Ujawnianie tajemnic i rytuałów wolnomularzy mogło być dla sławnego Juliusza Verne’a tylko literacką zabawą. Kontynuował ją nawet wtedy, gdy jego bliscy zaczęli umierać... Czy nauczka, jaką dali mu Rosjanie, niczego pisarza nie nauczyła?
Dziś twórczość Juliusza Verne’a wydaje się całkowicie niegroźna. Na przykład powieść „W 80 dni dookoła świata” to obecnie klasyka literatury dziecięcej (choć kiedyś zaczytywali się w niej dorośli). Mało kto jednak wie, że w innych książkach tego francuskiego autora silne są akcenty antyniemieckie („Pięćset milionów hinduskiej władczyni”) i wątki antysemickie („Hector Servadac”). Pisarz podpadł też Rosjanom.
W jaki sposób? Przecież w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi” Verne poszedł Rosjanom na rękę. Pod wpływem swego wydawcy Pierre’a-Julesa Hetzela ukrył, że kapitan Nemo jest polskim powstańcem polującym na rosyjskie okręty…
Kilka lat później autor nie był już taki przezorny. Otóż w „Michale Strogowie” z 1876 roku śmiał zasugerować, że w Rosji może dojść do wielkiego buntu podbitych ludów. Cóż z tego, że główny charakter jest bohaterskim carskim kurierem, skoro cała powieść wydaje się podawać w wątpliwość siłę carstwa! Dlatego wydawca Verne’a pofatygował się do rosyjskiego ambasadora w Paryżu, aby sprawdzić, jak zabezpieczyć się przed ewentualnymi kłopotami.
Problemy i tak się pojawiły: książka doczekała się rosyjskiego tłumaczenia dopiero po ćwierćwieczu! Na dodatek ze wschodu Europy przywędrowała nagle do Francji dziwaczna pogłoska, że Verne jest ukrywającym swoje pochodzenie polskim Żydem. W tamtych czasach to mogło zaszkodzić karierze popularnego autora.
Wprawdzie nie istniała jeszcze wtedy carska Ochrana (wsławiona takimi fałszywkami jak „Protokoły Mędrców Syjonu”), ale w prowokacjach specjalizował się III Oddział Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości, który bez trudu mógł spreparować takie plotki…
Torturowany i oślepiony
Te przykłady dowodzą, jak bardzo odmiennie twórczość Verne’a była odbierana za jego czasów i jak „lekkomyślnie” pisarz sobie poczynał, dobierając tematykę do kolejnych bestsellerowych powieści. Niektórzy biografowie twierdzą jednak, że prawdziwej biedy napytał sobie, gdy nastąpił na odcisk masonom.
Zawoalowane nawiązania do ich symboliki i filozofii widać w zapomnianej już dziś powieści „Czarne Indie” (1877). Francuski badacz Michel Lamy uważa, że pisarz jeszcze dalej posunął się we wspomnianym „Michale Strogowie” – mianowicie ujawnił masońskie rytuały i to wyższego rzędu.
Verne’owi byłoby stosunkowo łatwo zdobyć informacje o masońskich rytuałach dla Praktykanta, Czeladnika i Mistrza, ale nie o wysokich stopniach wtajemniczenia, z których jeden jest pokazany w »Michale Strogowie«. Tam widzimy bohatera walczącego z niedźwiedziem, a dużo później torturowanego i oślepionego.
Możemy zauważyć znaczne podobieństwo we fragmencie książki René Le Forestiera »La Franc–maçonnerie templière et occultiste aux XVIIIe et XIXe siècles« dotyczącym stopnia Elekta lub Mściciela: »Kandydat ukazuje się Czcigodnemu z czerwono poplamionymi rękawicami i oświadcza, że krew, która splamiła jego ręce, pochodzi od niedźwiedzia, tygrysa i lwa, które występni postawili na straży wejścia do swego matecznika.
Nowo inicjowany członek zgadza się umrzeć podczas najgorszych tortur, po których jego oczy będą pozbawione światła przy pomocy rozgrzanego do czerwoności żelaza, gdyby kiedykolwiek złamał swoją przysięgę zachowania tajemnicy«. To przydarzyło się Michałowi Strogowowi po złamaniu przysięgi dla uratowania matki – stwierdza Lamy.
Rebusy i tragedie
Tylko po co były takie kłopotliwe zabawy Verne’owi, pisarzowi, który miał sławę i pieniądze? Cóż, cała jego twórczość wskazuje, że kochał zagadki, niektóre ukrywał między wierszami swoich powieści. A różokrzyżowcy i związana z nimi masoneria była wręcz synonimem wielkiej tajemnicy!
