Codzienność w sarmackiej Rzeczpospolitej pełna była paradoksów. Olbrzymia rozrzutność sąsiadowała z pazernością, splendor dworów z wojenną pożogą. Szlachcic mógł zasiąść na tronie, albo zostać wystrychniętym na dudka przez kobietę. W XVII wieku w Polsce nic nie było oczywiste.
Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem postanowiliśmy pokazać, jak fascynujące i niepoddające się zero-jedynkowym osądom było życie w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej. Więcej tekstów dotyczących nowożytności znajdziecie TUTAJ.
Kto by się spodziewał, że 400 lat temu Sarmaci:
10. Mieli sporą awersję do rozmnażania
Płodne kobiety były w XVII wieku szanowane – posiadanie licznego potomstwa było wszak dowodem „łaski boskiej”. Tyle że w zaciszu rodzinnym patrzono na sprawę inaczej. Wielu szlachciców dobrze wiedziało, co oznacza wielodzietna rodzina – rozdrobnienie majątku, obniżenie poziomu życia familii i prestiżu rodowego nazwiska.
Kobiety Sarmatów znały sposoby, by radzić sobie z nieplanowymi potomkami. Popularne były takie metody, jak chociażby umieszczanie na swoim brzuchu… jąder odciętych żywej łasicy! Znano ponad sto roślin, które mogły wywołać poronienie i menstruację – między innymi wawrzyn, limoizę, marunę białą i czerwoną różę.
W użyciu były także globulki z ruty i korzenia lilii, sproszkowanych i wymieszanych z kastoreum, czyli wydzieliną gruczołów skórnych bobra. Innym sprawdzonym sposobem był napar z nasion dzikiej marchwi spożywany rano. A do tego istniało nawet… podziemie aborcyjne (przeczytaj więcej na ten temat).
9. Musieli stawić czoła jajecznicy z królobójcy
Jakub Sobieski, ojciec przyszłego króla Jana, jako dwudziestolatek bawił we Francji. Tam, całkiem przypadkiem, był świadkiem zasztyletowania króla Henryka IV Burbona. Dla młodego człowieka było to przeżycie bardzo bolesne. A także szargające nerwy – bowiem Paryż podejrzewał o morderstwo Sobieskiego i jego kompanów.
Mordu dokonał faktycznie niejaki François Ravalliac. Lud stolicy jednak błędnie sądził, że to Polacy przygotowali zamach! Opat od świętej Genowefy prosił, by Sobieski na czas zawieruchy oddał mu swój dobytek na przechowanie. Tumult, plądrowanie gospód i domów, w końcu walki uliczne musiały przerazić obcokrajowców.
Jednak na tym Paryż nie skończył zaskakiwać Sarmatów. Po egzekucji części ciała Ravalliaca były zbierane przez mieszczan i traktowane jak relikwie. Gospodarz domu, w którym przebywali Polacy, dodał fragment ciała mordercy do jajecznicy… i zachęcał gości do częstowania się. Szlachcice podziękowali gospodarzowi, plunąwszy mu w oczy (przeczytaj więcej na ten temat).
8. Potrafili być znacznie bogatsi od królów
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że król to najbogatszy człowiek w państwie, z funduszami na armię, zbędne luksusy i obnoszenie się z własnym bogactwem. Czasy Sarmatów pokazały, że niekoniecznie tak musi być. Taki chociażby Janusz Ostrogski był znacznie bogatszy od samego króla.
Mógł wystawić prywatną armię 20 tysięcy żołnierzy, czyli kilkakrotnie więcej, niż liczyło wojsko kwarciane – stałe jednostki, opłacane z dochodów z dóbr królewskich. Janusz, umierając w 1620 roku, pozostawił po sobie spadek wartością bliski dwóm rocznym budżetom państwa!
Jego ojciec, Wasyl Konstanty Ostrogski, posiadał na początku XVII wieku 1 300 wsi, 100 miast i zamków. Należało do niego około miliona hektarów ziemi i tysiące pańszczyźnianych chłopów. Ba, posiadał nawet misy i talerze srebrne i pozłacane, które woził ze sobą (przeczytaj więcej na ten temat).
7. Umieli przedzierzgnąć się z buntownika w króla
Jan III Sobieski jawi nam się jako wielki wódz i bohater. Jednak w roku 1672 zaliczył nieudaną akcję… obalenia legalnie wybranego króla, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, za którym zdecydowanie nie przepadał.
