Setki polskich harcerzy dziarsko maszerujących w cieniu Kilimandżaro z okazji święta 3 maja? To nie żaden sen imperialisty, ale prawdziwy obrazek z osiedla na Czarnym Lądzie. Trafiło do niego dwadzieścia tysięcy Polek i Polaków.
Kiedy do Polaków przebywających w ZSRR dotarła wiadomość o układzie pomiędzy rządem londyńskim, a Rosjanami, gigantyczna ich fala ruszyła ku wolności. Mężczyźni ciągnęli do armii, a ich śladem podążały kobiety i dzieci, które tym sposobem chciały jak najszybciej wyrwać się z rąk Sowietów:
Na wpół żywe, obszarpane i schorowane kobiety z dziećmi wiedziały, że trzymanie się Wojska Polskiego jest ich jedyną nadzieją na przetrwanie. Generał Anders odważnie postanowił, wbrew życzeniom Stalina, zabrać z wojskiem jak najwięcej polskiej ludności cywilnej przez Morze Kaspijskie do Iranu. (wspomnienie Reginy Villmo z d. Zielińskiej, zgromadzone w ramach projektu „Szlak nadziei”).
Uciekający Polacy docierali w większości właśnie do Iranu. To nie był jednak w żadnym razie ostateczny cel ich podróży. Po kilku tygodniach spędzonych w obozie przejściowym wyprawiano ich w dalszą drogę.
Mężczyźni, którzy odzyskali siły wyruszali jako wsparcie dla oddziałów brytyjskich w tej części świata. Z cywilami był większy problem. Wysyłano ich na cztery strony świata, do różnych prowincji Imperium Brytyjskiego, nad którym słońce nie zachodziło. Blisko dwadzieścia tysięcy uciekinierów trafiło na Czarny Ląd, gdzie przez wiele lat mieli swój własny kawałek Polski otoczony dżunglą.
Droga w nieznane
Wyruszających z Bliskiego Wschodu do Afryki czekała długa droga. Najpierw pięcio-sześciodniowy rejs z pakistańskiego Karaczi do Mombasy, a potem jeszcze wyczerpująca wędrówka w głąb lądu. Jak wspominała po latach Danuta Skiba:
Koło Masindi wybudowano wielkie obozy dla polskich cywilów. Ich lokalizacja […] została wybrana przez wysłanników polskiego rządu w Londynie i mieliśmy tam pozostać do końca wojny. Przydzielono nam połowę lepianki, w której były tylko drewniane łóżka stojące na gołej ziemi. (Cyt. za: Norman Davies, „Szlak nadziei” Rosikoń press 2015).
Ostatecznie powstały 22 osiedla, skupiające około blisko dwadzieścia tysięcy Polaków. Spośród nich wielu miało niemałe wątpliwości odnośnie tego, czego mogą się spodziewać na obcym kontynencie. Afrykę znali głównie z „W pustyni i w puszczy”, a obraz dzikiego i niegościnnego lądu wyłaniający się z książki musiał ich napełniać niepokojem.
Strach podsycały jeszcze plotki krążące po obozach. Mówiono, że Brytyjczycy robią wszystko, by pozbyć się „problemu” uchodźców. Ponoć wysyłali ich celowo do krajów o wybitnie niesprzyjającym klimacie, a potem tylko czekali, aż ci sami poumierają…
Kowalski na Czarnym Lądzie
Największym polskim osiedlem w Afryce było Tengeru, położone u stóp góry Meru, której wierzchołek ginie w chmurach. Także Kilimandżaro, z jego słynnym ośnieżonym szczytem, jest stamtąd doskonale widoczne.
Kiedy pierwsze transporty uchodźców dotarły do celu, Polacy zastali okrągłe lepianki pokryte strzechą i autochtonów karczujących krzaki. Jeszcze kilka, kilkanaście dni wcześniej, rosła tam dżungla.
Na nowych mieszkańców nie czekały żadne specjalne wygody. Domki o średnicy pięciu metrów, ze względu na kształt nazywane przez miejscowych ulami, były w stanie pomięścić trzy-cztery osoby. Brytyjczycy musieli zapewnić Polakom, którzy bardzo często opuszczali ZSRR tylko w tym, co mieli na sobie, całe wyposażenie. Na początek osiedleńcy dostawali łóżko, materac, pościel, koc, moskitierę, ręcznik, sztućce, talerze, kubki. W domkach znajdował się też stół z krzesłami, miednica, wiadro i lampa. Niby niewiele, jednak dla ludzi, którzy wyrwali się ze stalinowskiego piekła to i tak były luksusy.
Na początku Polacy nie musieli sobie nawet sami gotować. Na terenie osiedla funkcjonowały ogólne kuchnie, karmiące do syta wszystkich mieszkańców. Dla wielu tych, którzy jeszcze niedawno cierpieli głód, była to cudowna odmiana. Dopiero z czasem (i to na życzenie samych zainteresowanych), brytyjski komendant obozu zezwolił na gotowanie we własnym zakresie.
