Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Kuchnia NAPRAWDĘ oszczędna. Wojenne porady, które przydadzą się także Tobie!

Kuchenka się zepsuła, lodówki nie da się uruchomić, a rodzinny budżet trzeszczy w szwach? Spokojnie, mamy dla Was kilka sposobów naszych babek, które doskonale sprawdzą się w taki sądny dzień. Wszystko dokładnie przetestowane "za Niemca".

Każda pani domu w warunkach okupacyjnych musiała wypracować metody racjonalnego kupowania i przechowywania jakże cennej żywności. Dzięki dobremu planowaniu mogła sporo oszczędzić, przy okazji zabezpieczając się przed nieuczciwością właścicieli sklepów.

Niech nic się nie marnuje!

W czasie wojny pani domu potrafiła spożytkować wszystko, w tym kuchenne odpadki. W okupacyjnych realiach należało się dwa razy zastanowić nad tym, co jest jadalne, a co nie. Zastosowanie znalazła na przykład kluszczanka, czyli woda z gotowania klusek. Zawierająca w sobie skrobię i już osolona, wykorzystywana mogła być jako lekko zagęszczona baza do zupy, do podlewania jarzyn albo jako krochmal do bielizny.nie wyrzucaj

Podobnie było ze skórkami od chleba. W wielu domach z kanapek odkrajano twarde skórki i wyrzucano je. W okupacyjnej rzeczywistości nie wolno było marnotrawić nawet okruszka. Zamiast się ich pozbywać przerabiano je na zupę chlebową, ścierano je na tarce i używano do panierowania albo zamiast mąką zagęszczano nimi sosy.

Nawet popłuczyny po mleku nie były marnowane. Gospodynie wykorzystywały je na dwa sposoby. Delikatnie podlewały nimi gotujące się kasze albo ryż.

Czasem ziemniaków było całe mnóstwo, innym razem trzeba było zużyć nawet ostatnie obierki.

Czasem ziemniaków było całe mnóstwo, innym razem trzeba było zużyć nawet ostatnie obierki.

Używały też niewielkich ilości mleka do… pielęgnacji skóry, przemywając nim twarz.

W tych trudnych warunkach nie wszystkie kobiety mogły sobie pozwolić na kosmetyki, więc podobnie jak ich babki czy prababki szukały ich w… kuchni.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Zawsze rozplanowuj zakupy

Częste kupowanie niewielkich porcji, na przykład mąki czy kaszy, powodowało w ostatecznym rozrachunku nabywanie mniejszej ich ilości za zawyżoną cenę.

Sprzedawcy sypali te produkty w sklepie do papierowych torebek z grubego, ciężkiego papieru, hojnie klajstrowanych klejem, do którego nieuczciwi dosypywali nawet piasku dla dodatkowego obciążenia.

Wszystko po to, żeby ograniczyć zawartość „cukru w cukrze”, a konkretnie samego cukru w kilogramie.

Zaradna gospodyni kupowała kuchenne surowce tylko kilka razy do roku. Zawsze w większej ilości i zawsze zwracając baczną uwagę na aktualne ceny.

Pokochaj czerstwe pieczywo

Zakupy, przechowywanie i rozdzielanie pieczywa były swego rodzaju sztuką. Najsmaczniejsze jest oczywiście to świeże, a jednocześnie najmniej wydajne. Pachnące i chrupiące pajdy bardzo powoli zaspokajają głód, więc zjada się ich więcej.

Bolesława Kawecka-Starmachowa zalecała w związku z tym kupowanie chleba raz, najwyżej dwa razy w tygodniu i przechowywanie go w szczelnie zamykanym pojemniku, tak by nie zesechł. Lekko czerstwe pieczywo było jej zdaniem „znacznie zdrowsze i dające się lepiej krajać, oszczędniejsze od świeżego”. To samo tyczyło się bułek przeznaczonych na kanapki do pracy lub szkoły.

Gotowanie wieżowe było jednym ze sposobów oszczędzania.

Gotowanie wieżowe było jednym ze sposobów oszczędzania.

Z dzisiejszej perspektywy takie podejście może się wydawać egzotyczne. Kupowany w zwykłym sklepie chleb już dzień po upieczeniu staje się gumowaty, a dwudniowe bułki z supermarketu ledwie daje się pogryźć. Należy jednak pamiętać, że chleb wypiekany dawnymi metodami, na zakwasie lub drożdżach, bez polepszaczy i konserwantów, nawet kilkudniowy smakuje wyśmienicie.

Co zrobić, gdy lodówka się zepsuje?

W sytuacji ciągłych niedoborów mięsa każda jego większa ilość była niczym błogosławieństwo. Nawet jeśli kawał świniaka trafiał się w środku upalnego lata, pani domu musiała jakoś sobie poradzić z zabezpieczeniem go przed zepsuciem.

Lodówki, utrzymujące niską temperaturę dzięki bryłom lodu, miało niewiele gospodarstw, a pierwsze chłodziarki elektryczne były bajecznie drogie i uzależnione od ciągle przerywanych dostaw prądu.

Jeśli na targu udało sie dostać duży kawałek masła trzeba było zrobić wszystko, by nie się nie zepsuł.

Jeśli na targu udało się dostać duży kawałek masła trzeba było zrobić wszystko, by nie się nie zepsuł.