Po elekcji hetman Sobieski znalazł się w obozie malkontentów, którzy na tronie chętniej widzieliby Francuza Kondeusza. W 1672 roku przypuścili zmasowany atak – z jednej strony podburzali sejm, z drugiej wysłali na Warszawę wojska z Sobieskim na czele. Wszystko w celu usunięcia z tronu Korybuta, oskarżanego o żarłoczność, bezwstydność, złe traktowanie królowej, a także… zabawy z chłopcami.
I wiele wskazywałoby na to, że malkontenci wygrają, gdyby nie nagła śmierć Kondeusza. Plan legł w gruzach. Sobieski nie podejrzewał nawet, że dla niego to był najlepszy możliwy rozwój sytuacji. Niedługo został królem. A o haniebnej próbie obalenia władcy i o ekscesach, na które pozwalał żołnierzom, historia zapomniała (przeczytaj więcej na ten temat).
6. W małżeńskich potyczkach sięgali do trucicielskiego arsenału
Jak można zakończyć małżeństwo? Najlepiej przez rozwód. Jednak były Sarmatki, które wolały ze względów finansowych i prestiżowych zostać wdową. I to najlepiej taką, która nie budziła żadnych podejrzeń.
Tu z pomocą przychodziły „specjalistki” od ziół. Na zamówienie podsuwały bieluń, tojad i wilczą jagodę. Przyszłe wdowy mogły także zwrócić się o pomoc do króla… trucizn – arszeniku. Sprzedawano go jako trutkę na myszy. Cena też była przystępna, zwłaszcza, że już niewielka ilość mogła doprowadzić do śmierci. A umiejętnie dawkowany wywoływał objawy zbliżone do stanów chorobowych.
Ta metoda była jednak ryzykowna. Przekonała się o tym Agnieszka Klimuntowiczowa, która w 1624 roku we Lwowie sięgnęła po trujące substancje, aby zostać wdową. Za swój czyn zapłaciła głową (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Ulegali miłosnemu orężowi w polityce
Jak można zbudować wpływy wśród ważnych ludzi? Dawać im łapówki, obiecywać urzędy? Ludwika Maria Gonzaga, żona Władysława IV Wazy, znalazła jeszcze inny sposób – kobiece wdzięki. I to bynajmniej nie swoje własne.
Sprowadziła ona do Warszawy francuskie szlachcianeczki. Francuzki, jak wiadomo, zawsze były do przodu jeśli chodzi o modę. Z szyją, ramionami, łopatkami i połową piersi na wierzchu, zawróciły Sarmatom w głowach. A Ludwika Maria tylko na to czekała…
Królowa osobiście aranżowała mariaże dam dworu. Każdy ślub miał służyć wyłącznie jej interesom, zaś do ożenku wybierała te panny, o których wiedziała, że będą umiały tak kierować mężami, jak królowa im zagra. Taka choćby Klara de Mailly, obdarzona mocnym charakterem, oplotła swego męża, Krzysztofa Zygmunta Paca, niczym bluszcz, łącząc go z dworem nierozerwalnymi więzami (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Potrafili pytać, kto jest mamusią?
Adresatką takiego pytania była… Ludwika Maria Gonzaga. Gdy po ślubie per procura z Władysławem IV Wazą wyruszyła do Warszawy, zabrała ze sobą kilkuletnią chrześniaczkę, Marię Kazimierę d’Arquien. Oficjalnie królowa chciała pomóc jej rodzicom, którym się nie przelewało
Jednak plotkarze zrobili swoje i zaczęli opowiadać, że Ludwika Maria Gonzaga kierowała się miłością… macierzyńską. Twierdzili, że mała Marysieńka w rzeczywistości jest nieślubną córką Ludwiki Marii z romansu z Henrykiem d’Effiat, markizem de Cinq-Mars, jedyną prawdziwą miłością królowej.
Ojcostwo przypisywano też spokrewnionemu z Ludwikiem XIV księciu Kondeuszowi. „Życzliwi” donieśli o tym Władysławowi IV Wazie dodając, że rzekomy bękart jest dowodem na złe powadzenie się królowej. Król jednak… niespecjalnie się przejął. Liczyło się co innego: niemały posag Francuzki, który już przeliczał na kolejne oddziały wojska i łapówki (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Maksymalnie utrudniali życie królewiczom
Synowie królów w założeniu powinni być życiowo ustawieni od dnia narodzin. Czekała ich pewna przyszłość, darmowa edukacja, tabuny służących gotowych do usług. Ale Sarmaci wpadli na pomysł wolnej elekcji i nic już nie było takie samo. Przekonali się o tym królewicze z dynastii Wazów.
