17 sierpnia 1944 roku w lesie niedaleko wioski Siekierno rozstrzelano około pięćdziesięcioosobową grupę Żydów. Byli to uciekinierzy z likwidowanego właśnie obozu pracy. Zbrodni dokonano... na rozkaz porucznika Armii Krajowej.
Góry Świętokrzyskie nie były miejscem bezpiecznym. A już na pewno nie w sierpniu 1944 roku, kiedy nadciągający Rosjanie i akcja „Burza” wprowadziły sporą nerwowość w szeregi okolicznych oddziałów Wehrmachtu, uaktywniając przy okazji wszelkie operujące na tym terenie oddziały partyzanckie.
W lasach otaczających niewielką wioskę Siekierno panował chaos – nikt nie był pewny, do kogo właściwie ma strzelać. Czy dalej walczyć z Niemcami, czy przeciwnie, podjąć z nimi jakąś formę współpracy przy zwalczaniu komunistycznej partyzantki? Takie pytanie stawiali sobie najbardziej zadeklarowani antykomuniści, głównie z Narodowych Sił Zbrojnych, ale tliły się one także w głowach dowódców niektórych oddziałów Armii Krajowej – zwłaszcza operujących na wschodzie.
A może zjednoczyć siły i ostatecznie pozbyć się Niemców? Jak wreszcie odróżnić wroga od przyjaciela, skoro oprócz zrzeszonych w różnych konspiracjach oddziałów pełno było w lasach najzwyklejszych band – z wyglądu nieróżniących się niczym od żołnierzy konspiracyjnych formacji, a często podszywających się pod zwolenników tej czy innej ideologii? Efekt był taki, że każdy strzelał do każdego, a przeżycie tego zamieszania stawało się na co dzień ważniejsze niż jakiekolwiek dalsze cele.
„Wymarzony azyl”?
A jednak dla kilkudziesięciu Żydów lasy siekierzyńskie musiały wydawać się wówczas wymarzonym azylem. Niespełna miesiąc wcześniej, w lipcu 1944 roku, udało im się uciec z niemieckiego obozu pracy w Skarżysku-Kamiennej, będącego filią koncernu zbrojeniowego HASAG.
„Obóz pracy” brzmi może nieco lepiej niż „obóz zagłady”, ale w praktyce codzienne funkcjonowanie w oparach trotylu i piktryny nie tylko powodowało zabarwienie wszystkiego – ludzi i otoczenia – upiorną żółcią, ale też błyskawicznie wykańczało nawet najsilniejszych, wykończeni zaś byli rozstrzeliwani z mechaniczną wręcz regularnością. Czasem też masowo, a w Skarżysku-Kamiennej taka właśnie akcja miała miejsce zaledwie kilkanaście dni wcześniej, 25 lipca 1944 roku: Niemcy rozpoczęli likwidowanie obozu od zlikwidowania jego mieszkańców.
Uciekinierzy na polanie sklecili szałasy, żywność próbowali zdobywać w okolicznych wioskach, zwłaszcza w odległej o niespełna 4 km Kaczce, co jednak łatwe nie było – polanę zaludniało około pięćdziesięciu osób, w tym kilka kobiet i kilkoro dzieci, zapotrzebowanie było więc ogromne.
„Mają być rozstrzelani”
Prawdopodobnie właśnie problemy aprowizacyjne spowodowały, że niektórzy ze zbiegłych szukali pomocy również wśród lokalnej partyzantki, być może – co nie byłoby wyjątkiem – chcąc wstąpić w jej szeregi. Partyzanci jednak nie prowadzili wówczas rekrutacji. Podporucznik Jan Stec „Zygmunt” zeznawał kilka lat później:
Doszliśmy do pewnej miejscowości w lesie, gdzie napotkaliśmy obóz żydowski. Skąd ci Żydzi byli, nie wiem. (…) Kiedy „Grzegorz” oświadczył, że Żydzi ci z rozkazu „Zawiszy” mają być rozstrzelani, a mienie ich oddane „Zawiszy”, nie przypominam sobie, jak oddział cały na taki rozkaz zachował się.
