Na temat niespełnionych aspiracji kolonialnych II RP napisano już naprawdę wiele. Jednak, co by się stało gdyby historia potoczyła się inaczej i dajmy na to Madagaskar faktycznie trafiłby w nasze ręce?
Madagaskar, jako polska kolonia, jest bliski sercu wielu rodaków nad Wisłą. Swego czasu nawet pewien bardzo znany podróżnik, który boso przemierza świat, w jednym z odcinków swojego programu ubolewał, że nie doszło do zajęcia przez Polaków tropikalnego lądu. Barwnie opowiadał przy tym, jak to czwarta największa wyspa świata stanowiłaby skrawek niepodległej Polski po zniewoleniu naszego kraju przez Związek Radziecki.
Rzecz jasna, w tej wizji Polacy i Malgasze żyją w pełnej zgodzie i harmonii, zaś o żadnej dekolonizacji nie ma mowy. Zupełnie inaczej sprawa prezentuje się w książce Ziemowita Szczerka pt. „Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski”.
Nie chcą nam dać Madagaskaru, to sobie go kupimy
Polskie zainteresowanie Madagaskarem – jak zauważał w pracy „Dyskurs kolonialny w Drugiej Rzeczypospolitej” M.A. Kowalski – sięgało już lat 20. minionego stulecia. Jednak cała sprawa nabrała rumieńców w drugiej połowie lat 30.
Wzmożona fascynacja potencjalną kolonią wiązała się ściśle z próbami rozwiązania „kwestii żydowskiej”. Krótko mówiąc, Madagaskar miał się stać miejscem do którego mogliby emigrować polscy starozakonni.
W 1937 r. na Madagaskar wyjechała nawet mieszana polsko-żydowska komisja pod kierownictwem majora Mieczysława Lepeckiego. Efekty jej pracy nie napawały optymizmem. Okazało się, że na wyspie panuje niesprzyjający klimat, a na domiar złego ziemia jest mało urodzajna, co skutecznie przekreślało szanse na masową emigrację rolniczą.
Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż władze francuskie, które początkowo wykazywały pewne zainteresowanie tematem – pod naciskiem opinii publicznej – i tak szybko wycofały się z całego przedsięwzięcia. Później wybuchła wojna, która raz na zawsze zamknęła kwestię polskich aspiracji kolonialnych.
Tyle fakty. W alternatywnej wersji naszej historii autorstwa Ziemowita Szczerka Polacy – przy pomocy Francuzów i Anglików – gromią hitlerowskie Niemcy. II RP staje się prawdziwym mocarstwem a do naszego kraju szerokim strumieniem płyną zagraniczne pożyczki. Właśnie za nie w latach 40. kupujemy od Francji wymarzony Madagaskar. I jak na tym wychodzimy? Zgadliście. Oczywiście jak Zabłocki na mydle.
Złe jeszcze gorszego początki
Już na starcie pojawiły się problemy. Madagaskar zasadniczo miał być miejscem emigracji Żydów, tyle tylko że ci zdecydowanie woleli wyjeżdżać do Palestyny lub USA. Dlatego też gros przyszłych kolonistów stanowią biedni jak mysz kościelna chłopi z Kresów, którzy byli skłonni szukać lepszego życia gdziekolwiek, byle nie było tak dramatyczne jak tam, skąd pochodzą.
Jednak w byłej francuskiej kolonii – wbrew temu co zapowiadała propaganda Ligi Morskiej i Kolonialnej – nie czekały na nich ani bogactwo, ani spokój. Wręcz przeciwnie!
Zdaniem Ziemowita Szczerka nie trzeba byłoby długo czekać, aby wśród osadników pojawiły się pierwsze przejawy niezadowolenia, które szybko przerodziłyby się w otwarty bunt. Kresowi chłopi nieprzywykli do ciężkiego klimatu zaczęliby masowo zapadać na tropikalne choroby, zaś nieurodzajna ziemia nie dawałaby takich dochodów na jakie liczono.