Może dlatego bohater „Mateusza Sandorfa” (1885) wygląda na różokrzyżowca. Także inicjały tytułowego bohatera o rok późniejszego „Robura Zdobywcy” – Robur-le-Conquérant, czyli RC – wyglądają na aluzję do różokrzyżowców (Rose-Croix) i domniemanego założyciela tego ruchu Christiana Rosenkreutza. Czyżby Verne sugerował w ten sposób, że masoni marzą o podporządkowaniu sobie świata?
W tym samym 1886 roku, w którym Verne bawił się w takie rebusy, został nagle postrzelony przez swojego bratanka (9 marca), a przyczyn tego ataku nigdy nie wyjaśniono. Kilka dni później, 17 marca, umiera wydawca Verne’a. W kolejnym roku – matka pisarza. To prawdziwa czarna seria.
Dochodzi do niej jeszcze śmierć ukochanego brata autora, Paula, który dostał ataku serca w 1897 roku. Niedługo po wydaniu przez Juliusza Verne’a powieści „Clovis Dardentor”, która – zdaniem zwolenników teorii spiskowych – pomimo banalnej formy wiąże się z tajemniczym skarbem z Rennes-le-Château, rzekomo odkrytym przez tamtejszego księdza Berengera Sauniere’a. Skarbem łączonym z mistyką templariuszy, różokrzyżowców i masonów…
U masonów i u papieża
Pytanie, czy życiowe tragedie Verne’a mogą mieć związek ze zbyt długim językiem pisarza można byłoby uznać za śmieszne i niesmaczne, gdyby nie jeszcze jedna okoliczność. Pod koniec 1904 roku pisarz wydaje w odcinkach „Pana świata”, kontynuację „Robura Zdobywcy”. Kilka miesięcy później, 17 marca chory na cukrzycę Verne poważnie zapada na zdrowiu i po kilku dniach kona. Jeszcze jeden szczegół – 17 marca to ten sam dzień, w którym nagle zmarł jego wydawca Hetzel po publikacji „Robura Zdobywcy”…
Czy Verne nastąpił na odcisk jakimś tajnym stowarzyszeniom i przynajmniej jedno z tragicznych wydarzeń w jego życiorysie było „ostrzeżeniem” pod jego adresem? A może pisarz prowadził jakąś podwójną grę? Słynny włoski vernista Piero Gondolo della Riva wskazuje, że latem 1887 roku Verne odwiedził w Rzymie radykalnie antyklerykalną lożę Wielki Wschód Włoch.
Prawdopodobnie sam pisarz był masonem. Jednak dzień przed wizytą w antykościelnej loży został przyjęty na audiencji… przez papieża Leona XIII. Przez tego samego, który wydał słynną encyklikę „Humanum genus” (1884), skierowaną właśnie przeciw masonerii. Przypadek?
Bibliografia
- Michel Lamy, Juliusz Verne i szkockie wolnomularstwo, tłum. Krzysztof Gucwa, w: „Nautilus”, nr 38, listopad 2011.
- Krzysztof Czubaszek, Juliusz Verne masonem?, w: „Nautilus”, nr 38, listopad 2011.
- Michel Lamy, Jules Verne, initié et initiateur, Paryż 1984.
KOMENTARZE (7)
Wspaniały tekst, nie wiedziałem praktycznie nic z tego co jest opisane poza tym, że pierwotnie kapitan Nemo był Polakiem.
Protokoły mędrców Syjonu nie są fałszywką Ochrany, Ochrana je wykradła i opublikowała, sam fakt, że spora część Protokołów się sprawdza do dziś pokazuje, że nie była to żadna antysemicka fikcja.
Ja jednak bardziej wierzę w to, co ustalił prof. Tazbir i inni historycy, niż rosyjskiej propagandzie…
no cóż wiara jest złą rzeczą zwłaszcza gdy fakty mówią co innego… a co mówią doktory, profesory nie ma znaczenia liczą się fakty a te się spełniają…
Jakie jest zrodlo informacji, ze Nemo mial byc Polakiem?
Korespondencja Verne’a z wydawcą. Szczegóły znajdują się w „Labiryncie Verne’a”.
Okej, raz że to clicbait, a dwa ktoś tu próbuje sugerować zabijanie ludzi przy pomocy czarnej magii, czy niewłąsciwie czytam między wierszami?