Stany Zjednoczone krajem nieskończonych możliwości? American Dream? Zapomnij! Najbardziej oszałamiające kariery można było zrobić w radzieckiej Rosji! To jednak była zabawa dla naprawdę zuchwałych ludzi – równie łatwo i błyskawicznie pokonywało się drogę od zera na sam szczyt, jak później w drugą stronę…
Wypoczywającemu w Soczi wczesną jesienią 1936 roku Michaiłowi Frinowskiemu ciężko było ukryć radosną ekscytację. Właśnie otrzymał informację, że następcą Gienricha Jagody na stanowisku szefa NKWD został jego dobry znajomy – Nikołaj Jeżow, którego poznał przypadkowo na takich samych, wspólnych, resortowych wakacjach. Nagle przed znajomymi Jeżowa otworzyły się niewiarygodne możliwości awansu. Przed znajomymi znajomych Jeżowa może nieco mniejsze, ale wciąż ogromne. Dlatego na wielką karierę liczył też wypoczywający nad morzem wspólnie z Frinowskim enkawudzista niższego stopnia – Sierioża Mironow.
Chwała nam i naszym towariszczi!
Michaił Frinowski został wkrótce zastępcą Jeżowa i oczywiście pociągnął za sobą swojego przyjaciela. Mironow został najpierw Naczelnikiem Zarządu NKWD na Syberię Zachodnią, następnie pełnomocnym przedstawicielem w Mongolii, a w końcu zastępcą Maksima Litwinowa – radzieckiego ministra spraw zagranicznych. I to wszystko raptem w kilkanaście miesięcy! Wielkie pieniądze, willa, służba, odznaczenia i medale, dyplomatyczne rauty.
Od oszałamiających sukcesów Sierioży i jego żonie Agnessie mogło zawrócić się w głowie. A że wokół szalał terror, rozstrzeliwano każdego miesiąca dziesiątki tysięcy osób – kto by się przejmował takimi błahostkami. Chwilo, jesteś piękna, trwaj! Wiosną 1938 roku Nikołaj Jeżow osiągnął szczyt swojej potęgi. Był wówczas człowiekiem numer 2 w Związku Radzieckim. Zaraz za Stalinem, ale to on budził największy lęk. Wszak jednym posunięciem pióra, jednym telefonem, mógł wysłać przed pluton egzekucyjny dosłownie każdego. Temu okresowi niewiarygodnego terroru w Związku Radzieckim nadano miano jeżowszczyzny, od nazwiska głównego stalinowskiego kata.
O krok od awansu życia
Ogrzewający się w blasku chwały Jeżowa Siergiej Mironow również mierzył bardzo wysoko. Jesienią 1938 roku w Ludowym Komisariacie Spraw Zagranicznych odbyła się narada poświęcona sytuacji na Dalekim Wschodzie. Wziął w niej udział sam Józef Stalin. Sytuacja była bardzo poważna – na granicy mandżursko-radzieckiej trwały starcia z wojskami japońskimi, a cały świat stał u progu wielkiej wojny. Podczas wielogodzinnej narady Stalin wielokrotnie prosił Mironowa o wyjaśnienia, zachęcał go do zabierania głosu, jako specjalistę od spraw dalekowschodnich, znawcę tamtejszych realiów. Tylko jedna osoba podczas wielogodzinnych obrad ani razu nie została przez dyktatora zapytana o zdanie – Maksim Litwinow.
Trudno było o bardziej jaskrawy dowód, że popadł w wielką niełaskę i jego dni na stanowisku ministra spraw zagranicznych ZSRR są policzone. Tej nocy Mironow bardzo długo nie mógł zasnąć. Wszyscy obecni na naradzie odnotowali wyjątkową atencję i życzliwość, jaką okazywał mu Stalin. Ludzie w kręgu władzy byli doskonale wyczuleni na takie podprogowe komunikaty płynące od wodza. Dla Sierioży było więc jasne, że Stalin poważnie zastanawia się nad powierzeniem mu sterów radzieckiej dyplomacji! Na wielki awans jednak się nie doczekał. Nagle jego kariera runęła niczym domek z kart.
