Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Nie uwierzysz, że oni to sprzedawali. Najbardziej bezczelne oszustwa przedwojennych sklepikarzy

Krochmal dorzucany do mleka. Gips zmieszany z masłem. I rakotwórcze farby w gałkach lodów. Co jeszcze groziło naszym prababkom na codziennych zakupach?

Jedna z najważniejszych polskich kucharek XX wieku Elżbieta Kiewnarska w swoim wykładzie dla „Korespondencyjnego Kursu Gospodarstwa Domowego” pouczała Polki, jak ważna jest umiejętność porządnego robienia zakupów.

Robiąc przed wojną zakupy należało strzec się na każdym kroku. Na zdjęciu właściciel sklepu spożywczego w Równem.fot.domena publiczna

Robiąc przed wojną zakupy należało strzec się na każdym kroku. Na zdjęciu właściciel sklepu spożywczego w Równem.

Jej zdaniem była ona nie mniej istotna dla każdej praktycznej gospodyni, jak gotowanie i sprzątanie. Przesadzała? W żadnym razie. Zakupy w II RP to wcale nie żadna kulturka i blichtr. Już prędzej – mordercze pole minowe. Całą masę dowodów w swojej najnowszej książce – „Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski” – przedstawia Aleksandra Zaprutko-Janicka. Poniżej najbardziej bulwersujące spośród przykładów.

Mleko „prosto od krowy”?

Najłatwiej było oszukiwać na mleku, a wykrycie podstępu już w pierwszej chwili było zwyczajnie niemożliwe. Gospodyni domowa wierzyła, że kupuje „mleko z porannego udoju”, które ledwo co zdążyło przestygnąć po wyciśnięciu go z ciepłych krowich wymion; najdalej z udoju wieczornego. W rzeczywistości mogło być ono nawet dwu-, trzydniowe, czyli już tego samego dnia po przyniesieniu do domu skwaśnieć.

Stragany na placu Sapieżyńskim w Poznaniu.

Stragany na placu Sapieżyńskim w Poznaniu.

Kupujących okradano z tłuszczu, odstawiając mleko na noc i zbierając z niego śmietankę. Rozcieńczano je wodą, mieszano mleko, z którego zebrano wcześniej śmietankę, ze świeżym niezbieranym. Kiedy sprzedawca przesadził z ilością dodanej wody, mieszaninę trzeba było zagęścić, by choć wyglądem przypominała właściwy produkt. W tym celu nieuczciwi używali krochmalu czy skrobi ziemniaczanej zmieszanej z wodą. By nadać mleku pozorów tłustości, poprzez odpowiedni kolor (żółtawy), dodawano do niego soku z marchwi lub wywaru z nagietka.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Masło z gipsem i talkiem

Nieco trudniej było podrobić masło. To prawdziwe ma w sobie, jak pisze przedwojenny ekspert od żywieniowych fałszerstw, Alfons Bukowski, 85% tłuszczu i 15% składników pochodzących z serwatki, w tym wody. Ma charakterystyczny kolor, będący jednym z odcieni żółci (w zależności od paszy, jaką jadła krowa). Przez długi czas uważano nawet, że na tym produkcie nie da się skutecznie oszukiwać klientów, bo podstęp zdradzi przedwczesne jełczenie lub zmieniony smak.

Oszuści jednak nauczyli się tak podrabiać masło, że niejedna pani domu nabierała się na ich sztuczki. Przede wszystkim naciągano klientów na wadze produktu. Do masła dodawano różnych substancji mających zwiększyć jego ciężar i objętość, przede wszystkim wody, maślanki, soli, mąki, papki kartoflanej, a nawet talku i gipsu.

Kolor, jak w przypadku mleka, poprawiano z pomocą marchwi czy nagietka, ale też krokoszu, szafranu, a nawet sztucznych farb. Dla „cudownego rozmnożenia” wykorzystywano inne tłuszcze, w tym łój wołowy i margarynę. Tę ostatnią wynalazł w 1869 roku Hippolyte Mège-Mouriès. Ten francuski chemik prawdopodobnie nie spodziewał się, jaką zawrotną karierę zrobi przygotowana przez niego substancja. Jej największą zaletą była cena – znacznie niższa niż w przypadku masła.

