiełło zdobył sobie opinię zdrajcy, który zaprzedał państwo polskim sobiepanom. Taki obraz od początku XX stulecia kreowali i kolportowali nacjonaliści, a od lat międzywojnia stał się on na dobrą sprawę obowiązującą wykładnią dziejów.
Krytykę Krewa i całej unii polsko-litewskiej chętnie podchwyciły też władze radzieckie. Z kolei na emigracji, w Chicago, ukazała się nawet praca dowodząca, że Jagiełło zapoczątkował w 1385 roku wielkie ludobójstwo Litwinów…
Bardziej umiarkowani w opiniach są litewscy naukowcy, ale i oni zupełnie rozmijają się w sądach z polskimi kolegami. Wśród historyków znad Wilii dominuje pogląd, że „applicare” oznaczało nie „przyłączenie”, ale co najwyżej – „połączenie”. Do żadnej inkorporacji więc nie doszło, a nawet jej obietnicę należy obarczyć wielkim znakiem zapytania.
W litewskich podręcznikach – jak choćby w przetłumaczonej przed paroma laty na polski Historii Litwy. Od czasów najdawniejszych do 1795 roku – powtarzane są nawet (dawno odrzucone przez specjalistów) przypuszczenia, że akt unii w Krewie to falsyfikat bądź nieistotny brudnopis, po którym zawarto prawdziwy, ale zaginiony akt unii Polski i Litwy.
Unia w Krewie. Spojrzenie z zewnątrz
Nie ma co liczyć na szybkie rozwiązanie zagadki „applicare”. Na temat warto jednak spojrzeć chłodno, z dystansu, bez obciążenia narodowymi resentymentami. To właśnie robi Robert Frost – brytyjski historyk dobrze znający zarówno język polski, jak i litewski. Jest on autorem właśnie wydanej nad Wisłą pracy „Oksfordzka historia unii polsko-litewskiej. Powstanie i rozwój 1385-1569” (Rebis 2018).
Na kartach swojej książki Frost podkreśla, że akt krewski zawierał obietnice, a nie polityczne decyzje i tak też należy traktować wzmiankę o „przyłączeniu” Litwy:
Chociaż niektóre obietnice złożone w Krewie (…) zostały spełnione prawie natychmiast – Jogaila, jego pogańscy bracia oraz Witold ochrzcili się zgodnie z obietnicą, wkrótce rozpoczął się chrzest całej Litwy, Jogaila zaś ożenił się z Jadwigą i został koronowany – to innych nie dotrzymano albo straciły one później na znaczeniu, jak na przykład kwestia odszkodowania dla Wilhelma Habsburga, którego ten nie przyjął.
Tym samym, nawet jeśli applicare naprawdę oznaczało „inkorporować” – a [Henryk] Łowmiański, przytaczając liczne dokumenty z tamtych czasów, wykazuje, że to określenie było wówczas używane zarówno w prawie prywatnym, jak i publicznym – to pozostało to w sferze obietnic.
Nie zachowały się żadne dokumenty inkorporacyjne i żadne inne źródła nie zawierają jakichkolwiek wskazówek, iż inkorporacja formalnie nastąpiła w 1386 roku.
Autor „Oksfordzkiej historii unii polsko-litewskiej” nie uważa jednak, jak niektórzy historycy, że słowo „applicare” padło w akcie przypadkowo lub że do jego znaczenia nie przywiązywano przesadnej wagi.
Brytyjski historyk sugeruje, że termin ten mógł być wygodny tak dla Jagiełły, jak i dla polskich panów. Jego zdaniem można przyjąć – na bazie sformułowań padających w dokumencie – że układającym się stronom nie chodziło wcale o włączenie Litwy do królestwa polskiego, ale do szeroko pojętej „korony królestwa” – a więc do pełnego katalogu ziem i tytułów podległych władzy królów zasiadających w Krakowie.
Takie włączenie miało sugerować, że tak Litwinom, jak i Polakom chodzi o układ trwały, wykraczający poza doraźną unię personalną. A więc o taki związek, który w istocie zawarto i który przetrwał aż do schyłku epoki nowożytnej.
Bibliografia:
- Grzegorz Błaszczyk, Dzieje stosunków polsko-litewskich od czasów najdawniejszych do współczesności, t. I: Trudne początki, Wydawnictwo UAM, Poznań 1998.
- Robert Frost, Oksfordzka historia unii polsko-litewskiej. Powstanie i rozwój 1385-1569, Rebis, Poznań 2018.
- Jūratė Kiaupienė, Wielkie Księstwo Litewskie w czasach Jagiełły i Witolda [w:] Zigmantas Kiaupa, Jūratė Kiaupienė, Albinas Kuncevičius, Historia Litwy od czasów najdawniejszych do 1795 roku, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2008.
KOMENTARZE (2)
I była by przyjaźń obu narodów gdyby nie „przychylność sąsiadów””głownie z zachodu jak i wschodnich . Nikomu nie wsmak silne , duże państwo w środku europy zarówno przed wojną jak i teraz !!!
I tu się z Tobą zgadzam w 100 % Chwała Wielkiej Rzeczypospolitej. Pozdrawiam braci Litwinów i wszystkich Rusinow (nie mylić z Rosjanami), walecznych Tatarów którzy służyli z nami wiernie. Mooże kiedyś przypomną sobie że łączą nas więzy krwi i wspólna chwalebna historia. Pozdrawiam Adam Maruszewski