Hemingway współcześnie kojarzy się z niezbyt pociągającymi, choć na pewno ważnymi lekturami, jak chociażby "Stary człowiek i morze". Mało który uczeń zmuszony do przerabiania tej książki wie, że był z niego straszliwy chwalipięta i... istny Rambo.
Interesującą historię na temat Hemingwaya zamieścił w swojej książce „Armia Duchów” Jack Kneece. Publikacja traktuje ogółem o pewnym amerykańskim oddziale posługującym się gumowymi czołgami i innymi technikami dezinformacyjnymi. O tym napiszemy jednak kiedy indziej.
Dzisiaj tematem jest znany pisarz i dotycząca go anegdota. Wszystko zaczęło się w hotelu Ritz w Paryżu, gdzie Hemingway przesiadywał całymi wieczorami, zabawiając gości i podbudowując swoje ego:
Paru żołnierzy oddziału poszło do Ritza by się napić, a może także zobaczyć na własne oczy wielkiego Ernesta Hemingwaya. Rzeczywiście Hemingway siedział przy barze, nie zamykając ust nawet na moment i wypowiadając się tonem eksperta na każdy możliwy temat. Paru członków Armii Duchów stanęło w pewnej odległości i nasłuchiwało. Hemingway tymczasem – według opowieści Granta Hessa – wciąż gadał i pił, pił i gadał.
Nie sposób było nie zauważyć, że wszystko wygłaszał z absolutną pewnością, niczym z uniwersyteckiej katedry – tak jakby jego słowa stanowiły ostateczne i najbardziej światłe wnioski na każdy temat. Po chwili przeszedł do kwestii zachowania żołnierzy w walce. Mówił o bohaterstwie, tchórzostwie i determinacji. Wyjaśniał co czyniło niektórych mężczyzn bohaterami a co sprawiało, że inni uciekali gdzie pieprz rośnie.
Barowego wykładu słuchał pewien oficer piechoty, który dopiero co brał udział w ciężkich walkach. Jak się później okazało, zginęło w nich wielu jego kolegów. W pewnym momencie nie mógł już wytrzymać. Gwałtownie wstał, rozbił swój kieliszek o kontuar i obrócił się w stronę Hemingwaya.
„Panie Hemingway” – powiedział z absolutnym spokojem – „z całym szacunkiem, sir, nie ma pan kompletnie pojęcia o czym pan mówi. Pieprz się panie Hemingway. Z całym szacunkiem pieprz się pan, panie Hemingway”.
Pisarz spojrzał na mężczyznę i od razu poznał, że to nie żaden intrygant, ale człowiek, który dopiero co brał udział w brutalnym boju. Wyczuł zarazem, że nie powinien nic odpowiadać. Po prostu obrócił się w stronę swojego drinka, pociągnął łyka i zamilkł. Tymczasem młody oficer zapłacił i wyszedł.
Wprawdzie nikt nie powiedział ani słowa, a oficer w istocie szanował Hemingwaya jako pisarza, ale zebrani mieli świadomość, że wzburzony żołnierz zapewne miał rację. Rozmowa wkrótce znowu się ożywiła, choć sam Hemingway przez resztę wieczoru był już bardziej powściągliwy.
Oczywiście wszyscy obecni w barze Ritza zastanawiali się, jak w ekstremalnej sytuacji zachowałby się sam Hemingway. Czy uciekłby na pierwszy odgłos strzałów? Czy mocny w gębie był tylko przy kielichu, a nie w prawdziwej walce? Przypomnijmy, że pisarz miał już wówczas przeszło czterdzieści lat i raczej odcinał kupony od sławy, a nie biegał z karabinem po lasach… do czasu. Jaka jest pointa tej historii?
Jak na ironię, niedługo potem, gdy Hemingway przebywał w lesie Hürtgen wraz z żołnierzami, ich obóz został nagle zaatakowany przez Niemców. Z relacji kilku naocznych świadków – zarówno szeregowców, jak i oficerów – wynika, że Hemingway momentalnie podniósł pistolet maszynowy i kilka magazynków z amunicją.
Pogwałcając zasady obowiązujące korespondentów prasowych zaczął pruć w stronę nazistów. Zażarcie walcząc, kosił wrogów, a jednocześnie ignorował świszczące mu za uchem kule.
Swoją drogą „Armia duchów” zawiera wiele innych interesujących anegdot. Ukaże się nakładem wydawnictwa Replika na początku przyszłego roku. Nad książką pracowaliśmy oboje przez ostatnie miesiące – ja jako tłumacz, Ola jako redaktor. Serdecznie i nieskromnie polecamy. ;-).
KOMENTARZE (3)
Tytuł wybitnie trafiony, gdyż mało tego, że Ernest był „Rambo” ale również „Rocky”. Hemingway boksował na naprawdę przyzwoitym poziomie – zarabiał nawet jako sparingpartner dla zawodowych bokserów. Wybitny człowiek.
No w końcu ktoś prawidłowo używa formy „oboje” :)
To teraz uczniom każe się przerabiać książki? Sam z chęcią przerobił bym parę lektur ale mogłem je tylko przeczytać i omówić.Przepraszam, że czepiam się takiego szczegółu ale w dobie internetowego bajzlu takie strony jak ta powinny przykładać wagę do poprawności języka.