Nawet mąka nie była bezpieczna

Najczęściej używanymi rodzajami mąki były pszenna i żytnia. O ile współcześnie gluten w nich zawarty bywa na cenzurowanym, o tyle przed wojną ceniono odmiany wysokoglutenowe. Autor referatu podkreślał, że wytworzona z nich mąka powinna być biała lub biało-żółtawa, bez żadnych dodatkowych odcieni, bez grudek, o przyjemnym zapachu. Źle przechowywana pachnie stęchlizną, smakuje pleśnią lub goryczą oraz ma w sobie martwe owady (np. mole spożywcze w różnym stadium rozwoju).

Mąkę pszenną, która była najdroższa, fałszowano dosypując do niej inne gatunki (owsianą, żytnią, gryczaną, kartoflaną itd.). Oszuści powiększali ciężar produktu, dodając do niego na przykład gips, mączkę kostną czy glinkę, przy czym nie zdarzało się to raczej w młynach. Do tego fałszerstwa dochodziło już u drobnych handlarzy.

Powiększenie objętości mąki wychodziło na jaw dopiero w gotowym chlebie czy cieście. Jeśli do wypieku użyto zepsutej, maskując jej właściwy stan z pomocą chemicznych dodatków, końcowy produkt bardzo szybko się psuł i czuć było w nim twarde grudki. Przede wszystkim jednak wypiek… zwyczajnie śmierdział.

Trujące pyszności

Od fałszerstw nie były bezpieczne na przykład lody, które barwiono nie naturalnymi sokami, a sztucznymi farbami. Substancja, która była nośnikiem kolorów (anilina) zaliczana jest do związków toksycznych oraz kancerogennych. Z natury nie pochodził także zapach słodkości.

Nawet kupując w sklepie paczkę karmelków klientka nigdy nie mogła być do końca pewna, co właściwie do nich dodano.

Nawet kupując w sklepie paczkę karmelków klientka nigdy nie mogła być do końca pewna, co właściwie do nich dodano.

By zwiększyć jego atrakcyjność w produkcji wykorzystywano sztuczne aromaty, nie wspominając nawet o tragicznych warunkach sanitarnych, w jakich były produkowane… Najczęściej jednak starano się po prostu zastąpić składniki dobrej jakości pośledniejszymi i tańszymi, o czym wspominał Alfons Bukowski:

Fałszerstwo wyrobów cukierniczych, jak ciastek, pierników, marmolad, cukierków, syropów i lodów polega głównie na dodaniu sacharyny lub też syropu kartoflanego zamiast cukru i farbowaniu barwnikami anilinowymi, bardzo często szkodliwymi dla zdrowia, a nawet trującymi farbami mineralnymi.

Herbata barwiona ołowiem

Także klienci kupujący zwyczajną czarną herbatę, która wydawałoby się jest nie do podrobienia, mogli się bardzo zdziwić. Jak podkreśla Anna Trojanowska, znawczyni prac Alfonsa Bukowskiego, mało towarów fałszowano równie nagminnie, co herbatę. Oszukiwano na różnych etapach. Najpierw kantowali producenci w Azji, później pośrednicy w Europie, a na końcu drobni handlowcy.

Pomiędzy krzewem herbacianym, a naszym imbrykiem, liście herbaty przebywają bardzo daleką droge. Przed wojną był to niestety szlak pełen bezczelnych oszustów.

Pomiędzy krzewem herbacianym, a naszym imbrykiem, liście herbaty przebywają bardzo daleką drogę. Przed wojną był to niestety szlak pełen bezczelnych oszustów.

Mieszali na przykład gorsze gatunki herbaty z lepszymi, czy dorzucali do właściwej herbaty wysuszonych liści innych roślin (między innymi czarnego bzu, topoli czarnej, wierzbówki, lukrecji, róży, porzeczki, a nawet kukurydzy). Wśród tricków oszustów było też dociążanie herbaty sprzedawanej na wagę, a także sprzedawanie liści kilkukrotnie już zaparzonych, a następnie wysuszonych dla niepoznaki. Ten ostatni sposób mógł być groźny dla potencjalnych klientów.