Wschodząca gwiazda towarzysza Berii
W międzyczasie zastępcą Jeżowa został mianowany mało znany czekista z Zakaukazia – Ławrientij Beria, który był pilnym wykonawcą stalinowskich wytycznych odnośnie ścigania „wrogów ludu”. To pozornie mało istotne zdarzenie miało oznaczać prawdziwy przewrót w życiu Mironowów.
Sierioża zresztą całkiem długo nie mógł sobie przypomnieć skąd pamiętał to nazwisko, aż w końcu powiązał je z tragiczną śmiercią jednego ze swoich przyjaciół z NKWD wiele lat wcześniej. Nie było tajemnicą, że upozorowane na wypadek morderstwo, dokonane zostało na polecenie lokalnego partyjnego kacyka – Berii… Z cichym błogosławieństwem Stalina Beria w ciągu kilku miesięcy pozbawił wpływów w NKWD swojego nominalnego przełożonego – Jeżowa. Jak wyjaśnia Mira Jakowenko, autorka książki „Żona Enkawudzisty. Spowiedź Agnessy Morinowej”:
Zaczęło się dziać coś dziwnego. Jeżow siedzi w swoim gabinecie, a wszyscy pracownicy, już zupełnie jak szczury z tonącego okrętu, unikają go jak zarazy. Nikt nie chodzi do niego z meldunkami, wszystkie sprawy są załatwiane z jego zastępcą, Berią. Jeżow jeszcze zajmuje stanowisko, jeszcze formalnie jest u władzy i siedzi w gabinecie ludowego komisarza, ale już wszyscy się od niego odsunęli.
W grudniu 1938 roku Jeżowa zdegradowano na śmieszne, z jego punktu widzenia, stanowisko – krwawy karzeł (miał zaledwie 153 cm wzrostu), człowiek przed którym drżał cały Związek Radziecki został… Ludowym Komisarzem ds. Żeglugi Śródlądowej! W swoim nowym, dużo skromniejszym gabinecie, już tylko pił wódkę (w ilościach przemysłowych) i bawił się papierowymi samolocikami. Znał reguły gry i już tylko czekał w apatii na rozstrzelanie, co ostatecznie nastąpiło rok później.
Czekając na nieuniknione
W Ludowym Komisariacie Spraw Zagranicznych natychmiast rozpoczęło się prawdziwe polowanie na protegowanych Jeżowa (identyczne jak to, które oni sami dwa lata wcześniej zafundowali stronnikom Jagody). W końcu Beria też miał licznych przyjaciół i znajomych, którzy teraz tylko przebierali nogami w oczekiwaniu na atrakcyjną posadę.
W ciągu zaledwie kilku grudniowych tygodni z resortu wymieciono znakomitą większość współpracowników Mironowa – większość z nich, po morderczym śledztwie czekała kulka w łeb, niezależnie od tego czy nie przyznawali się do niczego, czy też, przeciwnie, brali na siebie wszystkie możliwe winy, z planami zamordowania Stalina włącznie. Nie bez kozery Beria nazywany bywał później „ministrem strachu”. Sam Mironow, człowiek który jeszcze kilka tygodni wcześniej realnie myślał o objęciu sterów radzieckiej dyplomacji, teraz marzył tylko o tym, aby przeżyć na wolności przynajmniej jeden kolejny dzień… Zwierzęco przerażony, świadomy (z autopsji) dalszego rozwoju wypadków, miotał się nocami po swoim wielkim rządowym mieszkaniu z rewolwerem w dłoni i obłędem w oczach. Zastanawiał się tylko czy czekać biernie na aresztowanie czy też samemu się po prostu zastrzelić.
