Podziemna Warszawa przez niemal całą okupację szukała okazji do zemsty, przeprowadzając zamachy na pojedynczych funkcjonariuszy aparatu terroru czy nawet całe ich grupy. Jednak szansa prawdziwego odwetu za ofiary Szucha i Pawiaka nadeszła dopiero z początkiem Powstania Warszawskiego.
Pierwsze godziny walk upłynęły pod znakiem chaosu, ale i entuzjazmu, który opanował tak żołnierzy, jak i cywilów. To dzięki niemu na ulicach błyskawicznie wyrastały barykady. Do oddziałów zgłaszali się ochotnicy, a w różnych częściach miasta zakładano, mimo problemów organizacyjnych, obozy jenieckie. I tak np. pierwszy i największy z nich znajdował się w Śródmieściu, niedaleko miejsca stacjonowania dowódcy Powstania, płk. Antoniego Chruściela „Montera”.
Oko za oko… egzekucja za egzekucje
Rozkazy przez niego wydawane już w pierwszej połowie sierpnia uporządkowały zasady postępowania z zatrzymanymi. Wśród trzech grup wymienionych w dokumentach najgorszy przewidziano dla drugiej, w której skład wchodzili SS-mani, gestapowcy czy też szkodliwi volksdeutsche. W teorii oddawano ich Wojskowym Sądom Specjalnym. W rzeczywistości jednak przeznaczono dla nich jedną karę – śmierć.
Od samego początku walk areną dramatycznych wydarzeń stała się warszawska Wola. Ludność cywilną hitlerowcy spędzali na podwórza, place fabryczne, do baraków i kościołów, gdzie ofiary rozstrzeliwano i palono. W szpitalach mordowano rannych i chorych. Nikogo nie oszczędzano. Dymy płonących budynków coraz częściej mieszały się z tymi unoszącymi się nad zwałami zwęglonych trupów.
Po stronie polskiej wzrastało poczucie bezradności. Żołnierze obserwujący ze swoich stanowisk dantejskie sceny, dziejące się czasem zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich, coraz wyraźniej odczuwali potrzebę zemsty.
W dniu 4 sierpnia jeden z patroli batalionu „Czata 49” pojmał, jak podał jego żołnierz i historyk, Romuald Śreniawa-Szypiowski, 6 volksdeutschów (w tym również 1 kobieta i 1 chłopak) złapanych na gorącym uczynku podpalania domów.
Nie wiadomo, czy oddano ich pod sąd. Jednak nawet jeśli, to decyzja co do ich losu mogła być tylko jedna. Sami bowiem nie kryli się z tym [co zrobili], grożąc, że jak im się coś zrobi, to zostaną pomszczeni przez swoich. Ta zapowiedź represji nie zrobiła na nikim wrażenia. Być może nawet wzmocniła dotychczasowe emocje.
Jeden z oficerów batalionu wybrał szóstkę żołnierzy. Więźniów ze związanymi rękoma ustawiono pod murem, nomen omen, cmentarza. Pada rozkaz: „celuj”. Chwila ciszy, pluton egzekucyjny patrzy na skazańców. „Ognia!”. Huk wystrzału, ciała osuwają się na ziemię.
Bo porządek musi być
Jeszcze w pierwszej połowie sierpnia dowództwo Powstania dostało raport o sytuacji panującej w społeczeństwie:
Bierność i wystraszenie Niemców w pierwszych dniach powstania oraz powszechny entuzjazm – złagodziły początkowo nastroje wrogie wobec Niemców. Następnie jednak aktywność, represje i mordy obudziły dawne uczucia: lęku i nienawiści, wyrażające się w determinacji. Ogół reaguje zwiększoną nienawiścią i zawziętością oraz chęcią odwetu. (…) Wobec żandarmerii, gestapo i Ukraińców – nienawiść i chęć natychmiastowego likwidowania. Ukraińców z reguły traktuje się bezlitośnie, oskarżając o zdradę i dywersję.
Mimo takich nastrojów egzekucje przeprowadzano w sposób zaskakująco uporządkowany. Sąd, wyrok i wykonanie go. Gdyby nie tło tych wydarzeń, można by rzec: ordnung muss sein.
Niemieccy jeńcy pod murem
Czasem jednak dochodziło do spontanicznych rozstrzeliwań. W dniu 6 września, kiedy padało Powiśle, Zbigniew Blichewicz „Szczerba”, którego oddział miał się wycofywać jako jeden z ostatnich, usłyszał nagle strzały. Dochodziły z rejonu, który powinni zajmować jeszcze Powstańcy. Postanowił to sprawdzić. Na miejscu zobaczył ogród, a w nim:
barak, na tle którego stoi w szeregu kilkunastu ludzi. Obok przypatruje się temu spora gromadka osób obojga płci. Przeważają mężczyźni. Przed ustawionymi pod ścianą baraku ludźmi kręci się kilku żołnierzy AK i co chwila któryś z nich strzela do stojących bez ruchu.
Strzały oddawano pojedynczo. Ciała, jedno za drugim, waliły się na ziemię. Robiło to wrażenie jakiejś makabrycznej zabawy, zaimprowizowanej ad hoc.
Blichewicz przez kilka chwil zszokowany przyglądał się całej scenie. Kiedy w końcu zapytał, o co w tym wszystkim chodzi, usłyszał: Rozwalamy folksdojczów! Okazało się, że pochodzili oni z tamtejszego obozu. Gdy część jeńców uciekła z niego, resztę postanowiono zabić, żeby nie wrócili do swoich.
Nie wiedząc, co począć z tą historią, „Szczerba” udał się do swojego dowódcy, który rozkazał mu „zrobienie porządku”. Niechętny, uważał bowiem, że jego ludzie nie powinni wypełniać takich zadań, wrócił na miejsce.
Czy ty zasługujesz, aby żyć?
