Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Czy piękno musi zabijać? Sprawdzone historycznie sposoby na ZDROWĄ urodę

Szczerość to pierwszy krok na drodze do zwalczenia nałogu. Najwyższa więc pora, żebyśmy same przed sobą przyznały: wszystkie uzależniłyśmy się od chemii.

Kiedy wchodzimy do pierwszej lepszej drogerii, spada na nas najprawdziwsza plaga urodzaju. Na półkach stoją kremy na wszystko, a same produkty do pielęgnacji twarzy (nie wspominając o kosmetykach kolorowych) potrafią zająć całą alejkę niemal od podłogi do sufitu. Wszystko pięknie zapakowane, równo poukładane i zachęcające. Byle tylko kupić kolejną maseczkę, byle wydać pieniądze na dziesiąty szampon. Wszak zapasowy żel pod prysznic nikomu jeszcze nie zaszkodził… Wszystko ma idealną konsystencję, dopracowany zapach i… pół tablicy Mendelejewa w składzie.

Wystarczy rozejrzeć się po dowolnym pomieszczeniu naszego domu. W kuchni pełno specyfików do mycia naczyń, odkamieniania czajników, odświeżania zmywarek. W łazience żrące detergenty do odkażania toalet, szorowania płytek, odtykania odpływów, mycia szyb. W pokojach unosi się delikatny zapach rozsiewany przez dyfuzory i świece zapachowe, a podłoga lśni umyta specjalnym środkiem.

Z pozoru jest czysto, niemal sterylnie. Ale czy aby na pewno zdrowo? Na każdym kroku stykamy się z całym mnóstwem chemii gospodarczej, oddychamy zanieczyszczonym powietrzem, pijemy z plastiku, jemy przetworzoną żywność. Czy musimy dodatkowo wcierać w skórę kolejne dawki tajemniczych substancji?

Środki chemiczne zawarte w kosmetykach mogą być śmiertelnie niebezpieczne (źródło: domena publiczna).

Środki chemiczne zawarte w kosmetykach mogą być śmiertelnie niebezpieczne (źródło: domena publiczna).

Samoopalacz dla truposza

Zastanówmy się teraz, jak często używamy na przykład antyperspirantu. Raz dziennie? Dwa razy? Tymczasem większość tych kosmetyków zawiera w swoim składzie aluminium. Ten pierwiastek przyjmujemy także z mlekiem, jogurtami, ziarnami zbóż, serami, mąką, cukrem, żywnością przechowywaną w aluminiowych puszkach… Na szczęście większość aluminium wydala nasz układ moczowy. A co z resztą? Odkłada się w tkankach i może wpływać chociażby na rozwój raka piersi.

Jeśli nie zachowujemy szczególnej uwagi, to jesteśmy też narażeni na stały kontakt z formaliną. Najbardziej kojarzy nam się ona ze zwłokami… I słusznie! To właśnie nią konserwuje się trupy i zabezpiecza na przykład eksponaty (chociażby małe ssaki), które stoją w pracowniach naukowych i w zwyczajnych salach szkolnych do nauki biologii. O ile nie jesteśmy studentami medycyny, czy weterynarii, którzy na utrwalonych w niej zwierzętach uczą się w prosektorium anatomii, lepiej jej nie wdychać.

Substancja ta działa wyjątkowo drażniąco. Do tego stopnia, że w kontakcie z błonami śluzowymi powoduje poparzenia, podrażnia drogi oddechowe i oczy, przyspiesza starzenie skóry i działa rakotwórczo. Skąd wobec tego obecność formaliny w kosmetykach? Można na nią trafić w lakierach do paznokci, samoopalaczach, maskach do włosów i płynach do demakijażu.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Rak dla matki i dziecka

W środkach pielęgnacyjnych, nawet tych rekomendowanych przez Instytut Matki i Dziecka kryją się też parabeny. To grupa substancji bakteriobójczych i grzybobójczych, stosowana w kosmetykach jako dodatki konserwujące. Coraz częściej na opakowaniach pojawia się informacja, że dany produkt ich nie zawiera. O co tyle krzyku? Parabeny, kryjące się pod różnymi łacińskimi nazwami, mogą – jak wynika z przebadania guzów nowotworowych u pacjentek w Wielkiej Brytanii – powodować raka piersi. Także Sodium Lauryl Sulfate i substancje pokrewne, czyli okryty złą sławą SLS, trudno jest wyeliminować z codziennego stosowania.