Zwyczajny mieszkaniec osiedla miał dostęp do kościoła, synagogi i cerkwi (choć tej nie stworzono od razu). Na terenie obozu działało kino i teatr, a także różnego rodzaju świetlice. Młodzież chodziła do szkół podstawowych i średnich.
Polacy mogli też otrzymać w razie potrzeby na pomoc medyczną w murowanym szpitalu. Bez przeszkód wyjeżdżali do pobliskich miasteczek, gdzie wydawali kieszonkowe otrzymywane od Brytyjczyków.
Jeszcze Polska nie zginęła
Na samym środku polskiego osiedla w Tengeru rósł żywopłot układający się w napis POLAND 1942, a Polacy na każdym kroku podkreślali swój patriotyzm. Niezwykle ważne dla mieszkańców osiedla były święta państwowe i kościelne, które zmieniały się w prawdziwe manifestacje tęsknoty za krajem.
Helena Kolowski, z d. Palimąka, która urodziła się na Kielecczyźnie w 1931 roku, a do Afryki trafiła w 1943 roku, tak wspominała podejście Polaków do świąt:
Obchodziliśmy święta państwowe, wszystko się obchodziło tak jak w Polsce (cyt. za: „Pokolenia odchodzą”)
Stanisława Giermer z d. Czerniak, urodzona w ziemi nowogrodzkiej w 1930 roku wspominała wielkie uroczystości:
Dokładnie nie pamiętam, z jakiej to okazji, ale zdaje się, że 3 Maja, mieliśmy wielką paradę harcerską… w mundurkach przez cały obóz… może ze dwie setki młodzieży… było bardzo uroczyście (cyt. za: „Pokolenia odchodzą”)
W afrykańskich obozach znalazło się wiele sierot, lub dzieci rozdzielonych z rodzinami i poddanych wynaradawianiu przez władze sowieckie. Także ich opiekunowie nie zaniedbywali zapoznawania ich z kulturą polską.
Doskonałym narzędziem ku temu okazywał się teatr. Jak pisze Anna Hejczyk w książce „Sybiracy pod Kilimandżaro”:
Kierowniczka dbała także o patriotyczne wychowanie swych podopiecznych. […] Przedstawienia, tańce ludowe, pieśni i stroje regionalne – to wszystko oddziaływało na świadomość młodych ludzi. Sztuki, często odtwarzane przez nauczycieli z pamięci, miały przekazywać dzieciom ważne wartości, a przede wszystkim uczyć patriotyzmu i miłości do polskiej kultury.
Wieści z Polski i ze świata mieszkańcom osiedli dostarczały polskie gazety. Najważniejszy był „Polak w Afryce”, do którego co dwa tygodnie dołączano dodatki „Książka Polska na Uchodźstwie” i „Płomyczek Afrykański”. Ten ostatni, skierowany do najmłodszych, zapewniał im kontakt z literaturą polską dla dzieci i z ojczystymi bajkami i legendami.
W wielu przypadkach pielęgnowanie patriotyzmu i zaszczepianie miłości do polskiej kultury nie zaprowadziło uciekinierów do domu. Niejeden z tych, którzy znaleźli schronienie w Afryce, nie wrócił już do kraju – śmiertelność w obcym klimacie rzeczywiście okazała się zatrważająco wysoka.
Pod koniec lat czterdziestych zaczęto likwidować polskie osiedla. Cześć ich mieszkańców powróciła do kraju, inni obawiając się represji ze strony komunistycznych władz wybierali życie na emigracji. Tymczasem polski rząd szczególnie głośno upominał się o repatriację sierot i twierdził, że przebywają one w brytyjskich koloniach wbrew prawu. W końcu do powojennej odbudowy potrzeba było rak do pracy.
Dzisiaj po polskich osiedlach u stóp Kilimandżaro pozostały głównie cmentarze, na których spoczywają szczątki tych, którzy już nigdy nie wrócą do ojczyzny.
Źródła:
- Davies Norman, Szlak nadziei, Rosikoń Press, Warszawa 2015.
- Hejczyk Anna, Sybiracy pod Kilimandżaro, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Oddział w Rzeszowie, Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, Rzeszów-Kraków 2013.
- Knopek Jacek, Migracje Polaków do Afryki Północnej w XX wieku, Wydawnictwo Akademii Bydgoskiej im. Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz 2001.
- Pokolenia odchodzą, red. Hubert Chudzio, Anna Hejczyk, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego, Kraków 2014.
- Taylor Lynne, Polskie sieroty z Tengeru, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2010.
KOMENTARZE (1)
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1174956929199631
Mariusz M.:
::: byłem tam – oprócz cmentarza – jedynego, gdzie leżą pochowani razem Polacy wyznania katolickiego, prawosławnego i mojżeszowego – są jeszcze budynki, które przypominają dworki. Niestamowite wrażenie zobaczyć dworek w centrym Afryki
Ela S.:
Dziękuję za bardzo ciekawy artykuł