Tam „makabryczna zabawa” ciągle trwała. Blichewicz wrzasnął: Stop! Przerwij ogień. Znajdując się teraz w centrum uwagi wszystkich obecnych, nakazał opuszczenie broni, po czym spojrzał na skazańców. Wszyscy patrzyli na mnie – wspominał – w sposób, którego nie potrafię opisać. W ich wzroku było wszystko: zwierzęcy strach, nadzieja, pytanie i krzyk, błaganie i znowu lęk.
Zadał jednemu ze stojących pod ścianą pytanie, kim jest. Tamten odparł, że pirotechnikiem, który dopiero niedawno przyjechał do Generalnego Gubernatorstwa, a w wojsku i w partii nigdy nie był. Uważał, że z uwagi na swoją profesję może się przydać Polakom.
„Szczerba” postanowił poddać go testowi, od którego wyniku miało zależeć życie tego człowieka: Czy ty, jako Niemiec, choćby i nie mundurowy… Czy ty masz prawo żyć?! Tamten zrezygnowany milcząco pokręcił głową. I dzięki temu przeżył.
Jego zbawiciel nakazał mu wystąpienie z szeregu, po czym zwrócił się do jednego z żołnierzy, już wcześniej wykonujących egzekucję:
Wszystkich folksdojczów do ziemi! Niemców rodowitych i tylko tych, jak ten, co mogą nam się na coś przydać, zostawić. Ciała reszty powrzucać do baraku, oblać naftą i spalić! Dopilnować, żeby się wszystko dobrze spaliło! Żeby nie zostawić żadnych śladów!
Odpowiedzialnymi za wykonanie polecenia uczynił kilku swoich ludzi. Gdy Blichewicz odchodził z miejsca wydarzeń, nie słyszał strzałów, wyczułem natomiast, że ktoś za mną idzie. Mój Niemiec szedł za mną cicho i potulnie. Gdy się obejrzałem, napotkałem jego psio wdzięczne oczy. Nie odstępował też mnie na krok.
Po kilku godzinach powrócili żołnierze „Szczerby”, meldując wykonanie rozkazu.
Krwawa zemsta Powstańców?
W połowie miesiąca Blichewicz jeszcze raz natknął się na swojego pirotechnika. Razem z kilkoma innymi jeńcami zajmował się rozbrajaniem niewypałów. Rola niebezpieczna, ale dająca szanse na przeżycie.
Pomijając SS-manów, gestapowców czy „szkodliwych volksdeutschów”, których los przeważnie stawał się przesądzony wraz z dostaniem się w polskie ręce, większość jeńców niemieckich nie mogła narzekać na swój los. Dobrze traktowani, będący pod opieką lekarską, dostający porcje żywieniowe takie jak wszyscy inni.
Chęć odwetu, istniejąca w społeczeństwie polskim, nie przełożyła się na masowe represje wobec więźniów. Pojedyncze przypadki znane ze źródeł dają raczej obraz uporządkowanego i sprawiedliwego podejścia do sprawy. Bo Powstanie Warszawskie, jak napisał Janusz Marszalec, historyk, nie jest historią krwawej zemsty.
Źródła:
- Śreniawa-Szypiowski R., Działania bojowe bat. „Czata 49” w czasie powstania warszawskiego, Warszawa 1959 [mps].
- Powstanie Warszawskie 1944. Wybór dokumentów. Okres przejściowy 8–10 VIII 1944, oprac. t. 2, cz. 2, red. P. Matusak, Instytut Historii Akademii Podlaskiej, Wydział Historyczny MWSHP w Łowiczu, Wojskowy Instytut Historyczny AON 2002.
- Blichewicz Z., Powstańczy tryptyk, Oficyna Wydawnicza Finna 2009.
- Marszalec J., Ochrona porządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu Warszawskim, Oficyna Wydawnicza „Rytm” 1999.
Redakcja: Krzysztof Chaba; Fotoedycja: Rafał Kuzak
KOMENTARZE (43)
akurat we wczorajszym „Czasie Honoru” była podobna scena…
Autor tego artykulu, chyba zapomnial, kto rozpoczal wojne? I jakie konsekwencje nioslo bestialskie mordowanie ludnosci cywilnej jak i jencow wojennych od samego poczatku tego piekla przez niemcow. To zrozumiale, ze podczas wojny, zdrajcy, kolaboranci sa rozstrzeliwani w pierwszej kolejnosci. To nie my rozpetalismy to pieklo , i nikt nie mordowal cywilow jak i zolnierzy na taka skale, jak niemcy i rosjanie podczas wojny. Powstanie bylo gehenna, dla calej ludnosci cywilnej, paleni zywcem przez specjalne oddzialy niemieckich recydywistow. Gwalty i znecanie sie nad kobietami i dziecmi. A autor tego artykulu, probuje manipulowac faktami, jakoby Wojsko Polskie, dokonywalo ezgekucji bez sadow. A czy niemcy tak przestrzegali konwencje Genewska? Wiec prosze trzymac sie faktow a nie probowac zmieniac hostorie pojedynczymi przypadkami. Dodam jeszcze od siebie, za ja w warunkach wojny zdrajcow i kolaborantow likwidowalbym od razu, jesli wiedzialbym na 100% ze to zdrajca> Bo wlasnie przez takich ludzi bez honoru, gineli Polacy jak i cale rodziny.
Szanowny Panie,
Autor artykułu o niczym nie zapomniał. Jestem natomiast bardzo ciekaw, na podstawie czego wywnioskował Pan, że tak się stało? W którym miejscu negatywnie oceniłem to co się wówczas działo? Bo mam wrażenie, że w żadnym. Tekst jedynie opisuje samo zjawisko, nie ocenia go. Wyraźnie zaznaczyłem, że sądownictwo powstańcze działało w sposób bardzo uporządkowany i sprawiedliwy, i to mimo szalenie trudnych warunków. Tak samo podkreśliłem, że opisywane przypadki są historiami czysto jednostkowymi, które nie zmieniają ogólnego obrazu. Pozwolę sobie zacytować odpowiednie fragmenty:
„Mimo takich nastrojów egzekucje przeprowadzano w sposób zaskakująco uporządkowany. Sąd, wyrok i wykonanie go. Gdyby nie tło tych wydarzeń, można by rzec: ordnung muss sein.