Pamiętam tylko, że później „Grzegorz” wezwał spośród nas na ochotników do wystrzelania tych Żydów. Ochotników takich znalazło się zdaje się 8-miu i za wyjątkiem nazwiska Stanisław Kurowski ps. „Osa” spośród tych 8-miu innych nazwisk ja sobie nie przypominam. Ja wśród nich nie byłem. Gdy tych 8-miu naszych żołnierzy przystąpiło do rozstrzeliwania Żydów, reszta osób z mojego oddziału była w odległości od miejsca rozstrzeliwania około 50 kroków.
Samo rozstrzelanie miało przebieg następujący: zgrupowano wszystkich Żydów w jednym miejscu (w kolumnie maszerującej). Jeden z tych ośmiu, jako jej komendant, dał rozkaz strzelania, co też nastąpiło. Strzelano z broni – pistoletów automatycznych jak „Steny”, „MP-i”, „PPSz-e”. Strzelano do Żydów z boku. Gdy wszystkich wystrzelano, „Grzegorz” rozkazał zabrać wartościowe rzeczy ze zwłok Żydów i odstawić do „Zawiszy”. (…) Po zabraniu niektórych rzeczy ze zwłok żydowskich cały nasz oddział odmaszerował, pozostawiając zwłoki Żydów niepogrzebane.
Zeznania uczestników mordu w lasach siekierzyńskich nie we wszystkim są zgodne. Władysław Kolasa zapamiętał na przykład, że wśród Żydów była co najmniej dwójka dzieci, konkretnie dziewczynek, ofiarom strzelano w plecy, a egzekucji dokonało dwudziestu żołnierzy. Wszyscy poza Kolasą są przekonani, że do rozstrzelania Żydów zgłosił się na ochotnika niejaki »Bojlrok«, on też dodatkowo najpierw osobiście postrzelił, później zaś kazał zlikwidować również przewodników, którzy doprowadzili partyzantów na polanę.
Stanisław Szumilewicz, jeden z okolicznych chłopów zagonionych przez partyzantów do grzebania zwłok, zeznaje, iż wyraźnie widział rany postrzałowe na piersiach zabitych, co może wydawać się dziwne przy strzelaniu z boku lub z tyłu. Inny chłop, Władysław Szumilewicz, zarzekał się, że wśród trupów kobiet było co najmniej kilkanaście, a towarzyszący dwóm poprzednim zeznającym Władysław Młynarczyk nie zauważył z kolei żadnych dzieci.
Ale w tego rodzaju zeznaniach nieścisłości są normą. Najważniejsze fakty pozostają bezsporne. W 1944 roku, prawdopodobnie 17 sierpnia, na polanie w lasach siekierzyńskich oddział Armii Krajowej, pozorując werbunek, dokonał egzekucji około pięćdziesięciu nieuzbrojonych Żydów na wyraźny rozkaz swojego dowódcy, porucznika Kazimierza Olchowika „Zawiszy”. I nie był to jedyny grzech w karierze tego oficera oraz ludzi związanych z jego oddziałem. Oddziałem o wymownej nazwie: Barwy Białe. […]
Mimo drastyczności morderstw w lasach siekierzyńskich […] nie powinno się na ich podstawie wyrabiać sobie opinii o Armii Krajowej jako monolitycznej organizacji patologicznych żydożerców. Nawet jeśli podana przez Gutmana i Krakowskiego liczba stu dwudziestu Żydów zabitych przez członków akowskiego podziemia miałaby być zbliżona do prawdy, to już samo „Siekierno” stanowi niemal jej połowę, a był to jednorazowy akt dokonany przez ośmiu zaledwie żołnierzy.
W skali kilkusettysięcznej organizacji, jaką była w tamtym momencie AK, stopień patologii wydaje się wręcz stosunkowo mały. A nawet w skali samych Barw Białych – oddziału liczącego już wówczas około dwustu żołnierzy, z których około sześćdziesięciu było obecnych podczas egzekucji i nie brało w niej udziału. Choć w tym przypadku nie możemy mieć stuprocentowej pewności, jak zareagowaliby, gdyby otrzymali wyraźny rozkaz.
