Szkockie porzekadło głosi, że wolnym zostaje się dopiero po śmierci. Problem w tym, że dwieście lat temu na cmentarzu na zmarłego wcale nie czekał wieczny odpoczynek, lecz… złodziej z konopnym workiem. Co można było zrobić, żeby się przed nim uchronić?
Uzbrojone straże nad grobami i przemyślne urządzenia na mogiłach – tak w XVIII wieku broniono się przed „inwazją porywaczy ciał”. Jak pisze Eric Weiner w książce „Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu”: […] w tym przypadku winowajcami nie byli ludzie gustujący w makabrze czy drobne złodziejaszki, lecz podobnie jak Michał Anioł, studenci anatomii.
W powszechnej opinii ciało należało traktować z szacunkiem i pochować w całości, przede wszystkim z powodów religijnych. Oczekiwano, że w dniu Sądu Ostatecznego martwi powstaną z grobów. Nic dziwnego, że skoro lekarze chcieli „profanować” zwłoki, musieli to robić po cichu.
W imię nauki
Pierwszą zarejestrowaną autopsję w Europie Zachodniej przeprowadzono w Bolonii około 1300 roku. Pierwszy skandal związany z kradzieżą zwłok wypłynął niedługo potem, w 1319 roku. Choć we Włoszech prawo regulujące sekcje powstało już w XV wieku, to jeszcze Leonardo da Vinci musiał ukryć swoje notatki z anatomii tak głęboko, że odkryto je dopiero po trzystu latach.
W roku 1760 stało się zwyczajem w angielskich szkołach medycznych, że studenci sami przeprowadzali autopsje. Wymagano także, aby starający się o licencje chirurga w Royal College of Surgeons uczęszczali na dwa pełne kursy anatomii, w tym autopsji.
W 1793 roku w Londynie nauki medyczne studiowało ponad dwieście osób, a trzy dekady później już tysiąc. Praktykujący chirurg przynajmniej raz chciał przeprowadzić autopsję, zanim przystąpił do trudnej operacji. W efekcie zapotrzebowanie na zwłoki stale rosło, a ciał skazańców, którzy stanowili jedyne legalne źródło, nie wystarczało.
Panie, kup pan trupa!
Phillippe Aries tak opisuje przypadki porywania zwłok w osiemnastowiecznej Francji:
Młodzi chirurdzy zbiorą się we czterech, najmują dorożkę, przesadzają mur cmentarny. Jeden zmaga się z psem pilnującym zmarłych, drugi po drabinie schodzi do dołu, trzeci siedzi okrakiem na murze i zrzuca trupa, którego podnosi czwarty i umieszcza w dorożce.
Zwłoki przewożą na jakiś strych. Tam dokonują sekcji rękoma praktykantów. Aby ukryć to przed okiem sąsiadów, młodzi anatomowie palą kości. W zimie grzeją się spalając tłuszcz z nieboszczyków.
Choć wykopywanie zwłok przez studentów oraz ich profesorów trwało przez XVIII i początek XIX wieku, szybko narodziła się profesja tak zwanych rezurekcjonistów, którzy żyli z kradzieży i sprzedaży ciał do autopsji.
Robert Louis Stevenson w 1885 roku napisał opowiadanie „Złodziej ciał”, którego historia odwołuje się do zdarzeń z rodzinnego miasta pisarza, Edynburga. Czytamy w nim:
Rezurekcjonistów – by użyć przezwiska z epoki – nie odstraszała żadna świętość ani zwyczajowy wyraz pobożności. […] Złożone w ziemi ciała, radośnie oczekujące zdecydowanie odmiennego przebudzenia, wykopywano pospiesznie łopatą i motyką, przyświecając sobie latarnią, drżąc z obawy przed zdemaskowaniem.
Trumny rozbijali, zdzierali uroczyste szaty pogrzebowe, a nędzne szczątki wrzucone do konopnego wora […] wystawiali na poniżenie grupom studentów gapiących się na nie z szeroko rozdziawionymi ustami.
Gangi porywaczy ciał
Z początku rezurekcjonistami byli głównie stróże cmentarni, jednak z czasem powstawały świetnie zorganizowane gangi, trudniące się tym ponurym procederem. Handel zwłokami można porównać z dzisiejszym biznesem przemytu narkotyków. Osoby przewożące ciała mogły zostać zatrzymane w punktach kontrolnych, na mostach, w bramach miejskich, w portach.
Siatka kontaktów była rozległa, a metody działania nieraz bardzo pomysłowe. Biznes miał swoich dostawców, system komunikacji i dystrybucji, wywiadu i agentów. Największym źródłem dostaw do Londynu była uboga Irlandia, skąd ciała pozyskiwano po korzystnej cenie. Przesyłki oznaczano na przykład jako „suszona i solona wołowina”, „wypchane zwierzęta”, „czernidło”.
