Wybitna królowa Węgier i Polski. Pierwsza w dziejach naszego kraju kobieta, która rządziła samodzielnie całym państwem, nie oglądając się na żadnego mężczyznę. Szara eminencja europejskiej polityki. Umrzeć zamierzała tak, jak żyła: zachowując pełną kontrolę nad sytuacją.
Elżbieta Łokietkówna (1305-1380) pozostała aktywna do ostatnich chwil swojego długiego, siedemdziesięciopięcioletniego życia. Wprawdzie na parę lat przed śmiercią zdecydowała się odsunąć w cień i na długie miesiące zniknęła z życia publicznego, jednak w roku 1378 rozwój wydarzeń na nowo wyrwał ją z letargu. Właśnie wtedy zmarła w wieku zaledwie ośmiu lat najstarsza córka jej syna – przewidywana na przyszłą królową Polski i Neapolu Katarzyna Andegaweńska. Tym samym rozpadł się układ zawarty z Francuzami, a przyszłość rządów nad Wisłą znalazła się pod znakiem zapytania.
Elżbieta na powrót znalazła się w swoim żywiole. Kryzys dodał jej sił, a potrzeba chwili obudziła w niej niesamowitą wręcz determinację. Latem 1379 roku siedemdziesięcioczteroletnia królowa raz jeszcze wezwała polskich delegatów do Koszyc – tak jak przed pięcioma laty, gdy doszło do wydania słynnego przywileju koszyckiego.
Tym razem nie zamierzała ani prosić, ani przekonywać. Gdy tylko wielkopolscy dostojnicy zaczęli się dąsać i żądać nowych ustępstw za zgodę na koronację drugiej z królewskich córek, Elżbieta i jej syn, król Ludwik Andegaweński… nakazali zamknąć bramy miasta. A tym samym: uwięzić przybyszy na tak długo, aż ci skruszeją. Efekt został osiągnięty. Polacy złożyli hołd królewnie Marii. Elżbieta natomiast, na nic nie czekając, wyruszyła prosto do Krakowa.
Nikt nie mógł jej zarzucić (jak robiono, zresztą słusznie, we wcześniejszych latach), że ociąga się z działaniem, że brakuje jej ikry i rozeznania w sytuacji. Królowa energicznie rozstrzygała wszelkie spory, wydawała kluczowe decyzje, nagradzała wiernych urzędników i lojalnych mieszczan. Zadbała też o to, by po jej wyjeździe władzę w Polsce przejęli ludzie jak najbardziej jej bliscy. Kraj opuściła ostatecznie w listopadzie tego samego, 1379 roku, z poczuciem, że wszystko jest pod kontrolą.
„Możemy dostąpić zbawienia naszej duszy”
Widać ją jeszcze na szlacheckich zjazdach, na dworze, gdzie doradza Ludwikowi, czy wreszcie – w otoczeniu córek i bratanic, których przyszłością i wychowaniem bez wątpienia żywo się interesuje. Królowa najwięcej myśli jednak o zbliżającym się nieuchronnie końcu.
W kwietniu 1380 roku spisuje testament. I równie wiele miejsca poświęca w nim rozdysponowaniu majątku co… podkreślaniu własnych osiągnięć i przymiotów. Już w pierwszych zdaniach pisze (rzecz jasna, jak na królową przystało, w liczbie mnogiej), iż jest „całkowicie pewna, że dzięki naszemu łaskawemu rozporządzeniu możemy dostąpić wśród innych chrześcijan zbawienia naszej duszy przez najwyższego Stwórcę”. Wyjaśnia też, co jest dla niej sprawą podstawowej wagi.
„Po pierwsze i przede wszystkim” ma być pochowana nie w oficjalnej monarszej nekropolii, ale w wybudowanej przez siebie „kaplicy Bożego Ciała w klasztorze Najświętszej Dziewicy w Starej Budzie”. Następnie poleca „samemu panu królowi, naszemu synowi, i królowej, jego współmałżonce, całą troskę o naszą duszę, a ich kierownictwu i zarządowi wspomniany klasztor”. Ten ustęp oddaje niepokój, który towarzyszył Elżbiecie od kilkudziesięciu lat – odkąd tylko pazerny dostojnik kościelny włamał się do krypty jej męża i splądrował zwłoki Karola Roberta. Elżbieta nie zamierzała ryzykować, że jej zwłoki też zostaną pohańbione.