(…)
Czasem jednak dochodziło do spontanicznych rozstrzeliwań.
(…)
Pomijając SS-manów, gestapowców czy „szkodliwych volksdeutschów”, których los przeważnie stawał się przesądzony wraz z dostaniem się w polskie ręce, większość jeńców niemieckich nie mogła narzekać na swój los. Dobrze traktowani, będący pod opieką lekarską, dostający porcje żywieniowe takie jak wszyscy inni.
Chęć odwetu, istniejąca w społeczeństwie polskim, nie przełożyła się na masowe represje wobec więźniów. Pojedyncze przypadki znane ze źródeł dają raczej obraz uporządkowanego i sprawiedliwego podejścia do sprawy. Bo Powstanie Warszawskie, jak napisał Janusz Marszalec, historyk, nie jest historią krwawej zemsty”.
Jak na tak krótki tekst chyba wystarczająco dużo podkreśleń, jak wyglądała ogólna sytuacja. Formuła portalu, na którym się znajdujemy, zakłada m.in. opisywanie konkretnych sytuacji, niekiedy szokujących. Stąd i taka a nie inna forma tekstu i taki a nie inny stosunek sytuacji jednostkowych do ogólnego obrazu. Jednak wyciąganie wniosków, które Pan wysunął, uważam za co najmniej nieuprawnione. Jeśli uważa Pan inaczej, proszę na konkretnych cytatach z tekstu dowieść, że manipuluję faktami. Proszę podważyć przedstawione historie, proszę wskazać gdzie napisałem, że egzekucje bez sądów były normą.
Co do Pańskiej deklaracji na koniec – cóż, polecam zajrzeć do książki Dave’a Grossmana „O zabijaniu”. Doskonała praca byłego wojskowego uwzględniająca lata badań historyków i psychologów. Albo też przeczytać relacje Pana Stanisława Likiernika, żołnierza Oddziału Dyspozycyjnego „A” Kedywu OW AK, dotyczące wykonywania wyroków w okupowanej Warszawie. Może przekona się Pan, że zabijanie nie jest tak prostą czynnością jak może nam się wydawać.
Tymczasem oczekuję Pańskiej odpowiedzi i udowodnienia, że manipuluję faktami. Ale tak konkretnie, na przykładach z tekstu.
Z wyrazami szacunku,
Sebastian Pawlina.
a pan znawca pierwszy sprawiedliwy wiedziałby w warunkach wojennych koto jest zdrajca lub kolaborantem – chyba po wyglądzie byś pan poznawał lub słuchał przekupek z rynku
Nie, no bez jaj. Serio? To już nawet nic nie można napisać o incydentach? Wiadomo, że II wojna światowa to przede wszystkim czarna karta historii Niemiec, Rosji, Włoch, Ukrainy etc., ale nie dajmy się zwariować. Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby w takim dużym mieście pogrążonym w nagminnym widmie śmierci ludzie, w tak ogromnej sile nie tracili zimnej krwi i tak beznamiętnie wszystkich swoich oprawców traktowali z łaskawością. Nikt przecież nie ocenia tych, co to zrobili. Czytał Pan „oburzony” powieść Romana Bratnego „Kolumbowie”? Tam było dokładnie opisane, jak bohaterowie o dość pozytywnych z reguły cechach tracą panowanie nad sobą i zabijają bezbronnych już Niemców. Powieść pisał człowiek, który sam to widział. Tak samo świetnie u P. Normana Daviesa jest problem pokazany. Nie wiem o co ten ból do Autora, skoro wyraźnie artykuł jest na końcu zrównoważony – zaznaczone jest jak byk, że mowa była o incydentach. To strona o charakterze popularnym – nie wymaga się przypisu do każdego zdania. Jeśli ktoś chce poważnej literatury, to niech przestanie czytać internet i pójdzie do biblioteki uniwersyteckiej…
Koledze coś się pomieszało. Zastrzelenie Polaka było zbrodnią, a zabicie Niemca incydentem.
Bardzo ciekawy tekst. O ile sobie przypominam to w czasie bitwy pod Monte Cassino doszło do kilku incydentów w których żołnierze 2 Korpusu zlikwidowali niemieckich jeńców.
Pod Monte Cassino na pewno rozwalili Niemca, który będąc rannym, opatrywanym przez polskich sanitariuszy, jednego dźgnął nożem. Nie dziwię się, rannemu przysługuje ochrona, jeśli powstrzymuje się od walki, tutaj po prostu zrobił rzecz perfidną i słusznie spotkała go kulka.
…
Trudno się dziwić Powstańcom – jeśli np. „gołębiarz” by mi wytłukł połowę oddziału, dodatkowo ciężko raniąc pozostałych, i potem bym go dorwał, to pewnie bym mu rozwalił łeb kolbą, żałując kuli. Wojny nie da się prowadzić w białych rękawiczkach, zwłaszcza gdy druga strona nie przestrzega żadnych reguł, mordując ludność cywilną, jeńców, niszcząc co popadnie. Żadnej litości też bym nie miał dla zwyrodnialców Dirlewangera i Kamińskiego, bo to był po prostu element kryminalny, niegodny miana żołnierzy.
Snajperów jakiejkolwiek strony chyba zawsze spotykał ten sam los.
tylko pod warunkiem, że dali się złapać…
Panie Sebastianie,
Postaram sie odpowiedziec na panski komentarz. Otoz przejde od razu do meritum. Juz sam tytul artykulu ma w mojej opinii negatywny wydzwiek.
