Okrągła sumka od niemieckiego cesarza. Ekspedycja z królem Francji, albo przeciwko niemu. Zależnie kto lepiej płaci. Fortuna od Węgrów i kieszonkowe od Morawian. Najlepsi polscy wojownicy walczyli dla pieniędzy. I wcale się tego nie wstydzili.
Zawisza Czarny
Najsłynniejszy polski średniowieczny rycerz sporą część kariery wojskowej spędził pod obcymi sztandarami. Zaczynał w oddziałach margrabiego Prokopa Luksemburskiego. Niewiele wiadomo o tym etapie życia Zawiszy. W sumie nie bardzo było się czym chwalić, bo Prokop był typowym feudalnym awanturnikiem, o władzę walczącym na czele bandy żołdaków. W tym gronie znalazł się i Zawisza Czarny. W 1399 roku razem z innymi okupował dobra biskupa ołomunieckiego, za co był zagrożony klątwą.
Kiedy Prokop wylądował w więzieniu, Zawisza zmienił pracodawcę. Tym razem zaciągnął się na służbę u węgierskiego króla Zygmunta Luksemburskiego. W tym czasie niejeden polski rycerz decydował się na wojaczkę w armiach tego władcy. „Na Węgry przyciągała ich nie tylko nadzieja na rycerską przygodę, ale przede wszystkim chęć poprawienia statusu majątkowego” – pisali Beata Możejko, Sobiesław Szybkowski i Błażej Śliwiński, autorzy biografii Zawiszy.
Zawisza ten akurat cel bez wątpienia zrealizował. Jak pisze Marcin Szymaniak w książce „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy”:
Służąc Zygmuntowi, najsłynniejszy polski rycerz brał udział głównie w bojach ze zbrojną opozycją wspierającą konkurencyjnych kandydatów do węgierskiego tronu. Wciąż się wyróżniał, a Zygmunt hojnie go wynagradzał. Czarnowłosy wojownik (…) otrzymał m.in. prawo do pobierania dochodów z miasteczka Sabinov na Górnych Węgrzech (obecnie Słowacja). Jako sprawdzony już najemnik ściągnął na służbę u króla Węgier również swego młodszego brata, Jana Farureja.
Polski rycerz, walcząc za pieniądze Zygmunta, miał okazję bić się w Bośni w 1408 roku albo z husytami w 1422 roku. W 1428 roku znalazł się w wojsku węgierskiego króla, zmierzającego do walki z Turkami. Dorabiano do tego ideologię (jakiż ten Zawisza szlachetny: to przecież walka z wrogami chrześcijaństwa!), ale cytowani wyżej biografowie nie mają złudzeń. „Rzecz sprowadzamy do wymiaru materialnego” – konkludują.
Właśnie w trakcie tej wyprawy, konkretnie pod Golubcem w dzisiejszej Serbii, kostucha dopadła najsłynniejszego polskiego rycerza. Według zachowanej relacji dostał się do tureckiej niewoli, ale dwóch janczarów posprzeczało się o cennego jeńca i w czasie kłótni jeden z nich odrąbał Zawiszy głowę.
Bartłomiej Nowodworski
Dzisiaj jego nazwisko kojarzone jest z krakowskim liceum, ale Bartłomiej Nowodworski był swego czasu najlepszym w Rzeczpospolitej specjalistą od wybuchów. Dzięki niemu w 1611 roku wrota Smoleńska stanęły otworem przed polską armią (chociaż lepiej byłoby powiedzieć, że wyleciały w powietrze), a w 1618 roku nie tak wiele brakowało, by również zdobycie Moskwy ozdobiło wojskowe CV pana Nowodworskiego. Niestety, zła koordynacja działań, zdrada niektórych żołnierzy i wreszcie ciężka rana, jaką odniósł w trakcie walk, zadecydowały o niepowodzeniu polskiego szturmu na rosyjską stolicę.
Wcześniejszy życiorys pana Bartłomieja nie wyglądał jednak równie kryształowo. W 1582 roku zabił w pojedynku Biedrzyckiego, pokojowca króla Stefana Batorego. Groziła mu za to kara śmierci, więc salwował się ucieczką. Zbiegł na dwór Henryka III, króla Francji. Był to zarazem dawny król Polski, znany u nas jako Henryk Walezy.