Tylko dla ochotników
W sądowych zeznaniach zawsze chodzi o to, by się wybielić. Podczas procesu Barw Białych zeznania oskarżonych były jednak przynajmniej w jednej kwestii zgodne. Masakry dokonano na jednoznaczny rozkaz „Zawiszy”.
„Jeśli nie zostanie wykonany, to pójdziesz pod sąd polowy” – miał on powiedzieć Edwardowi Sternikowi „Grzegorzowi” i nic nie wskazuje, żeby ten miał kłamać. We wszystkich relacjach żołnierzy przewijają się wątki dobrowolnego zgłoszenia się ochotników do wykonania egzekucji i zgody „Grzegorza” na oddalenie się z jej miejsca udzielonej każdemu, kto nie chciał w tym procederze uczestniczyć nawet w roli obserwatora.
Sam zresztą Olchowik, przekazawszy dowództwo nad plutonem egzekucyjnym, oddalił się w las.
W czasie wykonywania egzekucji przez oddział pod dowództwem „Balroka” byłem około 150 m od miejsca tej akcji. Już na odgłos dochodzących mnie wystrzałów zrodziły się we mnie pewne wątpliwości, czy tego rodzaju rozkazy dowództwa AK nie są nadużywaniem patriotyzmu i poświęcenia szarych żołnierzy do jakiś ciemnych, a nieznanych wcale interesów. Dzisiaj zdaję sobie jasno sprawę, że ten rozkaz, jak i jego wykonanie, było zbrodnią i czynem godnym potępienia.
Tak mówił „Zawisza” przed sądem, prosząc o złagodzenie wyroku, a inni potwierdzili jego wersję. Choćby dziwnie wszechobecny przy zbrodniach Barw Białych Kolasa:
Wtedy na ochotnika zgłosił się „Bojlrok”, który podobierał sobie ludzi. Następnie „Bojlrok” z wybranymi ludźmi udał się na polanę, gdzie obozowali Żydzi, potem prowadził ich jeszcze z 500 metrów w las i ustawił ich na skraju lasu. (…) Pchor. „Olsza” prosił, aby jemu pozwolić odejść, na co uzyskał zgodę. Zresztą „Grzegorz” sam powiedział, że jeśli ktoś nie może patrzeć, może odejść, i sam ze Stecem odszedł również (…). Po tej sprawie „Grzegorz” mówił do nas w oddziale, że o ile „Zawisza” sam wydał taki rozkaz, to zrobił wielkie świństwo, bo tak nie robią żołnierze. Był na to bardzo oburzony.
„Mało się o tym mówiło…”
A również obecny na miejscu Jan Śledź „Jeleń” dodawał, że „sprawa ta ujemnie wpłynęła na ludzi z oddziału, widać było wielkie niezadowolenie i dlatego może mało się o tym mówiło”. Wersję tę potwierdzał też inny świadek, uczestnik wydarzeń Jan Górski „Rzędzian”:
„Grzegorz” zwrócił się do „Śledzia” z zapytaniem, czy on wykona to zadanie, ten jednak odmówił, wtedy zgłosił się na ochotnika „Bojlrok” i dobrał sobie ludzi. W pewnej chwili usłyszałem kilka strzałów, jak się okazało, to „Bojlrok” postrzelił kilku Żydów, którzy szli z nami jako przewodnicy. „Grzegorz” zwrócił się wtedy do „Bojlroka” z wymówką, dlaczego strzela na własną rękę.
Ranni, których postrzelił „Bojlrok”, pozostali na miejscu, nikt ich nie opatrywał i mnie, nie pamiętam, czy „Grzegorz” czy „Bojlrok”, kazał ich pilnować kilkoma żołnierzami, przy czym otrzymałem rozkaz, aby w chwili, gdy w lesie będzie egzekucja, zastrzelić tych 4-ch czy 5-ciu, przy których mnie pozostawiono (…). W chwili gdy usłyszeliśmy w lesie strzały, jeden z moich żołnierzy, zdaje się „Jordan”, zastrzelił tych 4-ch pozostawionych przy nas Żydów.