„Rozwalamy folksdojczów! Los niemieckich jeńców w Powstaniu Warszawskim” – w moim odczuciu tytul ten jednoznacznie przedstawia powstancow w bardzo negatywnym swietle,a samych jencow niemieckich „folksdojczow” jako ofiary. Dlatego moja reakcja jest taka a nie inna. Gdyby choc w polowie Niemcy byli tak honorowi jak Polacy, to mozna by uniknac wielu ofiar, choc jak pan sam doskonale wie z racji swojego zawodu, tak niestety nie bylo. Dla Niemcow jak pan sam dobrze wie , nie istanialo cos takiego jak „ludnosc cywilna” czy „jency wojenni”. Prosze wrocic do pierwszych dni wojny, gdzie celowo byly bombardowane szpitale, szkoly i obiekty cywilne, nawet te ze znakiem „czerwonego krzyza” Polecam panu dokumentalny film amerykanskiego dziennikarza Juliena Bryana o tym jak konala Warszawa i jej ludnosc juz od pierwszych dni wojny. Prosze sie wiec nie dziwic ludziom i temu jak traktowano „konfidentow-folksdojczow”. Polska i jej ludnosc poniosla najwieksze straty zarowno materialne jak i osobowe. Zdaje pan sobie doskonale, kto tutaj byl „katem” a kto „ofiara”. Natmiast coraz wiecej pojawia sie komentarzy i publicystow, ktorzy celowo, albo nieswiadomie przeinaczaja historie, doskonalym przykladem niech beda slowa Wladyslawa Bartoszewskiego- ktory otwarcie wyzanal, ze w Powstaniu Warszawskim, bal sie bardziej Polakow niz Niemcow. Uwazam, ze sa to slowa bardzo krzywdzace jak i nieobiektywne. Dlatego panski artykul, pomimo wywazonej oceny, z racji tytulu nie podoba mi sie. Jest to oczywiscie moja subiektywna opinia.
Pozdrawiam
Wojciech
Szanowny Panie,
Tytuł oczywiście jest lekko prowokacyjny, ale wyciąganie na jego podstawie takich a nie innych wniosków, to zwyczajnie nadinterpretacja. W cytacie ze wspomnień Zbigniewa Blichewicza „Szczerby”, umieszczonych w tekście, wyraźnie jest wzmianka o volksdeutschach, których należy „rozwalić”. Tak więc po lekturze całości dość oczywiste powinno się stać to, skąd taki tytuł. Podsumowując ten wątek: z mojej strony, jak i ze strony redakcji portalu, nie było żadnego zamiaru robienia z tych ludzi ofiar, a z Powstańców krwawych katów, którzy ślepo mordowali bez wyroku sądu. Według zasady „odpowiadam za to co mówię, a nie za to co ktoś sobie pomyśli”, ani ja, ani redakcja, nie możemy brać odpowiedzialności za interpretacje niezgodne z naszymi zamierzeniami. Tytuł miał jedynie przyciągnąć, a nie robić z kogokolwiek ofiary.
Pan natomiast postawił bardzo poważny zarzut – manipulowania faktami. Poprosiłem o wskazanie, gdzie to robię. W odpowiedzi dostałem jedynie tytuł. Trochę mało jak na zarzut o takiej wadze. Dodatkowo pisze Pan, żebym się nie dziwił ludziom, że tak właśnie traktowano volksdeutschów. I znowu – gdzie się dziwię? Jakiś cytat? Tekst nawet przez moment nie ocenia zjawiska, podaje jedynie dwa przypadki będące wyjątkami od reguły – przy czym w pierwszym przypadku nie jesteśmy w stanie wykluczyć udziału sądu w całej sprawie. Tak więc rzeczy, o których Pan pisze, nie są nawet przez moment podważane tutaj. Jest wzmianka o zemście za ofiary Szucha i Pawiaka. Jest wyraźnie podkreślone, że poza tymi kilkoma przypadkami (boję się co by się stało, gdybym opisał historię znaną z książki Janusza Marszalca, wtedy to dopiero by mi się dostało) wszystko przebiegało w sposób prawidłowy, a Powstanie nie jest historią krwawej zemsty. Trudno mi wyobrazić sobie, co jeszcze trzeba by dodać, żeby nie zostać oskarżonym o manipulowanie faktami.
Do słów Władysława Bartoszewskiego trudno mi się odnieść, nie znam kontekstu wypowiedzi.
Z wyrazami szacunku,
SP.
To jeszcze raz, znalazłem wzmiankowaną wypowiedź Władysława Bartoszewskiego (czy może raczej jej omówienie): http://www.wprost.pl/ar/233766/Bartoszewski-w-czasie-wojny-balem-sie-bardziej-Polakow-niz-Niemcow/
Władysław Bartoszewski odnosi się tutaj do okresu przed 1 sierpnia 1944. Osobiście nie widzę nic niewłaściwego w tym, co powiedział. Po żołnierzach niemieckich czy też funkcjonariuszach aparatu terroru wiadomo było czego się spodziewać. Natomiast to, że w społeczeństwie trafiali się ludzie, którzy donosili, czasem z bardzo błahych powodów (polecam pracę Barbary Engelking, „Szanowny panie gistapo”), to fakt. I tutaj trzeba było bardzo uważać na to co się mówiło i do kogo, w konspiracji to była jedna z podstawowych zasad. Zachowany w zbiorach Józefa Rybickiego w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego dokument poświęcony zasadom radzenia sobie z aresztowaniami w organizacji, jako jedno z podstawowych źródeł „wsyp” traktował tzw. „konfidentów towarzyskich”, którymi z oczywistych względów nie mogli być Niemcy. Wojna wyzwala w ludziach najgorsze instynkty. Tak więc dla mnie wypowiedź Władysława Bartoszewskiego to nic innego jak przyznanie, że w towarzystwie nieznanych sobie osób (nawet sąsiadów, o których nie wiedziało się specjalnie dużo) trzeba było uważać, nigdy bowiem człowiek nie mógł mieć pewności, czy to co powie, co zrobi, nie trafi do Niemców. W tych słowach nie ma niczego krzywdzącego i nieobiektywnego (inna rzecz, że rozmawiamy tutaj o indywidualnych doświadczeniach Władysława Bartoszewskiego, które z natury rzeczy są czymś wybitnie indywidualnym).