Czasem nie wszystko szło jak należy. Jak wtedy, gdy w porcie w Liverpoolu z trzech skrzyń mających zawierać sól pracownicy wyczuli nieznośny smród. Odkryto w nich jedenaście ciał zamarynowanych w solance, a śledztwo doprowadziło do odnalezienia kolejnych dwudziestu dwóch w piwnicy poza miastem.
Podobny przypadek miał miejsce w Glasgow, gdy do portu wpłynął statek przewożący ładunek tkanin zapakowanych schludnie w worki. Odbiorca odmówił przyjęcia towaru, gdyż podana cena była zbyt wysoka. Ładunek umieszczono w szopie w porcie. Po pewnym czasie okropny smród zmusił władze do odkrycia gnijących ciał mężczyzn, kobiet i dzieci.
Śledztwo wykazało, że wskutek niedoboru zwłok na uniwersytetach w Edynburgu i Glasgow, studenci z Irlandii przesłali kolegom „zapas”. Wszystko miało się odbyć przez zaufanego miejscowego handlarza, jednak pech chciał, że nie odebrał on informacji o wartości towaru. Inaczej nie wahałby się z zapłatą.
Gdy mur nie wystarcza…
Ludzie przerażeni grasującymi gangami rezurekcjonistów i pozbawionymi sumienia medykami starali się wszelkimi metodami chronić groby bliskich. Typowymi środkami ostrożności były wysokie mury cmentarza i zamknięte bramy, wyjątkowo głębokie groby, a także utrudniające kopanie warstwy torfu wymieszanego z glebą.
Innym sposobem było umieszczanie na cmentarnych murach luźnych kamieni, aby nie można było po nich wejść. Czasem bliscy kładli na grobie kwiaty lub muszle ostryg, które miały wskazać na naruszenie ziemi, ale rezurekcjoniści zwracali uwagę na takie przedmioty i odkładali je na miejsce.
Często na cmentarzach budowano wieże strażnicze i stróżówki, a zmarłych pilnowali strażnicy z psami. Nerwowi stróże nie zawsze radzili dobrze ze stresem, częściej niż do złodziei strzelając do dzikich zwierząt, a czasem po ciemku do siebie nawzajem. Na wsi cmentarzy pilnowali mieszkańcy, siedząc przy ogniskach, paląc fajki i sącząc whisky.
Zazwyczaj złodzieje uciekali na widok straży przy grobie. Jednak sprawy nie zawsze rozwiązywano tak polubownie, o czym donosiła pewna irlandzka gazeta z 1830 roku. W zimową noc na cmentarzu wywiązała się regularna bitwa, padło około sześćdziesięciu strzałów, zginął jeden z „porywaczy ciał”, kilku innych odniosło ciężkie rany, a śnieg dosłownie spłynął krwią.
Klatki, obroże, śmiertelne pułapki
Były też bardziej zaawansowane metody zabezpieczenia mogił przed splądrowaniem. Bogatsi wznosili na grobach bliskich klatki o masywnych, metalowych prętach, chroniących przed rezurekcjonistami. Kładziono również ciężkie bloki kamienne na trumnach albo wznoszono specjalne budowle, w których przechowywano zwłoki do czasu rozkładu, gdy już stawały się bezużyteczne dla „hien cmentarnych”. Wówczas odbywał się zwyczajny pogrzeb.
Zakusy złodziei ciał skutecznie powstrzymywały także wynalezione przez Szkotów obroże trumienne, które opisuje Eric Weiner w książce „Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu”. Te niezwykłe, przypominające kajdany akcesoria wymyślono w odpowiedzi na wzmożoną nocną aktywność studentów z uniwersytetu w Edynburgu, na którym w XVIII wieku kładziono podwaliny pod rozwój nowoczesnej chirurgii.
Zastawiano także różnego typu pułapki, niektóre bardzo pomysłowe. W szkockim Dundee pewien ojciec pochował dziecko w tak nietypowy sposób, że na pogrzeb przyszedł cały tłum gapiów. Na wieku trumny umieścił małą skrzynkę, zawierającą śmiercionośne urządzenie pełne przewodów.
Zanim trumnę opuszczono do grobu, do skrzynki wsypano dużą ilość prochu strzelniczego, a urządzenie aktywowano. Ponoć miało eksplodować w przypadku próby wydobycia ciała. Zakrystian był tak przerażony, że uciekł w popłochu po wrzuceniu do grobu pierwszej łopaty ziemi.