Najprostszy sposób przechowywania mięsa polegał na racjonalnym i ekonomicznym podzieleniu go i zakonserwowaniu. Kawałek przeznaczony na zupę zalewało się przegotowaną i osoloną wodą i odstawiało w chłodne miejsce.

Kiedy przychodziło do przyrządzenia zupy, wystarczyło do tego samego garnka wrzucić jarzyny, przyprawy i ugotować. Mięso przeznaczone na pieczyste można było zakonserwować przesmażając je na tłuszczu lub marynując w occie. Przyrumienione na patelni mogło później stać w chłodnym miejscu choćby i trzy dni, a zatopione w occie nawet tydzień.

Konserwowanie bez konserwantów

Masło, które najczęściej zjawiało się w okupacyjnej kuchni dzięki transakcji czarnorynkowej lub wyprawie szmuglerskiej, zwykle występowało w większych kawałkach. Było to kilkadziesiąt dekagramów bądź kilogram, a więc sporo więcej, niż przynosimy dzisiaj ze sklepów w postaci kostki lub osełki.

Mimo braku lodówek można je było przechowywać bez ryzyka zjełczenia nawet przez kilka tygodni. Konserwowano je, zwykle zanurzając w solance, bądź ugniecione w garnku okładano zwilżonym pergaminem i zasypywano solą.

Także inne tłuszcze zwierzęce konserwowano w sposób niezmieniający ich smaku i zapachu przez długi czas. Smalec po przetopieniu przelewano do suchych, wyparzonych butelek i szczelnie korkowano.

Jeśli osełka masła nie zmieści się Wam do lodówki, zawsze możecie ją przechować na zewnątrz, w solance. (zdjęcie opublikowane na licencji CCA SA 3.0, autor Lionel Allorge)

Jeśli osełka masła nie zmieści się Wam do lodówki, zawsze możecie ją przechować na zewnątrz, w solance. (zdjęcie opublikowane na licencji CCA SA 3.0, autor Lionel Allorge)

Słoninę najlepiej było pokroić na kawałki nadające się do wykorzystania w całości (kilkudekagramowe), dobrze posolić i trzymać w szczelnie zawiązanym kamiennym garnku.

Kiedy pani domu potrzebowała okrasić słoniną kluski czy ziemniaki, wyjmowała kawałek, krajała w kostkę, smażyła i polewała porcję tłuszczem ze skwarkami.

***

Artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych przez autorkę podczas pisania książki „Okupacja od kuchni”.

Zobacz również

Druga wojna światowa

Nie uwierzysz, że oni tym handlowali. Hity czarnego rynku w okupowanej Polsce

Kiedy zdobycie choćby najmniejszych pieniędzy jest kwestią przeżycia, granica tego, na czym można zarobić staje się ruchoma. W czasie drugiej wojny światowej handlowano dosłownie wszystkim. Współczesne...

14 listopada 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Przyjdź i spróbuj okupacyjnej kuchni w Łodzi

Chcesz się przekonać, jak smakowała okupacja i co dokładnie jadały nasze babcie i prababcie? Jeśli tak, to w sobotę 10 października o 16.00 w Empiku...

6 października 2015 | Autorzy: Redakcja

Zrób sobie sama coś lepszego od masła. Jak nasze babcie podczas wojny

Znudziły ci się supermarketowe serki i masełka? Spróbuj posmarować chleb czymś naprawdę unikalnym i autentycznym. Tylko uważaj - na pewno ci się od tego przytyje.

20 września 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Rogate diablice. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej

Potrafiły przetrwać w każdych warunkach. Żywiły się tym, czego inni nie chcieli nawet tykać. Uratowały życie tysiącom polskich dzieci, dzisiaj nikt jednak nie pamięta o ich ciężkiej...

13 września 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Co można było kupić na kartki w okupowanej Polsce?

Chleb o konsystencji betonu. Pseudomarmolada z buraków krojona nożem. I jeden cukierek na rok. Poznaj asortyment sklepów działających na łasce hitlerowców.

10 września 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Hitlerowcy nie mieli szans. Sześć polskich metod przemytu, w które aż trudno uwierzyć

Na polskiego szmuglera nie było mocnych. Nasi dziadkowie przemycali kreatywnie, odważnie i z nutą szaleństwa. Zawsze mieli pod ręką nowy sposób i doskonale wiedzieli co zrobić, by...

6 września 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

KOMENTARZE (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasz publicysta | Redakcja

Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1153752747986716

Krzysztof P.:
Książka warta uwagi.

Kasia K.:
przydadzą? oby nie…..

Wiesław H.:
Fasola to coś co wato było zdobyć – nadrabiała tygodniowe braki witamin

Wiesław H.:
Czerwionka to taka mało znana karta historii, dotykała wszystkich na froncie wschodnim, czasami nie mieli jak ulżyć sobie więc nie chcąc dostać kulki za dezercję, wystawiali dupę z ciężarów i heja

Anna K.:
Wyśmienity artykuł.

Johnny Wieteska

chleb na zakwasie tak naprawdę dopiero po co najmniej 2 dniach ZACZYNA SMAKOWAĆ, a po 3 dniach (i w kolejnych dniach) smak jest optymalny

tak jest teraz, więc pewnie i tak było wtedy ;) czas przechowywania tydzień do dwóch tygodni w tamtych czasach nie robił na nikim wrażenia, a teraz niby 21 wiek, a ludzie mogą się dziwić

niby idziemy do przodu, a cofamy się

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.