Prowokacyjne tytuły są niestety dość częstym zjawiskiem na tym portalu. Szkoda. Kiedyś z chęcią tutaj zaglądałam, ale od dłuższego czasu mam wrażenie, że szukacie taniej sensacji i jestem coraz bardziej zniesmaczona Waszymi artykułami. Zwłaszcza jeśli tytuł nijak się ma do jego treści. Sam Pan przyznaje, że tytuł miał prowokować i przyciągać. Niestety wzbudza bardzo negatywne emocje i może być źle interpretowany. Może sugerować, że jednostkowe przypadki opisane w artykule, w rzeczywistości były normą, co jest karygodne w czasach, gdy w wielu zagranicznych mediach ofiary są mylone z katami. I za takie interpretacje redakcja jest jak najbardziej odpowiedzialna. Chęć przyciągnięcia uwagi nie powinna usprawiedliwiać braku wyczucia. Cieszę się, że nie poszedł Pan o krok dalej i w tytule nie zacytował polecenia, żeby ciała spalić tak, żeby nie pozostawić śladu. To już by całkowicie sugerowało zbrodnie wojenne i zacieranie ich śladów.
Do Autora.
Gratuluję podjęcia niewygodnego tematu. Mam jedną uwagę. Cytując raport dowództwa Powstania powinien się Pan choć słowem odnieść do podawania przez autora nieprawdziwej proweniencji części z oprawców.
Tak jak każdy spalony czołg przez Powstańców był „Tygrysem”, tak każdy z tłumiących mówiący ruską mową „Ukraińcem”. Powstanie tłumili Rosjanie z RONA, a nie Ukraińcy.
Niby szczegół, ale należy zachować należytą staranność.
Szanowny Panie,
Gratulować nie ma czego – zagadnienie podejmowali wcześniej już inni. Nie przełamałem tutaj żadnego tabu. Tym niemniej dziękuję za dobre słowo.
Co do wyjaśniania – oczywiście ma Pan rację. Gdyby tekst miał charakter naukowy zapewne tak bym uczynił. Rzecz w tym, że teksty takie jak ten, rządzą się swoimi prawami i siłą rzeczy wymuszają ograniczenie wyjaśniania wszystkich wątpliwych wątków kosztem samej narracji (a i u samego autora czasem zmniejszają czujność, przynajmniej sam tak czasem mam). Oczywiście można było znaleźć sposób na sprostowanie tego fragmentu, ot chociażby w nawiasie podać kilka słów wyjaśnienia – tutaj bez bicia przyznaję się, że nie podjąłem należytego wysiłku.
Jeszcze raz dziękując za dobre słowo, z wyrazami szacunku,
Sebastian Pawlina.
Przykro mi, ale w samej RONA sluzylo wielu Ukraincow (a takze i Bialorusow) – Kaminski narodowosciowo wybredny nie byl, a i sam Himmler na tym etapie wojny rasowo nie przebieral.
Zachowaly sie wielorakie listy stanu tej brygady, bo „Ordnung” mial byc nawet i w tej „gorszej” SS – wiele nazwisk to nazwiska ponad wszelka watpliwosc ukrainskie (a takze imiejsca urodzenia i imiona ojcow), podobnie zreszta jak i w ROA Vlassova.
A zdanie von dem Bacha o samym Kaminskim chyba jest powszechnie znane – min dzieki niemu dostal od Gestapo kulke w leb … za grabieze w Warszawie na wlasna reke z ignorowaniem potrzeb III Reich.;)
OK, dzisiejsza polityka-polityka, ale nie zaklamujmy przy okazji historii, bo jak u Orwella zaczniemy drukowac nowe wydania starych gazet.
—————
A propos innej wypowiedzi wyzej – za rzez Woli (w ktorej sam bral czynny udzial) odpowiada glownie sadysta i zboczeniec Dirlewanger; zreszta twoja chec rozwalenia tych zbrodniarzy co do jednego niemal sie spelnila – Dirlewanger stracil niemal caly stan swej Sturmbrigade, choc szybko dostal ponowne uzupelnienie z niemieckich kryminalow.
Ta jednostka SS, choc jako skuteczni rzeznicy ceniona przez Himmlera, byla zwana przez wspomnianego von dem Bacha po prostu „stadem swin”.
PS. Dokladnie w ciagu pierwszych 2 miesiecy powstania Dirlewanger stracil (z uzupelnieniami, stratami i kolejnymi uzupelnieniami) ponad 315% stanu swej brygady.
Swoją wiedzę opieram o artykuł Zenona Rudnego „Brygada RONA.”, który ukazał się w Wojskowym Przeglądzie Historycznym. Nie ma tam rewelacji o narodowości podwładnych Kamińskiego o których Pan/Pani wspomina. Białorusinów bym jeszcze zrozumiał, bo jednostka tamtędy przechodziła, ale skąd tam Ukraińcy?
Kamiński został najprawdopodobniej zabity dlatego, że wiedział za dużo i mógł po wojnie obciążyć wielu oficerów niemieckich. Za dużo wiedział o kulisach tłumienia powstania, a nie był „swój”. Niemcy mieli pełną świadomość, że Rzesz nie dość, że tysiąca lat, to pewnie i następnego roku nie przetrwa.
