To, na co Duce potrzebował trzech lat, Führerowi miało się udać w sześć miesięcy. Ale jeszcze na początku lat 30. Hitlera, wiecowego krzykacza, próbowano kreować właśnie na „niemieckiego Mussoliniego”.
Gdy jesienią 1922 roku Benito Mussolini – po marszu „czarnych koszul” na Rzym – zaczyna rozmawiać z królem Wiktorem Emanuelem o fotelu premiera, w Niemczech Adolf Hitler ciągle jest uważany co najwyżej za półwariata z demagogicznymi talentami. O ile w ogóle ktoś poza Bawarią wie o jego istnieniu, bo poza nią partia nazistowska jest zdelegalizowana, a sam Hitler – jak pisze Ian Kershaw w swojej najnowszej książce „Do piekła i z powrotem” – wywołuje entuzjazm głównie w monachijskich piwiarniach, natomiast rzadko poza nimi.
Właśnie w takim miejscu jeden z chwalców przyszłego Führera zaczyna wykrzykiwać, że „niemiecki Mussolini nazywa się Adolf Hitler”. Ten cytat nieźle pokazuje, jak bardzo w tamtym czasie stronnicy Hitlera byli zafascynowani faszystowskim wzorcem. Mieli powody.
Marsz po władzę, który rozpędziła policja
Faszyści i naziści wyrośli z podobnego powojennego resentymentu – Mussolini sarkał, że Włochy odniosły „okaleczone zwycięstwo” (vittoria mutilata), z kolei Hitler ochoczo odwoływał się do legendy o „ciosie w plecy” (Dolchstoßlegende), który rzekomo zadali Niemcom „listopadowi zbrodniarze”. W 1923 r. naziści mieli już dobrze rozwinięte paramilitarne bojówki na podobieństwo „czarnych koszul”, ale o „marszu na Berlin” – na wzór tego przeprowadzonego we Włoszech przez faszystów – mogli jedynie marzyć.
W cieszącej się szeroką autonomią Bawarii władze patrzyły przez palce na awanturników, którzy – tak jak Hitler – domagali się obalenia rządu w Berlinie. Hitler jednak bez skutku starał się pozyskać dla tej idei bawarską armię i zjednoczyć miejscowe stronnictwa.
W końcu, obawiając się utraty poparcia, spróbował wziąć miejscowych przywódców desperackim blefem: ogłosił (co znamienne: w piwiarni) zamach stanu i utworzenie nowego rządu z generałem Ludendorffem na czele.
Podstęp się nie udał. Ludendorff o niczym nie wiedział i był na Hitlera wściekły. Jedynym „marszem”, na jaki wódz nazistów mógł sobie pozwolić, był pochód pod kwaterę Ottona von Lossowa, dowódcy bawarskiego wojska. Marsz rozpędziła policja, a Hitler trafił pod sąd. Lossow już po puczu kpił, że „niemiecki Mussolini” był w istocie co najwyżej „wiecowym krzykaczem”. Hitler tę i inne lekcje walki o władzę miał odrobić znacznie później.
Syn kowala rozpala wyobraźnię człowieka znikąd
Objawem niesłabnącej fascynacji Mussolinim i faszystami było przyjęcie przez nazistów ich pozdrowienia: rzymskiego salutu (wyrzucona w górę prawa ręka). Ale przede wszystkim: Mussolini wydawał się imponująco skuteczny.
Gdy naziści z paroprocentowym poparciem ciągle błąkali się po obrzeżach niemieckiej polityki, on w ciągu trzech lat zdołał się rozprawić z komunistami, zdelegalizować opozycję, wprowadzić państwową cenzurę – po prostu: zdobyć w kraju absolutną władzę, kształtując go wedle własnej „woli”. Z podobnymi marzeniami przywódca nazistów nie krył się przecież od lat.
Hitler – jak pisze w swojej książce Kershaw – podziwiał niewiele osób, ale z pewnością Mussolini był jedną z nich. Znaczenie miały tu także kwestie pochodzenia. Hitler był człowiekiem znikąd, nigdy się nie krył z pogardą dla tzw. starych elit. Przypadek syna kowala i nauczycielki, który został najmłodszym premierem w historii Włoch, choć nigdy wcześniej nie pełnił żadnej publicznej funkcji, rozpalał jego wyobraźnię.