W końcu ten silnie działający detergent kryje się w wielu kosmetykach myjących, w tym w drogich aptecznych szamponach, żelach pod prysznic, czy wreszcie w paście do wrażliwych zębów. SLS doskonale usuwa ze skóry brud, ale zarazem… zmienia jej naturalne ph i zaburza wydzielanie łoju. Zdaniem badaczy z Medical College of Georgia SLS, który dostanie się do oczu (a o to nietrudno – w końcu znajduje się w żelach do mycia twarzy!) zaburza w nich proces syntezy białek. Nie tylko sieje spustoszenie, ale i spowalnia proces gojenia.

Sięgając po kolejny ładnie opakowany i pięknie pachnący produkt na półce drogerii nawet nie zastanawiamy się, z czego jest zrobiony. Jeśli na pudełku narysowany jest plaster miodu, myślimy, że miód znajdziemy w środku.

Tymczasem prawdopodobnie nasz szampon lub żel pod prysznic, obok słodkiego pszczelego wytworu nawet nie stał. Jako świadomi konsumenci, podobnie jak w przypadku jedzenia, próbujemy sprawdzić jego skład… Zamiast polskich nazw produktów użytych do stworzenia kosmetyku, mamy jednak ciąg łacińskich wyrazów, który absolutnie nic nam nie mówi.

Nie ma tam żadnego „E” zapalającego czerwoną lampkę w głowie, ani znaków ostrzegawczych. Jeśli jednak z pomocą internetu rozszyfrujemy te enigmatyczne nazwy, może się nagle okazać że od lat pod prysznicem myjemy się mieszaniną substancji szkodliwych i drażniących, tylko okraszoną sztucznym zapachem. I kojącą zmysły etykietą…

Szkodliwe parabeny znajdują się nawet w kosmetykach rekomendowanych przez Instytut Matki i Dziecka.

Szkodliwe parabeny znajdują się nawet w kosmetykach rekomendowanych przez Instytut Matki i Dziecka.

Rewolucja sprzed stulecia

Musimy wreszcie przestać topić swoje ciała w truciznach. To nie będzie łatwa rewolucja. Ale na szczęście nie będziemy musiały przystępować do niej bez przygotowania. Zamiast szukać nowych, złotych środków, najlepiej sięgnąć po… doświadczenia naszych babek i prababek! One już niemal wiek temu zorganizowały własną rewolucję.

Polki żyjące na początku XX wieku, wywalczyły sobie prawo głosu, ale też – prawo do pracy zarobkowej, zarabiania pieniędzy na równi z mężczyznami i układania życia po swojemu. Broniły własnych, politycznych interesów i równouprawnienia. Propagowały edukację seksualną, świadome macierzyństwo, a nawet prawo do rozwodu. Słowem: przestały się godzić na sprowadzanie ich tylko i wyłącznie do roli żon i gospodyń.

Do takiej „nowoczesnej kobiety” lat dwudziestych zdecydowanie nie pasował gorset, ani ten dosłowny – sznurowany, z wżynającymi się w żebra fiszbinami – ani wyjątkowo ciasny, metaforyczny gorset obyczajów i moralności. Co wobec tego zrobiły nasze babcie? Zrzuciły obydwa i wreszcie zajęły się sobą.Dzięki nowo zdobytej wolności dbanie o urodę wreszcie przestało być czymś wstydliwym. Na przedwojennych zdjęciach widać piękne kobiety, o idealnie ułożonych włosach, wypielęgnowanych dłoniach i promiennej cerze. Żyły niemal stulecie temu, a przecież prezentują się często lepiej niż my same!