Polityczna poprawność nie usprawiedliwia prób przekłamywania historii. Zapewniam Pana, że relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń są wiarygodne i udział Ukraińców w tłumieniu Powstania jest niezaprzeczalny. Wśród Powstańców nie byli sami mieszkańcy Warszawy, ale również ludność, która musiała uciekać z Kresów Wschodnich po wkroczeniu Rosjan do Polski. I nie wmówi mi Pan, że ci ludzie nie potrafili odróżnić Ukraińca od Rosjanina po mowie. Język rosyjski i język ukraiński bardzo się różnią i nie mogło być mowy o pomyłce, jeśli ktoś miał kiedykolwiek styczność z tymi językami. A tłumiący Powstanie Ukraińcy wcale nie podszywali sie pod Rosjan. Bo i po co mieli to robić?
Za rzez na Woli kazdego zlapanego niemca z miejsca bym usmiercal bez wzgledu na to jaka mial funkcje.
Czyli, o ile się nie mylę, byłbyś nie lepszy od nich?
„Czyli, o ile się nie mylę, byłbyś nie lepszy od nich?”
Bzdura. Puszczanie wolno takich oprawców to czysta pycha i egocentryzm puszczającego, a może i tchórzostwo. Śmieci sie likwiduje, a nie traktuje jak nieświadome swoich czynów ofiary, a każdy Niemiec w PL dobrze wiedział co i jak. Pewnych rzeczy się nie wybacza i tyle – oczywiście nie należy nienawiści przenosić na dzieci czy następne pokolenia.
Wybrane komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Konrad K.: Tak, ponoć na miejscu grupowo likwidowano jeńców z ss Azerskie, też baon Azer.111 pułk (wermacht,ale w grupie bojowej 'Dirlewanger’) -odpowiedzialni za masakry na Woli
Jakub P.: Dla morderców cywilów i jeńców nie ma litości. W takich okolicznościach naczelnym prawem wojny jest zasada „Oko za Oko”.
Zły M.: Wet za wet. Gdyby fryce zachowywali się tak jak np. we Francji nikt by ich nie mordował po wzięciu do niewoli. Zresztą jeńcem może być żołnierz a nie pospolity bandyta z SS. Kula w łeb dla takiego ścierwa to i tak za duży honor.
Konrad K.: wg mego skromnego zdania, powinno się ich wieszać, bardziej hańbiące -tyle, że w warunkach polowych raczej nie było ku temu odp.środków -nie tyle może kabla czy sznurków, co znikoma już ilość drzew, gałęzi, pozostałych latarni;) były za to bagnety, noże kuchenne etc -wiadomo
Ola Zaprutko-Janicka: „Wet za wet” i „powinno się ich wieszać”… no brawo panowie! powstańcy, kwiat polskiej młodzieży, te brylanty co to nimi musimy jako naród do wrogów strzelać, niech nie będą lepsi od nazistowskich zbrodniarzy? W głowie się nie mieści!
Marek P.: Piszac takie pierdoly ni jestescie lepsi od tyc Niemcow. Inna sprawa jest fakt, ze jencow po prostu nie byloby gdzie przetrzymywac, a gdyby ich wypuszczono, to wrociliby do swoich.
Eros A.: no i jesli nie jestescie impotentami to gwałćcie owych jeńców babcie,matki,zony i kochanki i jak starczy to dzieci !!! i wojna bedzie wtedy sprawiedliwa !!! a ze wojna bedzie to czas na pokorę przyjdzie i to szybko…
Maciej A.: Bardzo dobrze!! Zrobilbym to samo…albo gorzej !
Ola Zaprutko-Janicka: przerażające… wojna ma oczywiście swoje prawa, jednak takie opinie są dla mnie po prostu przerażające. większość powstańców to bohaterowie, którzy poświęcili życie za ojczyznę, jednak mordowanie jeńców to zbrodnia wojenna. wyroki Wojskowych Sądów Specjalnych były tylko listkiem figowym.
Maciej A.: Blah Blah Blah ! Za Pawiak! Za Szucha! Za gwałty i kradzieże! Za plucie nam w twarz! Za obozy śmierci! Za traktowanie nas jak pól-ludzi, za zrujnowana Stolice…
Nie wybaczymy nigdy!! Teraz zabijalbym niemieckie kobiety i dzieci!! Co o tym myślisz ?? Dostali to samo piekło które szerzyli! BARDZO DOBRZE, ZA MAŁO !! To była wojna na wyniszczenie i zniszczeni powinni zostać !! Otwórz oczy! Czy nas stawiano przed sadem? Czy raczej katowano w piwnicach i dobijalo strzałem w głowę ?! Krew mnie zalewa jak słyszę takie tolerancyjne komentarze!!
Konrad S.: Nie ma się co oszukiwać – na każdej wojnie robi się takie rzeczy.
Marek R.: a mieli ich glaskać po główkach?
Do Ola Zaprutko z powyższego komentarza: Ciężko jest uwierzyć w retorykę prezentowaną w artykule, jakoby niemieccy jeńcy byli rozstrzelani bez uprzedniego wyroku Wojskowego Sądu Specjalnego. Bo artykuł stara się sprawić takie wrażenie, ale nigdzie nie uzasadnia, że tak było! To jest rzetelność historyczna?
Prawdę mówiąc spodziewałem się, że takie zdarzenia miały miejsce. Tak szczerze to nie znajduję argumentów na potępienie powstańców – pewnie robiłbym to samo.
Zastrzegam się, że Niemcom ich potwornych, niewyobrażalnych zbrodni dokonanych na Polsce i Polakach nigdy nie wolno wybaczyć, ani zapomnieć. Ale oto taki obrazek z Powstania: mój nieżyjący już znajomy walczył w AK na Mokotowie. W pewnym momencie w trakcie walki ulicznej zza rogu tenże znajomy wyskoczył na młodego żołnierza niemieckiego. Obydwu naraz zacięła sie broń. Poszła walka wręcz, w której mój znajomy wygrał i wziął tego Niemca do niewoli. Odprowadził go do swojego oddziału i zdał go dwóm innym starszym szarżą powstańcom. A potem po kilku tygodniach po kapitulacji Mokotowa oddział stoi w szeregu i przechodzi ten Niemiec szukając swoich „opiekunów”, żeby sie zemścić za traktowanie (tortury). Poznał mojego znajomego i dał mu znak, że go poznał, ale zostawił w spokoju, szukał tamtych i nie znalazł.