Już mając władzę w zasięgu ręki, wyciągał wnioski z doświadczeń Duce. Podobnie jak Mussolini w 1922 roku, wódz nazistów dekadę później nie dał się skusić po prostu stanowiskiem w rządzie – zgodził się na rządy koalicyjne, ale z nim jako kanclerzem. Faszyści nie dokonali przewrotu w sensie ścisłym. Władzę oddano im zgodnie z konstytucją. Także o tym Hitler pamiętał, samemu do ostatniej chwili zachowując pozory legalności.
Z polityczną konkurencją rozprawił się później. Dzięki Mussoliniemu wiedział, że musi zjednać sobie armię i umiejętnie rozgrywać lęk klasy średniej i konserwatystów przed komunistami. Ian Kershaw trafnie podkreśla, że:
Niepisana „umowa” między liderami nazistów i przedstawicielami narodowo-konserwatywnych elit rządzących w Niemczech, które doprowadziły do władzy Hitlera, została zawarta na wzór tej, która jedenaście lat wcześniej zapewniła Mussoliniemu władzę we Włoszech.
Tyle że konsolidacja władzy w rękach Duce trwała trzy lata, a Hitler to samo zrobił w sześć miesięcy.
Czarny mundur, znoszony płaszcz i odwrócone role
Jeszcze w 1934 r. Hitler czuje wobec Mussoliniego respekt. Wymowny jest przebieg jego wizyty we Włoszech (pierwsza podróż zagraniczna w roli kanclerza): Duce niemal go zawstydza, paradując w swym czarnym mundurze ze sztyletem i medalami, podczas gdy Hitler w znoszonym płaszczu przeciwdeszczowym i ubłoconych butach wygląda jak ubogi krewny.
Hitler, jak czytamy w jego klasycznej biografii autorstwa Alana Bullocka, wraca z tej podróży „przybity i zdenerwowany”. Ale szacunku dla Duce nie traci. Pieje o „konstruktywnej mocy” Mussoliniego, który zdołał zmienić Włochy w „nowe imperium”. Określa go jako „jednego z tych samotnych ludzi stuleci, którzy nie są sprawdzianem dla historii, ale sami tworzą historię”. Nawet po latach, kiedy państwom osi zajrzy już w oczy wojenna klęska, będzie nazywać Mussoliniego „największym synem włoskiej ziemi od czasu upadku Rzymu”.
Są oczywistymi sojusznikami, ale w miarę jak niemiecka ekspansja staje się coraz bardziej drapieżna, role w tym tandemie zaczynają się odwracać. W 1937 r. Hitler, świadom rosnącego potencjału Niemiec, zaprasza Duce do Rzeszy. Wita go defiladą oddziałów SS, obwozi po zakładach Kruppa, razem przemawiają w Berlinie do 800-tysięcznego tłumu.
Mussolini wraca do Rzymu z zaszczepionym kompleksem niższości wobec niemieckiej potęgi, którego już się do końca życia nie pozbędzie. Z coraz mniejszymi oporami traktuje niemieckie plany podporządkowania Austrii. Mimo to w marcu 1938 r. Hitler do ostatniej chwili obawia się, że Rzym – jeszcze nie tak dawno gotowy posłać wojsko na przełęcz Brenner – wobec Anschlussu postawi weto.
Kiedy przychodzi odpowiedź, że „Duce przyjął całą sprawę bardzo życzliwie”, Hitler wpada w euforię. Dyktuje telegram: „Nigdy panu tego nie zapomnę” i przekazuje wiadomość, że za Mussolinim „będzie gotów pójść w ogień i wodę”. Według Laurence’a Reesa, autora pracy „Naziści. Ostrzeżenie historii”, właśnie ten epizod może tłumaczyć, dlaczego do samego końca wojny tyran niemiecki pozostawał osobiście lojalny wobec włoskiego.
Hitler zdobywa i przysyła zawiadomienie
Jeszcze po Monachium Hitler ma Mussoliniemu co zawdzięczać – Duce odgrywa tam rolę „bezstronnego rozjemcy”, prezentując niemieckie plany zneutralizowania Czechosłowacji jako własne. Ale kiedy Niemcy w 1939 r. wkraczają do Pragi, Duce już wie, że nieodwracalnie stał się w tym układzie słabszym partnerem.
„Za każdym razem, kiedy Hitler zdobywa jakiś kraj, przysyła mi zawiadomienie” – mówi do hrabiego Ciano, swojego zięcia i ministra dyplomacji. Jest zły na wodza Rzeszy, bo ten prze do wojny mimo obietnic, że rozpocznie ją dopiero za parę lat. Niemcy będą zirytowani neutralnością Włochów wobec inwazji na Polskę („zachowują się jak w roku 1914”), a jeszcze bardziej zdegustowani, gdy ci dołączą do wojny z Francją w ostatniej chwili.