Monarcha raczej kiepsko wspominał pobyt nad Wisłą, ale potrafił docenić walecznych żołnierzy. A że we Francji w najlepsze trwała wojna domowa, pan Bartłomiej znalazł pracę, chociaż nie był to łatwy kawałek chleba. Marcin Szymaniak tak opisuje jego wyczyny na obczyźnie:
Nowodworski wziął udział w ataku na Pontoise, twierdzę opanowaną przez ligowców. Oberwał w goleń kulą z arkebuza, ale zdążył wykazać się walecznością. Miasto padło, Polak otrzymał osobistą pochwałę i nagrodę od Henryka III.
Polski szlachcic okazywał się człowiekiem prawdziwie uniwersalnym. Wpierw walczył w armii Henryka III przeciwko Lidze Katolickiej, później w Lidze Katolickiej przeciwko kolejnemu królowi – Henrykowi IV, a wreszcie w służbie Henryka IV znowu przeciw Lidze. Jako francuski najemnik spędził Nowodworski siedemnaście lat życia, później został kawalerem maltańskim, by wreszcie wrócić w ojczyste strony i zapisać strony swojej biografii złotymi literami.
Stefan Czarniecki
Jedyny hetman, który znalazł się w narodowym hymnie, zaczynał swoją karierę w szeregach lisowczyków. Była to lekka jazda, która w 1619 roku znalazła się na żołdzie cesarza Ferdynanda II. Równie groźna dla wrogów, co dla cywilów – w porównaniu z nimi Kmicicowa kompania z Sienkiewiczowskiego „Potopu”… Tu nie ma co porównywać.
Mówiąc wprost: jeden z najsłynniejszych polskich dowódców pierwsze kroki stawiał, walcząc za austriackie pieniądze z wrogami cesarza. Słynny pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek wspominał, że „Szukał jej [tj. śmierci] z młodych zaraz lat w czeskich, w niemieckich prowincyjach, u rodzonego swego brata chorągiew”.
O tym okresie w życiu Czarnieckiego niewiele wiadomo. Jak pisał Adam Kersten, autor świetnej biografii hetmana, „Lisowską przeszłość chętnie zresztą zatajali sami lisowczycy. Ludzie wielokrotnie skazywani na banicję i infamię, jeśli mogli zatrzeć u współczesnych pamięć o tym, robili to skwapliwie”.
Doświadczenie wyniesione z najemniczych lat zaprocentowało w przyszłości. Dla Czarnieckiego była to znakomita szkoła wojennego rzemiosła, która przydała mu się w tłumieniu buntu Chmielnickiego, jak i w czasie szwedzkiego potopu, gdzie zasłynął jako mistrz „wojny szarpanej”.
Krzysztof Arciszewski
W 1632 roku do Holandii przyjechał szlachcic Krzysztof Arciszewski. Opowiadał, że jest arianinem i po wyroku banicji musiał uciekać z katolickiej Polski. W kalwińskiej Holandii z otwartymi rękoma witano wszelkich wrogów „papistów”. Tyle tylko, że Arciszewski był wierutnym kłamcą, bo Polski wcale nie opuścił ze względów religijnych.
Jego rodzina od wielu lat prowadziła spór z niejakim Kasprem Brzeźnickim, biegłym w sądowych sztuczkach, który Arciszewskich doprowadził do ruiny. Pewnego dnia pan Krzysztof zebrał około 60 kompanów i poczekał sobie na drodze na Brzeźnickiego, podróżującego w obstawie 4 pachołków. Brzeźnickiego potraktowano okrutnie. Najpierw związano sznurami, później przywiązano do koni i wleczono kawał drogi, wreszcie postawiono na szubienicy. Gdy nawet w obliczu śmierci nie chciał wyrzec się zdobytych sądownie posiadłości, Krzysztof Arciszewski wystrzelił do niego z rusznicy. Później strzelali jego towarzysze. Wreszcie, konającemu Brzeźnickiemu Arciszewski poderżnął gardło, odciął język i przybił do szubienicy.
Po takiej akcji trudno było spodziewać się łagodnego wyroku. Arciszewski, skazany na infamię i banicję, musiał uciekać z Rzeczpospolitej. Zaczął wieść żywot najemnika. Wpierw służył w armii katolickiej Francji pod rozkazami kardynała Richelieu. W 1629 roku wziął nawet udział w ataku na twierdzę La Rochelle, której oblężenie opisał Dumas w „Trzech muszkieterach”.