Przed wojną kobiety, które chciały olśniewać nieskazitelną cerą i pięknymi włosami, zmagały się z tym samym problemem, z którym zmagamy się dziś: jak dbać o swoją urodę bez szkodliwej chemii? Zdjęcie i podpis pochodzą z naszej najnowszej książki pod tytułem „Piękno bez konserwantów”.

Przed wojną kobiety, które chciały olśniewać nieskazitelną cerą i pięknymi włosami, zmagały się z tym samym problemem, z którym zmagamy się dziś: jak dbać o swoją urodę bez szkodliwej chemii? Zdjęcie i podpis pochodzą z naszej najnowszej książki pod tytułem „Piękno bez konserwantów”.

Trudno w to uwierzyć. Myślimy sobie: przecież to były tak prymitywne i proste czasy. Panie nie miały do dyspozycji tysięcy różnych pielęgnacyjnych smarowideł, palet do makijażu z dziesiątkami odcieni, przyborów do konturowania i hybrydowego manicure… A jednak posiadły sekret naturalnej, nieskazitelnej urody. Na czym on polegał?

Tajemnica piękna

Nie jest prawdą, że pod względem kosmetologii przedwojenna Polska stanowiła dziewiczą krainę. Nowe trendy – pozwalające dbać o urodę nie tylko wielkim damom, ale też zwyczajnej Kowalskiej – szybko dostrzegli lekarze i biznesmeni. Na ogromną skalę rozwinął się rodzimy przemysł kosmetyczny.

W kraju funkcjonowały instytuty piękna (w pewnym sensie odpowiednik dzisiejszego spa), produkowano wyspecjalizowane kosmetyki oraz wydawano czasopisma i poradniki w całości poświęcone urodzie. Istniały nawet profesjonalne kursy kosmetyczne. Cała wielka machina dedykowana higienie i piękności. Największa siła kryła się jednak… w samodzielności.

Choć kobiece czasopisma pełne były krzyczących na całe strony reklam kosmetyków, zabiegów i urządzeń upiększających, niejeden ówczesny specjalista odsądzał ich producentów od czci i wiary. Ba! Niektórzy stwierdzili nawet, że te rzekomo cudowne środki często wywołują więcej szkody, niż pożytku.

Autorzy poradników pielęgnacji urody proponowali alternatywę – domową produkcję kosmetyków. To było nie tylko rozwiązanie bezpieczniejsze, ale też zwyczajnie tańsze i bardziej dostępne. Kobiety pozbawione dostępu do drogerii i perfumerii – zwłaszcza te mieszkające na wsiach i w prowincjonalnych miasteczkach – musiały sobie przecież jakoś radzić. Miały do wyboru kupowanie odpowiednich specyfików przy okazji nieczęstych pobytów w większych miejscowościach, zakupy u komiwojażera, lub samodzielne wytwórstwo.

Kobiety ze wsi i małych miasteczek musiały sobie jakoś radzić z brakiem dostępu do kosmetyków.Alternatywą było ich samodzielne wytwarzanie (źródło: domena publiczna).

Kobiety ze wsi i małych miasteczek musiały sobie jakoś radzić z brakiem dostępu do kosmetyków.Alternatywą było ich samodzielne wytwarzanie (źródło: domena publiczna).

W kwestii zaopatrywania się u przygodnego kupca, jako przestrogę warto potraktować losy jednej z najsłynniejszych rudowłosych dziewczynek na świecie. Ania Shirley, mieszkająca w małym pokoiku na Zielonym Wzgórzu nie bywała w mieście. Kiedy zamarzyło jej się użycie pewnego specjalnego kosmetyku zdana była na łaskę i niełaskę handlarza, który zjawił się w jej domu.