Wychodzi na to, że na sześćdziesięciu żołnierzy Barw Białych, którzy ruszyli na akcję likwidacyjną, patologicznym antysemityzmem wykazał się jedynie sierżant „Bojlrok”, czyli Kazimierz Rudziński (lub Rudnicki) – postać dość tajemnicza. Ani jego wcześniejsze, ani powojenne losy nie są znane […].
Czy pozostałych siedmiu egzekutorów również należy posądzać o podobnie mordercze skłonności? Wykluczyć tego nie można, sporo jednak wskazuje na to, że faktycznie wykonywali oni rozkaz „Bojlroka”. Kolasa przyznaje, że byli to świeżo upieczeni partyzanci i jako tacy być może chcieli wykazać się przed dowództwem karnością: „Wyznaczeni do tego byli »As«, »Karol«, »Wampir«, »Jelonek«, dalszych pseudonimów nie pamiętam, a nazwisk w ogóle nie znałem, bo byli to ludzie przydzieleni świeżo po mobilizacji”.
Pytanie brzmi: jak w tym kontekście ocenić dowódcę oddziału Kazimierza Olchowika „Zawiszę”? Nie ma wątpliwości, że to on wydał rozkaz, ale czy była to jego samodzielna decyzja? Kolasa wspomina, że zanim ją podjął, udał się konno do dowództwa pułku, ale po pierwsze, jest jedynym ze świadków, który o tym wspomina, a po drugie – jak wynika z relacji „Grzegorza” – Olchowik był autentycznie zadowolony z faktu zastrzelenia Żydów. Edward Sternik zeznawał:
Po powrocie na miejsce postoju do Siekierna pow. Kielce zameldowałem o wykonaniu rozkazu d-cy oddziału »Zawiszy«, na co »Zawisza« uśmiechnął się, powiedział, że dobrze, i rozkazał zdać do niego te rzeczy zabrane po zabitych osobach narodowości żydowskiej, tj. buty i odzież.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Wojciecha Lady pt. Bandyci z Armii Krajowej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, informacje i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. By zachować integralność tekstu, usunięto z niego przypisy znajdujące się w wersji książkowej.
KOMENTARZE (41)
Aaaaaa to ŻYDZI?????
Gratuluje rzetelności. Nie ma na to żadnych dowodów oprócz zeznań podczas śledztwa w czasach stalinowskich.
Zgadzam sie
To nie może byc prawda. Bo to zupełnie nie pasuje do narracji historycznej wg PISu.
O tak co wam nie wygodne, to albo nieprawdaa, albo czasy stalinowskie, podli falszywcy . Bandziorow nigdy nie brakuje w tym narodzie. Ale jak was mordowli inni to zadacie zdoscuczynieniea
No własnie o tym samym pomyślałem. Stalinowskie sądy robiły wszystko żeby przedstawić AK z jak najgorszej strony. Więc dopiszmy im jakąś zbrodnię, jakąś ohydną, potem pokazowo osądźmy i po sprawie. Z tego co znalazłem to proces odbył się w 1950 r. a mogiły zbiorowej do dzisiaj nie znaleziono. Więc mamy tylko odrobinę niespójnych zeznań…
„Nie ma na to żadnych dowodów”. Może i nie ma. Ale jeśli tak by było, to czy przesłuchiwani w śledztwie nie zaprzeczaliby, że doszło do egzekucji żydów? Nawet jeśli nie byli oskarżeni, po co mieliby oczerniać obraz oddziału AK, w którym służyli? Bo taka egzekucja na żydach, to raczej nie powód do chluby dla oddziału AK, prawda? I to dla mnie jest już dowodem, że do takiej egzekucji musiało dojść.