Tak więc jednak nie rozwalono tego niemieckiego żołnierza …. i to tyle.
Moim zdaniem slusznie ze sie o tych sprawach pisze .Nie powinno byc bialych plam.Historia powinna byc pelna,powinnismy znac jak bylo naprawde.Czas wojny,byl czasem gdy ludzi stawiano w bardzo skrajnych sytuacjach wiec i rekcje bylu zerojedynkowe.To naturalne.
Tym bardziej ze Niemcy nie pozostawiali zludzen ze chodzi im o wyniszczenie biologiczne Polakow.Pojedyncze losy ludzkie nie mialy znaczenia bo walczyly ze soba olbrzymie grupy ludzkie czyli nacje.
Nalezalo sie okreslic bez szans na odgadniecie kto wygra. To dawalo zludna szanse na przezycie.Zludna! .Dawalo tez poczucie ze smierc miala jakis sens .Nie oceniam pod wzgledem moralnym Stram suie spojrzec tylko na czlowieka poddanego skrajnemu cisnieniu okolicznosci.
Powstanie Warszawskie to jedno a działania partyzanckie w zasięgu całego kraju i walki wojsk polskich na zachodzie i wschodzie to drugie. Było wiele przykładów mordowania niemieckich jeńców i może rzadziej cywili. I powiem tak- szkoda że nie było ich więcej, Śmiejemy się z Czechów a oni zachowali się jak prawdziwy naród z charakterem i po wojnie dokonał masowych zbrodni na Niemcach. Możemy się bawić w rycerzyków, tylko po co? Niemcy to taki naród ze szlachetnych gestów nie szanują bo dla nich to tylko i wyłącznie oznaka słabości. Tam gdzie np. 1 armia WP zachowywała się przyzwoicie tam jej żołnierze nie byli szanowani a tam gdzie Polacy mordowali tam byli traktowani z respektem a w polityce chodzi o respekt, Czytali ,,księcia”? polityka do dziś rządzi się takimi a nie innymi prawami. Chcesz się liczyć to musisz być silny i bezwzględny a za krzywdy odpłacać z nawiązką. Polska a szczególnie tzw. Ziemie Odzyskane miały być miejscem wielkich masakr podobnie jak Sudety w Czechosłowacji. A tak to Niemcy nas do dziś mają za nic. I proszę jeszcze o jedno- nie piszcie hitlerowcy, naziści tylko Niemcy.
Podczas „Kampanii Wrześniowej” Niemcy wzięli do niewoli ponad 400 tyś. jeńców. Miało miejsce kilka aktów będących zbrodniami wojennymi lecz los reszty jeńców był stosunkowo łagodny i nie odbiegający (prawdopodobnie nawet dogodniejszy) od francuskiego. Część zwolniono, część przeniesiono do obozów w głębi Rzeszy. Wyobraź sobie do czego mogłoby dojść gdyby tą garstkę jeńców niemieckich w ’39 stracono…
W 1939 r., doszło również do kilku zbrodni z polskiej strony. Poza tym jeńców niemieckich było relatywnie niewielu więc nie bardzo było kogo mordować. Nie zgadzam się jednak z opinią że nasi jeńcy byli tak łaskawie traktowani bo Niemcy łamali przepisy rozmaitych konwencji i spora część jeńców została zmieniona w niewolników. Wielu zmarło w obozach. Doprawdy nie wiem skąd ta teza że mieli oni podobną czy dogodniejszą sytuację do francuskich jeńców.
Ale jakich zbrodni wojennych? Potraficie podać do tego podstawę? Podobnie w artykule nie ma żadnych uzasadnień, że popełnione zostały samowolne morderstwa.
Zacznijmy od tego, że większość Niemców, zarówno cywili, jak i wojskowych, nie chciało tej wojny. Wojnę wywołał szalony przywódca, który otaczając się gronem dobrze odfiltrowanych ze społeczeństwa sadystów i bandytów, zmusił niemiecką armię do bezkrytycznego wykonywania rozkazów. Armię uzbroił w rozbudowany pion dowódców z, tak samo jak on, zrytymi beretami, aby każda niesubordynacja była pokazowo piętnowana. Większość niemieckich żołnierzy można nazwać ofiarami tej wojny.
Chyba żartujesz? Do pierwszych klęsk niemieckich na froncie wschodnim i zachodnim, w Niemczech panowała euforia! Marzyła im się 1000 letnia Rzesza i chętnie łykali ideologię Nadludzi. Nie wciskaj ludziom kitu, że garstka Nazistów z kosmosu zmanipulowała biednych Niemców i zmusiła do rozpętania wojny. W następnym poście pewnie napiszesz, że to Polska napadła na Niemcy i biedni Niemcy byli gazowani w obozach.
Bredzisz, kobieto i tyle. To tak jakby teraz twierdzić, że wszyscy Polacy popierają pis.
Moja mama warszawianka z Nowolipek, ktora przeżyła wojne w Warszawie w pysk by ci dala za takie brednie.
Skąd się biora ludzie , a tym bardziej Polacy relatywizujący zbrodnie. Moga to robic Niemcy ,Ruscy, Ukraincy ale my Polacy nie mamy prawa relatywizować w imię szacunku dla siebie, w imie prawdy historycznej w imie pamięci o zamordowanych Polakach.
A skąd się biorą ludzie mówiący prawdę, a skąd kłamcy? Lepiej powiedzieć niewygodną prawdę czy skłamać? Jeśli Rosjanie i Ukraińcy kłamią, czy Polacy też powinni? A może nikt naszej prawdy nie przyjmuje? Więc jak go przekonać że się myli? Czy w imię szacunku dla siebie można kłamać? Czy w imię pamięci o zamordowanych Polakach można powiedzieć tylko część prawdy?