Oczywiście głód na razie nie groził kolonistom, bo Polska musiała dbać o swój prestiż i dowożono by żywność na wyspę. Jednak biorąc pod uwagę historię Polaków w Liberii czy Angoli śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że poza nielicznymi wyjątkami większość kolonistów chętnie wróciłaby na łono ojczyzny.
Na domiar złego, po tym jak do kraju zaczęłyby docierać informacje o warunkach w jakich muszą żyć osadnicy, trudno byłoby znaleźć nowych chętnych do emigracji.
Problemy zawiedzionych chłopów to jedno, ale jeszcze większym zmartwieniem dla polskich władz w Warszawie byłyby olbrzymie straty jakie musiałaby przenieść iluzja „kolonialnego mocarstwa”. Płonne okazałyby się nadzieje na krociowe zyski z tzw. towarów kolonialnych i kopalin wydobywanych na wyspie.
Na te pierwsze trudno byłoby po prostu znaleźć nabywców. Rynek międzynarodowy od dawna był już podzielony między wielkich graczy. W kraju z kolei ciągle nieznaczny odsetek obywateli mógł sobie pozwolić na takie zbytki.
Co zaś się tyczy bogactw naturalnych, to niestety Madagaskar ma ich niewiele. Dlatego też dochody z handlu najpewniej nie pokryłyby nawet kosztów administracji wyspą. Trzeba bowiem pamiętać, że wraz z osadnikami należałoby wysłać tam, co najmniej kilka tysięcy żołnierzy. Ktoś w końcu musiał pilnować porządku.
Malgasze mówią dość
A byłoby czego, bowiem – jak przewiduje w swojej książce Ziemowit Szczerek – Malgasze w 1947 roku (podobnie jak w historii rzeczywistej) wzniecili antykolonialne powstanie. Nie oszukujmy się. Nasze relacje z rdzenną ludnością wyspy wcale nie układałyby się harmonijnie.
Najpewniej traktowalibyśmy ich dokładnie tak samo jak Francuzi. W końcu przykład idzie z góry. Walki – tak jak w rzeczywistości – potrwałyby rok a może dłużej, a po ich krwawym stłumieniu w Warszawie musianoby podjąć decyzję, co począć z już niechcianą kolonią.
Najprostszym rozwiązaniem byłoby podarowanie Malgaszom niepodległości. Na to jednak w żadnym wypadku nie zgodziłyby się ani Francja, ani tym bardziej Wielka Brytania. Byłby to bowiem niezwykle niebezpieczny precedens. Równie istotą kwestią byli francuscy koloniści żyjący ciągle na wyspie, którym Polska zobowiązała się zapewnić bezpieczeństwo.
Można pokusić się o stwierdzenie, że Józef Beck usłyszałby w Paryżu molierowskie sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Inaczej mówiąc, marzyła wam się kolonia, to teraz ją macie z cały dobrodziejstwem inwentarza.
Nie mogąc pozwolić sobie na zerwanie sojuszu z Francją Polska zapewne przez kilka kolejnych lat zmagałaby się z coraz bardziej palącym problemem. Koniec końców – jak stwierdza Z. Szczerek – w 1951 roku Polska przyznała Madagaskarowi niepodległość kontrolowaną przez Warszawę.
Rzecz jasna uczestnictwo w kontroli zaproponowano Paryżowi, który choćby ze względu na swoich obywateli na wyspie – nie mógł odmówić. I tak oto po zaledwie kilku latach zakończyła się nasza kolonialna epopeja.
To oczywiście tylko jeden z możliwych wariantów tego, jak mogły potoczyć się losy Madagaskaru jako polskiej kolonii. Jest on jednak znacznie bardziej prawdopodobny niż ten rysowany przez naczelnego kowboja RP. Warto o tym pamiętać, gdy ktoś znów zacznie biadolić jaka to szkoda, że w okresie międzywojennym nie mieliśmy kolonii…
Bibliografia:
- Ziemowit Szczerek, Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski, SIW Znak 2013.
- Tadeusz Białas, Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Wydawnictwo Morskie 1983.
- Marek A. Kowalski, Dyskurs kolonialny w Drugiej Rzeczpospolitej, Wydawnictwo DiG 2010.
- „Morze” 1937.