Potomstwo władcy stało się… zupełnie zbędne. Szlachta postarała się, by królewscy synowie nie mogli sprawić nikomu kłopotu. Królewicze musieli się stosować do całej listy zakazów i ograniczeń: nie wolno im było pełnić żadnych funkcji publicznych, zasiadać w senacie ani posiadać dóbr dziedzicznych. Oficjalnie nie mogli nawet szukać szczęścia za granicą, bo zabroniono im wyjeżdżać z kraju bez zgody senatu…
Udawało im się czasem obejść to ostatnie obostrzenie. W czasie podróży czekały ich jednak aresztowania i upokorzenia ze strony posłów i kardynałów. Próbowali także swojego szczęścia w służbie Bogu czy też w szeregach wojskowych… Mimo to pozostawali głównie na łasce szlachty, która na sejmach decydowała o rzucaniu Wazom mniejszych czy większych ochłapów (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Jedną plotką potrafili zniszczyć sławę dobrego dowódcy
W roku 1648 trwało największe kozackie powstanie w dziejach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dowódcą wojsk polskich był hetman wielki koronny Mikołaj Potocki, który sromotnie przegrał bitwę pod Korsuniem. Polskie siły zostały zniszczone. W naszej historiografii zadomowił się obraz Potockiego jako alkoholika i rozpustnika, przez którego zaniedbania cierpiała cała Rzeczypospolita.
Jednak czy był to obraz słuszny? Jego źródłem są między innymi pamiętniki Joachima Jerlicza, który czerpał wiadomości z drugiej ręki, spisywał pogłoski i plotki. Autor zawieruchę wojenną przeczekał w kijowskim monasterze i nie mógł być naocznym świadkiem poczynań hetmana.
Podobnie słabe punkty można wskazać w innych relacjach. Bogusław Maskiewicz opisał hulankę u Potockiego, nie biorąc pod uwagę, że odbywała się ona znacząco przed działaniami wojennymi. Potocki nie mógł poruszać się o własnych siłach nie z powodu alkoholu, tylko przez podagrę. A sprawozdania żołnierzy walczących pod Korsuniem nic nie mówią o hulaszczym zachowaniu hetmana przed bitwą (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Dali się wystrychnąć na dudka wesołej wdówce
Przyrzeczenie ślubu, a nawet mówienie do przyszłej teściowej „mamo” – to chyba znak, że naprawdę myśli się o wspólnej przyszłości… Chyba, że jest się Ludwiką Karoliną Radziwiłłówną. Ta dziedziczka olbrzymiej fortuny znalazła się na matrymonialnym celowniku rodziny Sobieskich. Ale nie pytając nikogo o zgodę poślubił ją Hohenzollern.
Ludwika szybko owdowiała – i było naprawdę blisko połączenia jej z pierworodnym synem Jana III węzłem małżeńskim. Czułe listy, romantyczne odwiedziny, ba, pisemne zapewnienia o rychłym mariażu! Królewicz, od dłuższego czasu bezskutecznie szukający żony, w końcu mógł poczuć grunt pod stopami. Na tyle, by zostawić przyszłą wybrankę w Berlinie i samemu wrócić do Warszawy.
I wtedy u Ludwiki Karoliny pojawił się Karol Filip Neuburski, brat cesarzowej. Wystarczyły cztery dni znajomości, by Radziwiłłówna trafiła z Karolem przed ołtarz, a potem do wspólnej alkowy. A jeszcze rano pisała czuły list do Jakuba. Oczywiście, Sobiescy byli oburzeni. Ale niestety, na nic były ich złości, co więcej, zarząd nad dobrami Ludwiki przejęli Sapiehowie – najwięksi wrogowie króla na Litwie (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE (2)
Bardzo ciekawy artykol ciekawy artykol. Na dodatek pomysly Sarmatow z pierwszej czesci artykulu moga byc w niedlugim czasie bardzo przydatne.
jak sie kiedyś zdrowy i ideowy aktyw IPN dorwie do autorów waszych opowieści historycznych, niezgodnych z oficjalną i słuszną linią Partii Narodu to będziecie za pokutę uczyli się na pamięć najnowszych podręczników historii Polski….Albo jeszcze gorzej!