Brat Berii wolał pojechać na dziewczynki
Człowiek w takim stanie chwyta się rozpaczliwie każdej, nawet najmniejszej szansy na ratunek. Wielką nadzieję rozbudził telegram od brata. Do Moskwy przyjeżdżał dyrektor jego zakładu – przyrodni brat Berii. Może Serioża i Agnessa byliby gotowi go u siebie ugościć?
Możemy tylko przypuszczać z jakim zaangażowaniem Mironowie przygotowywali się do wizyty, która mogła stać się ich polisą na życie. Brat Berii jednak się nie stawił, przekazał jednak uspokajającą informację:
Zatrzymałem się u Ławrentija, przysłał po mnie samochód. Chodziliśmy do restauracji i na dziewczynki, no i nie zdążyłem do nich zaglądnąć.
I kiedy enkawudowskie małżeństwo znajdowało się na samym dnie rozpaczy i już tylko z rezygnacją oczekiwało aresztowania – pocztą przyszło zaproszenie na Sylwestra. Na Kreml, do Józefa Stalina!
Z całego Komisariatu Mironowa zaproszono tylko dwie osoby! Radość, łzy szczęścia – Stalin nie zapomniał, Józef Wissarionowicz wciąż ceni Sieriożę! To dlatego nie został aresztowany!
Sylwester ze Stalinem
Posadzeni w Sylwestra w niewielkiej odległości od Stalina, pijani swoim szczęściem i życzliwością wodza Mironowie w ogóle nie spodziewali się nadciągającej katastrofy. Ich eksponowane miejsca na sali ustawione były bowiem w taki sposób, że każdy kto próbował dostać się do stolika Stalina musiał przejść tuż obok nich… I kiedy spóźniony, spocony Beria przepychał się zdenerwowany szukając swojego miejsca – jego wzrok na chwilę zatrzymał się właśnie na Sierioży. Chociaż nieprzenikniony wzrok szefa NKWD nie zdradzał żadnych uczuć, Mironow nie miał już żadnych złudzeń – Beria poznał świadka jego brudnych porachunków sprzed lat…
Sześć dni później Siergiej Mironow został aresztowany, a rok później stracony. Trzy miesiące po aresztowaniu Mironowa ludowym komisarzem spraw zagranicznych, następcą Litwinowa został Wiaczesław Mołotow. Siergieja Mironowa nie ma oczywiście sensu specjalnie żałować. Był takim samym enkawudowskim katem jak wszyscy inni – nawet po śmierci Stalina nigdy nie został zrehabilitowany. Awans Jeżowa wyniósł go na sam szczyt tak samo, jak upadek krwawego karła oznaczał dla niego kulkę w łeb, zaledwie trzy lata później. Rewolucja zawsze pożera swoje dzieci.
Źródła:
- Norman Davies, Europa. Rozprawa historyka z historią, Znak, Kraków 1998.
- Mira Jakowienko, Żona enkawudzisty. Spowiedź Agnessy Mironowej, Znak Horyzont, Kraków 2014.
- Rudolf G. Pichoja, Historia władzy w Związku Radzieckim, PWN, Warszawa 2011.
KOMENTARZE (5)
Komentarz z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Wielki M.: nic się nie zmieniło
A dzisiaj w Polsce!!!!!. Patryk Jaki POLITOLOG, kolega partyjny min.Ziobro został wiceministrem ministerstwa sprawiedliwości !!!!!!!!!!!
Napisałeś ten komentarz w 2015 r. Teraz Jaki kandyduje na prezydenta Warszawy(masakra) a cała pisowska ferajna bawi się w najlepsze za nasze. Ciekawe czego się dowiemy za parę lat?
No to Panowie komentarz po pół roku ponownego rządzenia Słońca Peru.. Jakie odczucia?
Najlepsza jest jednak kariera w kapitalizmie gdzie najwięksi dignitarze mają Burdele