Niemcy nie ponieśli żadnej odpowiedzialności za Powstanie Warszawskie – niestety, ale wymiar sprawiedliwości poniósł kompletną porażkę.
Mój wujek (walczył w Chrobry) Wola, Arsenał, Pasaż Simmonsa itd. Przypominał sobie dwa postępowania z jeńcami 1. trafiali na szczyty barykad, gdy pędzono cywili przed oddziałami Azerów, dwa wykonano egzekucje Ślązaków, za wywoływanie na Woli ukrywających się cywili. Cywile wychodzili i trafiali w łapy oprawców. Dorwali ich na nocnym patrolu granat i resztę skończyli bagnetami. Nie było zmiłuj.
Wybierz w Google hasło:
” POLSKIE ISTRIEBITIELNE BATALIONY NKWD W LATACH 1944 – 1945 „
Mój śp. kuzyn Tomek (nazwisko ze zrozumiałych względów pominę) były powstaniec warszawski, Warszawiak, całymi dniami, pijąc wódkę, wspominał gdy tylko miał okazję – tj. „złapał” słuchacza, powstanie warszawskie, swój w nim udział (miał cały pokój londyńskich wydawnictw na ten temat). Na moje pytanie, a co robiliście z jeńcami, odpowiedział: znaczniejszych wysyłaliśmy do dowództwa, a reszta… A jak myślisz dlaczego ja piję? Następnie dodał: a co ty myślisz co oni robili z naszymi?
Z kolei mój wujek żołnierz na froncie wschodnim drugiej armii na pytanie co robili z jeńcami niemieckimi, odpowiedział: nie było czasu, wszystkich pod mur, no chyba, że trafił się Ślązak…
I ma to pokrycie w raportach sowieckich dowódców polowych, którzy narzekali na to, że Polacy rozstrzeliwują wszystkich wziętych w czasie walk do niewoli Niemców i nie ma kogo przesłuchać…
Wujek dodał: dla nas wszyscy Niemcy w mundurze to byli zbrodniarze. Gdy byłem jeszcze partyzantem, to Niemcy wymordowali praktycznie wszystkich mieszkańców i spalili 3 podlaskie wsie, które nas prowiantowały i ukrywały… Nienawidziliśmy ich za to, znienawidziliśmy jak tylko było można znienawidzić… Gdybyś widział te zastrzelone małe dzieci! I dodał: a jak myślisz dlaczego ja piję?
Przypomnę też komentarz z jednego portalu (Historycy.org. 2006.):
„Do wyjaśnienia pozostaje choćby, co stało się z ok. 1 200 jeńców polskiej 1. Dywizji Pancernej pod Chambois. Los tych ludzi na kartach wspomnień kadry dowódczej dywizji (gen. Franciszka Skibińskiego i płk. Władysława Deca) jest albo przemilczany, albo też niejasny. Opisuje go za to amerykański historyk Stephen E. Ambrose. Jeśli ma on rację, najprawdopodobniej ciąży na nas popełnienie jednej z największych jednorazowych alianckich zbrodni na europejskim teatrze działań wojennych.” „W opublikowanej w 1997 r. książce „Citizen Soldiers” (wyd. polskie „Obywatele w mundurach”, 2000 r.) Ambrose przytacza relację kapitana US Army Watersa, który miał odebrać od polskich pancerniaków ok. 1,5 tys. jeńców z kotła pod Falaise. Odebrał ich ok. 200. Eskortujący ich polski kapitan miał oświadczyć, iż reszta została rozstrzelana, a na ostatnich dwustu zabrakło już amunicji.” „…gen. Franciszek Skibiński zdecydował się przyznać w swoich wspomnieniach, że w pewnej chwili kwestia jeńców wyrwała się Polakom spod kontroli…”
„Ambrose’a można lubić lub nie, jednak przy jego metodach badań i weryfikacji faktów, doświadczeniu i ostrożności wobec relacji kombatantów zazwyczaj brak jest chętnych do podważania efektów pracy amerykańskiego uczonego…”
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Reasumując wygląda na to, że obok Niemców, Sowietów i Włochów (ci ostatni zabili wielką liczbę jeńców greckich) najprawdopodobniej popełniliśmy – nasi żołnierze, niewątpliwie jedną z większych liczbę zbrodni wojennych ale… Ale i na nas popełniono ich – w stosunku do liczby żołnierzy biorących udział w walkach – obok tych na sowietach, tychże zbrodni najwięcej…
To nas (straszny czas wojny – szczególnie dla Polaków) nie usprawiedliwia ale tłumaczy w sensie wyjaśnia, te jednak obce naszej kulturze zbrodnicze zachowania – postępowanie z Niemcami (z małą uwagą: sienkiewiczowski model „kultury” wojny, choć szlachetny, to, czego niektórzy udają, że nie zauważają, pokazuje jednak i nasze w dawnych wiekach okrucieństwo wobec pojmanego wroga…).
I to stąd – że sami doświadczyliśmy ogromnego okrucieństwa, te niekończące się wyrzuty sumienia zapewne nie tylko moich krewnych, „leczone” alkoholem?
Choć Waters mógł źle zrozumieć polskiego kapitana: „Zresztą w pewnym sensie można określić, jako „egzekucję” użycie czołgów przeciwlotniczych do strzelenia [a więc takiego bitewnego „rozstrzelania” atakujących Niemców przez te czołgi] na wprost (a nawet z góry) do atakującej piechoty z dywizji HJ co miało miejsce na Maczudze. [Na] Całą tą sytuację moim zdaniem należy spojrzeć w kontekście czarnego humoru, który zaprezentował polski żołnierz, niezbyt zrozumiałego dla amerykanina.”
– fragment komentarza do: „Czy Polacy mordowali Niemców pod Falaise?” z portalu Odkrywca, 2003.; co jednak nie zmienia zasadniczo mojego wniosku zaczynającego się od: Reasumując…