Przez długi czas śniła o zmianie swojego znienawidzonego koloru włosów i oto pojawiła się okazja. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, wydała wszystkie oszczędności na farbę, która miała sprawić, że jej czupryna stanie się cudownie czarna. Zamiast tego włosy… kompletnie zzieleniały.

Chociaż książka Lucy Maud Montgomery nie była wówczas obowiązkową lekturą w szkole, to i bez niej nasze prababcie wiedziały, że lepiej nie ryzykować. I po prostu przygotować własny, sprawdzony specyfik do farbowania włosów.

Potęga samodzielności

Podobnie robiły z mydłem. Na przykład w dworze ziemiańskim, w którym na co dzień urzędowało od kilku do kilkunastu osób, zużywało się je na potęgę. Do prania, sprzątania, mycia włosów i ciała. Gdyby gospodyni chciała je kupować, musiałaby to robić w ogromnych ilościach. Zdecydowanie bardziej opłacało jej się przygotować mydło samodzielnie, niż przepłacać w składzie aptecznym.

Zwłaszcza, że poradniki gospodarstwa domowego podawały jej szczegółowe receptury. Lista na tym się nie kończy. Nasze prababcie własnymi siłami robiły kremy, szampony czy octy toaletowe. Kiedy nabrała w tym wprawy, mogły modyfikować receptury, zmieniać zapachy i konsystencje, dostosowując działanie wyrabianych przez siebie kosmetyków do osobistych potrzeb i gustów.

Wiele książeczek uczących przed wojną dbania o urodę, bardziej przypominało podręczniki małego chemika. Naszych antenatek to jednak nie przerażało. Choć rozwinięty polski przemysł kosmetyczny dawał im możliwość zakupu potrzebnych produktów, domowymi sposobami radziły sobie z większością problemów. I zwyczajnie były z tego dumne. Wiele z ich metod wcale nic nie straciło na aktualności. Są równie skuteczne, co w roku 1920 czy 1930.

Naprawdę warto korzystać ze sprawdzonych receptur naszych prababć (źródło: domena publiczna).

Naprawdę warto korzystać ze sprawdzonych receptur naszych prababć (źródło: domena publiczna).

W dobie dzisiejszej, wszechobecnej i niepotrzebnej chemii, w szczególności receptury kosmetyków, jakie nasze prababcie mieszały we własnych kuchniach powinny nam się wydać atrakcyjne. Warto je wypróbować. Być może samodzielnie wytworzone specyfiki nie będą tak pięknie opakowane jak kremy z najwyższych sklepowych półek, a ich konsystencja nie zawsze wyda nam się idealna.

Będą jednak miały zasadniczą przewagę nad sklepowymi. Osobiście zdecydujemy, co siedzi w słoiczku z kremem do twarzy i w buteleczce z szamponem. Zadbamy, by każdy składnik jak najlepiej nam służył. Przekonane, że jest o co walczyć? Zatem mieszadła w dłoń!

***

Dziesiątki niezawodnych przepisów. Przystępne receptury. A do tego: fascynująca opowieść o tym, jak Polki dbały o siebie w przedwojennej Polsce. Już dzisiaj kup własny egzemplarz książki Aleksandry Zaprutko-Janickiej „Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek”.

Zobacz również

Dwudziestolecie międzywojenne

Czy twoja prababcia chodziła na pedicure?

Gdy długie, ciężkie spódnice ustąpiły miejsca sukienkom odsłaniającym nogi, te ostatnie znalazły się w centrum uwagi. O stopy trzeba było dbać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak...

28 listopada 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Sala tortur czy salon piękności? Najbardziej kuriozalne przyrządy do upiększania urody

Przyrząd do prostowania nosa, reduktor podwójnych podbródków, a do tego kosmetyczna machina do podduszania. Dawne narzędzia do pielęgnacji urody żywcem przypominają rekwizyty z horroru.