Wyzutą z wartości smakowych i pozbawioną koloru oraz aromatu herbatę trzeba było bowiem przygotować do sprzedaży poprzez aromatyzowanie jej i nadanie odpowiedniej barwy. Cwaniacy nie przebierali w środkach.

Oprócz naturalnych barwników, jak indygo czy kurkumy, do herbaty pakowali trujące farby, między innymi na bazie ołowiu. Skoro liście zostały już kilkukrotnie zaparzone, trudno było oczekiwać, by nadal smakowały jak prawdziwa herbata. I z tym oszuści dawali sobie jednak radę.

Charakterystyczny smak herbaty pochodzi między innymi od garbników, które są w niej zawarte. Lekko zwilżone liście posypywano proszkiem wyciągu kampeszowego lub katechu, by napar dawał uczucie „ściągnięcia” w ustach tak charakterystyczne dla tego napoju. Na koniec najbardziej obrzydliwy proceder – zwiększanie wagi. I nie, nie chodzi tu wcale o sam fakt oszukiwania przy tym na cenie, a o to, czego używano by dociążyć herbatę. Nieuczciwi sprzedawcy dosypywali do niej bowiem opiłków żelaza i miedzi, piasku, talku, gipsu, glinki…

Czy twoja wołowina rżała?

Przed wojną znacznie większą niż dzisiaj popularnością cieszyła się wołowina. Wieprzowina uchodziła za zbyt tłustą, natomiast baranina, jagnięcina i cielęcina były, inaczej niż dzisiaj, produktami sezonowymi. Każdy z tych rodzajów mięs nieuczciwi sprzedawcy próbowali jednak podmienić na coś znacznie tańszego. I niekoniecznie apetycznego.

Dobra gospodyni musiała na przykład umieć odróżnić mięso byka od mięsa… konia. Na koninę natknąć można się było szczególnie łatwo. Popularny kronikarz robotniczego życia, Stefan „Wiech” Wiechecki, zaliczał ją do grona towarów wprost nagminnie fałszowanych. W jednym z opowiadań tego autora sam sklepikarz wymienia, jakie zarzuca mu się szachrajstwa: „jajka mieli być nieświeże, śmietana z mąką, prawdziwa wiejska czysto wieprzowa kiełbasa z konia, a ogórki zgniłe”.

Ćwiartka wołowa, która kosztowała "jak za woły" mogła po wnikliwej analizie okazać się fragmentem konia zamęczonego przez woźnicę.

Ćwiartka wołowa, która kosztowała „jak za woły” mogła po wnikliwej analizie okazać się fragmentem konia zamęczonego przez woźnicę.

Znająca parszywe sztuczki handlarzy gospodyni domowa lawirowała w gąszczu tych pułapek, zapewniając sobie i swojej rodzinie dobrą żywność za rozsądną cenę. Choć od czasów Kiewnarskiej minęły dziesięciolecia, prawdziwy cel przyświecający kupującym w zasadzie się nie zmienił. Teraz tylko sposoby kantowania konsumentów są inne i zamiast dobrej jakości produktów miewamy w opakowaniu cały szereg złowrogo brzmiących „E” z dodatkiem syropu glukozowo-fruktozowego i utwardzonych tłuszczów. Choć do bezczelności przedwojennych cwaniaków i tak się to nie umywa…

Bibliografia:

Artykuł powstał w oparciu o źródła i literaturę wykorzystane przez autorkę podczas pracy nad książką „Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski”. Autorka korzystała między innymi z:

  1. Bukowski Alfons, Zafałszowania artykułów spożywczych, Warszawa 1920.
  2. Gruszecka Marja, 366 obiadów. Praktyczna książka kucharska, Kraków 1930.
  3. Trojanowska Anna, Problemy fałszowania żywności w publikacjach warszawskiego farmaceuty Alfonsa Bukowskiego (1858-1921) [w:] „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, nr 3 (2014).
  4. Wykłady Elżbiety Kiewnarskiej w ramach „Kursów korespondencyjnych gospodarstwa domowego” wydawane przez Towarzystwo „Bluszcz”.