To wszystko zależy od wielu czynników. Osoby te były przesłuchiwane w latach pięćdziesiątych. Stalinowsko zabarwione sądy nie należały do wiarygodnych. Świadkowie mogli być zastraszeni. Ludzie bali się o życie swoje i bliskich. Nie oznacza to że taka sytuacja nie mogła mieć miejsca i że Polacy nie mogli zabić Żydów pod koniec wojny. Nie zapominajmy że na początku drugiej wojny część Żydów sympatyzowało z komunistami którzy napadli na Polskę i brało udział w wywózce. Polskie oddziały mogły bać się podobnej sytuacji gdy oddziały Radzieckie wkroczyły po raz kolejny. Jednakże jest to mało prawdopodobne. Żydzi Ci byli wykończeni. Uciekli z obozu pracy. Niedożywieni, chorzy, najprawdopodobniej bezbronni. Niestety większość badań historycznych nie jest bezstronna. Historycy w komunistycznej Polsce często podtrzymywali narrację wygodne dla socjalistycznej władzy. Historycy po przeciwnej stronie za wszelką cenę starali się udowodnić jej niemożliwość. Na pewno potrzebne są możliwie jak najbardziej bezstronne badania z otwartością na każdą możliwość.
Są wspomnienia oficera Kedywu i mówi on wprost że za ten mord dowódca by miał sąd i kare śmierci.
Nie jest to wina AK że zamiast prawowitego rządu przyszli komuniści.
Cale szczescie sa swiadkowie dowadzacy ze Barwy Bialr nie zabily tych Zydow. Zeznania w UB kieleckim zostaly wymuszone. Historycy, Zychowicz i Leada piszcy o tym rzekomym morderstwie sa klamcami.
Jest relacja oficera Kedywu i góra AK o tym wiedziała i po zakończeniu wojny dowodca miałby za to kare śmierci.
Nie jest to żadna wina AK, że zamiast prawowitej władzy zainstalowali się w Polsce komuniści.
Przykro mi że wśród AK byli ludzie, którzy zamordowali bezbronnych. Wojna wyzwala w ludziach b. wiele zła ale i dobra. Szkoda, że w tym przypadku akurat zło zwyciężyło
brednie
Serio?opieracie sie na stalinowskich sądach?jakas kpina na tej stronie.KIEDY WSZYSCY POJMĄ ZE TO NIE MY ZACZELISMY TE WOJNE!!NAWET JESLI ZABILI TO DAJCIE JUZ IM SPOKOJ BO IM TEZ ZABITO ZAPEWNE KREWNYCH I TEZ BYLI BEZ BRONI
Czytając ten komentarz należy stwierdzić, że nie brak idiotów.. ktokolwiek wybiela zbrodniarzy sam się takim staje !!!
Lada. To spuścizna zakamuflowanego w czasie SS-mana na zbrodniczych POrtalach
Szkoda że tylko 50…..
+ ty 51szy
właśnie wróciłem z trampingu po Izraelu. W.g mnie to rasistowskie Państwo.
Naucz się pisać skróty pustaku
Wystarczy znać wyrazy,TOLERANCJA,MIŁOŚĆ .
Ilu tu wstrętnych, rasistowskich ksenofobów się wypowiada w komentarzach. Brzydzę się wami wy podłe kanalie. Ktokolwiek popiera morderstwa dokonane na niewinnych ludziach jest podłą kreaturą, która powinna gnić w więzieniu. Tam jest wasze miejsce.
Ja tez sie brzydze rasistowskimi kanaliami narodowosci zydowskiej, ktorzy publikuja swoje zaklamane, antypolskie racje na tym portalu.
Uzbrojone bandy zydowskie byly powaznym problemem dla spoleczenstwa polskiego.
Bandyci zydowscy byli bardzo okrutni.
Rabowali, zabijali, gwalcili i uprowadzali kobiety do lasu.
Pod Wyszkowem banda zlozona z uciekinierow z Ghetta warszawskiego tak gnebila okoliczna ludnosc, ze dowodztwo AK musialo ja zlikwidowac.
Podobnie musieli zachowywac sie Zydzi z wymienionej w artykule bandy, skoro Sad i Dowodztwo AK wydalo na nich wyrok smierci.
Wladze podziemnej Polski nie zabijaly niewinnych.
Dopiero Zydokomuna rozpoczela ten proceder.
Była ekshumacja zwłok droga redakcjo? Bo Stalinowskie sądy mogły zmusić do przyznania się do wszystkiego
Istotne sa powody dla ktorych wydano rozkaz o likwidacji tych ludzi – o ile cala ta historia nie jest tylko propagandowym komunistycznym wymyslem.
