Studia często kojarzą się z czasem beztroskim, pełnym zabaw, a od czasu do czasu również nauki. Tymczasem w komunistycznej Polsce studenci walczyli o utrzymanie się na uczelniach. Szczególnie, jeśli byli aktywnymi katolickimi działaczami, jak Tadeusz Mazowiecki.
Tadeusz Mazowiecki zapisał się do liceum w Płocku w 1945 r., a maturę zdał już w r. 1946. Było to możliwe, gdyż zaliczono mu naukę w ramach tajnych kompletów, a program 3 i 4 klasy zrealizował w trybie przyspieszonym w ciągu roku. Jedno i drugie było zaraz po wojnie normą.
Przyszły premier zdecydował się na studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. W książce „Tadeusz Mazowiecki. Biografia naszego premiera” Andrzeja Brzezieckiego znajdujemy takie uzasadnienie tego wyboru:
Czemu prawo? Nie wiem. Nie był to wybór do końca przemyślany. Odrzuciłem historię, choć ją lubiłem, bo uważałem, że za mało na jej temat wiem, jakiś czas myślałem też o socjologii. Ostatecznie wybrałem prawo, bo wydawało mi się, że daje ogólne humanistyczne wykształcenie.
Wszystko wydawało się iść ku lepszemu, pomimo wielu wątpliwości co do nowego systemu. Młody student, jak wielu innych, pomagał w odgruzowywaniu stolicy. Pilnie notował wykłady, nie było bowiem żadnego dostępu do podręczników. Zaangażował się w działanie Koła Prawników UW, którego został przewodniczącym.
Złodziej? Prowokator!
Koło Prawników było współudziałowcem Akademickiej Spółdzielni Wydawniczej. Była to kluczowa dla środowiska akademickiego instytucja, drukowała bowiem tak ważne wtedy dla uczelni skrypty z wykładów i podręczniki. Mazowiecki został na półtora roku jej prezesem (1947–1948), miał za zadanie poprawić jej fatalną kondycję.
Spółdzielnia wydawała teksty dla wielu warszawskich uczelni. Wśród nich znalazły się skrypty dla Wydziału Teologii Katolickiej, który został później usunięty z UW w 1954 r. przez rząd PRL. Postępowanie Mazowieckiego bardzo nie spodobało się aktywistom z Akademickiego Związku Walki Młodych „Życie” podporządkowanej Polskiej Partii Robotniczej. Zwiastowało to kłopoty.
Mazowiecki został zaatakowany przez młodych marksistów i uznany za klerykała. Wkrótce potem z ukradziono z drukarni matryce skryptów dla Politechniki Warszawskiej. Prezesa oskarżono o kradzież, co miało go ostatecznie pogrążyć.
Mazowieckiego uratował Ryszard Winnicki ze Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, również członek zarządu wydawnictwa. Udało mu się złapać złodzieja, którym okazał się pewien kolega ze spółdzielni, a w rzeczywistości prowokator.
Choć przyszły premier został oczyszczony z zarzutu kradzieży, postanowił honorowo ustąpić ze stanowiska. Jak wiemy, nie pierwszy to i nie ostatni raz, gdy Mazowiecki działał z takich pobudek.
Studenckie życie – flirty i popijawy
Mazowiecki próbował odnaleźć się w organizacjach politycznych. Po krótkim pobycie w reaktywowanym Stronnictwie Pracy (partię przejęła PPR), zbliżył się do środowiska PAX Bolesława Piaseckiego, czyli stowarzyszenia świeckich katolików gotowych do współpracy z komunistycznymi władzami. Jako katolik nie przyłączył się do organizacji socjalistycznych, choć jego poglądy przechyliły się wówczas na lewo.
Wtedy też młody student zaczął publikować, a właściwie głównie narzekać. Na łamach „Słowa Akademickiego” (dodatku do paksowskiego „Słowa Powszechnego”) krytykował brać studencką za brak samodzielności w myśleniu i chęci do nauki. Martwił go także brak zaangażowania w życie kulturalne i ciągłe flirty na prywatkach. Jeden z takich artykułów cytuje w biografii Mazowieckiego Andrzej Brzeziecki:
ci, którzy dyskutują na jakiś temat, choćby ostatniej sztuki w Teatrze Polskim, zostają w pewnym sensie wyobcowani z bawiącego się zespołu. (…) Reszta oddaje się tzw. flirtowi towarzyskiemu. Nie, to nie jest flirt, to jakieś głupkowate udawanie flirtu. (…) Krótko mówiąc – treścią spotkań towarzyskich jest obok zwykłej i często nawet ordynarnej w swej formie popijawy koleżeńskiej płytka i bezwartościowa rozmowa – pseudoflirt.
Niektóre z tych tekstów są, wyjątkowo, jak na autora, satyryczne. W felietonie „Sublokatorska dola” Mazowiecki w formie dziennika przedstawia powojenne problemy lokatorskie:
9 X. Oto czego mi jeszcze nie wolno: palić światła wieczorem po godzinie dziesiątej, chyba że za dopłatą tysiąca złotych; przyjmować wizyt przyjaciół w godzinach przedpołudniowych, kiedy gospodyni śpi; chrapać w nocy (…); wstawać przed godziną siódmą rano. Spytałem się, co mi więc wolno. [Godpodyni] Odpowiedziała mi, że mieszkać. Zatem mieszkam.
Niestety, po rozczarowaniu szykanami w organizacjach studenckich, codzienność warszawskich żaków okazała się równie zniechęcająca.
Student vs marksistowska teoria prawa
Przyszły premier zawalił studia. Nie da się ukryć, że po części z własnej winy. Przez kilka lat poświęcał czas licznym organizacjom i pisaniu, a więc opuszczał zajęcia i zaniedbywał studia. Kiedy chciał powrócić na uczelnię i wznowić edukację, na przeszkodzie stanął mu… Marks.
Pewien profesor napotkany na wydziałowych korytarzach nakazał Mazowieckiemu zdać egzamin z teorii prawa. Student próbował protestować, że przecież zdążył już ten przedmiot zaliczyć. Usłyszał w odpowiedzi: „Teraz jest marksistowska teoria prawa!”. Tego było za wiele dla młodego idealisty. Rzucił definitywnie studia i oddał się całkowicie działalności w Paksie.
Źródło
Andrzej Brzeziecki, Tadeusz Mazowiecki. Biografia naszego premiera, Znak Horyzont, Kraków 2015.
Redakcja: Roman Sidorski, fotoedycja: Roman Sidorski
KOMENTARZE (2)
Gdy czytałem jego uzasadnienie dla wyboru sutdiów prawniczych, to jakbym sam siebie słyszał. O marksistowskiej teorii prawa też się niekiedy wspomina, na szczęście co najwyżej pobieżnie, jak o ciekawostce ;)
I bardzo dobrze