Zobacz również

Zimna wojna

Metody króla fałszerzy

Zdzisław Nęcka, genialny polski fałszerz ponoć był w stanie podrobić wszystko – i zamienić to w złoto. Co działo się za drzwiami jego „pracowni alchemicznej”?

23 sierpnia 2023 | Autorzy: Magda Omilianowicz

Zimna wojna

Nie uwierzysz, że oni tym handlowali. Najdziwniejsze pomysły na biznes z czasów PRL-u

Piloci polskich wycieczek zorganizowanych za komuny widzieli niejedno. Po latach pamiętają przede wszystkim, że niemal nikt z „wczasowiczów” nie miał czasu na odpoczynek. Zamiast wypełniać...

19 kwietnia 2019 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Zimna wojna

Za PRL-u Polki na potęgę szmuglowały do Rumunii biseptol i aspirynę. Wszystko przez zakaz aborcji

Można było zarabiać na szmuglu prezerwatyw. Ale chyba dużo bardziej opłacało się przewożenie... leków na ból głowy i na zakażenia pęcherza. Co robiły z nimi...

10 kwietnia 2019 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

W jakim zawodzie kobietom było najlepiej w II Rzeczpospolitej? Odpowiedź zaskakuje

Nie była to praca dla każdej Polki. Wymagała samozaparcia, inteligencji, a także pieniędzy. Ale jak żadna inna pozwalała stanąć na równi z mężczyznami.

15 października 2017 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Polskie jadło, tradycyjna kuchnia? To wszystko bujda. Co NAPRAWDĘ przed wojną jadali zwykli Polacy?

Schabowy, tatar i golonka? Zapomnij. Dziczyzna? Chyba tylko dla panicza. A bigos myśliwski? Zwyczajny Polak nie wiedziałby nawet co to takiego. Sprawdź co naprawdę jadano...

12 października 2017 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Jak bawili się nasi pradziadkowie? Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o przedwojennych przyjęciach

Polskie elity zabawiały się w otoczce blichtru, racząc się szampanem z kryształowych kieliszków, przy suto zastawionym stole. Zwykli obywatele marzyli, by choć na chwilę zakosztować...

5 października 2017 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

KOMENTARZE (17)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Realista

Kazde falszowanie zywnosci , napojow i alkoholu powinno byc traktowane jak proba otrucia. Tylko przed wojna nie starczyloby wiezien dla zydowskich handlarzy

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    @Realista: Trafna uwaga drogi Realisto. Spożycie w posiłku ołowiu lub opiłków żelaza nie pozostaje bez wpływu na zdrowie zjadającego… Nie tylko jednak żydowscy handlarze kantowali.

Piotr

hahaha a co dzisiaj jest bezpieczne , nie oszukane ? Nic się nie zmieniło po za tym że dzisiaj oszukuje się na masową skalę

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    @Piotr: Ma Pan rację, może opiłków żelaza nie dodają, ale jak patrzy się na skład wielu produktów, to nawet nie wiadomo czym są te dzisiejsze dodatki. No więc skoro nasze prababki były świetnymi towaroznawczyniami i oszukiwać się nie dawały, nic tylko brać z nich przykład.

Piotr

m

emg

Jeśli to było tak faktycznie to jak takich nazwać?To byli wybitni skur$%$#ny pomimo,ze byli wierzącymi w swoich Bogów i wyznawali swoje wiary. Wiadomo kto jeszcze zamieszkiwał wówczas na terenie Polski i prowadził swój interes.

Adam

Przez bardzo długi czas twierdzono, że papierosy są zdrowe, związki rtęci leczą nerwicę, można wymieniać. Wiadomo, że to wszystko co wypisano w artykule to nieuczciwe praktyki,ale też nikt nie miał w zamyśle truć klientów. To po prostu kwestia braku wiedzy.

    Nasz publicysta | Autor publikacji | Aleksandra Zaprutko-Janicka

    Z tym akurat się nie zgodzę – opiłki ołowiu, czy innych metali, stosowane do dociążenia artykułów sprzedawanych na wagę, to nie brak wiedzy. To zagrożenie dla zdrowia klientów.

