Rogate diablice. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej
artykuł | Autor: Aleksandra Zaprutko-Janicka
Potrafiły przetrwać w każdych warunkach. Żywiły się tym, czego inni nie chcieli nawet tykać. Uratowały życie tysiącom polskich dzieci, dzisiaj nikt jednak nie pamięta o ich ciężkiej pracy pod okupacją. Najwyższa pora to zmienić.
W czasie wojny mięso było towarem deficytowym, kóz nie hodowano jednak na ubój. O ile koźlęcina, czyli mięso koźlątek, porównywana bywa do jagnięciny, to mięso pozyskane ze starszego zwierzęcia przeznaczone jest zdecydowanie dla koneserów (żeby nie powiedzieć – ekscentryków).
Ich głównym zadaniem było dostarczanie mleka. W tej kwestii doceniali je nie tylko Polacy, ale też okupanci. Jak pisze Czesław Łuczak w książce „Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce”, w 1940 roku Niemcy planowali sprowadzić na ziemie polskie wcielone do Rzeszy aż 50 tysięcy kóz!
Populacja tych zwierząt rosła w Kraju Warty przez cały okres okupacji. O ile przed wojną, w 1937 roku, wynosiła około 160 tysięcy osobników, to do grudnia 1941 roku przybyło 15 tysięcy kóz, a dwa lata później łącznie było ich już około 235 tysięcy.
Zwierzę uniwersalne
Kozy nie były objęte przepisami nakazującymi ich rejestrację i kolczykowanie, dlatego łatwo było nimi handlować, nawet w tajemnicy przed okupantem.

Koza w czasie wojny była niemal dobrem luksusowym (zdjęcie opublikowane na licencji CC BY-SA 4.0, autor Melisa Banchero).
Co więcej, ich mleka – inaczej niż mleka krowiego – nie trzeba było przymusowo oddawać do zlewni.
Prawdziwym błogosławieństwem dla hodowców były również… kozie podniebienia: zupełnie niewybredne i gotowe na niemal dowolną okupacyjną dietę. To wszystko czyniło z kóz idealne zwierzęta gospodarskie na trudne czasy wojny.
Zapewne dlatego warszawski maszynista Symeon Surgiewicz zdecydował się trzymać w ogrodzie swojego domu, w którym zamieszkał w lipcu 1939 roku, właśnie kozę.
Wybrane komentarze do artykułu z serwisu wykop.pl, które mogą Was zaciekawić
http://www.wykop.pl/link/2751923/rogate-diablice-zapomniane-bohaterki-drugiej-wojny-swiatowej/
Wolvi666:
Mój 5 letni ojciec wraz z babcią i ciotką w 39′ zachomikowali koźlątko i nazwali ją Ciuchą, która zdechła w 51 roku… W czasie okupacji (w Gdyni) Ciucha mlekiem karmiła jeszcze 3 innych bąbli na ulicy i uwielbiała liście buraków, więc uprawiać je babcia musiała za siatką, bo cały dzień koza kombinowała jak po jabłonkach przejść do buraków…
W tym roku znalazłem gospodarza co ma 6 kóz i sprzedaj świeże mleko, więc kupowałem dla ojca, któremu zawsze szklanka koziego mleka poprawiała humor, a tak w ogóle to nie pił koziego mleka przez 64 lata :) to jak przyniosłem pierwszą butelkę to wypił całą duszkiem (1,5l) i następnego dnia musiałem pedałować po następne 2 XD
lewton:
Kozy to inteligentne, zadziorne i zabawne zwierzątka z charakterem.
Szkoda że są obecnie tak kojarzone z muslimami (╯︵╰,)
Doment:
@lewton:
Mieliśmy kozę i 2 kozły, jak były młode to siostra bodła się z kozłami dla zabawy małe fajnie się bawiły i robiły to delikatnie, jak podrosły to jeden zrobił to bardzo nie delikatnie :D stanął na tylnych nogach i zasunął siostrze taką główkę że ta odpłynęła na chwilę:D. Skubaniec chyba wiedział że krzywdę zrobił bo jak leżała to lizał ją po głowie :)
Psociły co nie miara ,bardzo się przywiązują do człowieka i dobrą pamięć mają.
Podczas jednych wakacji u mojej cioci,wypasałam dla zabawy kozę,miała na imię Lisa:),pamiętam,jak uwielbiałajeść kwiaty,co mniej podobało sięcioci,więc jej podsuwałam te smakołyki w tajemnicy;).A kozie mleko bardzo mi smakowało.
Cała rodzina do dziś się śmieje,że skończyłam rolnictwo dzięki kozie Lizie,tak mi się spodobał kontakt z tym niesfornym zwierzątkiem.
Pozdrawiam!
Pamiętam z lat 50-tych, jak czasem jeździłem do Zgorzelca – wszędzie pasły się kozy, nawet w samym śródmieściu. Zżerały wszystko, co im wpadło pod pyszczki. Nikt kozy nie pogonił. Podobno ilość kóz wzrosła po przyjeździe do Zgorzelca emigrantów z Grecji.