Niektorych A K grzebno w mundurach SS
A może któryś z rzekomych historyków zdobyłby się na odwagę i – zamiast oczerniać AK w której na pewno było kilku żołnierzy powodowanych zemstą – dodał ilu żołnierzy polskich zostało zadenuncjowanych Niemcom lub Ruskim i albo zginęli w więzieniach albo osobiście zabitych przez żydów. A o ile mówimy o Polakach pochodzenia żydowskiego to już perfidna zdrada która idzie w tysiące przykładów? Ma któryś historyczyna tyle jaj?
Żal mi tych biednych ludzi uciekających przed śmiercią z rąk niemieckich nazistów a zamordowanych przez „dzielnych polskich patriotów”.
Wśród niektórych komentatorów tego artykułu też są „polscy patrioci”. Dobrzy katolicy, chodzący w każdą niedzielę do kościoła, ściskających ręce innych bliźnich ale dajcie im w te dłonie karabiny, pistolety i pozwolenie na zabijanie ludzi o innym światopoglądzie, koloru skóry czy wyznaniu, to część z nich nie będzie się wahać i naciśnie na spust. W imię miłości do Boga i nienawiści do człowieka.
@ Jakub.
Mylisz sie. Dokladnie tak jak tu mowisz, postepuja uzbrojeni Zydzi a nie Polacy.
Uzbrojeni Zydzi to powazne zagrozenie. Wystarczy im dac palke, by wysylali nawet swoje rodziny, czy swoich wspolbraci na smierc. Bez zadnych skrupulow.
W czasie okupacji niemieckiej, Polacy ratowali Zydow nie tylko indywidualnie – placac za to straszna cene. W celu ratowania Zydow, Polskie Panstwo Podziemne utworzylo specjalna organizacje, ktora wylacznie tym sie zajmowala, ratujac dziesiatki tysiecy Zydow od nieuniknionej smierci.
Dla Zydow z Anglii i Ameryki, los Zydow Polskich byl calkowicie obojetny. (Jestem calkowicie przekonany, ze tak bedzie i tym razem). Zydom, podczas okupacji niemieckiej, pomagali tylko i wylacznie Polacy – zadne inne nacje, wlacznie z ich wlasna.
Bo bogaty Zyd i biedny Zyd to sa dwa rozne Zydy.
A Zyd przy wladzy – to nieszczescie.
W podziemnej Polsce istnial surowy wymiar sprawiedliwosci. Jezeli padl wyrok smierci na piecdziesiecioosobowa bande, to musialo istniec bardzo powazne uzasadnienie tego wyroku.
Narodowosc w tych wypadkach nie wchodzila w rachube. Taki sam wyrok padl by na bande polska, rosyjska, czy zydowska
Prawdziwy charakter Zydow, Polacy poznali podczas okupacji sowieckiej czyli czasow PRL
Nasi, polscy Zydzi, byli prawie calkowicie wybici. Stalin powierzyl wladze w Polsce Zydom sowieckim, nienawidzacym Polski i Polakow. Przejeli i zorganizowali oni resorty silowe MBP i UB.
Wowczas poznalismy, ze byli oni okrutniejsi od Niemcow.
Niektorzy polscy Zydzi starali sie pomagac i ratowac Polakow, ale bylo ich za malo i sami sie bali, bo czasy byly okrutne.
Zydzi rosyjscy stosowali wyrafinowane metody tortur. Nie zostali za to rozliczeni do tej pory.
Praktycznie Zydokomuna rzadzi Polska do tej pory w kolejnych pokoleniach.
Mam nadzieje ze juz niedlugo.
Zacytuję akapit artykułu: „Uciekinierzy … żywność próbowali zdobywać w okolicznych wioskach, zwłaszcza w odległej o niespełna 4 km Kaczce, co jednak łatwe nie było – polanę zaludniało około pięćdziesięciu osób, w tym kilka kobiet i kilkoro dzieci, zapotrzebowanie było więc ogromne”.
Czyli nie oszukujmy się, po prostu dochodziło do grabienia okolicznej ludności. A w czasie wojny grabież i plądrowanie jest zagrożone tylko jedną karą. To że grabiący byli żydami nie jest żadną okolicznością łagodzącą.