Artur

Myślę, że w dzisiejszych czasach wcale nie jest lepiej niż kiedyś. Gdy na Rosję zostały nałożone sankcje za aneksję Krymu, w naszych sklepach pojawiła się herbata z napisami po rosyjsku (przecież gdzieś towar trzeba upchnąć!). Herbata była znanej marki i wydawałoby się, że jedyną różnicą względem polskiego odpowiednika powinna być cyrylica na pudełku. Jednak po sporządzeniu napoju okazało się, że smakowo i zapachowo przypomina napar z siana. No i teraz mam dylemat: czy herbatka na rynek rosyjski to wersja „specjal”, a my korzystamy z towaru pełnowartościowego, czy raczej herbata w wersji polskiej różni się od rosyjskiej jedynie dodanymi substancjami zapachowymi i smakowymi?

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    @Artur: Niestety nie tylko herbaty pokazują różnice w teoretycznie tych samych produktach. Na różne rynki ten sam produkt produkowany jest czasem całkowicie odmiennie, różnice są zwłaszcza ogromne gdy chodzi o produkty wysyłane na rynek Europy Wschodniej i Środkowej a Zachodniej. Dziękujemy, że zwrócił Pan na to uwagę. Co do powodów? Trzeba pytać producentów, albo założyć, że według nich niektóre regiony świata mogą jeść byle co…

Kunta Kinte

Jakąś ciężko uwierzyć że miedź czy żelazo, było przed wojną tańsze od herbaty…?! Gips od mleka…?! A jeszcze do tego robocizna i ryzyko wpadki…?!

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    @Kunta Kinte: Zachęcam do lektury „Dwudziestolecia od kuchni” – tu z pewnością znajdzie Pan jeszcze więcej faktów, które Pana zaskoczą :) Pozdrawiamy.

Anonim

a kto miał sklepiki przed wojna ? najwięcej zy do stwo -więc oszustwo kwitło jak zwykle.

    Anonim

    Zgadzam się , w końcu Polacy to sami uczciwi ludzie, co dziś po tym jak żydów wybiła IIWW, a resztę Gomułka popędził precz widać na każdym kroku. Uczciwość i kultura wprost bije na każdym kroku

      Mefisto

      Niektórych boli prawda o tym jak ich dziadkowie i rodzice fałszowali żywność. Można mówić co się chcę ale to właśnie Żydzi, zmonopolizowali handel w 2 RP w latach 1918-1939. Po 1945 kiedy było ich już tylko od 0,5 do 1%, zaczęli się wycofywać z handlu, bo ten stał się państwowy i poszli do UB. Dziś najwięcej fałszowanej żywności jest przyworzonych z tzw. zachodu, gdzie właścicielami firm produkujących żywność są przedstawiciele Narodu Wybranego. Najbardziej bezczelnych oszustw z chemią się dziś nie stosuje z uwagi na kontrolę, ale zostały przekręty na wadze, mieszając różne rodzaje mięsa, herbaty czy masła, oraz dodając tańsze zamienniki. Czy dziś jest jeszcze czekoladą czy tylko wyroby czekoladopodobne ?

Janusz

Prawda powinna być jasno powiedziana jaka nacja tak naprawdę prowadziła te wszystkie sklepy w okresie międzywojennym bo dla obecnego pokolenia to teraz czysta abstrakcja. Naród Wybrany tylko dla siebie serwował pełnowartościową zdrową żywność, a dla dla goyi zatrute odrzuty, gorzej niż karma dla zwierząt. Ale to nic w porównaniu z ogromnymi przekrętami finansowymi w skali globalnej, przejmowanie banków, instytucji finansowych, doprowadzanie do konfliktów, pożyczanie fikcyjnych pieniędzy, inflacja itd. Niestety książki na ten temat są ZAKAZANE.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Panie Januszu, to prawda, że wiele sklepów prowadzonych było przez ludność pochodzenia żydowskiego, ale nie tylko. Fałszerstw żywności dopuszczali się także Polacy. Pozdrawiamy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.