Hitler grał w tych latach, jak pisze Bullock, na „wewnętrznym konflikcie Mussoliniego miedzy lękiem i chęcią odegrania historycznej roli”. Nie mówił mu, że zaatakuje Norwegię czy Jugosławię – a w rewanżu Mussolini z „dziecinną radością zrobienia komuś na złość” bez uprzedzenia kazał zaatakować Grecję i Albanię. Gdy do Rzymu dotarła wieść o ataku Rzeszy z ZSRS, włoski dyktator głośno wyraził nadzieję, że Niemcom trochę oskubią piórka.
Jednocześnie podczas szeregu spotkań w tamtych latach Hitler zdumiewająco łatwo podnosił Mussoliniego na duchu, jeśli idzie o dalsze losy wojny. Jeszcze w 1943 roku Duce, już zmęczony i zniedołężniały, po spotkaniu z Führerem kipiał energią.
Wiedziałem, że Adolf mnie nie opuści
Upadek Mussoliniego (po inwazji aliantów na Sycylię) swoją drogą pokazał, że Hitler wyciągnął jeszcze jeden wniosek z doświadczeń faszystów: nigdy nie pozwolił, aby w Rzeszy przetrwał jakiś organ porównywalny do Wielkiej Rady Faszystowskiej, który w obliczu klęski mógłby odsunąć go od władzy.
Pięć lat wcześniej mówił o Mussolinim: „Gdyby potrzebował kiedyś pomocy lub groziło mu niebezpieczeństwo, może być pewny, że go nie opuszczę” – i wytrwał w postanowieniu. Kiedy tylko ustalono, że upadły dyktator jest przetrzymywany w niedostępnym hotelu na górze Gran Sasso, do brawurowej akcji ruszyli niemieccy komandosi pod dowództwem Ottona Skorzeny’ego.
Uwolniony Mussolini powiedział: „Wiedziałem, że mój przyjaciel Adolf mnie nie opuści”. Ale Hitler spodziewał się po nim triumfalnego powrotu, a tych oczekiwań złamany Duce spełnić już nie mógł. Utworzona na północy Włoch Republika Salò była tworem więcej niż marionetkowym. Mussolinim jako jej przywódcą – określanym jako „gauleiter Lombardii” – Niemcy pogardzali, a Włosi go nienawidzili.
Alan Bullock napisał, że zdumiewającej lojalności wobec Mussoliniego Hitler nigdy nie dopełnił zaufaniem. W ostatnich tygodniach wojny przyznał, że „jego niewzruszoną przyjaźń do Włoch i do Duce można uważać za błąd”.
Kiedy do bunkra w Berlinie dotarły wieści o losie Mussoliniego i jego kochanki – partyzanci rozstrzelali ich i ku uciesze gawiedzi powiesili ciała na placu w Mediolanie – Hitler był pewien, że nie zamierza podzielić tego losu. Dwaj dyktatorzy, którzy uważali się za rewolucjonistów tej samej sprawy, zginęli w odstępie kilkudziesięciu godzin.
Bibliografia
- Alan Bullock, Hitler – studium tyranii, Warszawa 1969.
- Włodzimierz Kalicki, Zdarzyło się, Kraków 2014.
- Ian Kershaw, Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949, Kraków 2016.
- Laurence Rees, Naziści. Ostrzeżenie historii, Warszawa 2005.
- William L. Shirer, Powstanie i upadek Trzeciej Rzeszy. Historia hitlerowskich Niemiec, Toronto 1992.
KOMENTARZE (5)
Czy Hitler rzeczywiście zginął w 1945?
A może spalono ciała dwojga sobowtórów, a Hitler spokojnie dożył starości?
No to teraz chkopaki co zamawiaja piec PIW beda mogly sie Powolywac na ten artykul ze proszą o piwo rzymskie
Pastwiąc się nad ciałami Mussoliniego i jego świty, czerwoni „partyzanci” udowodnili że są godni pogardy.
Pod zdjęciem jest mały błąd „Na ilustracji fragment okłaki ” a powinno być okładki.
ps. Bardzo ciekawa strona :)
@RSL: Błąd już został poprawiony, dziękujemy za zwrócenie uwagi (żeby jednak szybciej wyłapywać błędy, zachęcamy do korzystania z naszego formularza do zgłaszania literówek). Cieszymy, że strona się Panu podoba – zachęcamy do regularnego czytania naszych artykułów i udziału w dyskusji :)