12 listopada 2016 | Autorzy: Małgorzata Brzezińska

XIX wiek

Nie uwierzysz, że one to sobie robiły. Najbardziej szokujące metody upiększania urody naszych prababek

To, co przed około stu laty wyczyniały przed lustrem panie, chcące sprostać ówczesnym standardom piękna, dziś może wydawać się nam śmieszne lub nawet... przerażające.

2 października 2016 | Autorzy: Katarzyna Barczyk

Dwudziestolecie międzywojenne

Jak pozbyć się piegów? Sprawdzone sposoby sprzed stulecia

Urokliwe plamki czy odstręczające skupiska brzydoty? Postrzeganie piegów zmieniło się o 180 stopni. Jeszcze niedawno widziano w nich niemalże objaw choroby. I nie przebierano w...

29 września 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Polskie imperium piękna. Trzy firmy kosmetyczne, które udowodniły światu, że Polka potrafi!

Kremy, szminki, niezawodne porady. W przedwojennej Polsce piękno było towarem pierwszej potrzeby. I nie brakowało błyskotliwych bizneswoman, potrafiących zbić na nim miliony!

25 września 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Czy twoja prababka powiększyłaby sobie biust? Pierwsze operacje plastyczne

Uroda jest najprawdziwszym sportem walki, a pierwsza wojna światowa sprawiła, że ów bój wkroczył na zupełnie nowy poziom. Paradoksalnie, to właśnie tysiące masakr i oszpecone...

20 września 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

KOMENTARZE (6)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Jaki cel ma artykuł?????

    Ash

    Cel jest wyłącznie reklamowy: chcesz konkretnych informacji – kup książkę! I choć rozumiem, że strona internetowa za wiele zarobku nie daje w przeciwieństwie do sprzedaży książek, to jednak jakieś konkrety, przykłady z pewnością bardziej by zachęciły do zakupu książe i zagłębienia się w temat. Tekst jest pełen powszechnie znanych ogółów i jego reklamowa rola aż nazbyt rzuca się w oczy. Czy to jest celem tego portalu? Zniechęcenie czytelników nachalną promocją? (tekst plus banery i tło o tym samym).

      mic

      W pełni się zgadzam artykuł pisany na siłę. Można by go streścić w jednym zdaniu- dziś wszędzie pełno chemii, a nasze babki wszystko robiły same, kiedyś było lepiej. Strona musi się jakoś utrzymać ale powinna stawiać na jakość.

Maria

Po tytule można spodziewać się choć jednego opisanego sposobu naturalnego dbania o urodę. A tu nic, kompletna pustka informacyjna

Kinga Kołakowska

Taa. Chodzi o czas i wygodę. Robiłam domowe maseczki itp. Zajmowało to o wiele dłużej niż kupienie gotowego. Dodatkowo trzeba było je szybko zużyć bo były bez konserwantów. Teraz wszędzie słychać żeby wszystko samemu robić. Jedzenie, kosmetyki, ubrania a nawet meble. Do tego rozwijać się, czytać ćwiczyć, pracować i spotykać z ludźmi. Niestety doby może na to zabraknąć. Dlatego też lepiej znać umiar. Nie mówię żeby nie patrzeć czego się używa ale dziś można kupić naturalne kosmetyki tylko trzeba trochę poszukać. A jak ma się czas to można się pobawić w maseczki z żółtka

Misia

Niestety w książce też nie ma za wiele takich przykładów, jak zrobić mydło które jest za złotówkę w każdym sklepie to niezbyt potrzebna i ciekawa informacja. Brakuje rzeczy typu kremy, maseczki, sposoby dbania o włosy, metody ich układania i robienia makijażu wraz z przykładami jak zrobić szminkę oraz jak ją nałożyć itd. Tego niestety mi w książce zabrakło i poczułam się nią rozczarowana.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.