Następnie trafił do Holandii. Jako żołnierz na niderlandzkim żołdzie wyjechał do Brazylii, gdzie zrobił błyskotliwą karierę, zwieńczoną tytułem admirała. Jednocześnie starał się o możliwość powrotu w rodzinne strony. Gdy uzyskał list żelazny od króla Władysława IV, w 1646 roku zjawił się w Polsce. Szybko otrzymał stanowisko generała artylerii koronnej i przez kilka lat służył ojczyźnie swoją wiedzą i doświadczeniem.
Kazimierz Pułaski
Sytuacja Kazimierza Pułaskiego była inna niż pozostałych bohaterów. On nie mógł przebierać w ofertach i wybrzydzać: „a może będę walczył u tego, albo u tego, sprawdzę ile tamci płacą”.
Jeden z przywódców konfederacji barskiej, bez dwóch zdań bohater narodowy, musiał uchodzić z kraju. Co gorsza, był zamieszany w porwanie (właściwie: nieudaną próbę porwania) króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Z tego powodu znalazł się na cenzurowanym w monarchistycznej Europie i jako „królobójca” nie miał szans, by ktoś przyjął go do służby wojskowej.
Tymczasem bieda nie tyle zaglądała mu w oczy, co wręcz uporczywie się w nie wpatrywała. W 1774 roku Kazimierz Pułaski znalazł się na wygnaniu w Marsylii bez pieniędzy. Później, jak na hazardzistę przystało, wpadł w spiralę długów. A że niewypłacalnych dłużników zamykano pod kluczem, to w październiku 1775 roku Pułaskiego aresztowano.
Kiedy rodzina i polscy przyjaciele zebrali odpowiednie fundusze, wyszedł za kaucją. Szukając zajęcia, poznał Benjamina Franklina, przebywającego wówczas we Francji i zbierającego fundusze na walkę amerykańskich kolonii z brytyjskimi wojskami.
Ameryka stała się jedyną nadzieją na kontynuowanie kariery wojskowej bohatera konfederacji barskiej. Jak pisze w jego biografii Jan Stanisław Kopczewski:
Rozważając szanse, jakie stwarzała podróż do Ameryki, i biegnąc myślami do spraw krajowych i rodzinnych, liczył Pułaski, że jego wyjazd przyczyni się do podratowania fortuny, że za Oceanem zdobędzie środki, które w przyszłości pomogą odzyskać majątki w kraju. Na tydzień przed wyruszeniem w podróż pisze obszerny list do siostry Anny, w którym nie ma słów wzniosłych – są natomiast optymistyczne kalkulacje finansowe.
Tak więc w 1777 roku w porcie Nantes wszedł na pokład statku „Massachusetts”, a po 48 dniach podróży dotarł do Ameryki.
Bibliografia
- Kersten Adam, Stefan Czarniecki 1599-1665, Warszawa 1963.
- Kopczewski Jan Stanisław, Kazimierz Pułaski, Warszawa 1979.
- Koźmian Andrzej Edward, Żywot Bartłomieja Nowodworskiego, Wrocław 1840.
- Kraushar Aleksander, Dzieje Krzysztofa z Arciszewa Arciszewskiego, t. 1, Petersburg 1892.
- Lenkiewicz Antoni, Kazimierz Pułaski 1745-1779, Wrocław 2010.
- Marcinek Roman, Krzysztof Arciszewski – pierwszy Polak w Brazylii, Strona Muzeum Pałacu w Wilanowie [dostęp 6 IV 2017].
- Możejko Beata, Szybkowski Sobiesław, Śliwiński Błażej, Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima, Gdańsk 2003.
- Szymaniak Marcin, Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy. Od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku, Kraków 2017.
KOMENTARZE (3)
Jak widać nie tylko hetman Czarniecki mógł mawiać ,,Ja nie z soli ani z roli tylko z tego co mnie boli”.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego w tym zestawieniu brak Aleksandra Lisowskiego, twórcy pierwszych polskich sił specjalnych, czyli Lisowczykow .Przy Jego dokonaniach , jak i późniejszych dowódców formacji ,skali działań i rozmachu , wyżej wymienieni są raczej dość bladym tłem. Jeśli zaś chodzi o zarabianie na wojennym rzemiośle, to w tym temacie Lisowczycy osiągnęli mistrzostwo świata.
Drogi Panie Krzysztofie, niestety nie wszystkich udało się ująć i tu pojawia się zawsze problem selekcji. Kogo można „wyrzucić”, a kogo nie… Ale to bardzo słuszna uwaga i mamy nadzieję, że kiedyś ten brak na naszym portalu uzupełnimy.