Zapewne oprócz grabienia mordowali opierających się, albo najsłabszych (czytaj kobiety i dzieci) by zastraszyć resztę.
Post scriptum. Dla nierozumiejących tematu, polecam zapoznanie się z wyczynami „bezbronnych Żydów” w Koniuchach i Nalibokach. Wiem, że głód i wojna wyzwalają najniższe instynkty, ale przypisywanie winy jedynie Polakom to oczywiste nadużycie. Dla zainteresowanych tym rozdziałam historii warto poczytać i pooglądać o działalności Żydowskiej Policji Pomocniczej.
powód musiał być i na pewno Byl
Anonim, jedyny powod to jest twoj idiotyzm do kwadratu
Mnie artykuł się podobał. Obecnie dominuje narracja, że wszyscy AKowcy i antykomuniści byli nieskazitelnymi bohaterami, a komuniści i PRL to same zło i zbrodniarze.Nie ma to jednak nic wspólnego z prawdą historyczną. Każda epoka i organizacja miała swoje wady i zalety, swój koloryt i zróżnicowanie. To oczywiste że w AK byli psychopaci, mordercy i zwyrodnialcy, którzy popełniali zbrodnie. I o tym też należy mówić. Zauważyłam ostatnio, że w kręgach politycznych historię się deformuje, wykorzystuje do swych celów politycznych. Wybiela się jedne postacie historyczne, inne marginalizuje albo robi się z nich absolutne zło wcielone, zależnie od orientacji politycznej. Mnie się to zjawisko nie podoba.
Chętnie poczytam jak ta leśna grupa przez ponad miesiąc zdobywała żywność w okolicznych wioskach.
Książka jest obrzydliwą insynuacją.
Artykul tylko zeby dokopac
Zgadzam się z karuskiem. Partyzanci (bez różnicy AK, czy inne organizacje) mieli pewnie swoje leśne wzorcowe gospodarstwa rolne, które zaopatrywało oddziały w żywność, co?
A może partyzanci w okolicznych wsiach dla swoich oddziałów jedynie konfiskowali żywność, a ci niedobrzy żydowscy uciekinierzy to rabowali, i pewnie dlatego trzeba było na nich wykonać egzekucję?
Logika i pustota skrajnego wszechpolskiego „patriotyzmu” większości powyższych wypowiedzi po prostu mnie powala… Ludzie, jak można tak traktować współobywateli tego samego kraju, będących ofiarami tego samego okupanta. I w dodatku nieuzbrojonych. Zaiste Bóg, honor i ojczyzna w pełnej krasie.
Czytałem tą książkę z opisem egzekucji i z różnymi tezami = Beletrystyka / Warbook.
Ale szkalowanie ludzi prześladowanych po wojnie ? Zerwij sobie kilka paznokci, posyp solą a będziesz pisał te swoje, czerwone, antypolskie scenariusze prawie tak dobrze jak Stephen King.
To o de mnie, ty ciulu złamany jeśli nie piszesz pod dyktando SLD to walnij sobie barankiem w ścianę, to może cię oświeci ale na pewno zobaczysz gwiazdy.
Zbrodnia ta jak nabardziej miała miejsce, z rodzinnych relacji i przkazów znam dokładną lokalizację tej masakry. Polanę otaczały bagna i mokradła jednak dotarcie tam nie stanowiło problemu zarówno wtedy jak i teraz. Choć obecnie podmokły teren znacznie się powiększył. Ofiary tej zbrodni nigdy nie zostały pogrzebane. Ciała wrzucano do wody pobliskiego rozlewiska co zajmowało znacznie mniej czasu niż ich grzebanie. Kazimierz Olchowik „Zawisza” kilka dni po masakrze wydał rozkaz kilku zaufanym podwładnym uprzątnięcia terenu po obozowisku żydowskim i pozbycia się śladów tej zbrodni, gdyż wśród oddziału szerzyć zaczęła się niesubordynacja oraz sprzeciw wobec dowódcy. Tuż po oczyszczeniu terenu z końcem sierpnia oddział „Zawiszy” opuścił okolice Siekierna.