KOMENTARZE (15)
Alternatywna wersja historii? Nie było nie ma i nie będzie. Zamiast pisać brednie co by było gdyby, trzeba zacząć pisać i robić „co i jak będzie gdy…” Trzeba myśleć co zrobić żeby Polska znów stała się mocarstwem a nie gdybać i snuć nierealne wydumania.
Obawiam się, że od czasów, gdy byliśmy mocarstwem minęło już tyle wieków, a sytuacja geopolityczna uległa takim przemianom, że raczej w najbliższej przyszłości mocarstwowość nam nie grozi. Stety lub niestety, jak kto woli.
Podejrzewam, że właśnie tak by się to potoczyło. Jeżeli bylibyśmy mocarstwem to zapewne traktowalibyśmy rdzennych mieszkańców jak podgatunek. To jest paradoks – zajmowanie i kolonizowanie wyspy kończy się tym, że jej rdzenna ludność schodzi na dalszy plan. Przy jakiejkolwiek harmonii nawet na Madagaskarze udałoby się zbudować ośrodek ciekawy i być może ze średnim potencjałem ekonomicznym.
A czy lepiej byłoby dzisiaj wejść w przyjacielskie, bliskie stosunki z tym państwem? Albo z jakimkolwiek innym egzotycznym? Może tutaj jest przyszłość? Ale to chyba zbyt nowatorskie, rzady państwowe mają inne priorytety..Dziś liczą się zyski, i to w bliskiej perspektywie…
Tylko co – w dobie gospodarki opartej na nowoczesnych technologiach – Polsce po dobrych stosunkach z Madagaskarem?
Filmy (bosego) Cejrowskiego o Madagaskarze można obejrzeć tutaj:
[komentarz został usunięty z uwagi na naruszenie regulaminu portalu]
a ja uważam że dobrze by było gdyby doszło do realizacji tego plany. choć trochę POLSKI po wojnie zostało by nam a tak to tylko komuna lub emigracja.
Proszę o rozszerzenie tematu „kwestii żydowskiej”. Kto wysuwał takie tezy i czy chodziłoby tu o dobrowolny czy przymusowy wyjazd?
Mam pytanie odnośnie warunków dotyczących rolnictwa na Madagaskarze, czy są one na tyle złe że polscy chłopi mogli by sobie z nimi nie poradzić? W okresie międzywojennym duża liczba polskich emigrantów osiadła w brazylijskim i argentyńskim interiorze, gdzie udało się im z powodzeniem zaaklimatyzować. Poza tym na Madagaskarze żyło wtedy ponoć tylko 2 mln ludzi.
Nie wiem, jak polscy chłopi poradziliby sobie na Madagaskarze. Wiem za to, że chłopi z kresów wschodnich, po roku 1945 przeniesieni na ziemie zachodnie nie mieli najłatwiej. Nie dlatego, że rolnictwo tam jest jakoś kosmicznie – po prostu byli przyzwyczajeni do innej gleby i innych metod.
morze teraz wysłać naszych polityków na Madagaskar niech tam pokażą co potrafią
Wydaje mi się, że autor artykułu powinien obejrzeć ów odcinek boso Przez Świat, gdzie jest mowa o Madagaskaru. Jest w nim mowa o tym, że wnioski komisji wysłane na Madagaskar były błędne, bowiem nieurodzajna ziemia rzekomo występuje na jednej stronie wyspy. Poza tym Cejrowski udowadnia, że chłop z Kresów i tam dałby sobie radę. Co jest zatem prawda?
Autor artykułu oglądał program Cejrowskiego i to dokładnie :), a czy chłop z Kresów dałby sobie radę na Madagaskarze? Osobiście mam spore wątpliwości, biorąc pod uwagę np. to jak wyglądała sytuacja z polskimi kolonistami w Angoli. No ale to już pozostanie na zawsze w sferze dywagacji.
Czytałem Pana artykuł na temat kolonizacji Angoli, ale nie ma tam ani słowa o tym jak konkretnie poradziła sobie z prowadzeniem gospodarstw grupa tych kilku kolonistów. Tekst dotyczy problemów natury politycznej