Inną popularną metodą były pistolety z mechanizmem sprężynowym. Rezurekcjoniści mieli na to sposób: jeśli planowali dobrać się nocą do konkretnego grobu, wcześniej po południu dama w głębokiej żałobie chodziła po cmentarzu i kombinowała, jak odłączyć przewody od pistoletów.
Opisano przypadek, w którym student zginął wskutek natknięcia się na taką pułapkę na cmentarzu Blackfriars w Glasgow. Wypadek przeraził jego kolegów, ale jeszcze bardziej obawiali się zdemaskowania. Wymyślili więc naprędce, jak poradzić sobie w tej sytuacji. Przywiązali nogi zabitego do własnych, ramiona zarzucili na swoje i ruszyli powoli ulicą miasta, śpiewając, jakby właśnie wracali z nocnej libacji. Położyli trupa do łóżka, a następnego dnia rozpuszczono pogłoski, że nieszczęśnik popełnił samobójstwo i wyciszono sprawę.
Wściekła tłuszcza szturmuje uniwersytety
Sposoby na ochronę grobu przed rabusiami nie zawsze były skuteczne, a żądza wiedzy zwykle okazywała się silniejsza. Adepci medycyny musieli przecież na kimś praktykować. Ale trzeba było się liczyć z reakcją otoczenia…
Jak czytamy w książce „Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu”, znane są przypadki ataków wzburzonego tłumu na rabusiów przyłapanych na gorącym uczynku – i nie miało znaczenia, czy przyłapano pospolitego złodzieja czy szanowanego lekarza.
6 marca 1749 roku, jak donosił „Newcastle Magazine”, wybuchły poważne zamieszki w Glasgow, gdy odkryto, że studenci wykradają zwłoki z cmentarzy miejskich. Wybito okna w budynkach uczelni, wiele osób odniosło poważne obrażenia, a gdyby wojsko nie opanowało wściekłej tłuszczy, mogłoby dojść do poważnych rozruchów.
Skandale związane z kradzieżami zwłok wybuchały jeszcze w XIX wieku, a zamieszane w nie były prestiżowe uczelnie. Ale o tym dziś się nie mówi. W końcu, kto by wypominał zamierzchłą historię…
***
Książka „Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu” to zapis podróży Erica Weinera po miejscach, które w historii miały momenty wyjątkowego rozkwitu i stawały się na pewien czas ośrodkiem rozwoju myśli ludzkiej. Autora nurtuje pytanie: „Co wisiało wtedy w powietrzu – i czy da się to zabutelkować?”
Rozwiązania „zagadki geniuszu” szuka Atenach, chińskim Hangzhou, Florencji, Edynburgu, Wiedniu, Kalkucie i Dolinie Krzemowej. Zastanawia się, co rodzi i co przyciąga geniusz, czemu skupia się on w określonych miejscach i określonym czasie i czemu ginie, pozostawiając tylko pamięć o złotym wieku?
Literatura:
[expand title=”Artykuł powstał w oparciu o szeroką bibliografię. Kliknij, żeby ją rozwinąć.”]
- Aries, P., Człowiek i śmierć, tłum. E. Bąkowska, PIW, Warszawa 1989.
- Bailey, J.B., The Diary of a Resurrectionist 1811-1812, Swan Sonneschein & Co., London 1896.
- Body-snatching, Baldwin, Cradock, and Joy, London 1824.
- Chamayou, G., Podłe ciała. Eksperymenty na ludziach w XVIII i XIX w., tłum. J. Bodzińska i K. Thiel-Jańczuk, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2012.
- Frank, J.B. Body Snatching: A Grave Medical Problem, The Yale Journal of Biology and Medicine, 49, 399-410 (1976).
- Holder, G., Scottish Bodysnatchers. A Gazetter, The History Press 2013.
- MacDonald, HP, Legal Bodies: Dissecting Murderers at the Royal College of Surgeons, London, 1800-1832, Traffic, 2003, 2 (2003), pp. 9 – 32.
- MacGregor, G., The History of Burke and Hare and of the Resurrectionist Times, Thomas D. Morison, Glasgow 1884.
- Mikołejko, Z., We władzy wisielca, t. 2, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2014.
- Weiner, E., Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu, tłum. E. Kleszcz, PWN, Warszawa 2016.
KOMENTARZE (1)
A starczylo po prostu kremowac zwloki… co do tych klatek na groby, to powstala legenda jakoby to bylo zabezpieczenie przed wampirem pochowanym w grobie :) pewnie po prostu ktos spotkal sie z czyms takim i nie rozumial w czym rzecz, w naszych czasach predzej cos wwylezie z grobu niz ktos wykopie zwloki :)prawda widac nieco inna ale tez ciekawa.