Język smoka dla syna, zamek dla synowej
Testament rzuca światło na to, jakie przedmioty są najbliższe sercu Elżbiety. Synowi Ludwikowi zapisuje ona szkatułkę do przechowywania relikwii wykonaną „z czystego złota, zaopatrzoną z jednej strony w orły, a z drugiej w godła królestwa węgierskiego”. Dodaje przy tym, że ten cenny pojemnik otrzymała swego czasu od królowej Neapolu Sanchy – a więc od babki tej kobiety, która w 1345 roku zorganizowała udany zamach na młodszego syna Elżbiety, Andrzeja. Król ma też otrzymać inną kasetkę, zawierającą drogocenne kielichy, relikwie świętych oraz… „jeden język smoka z czystego złota wykonany”.
Jako druga na liście spadkobierców pojawia się synowa staruszki, młodsza królowa Elżbieta Bośniaczka. Królowa pisze o niej: „nasza córka”. I chyba rzeczywiście darzy ją szczerą sympatią, bo władczyni ma otrzymać na własność ulubiony zamek Łokietkówny położony w Starej Budzie. Poza tym staruszka przekazuje jej jeden ze swoich podręcznych modlitewników (podkreślając od razu, że to książka, „którą czytuje”), złoty kielich oraz jedną jeszcze księgę „mającą wizerunek Najświętszej Maryi Panny, w górnej części pokryty złotem, a w dolnej srebrem”.
Skrupulatnie dobrane ozdoby Elżbieta postanawia przeznaczyć także dla swoich wnuczek, w testamencie określanych mianem „szlachetnych dziewic”. Starsza Maria ma otrzymać „jeden diadem mający dwa złote orły, jeden naszyjnik i jeden wieniec noszony pod nakryciem głowy”. Z kolei „pani Jadwiga” (pani, przypomnijmy, licząca sobie w 1380 roku sześć lat) ma się spodziewać: „jednego diademu zdobionego liliami i jednego naszyjnika podobnie przystrojonego drogocennymi perłami i kamieniami”.
Skarby dla wiernych i zaufanych
To dopiero początek długiej listy spadkobierców. Elżbieta, którą w przeszłości ciężko doświadczyła ludzka niewdzięczność, zamierza sowicie wynagrodzić wszystkich tych współpracowników, którzy do samego końca dochowali jej wierności.
Prawdziwą fortunę zapisuje swojej ulubionej dwórce, niejakiej Klarze de Pakur. Dama ma otrzymać jedną wieś (królowa podkreśla, że to miejscowość „zakupiona przez nas”; może więc nabyła ją specjalnie z myślą o członkini fraucymeru), a do tego „wóz wspaniały z sześcioma końmi, z podkowami”, osiem kilogramów srebra oraz brewiarz, który pani ewidentnie pragnie podsunąć Klarze jako cenną lekturę. Pisze bowiem: „życzę sobie, aby czytała go aż do końca swego życia, a po jej śmieci niech stanie się własnością klasztoru Najświętszej Dziewicy”.
Spowiednik królowej ma dostać pięćdziesiąt złotych monet. Kolejne pięćdziesiąt idzie do „pani Małgorzaty”, przedstawionej jako „zakonnica mieszkająca w naszym domu”. Dla wszystkich innych dziewcząt zatrudnionych w rezydencji („tak Węgierek, jak i Polek”) monarchini zapisuje ogromną sumę tysiąca złotych monet do podziału, a do tego „wszystkie ozdoby naszego domu, mianowicie kobierce, pierzyny, stroje i inne cenne przedmioty”. Zwykłe służące i dwórki za sprawą testamentu mają więc szansę zostać krezuskami.
Podobna nagroda czeka też służących królowej mężczyzn. „Młodzieńcom i sługom naszego dworu, którzy nie mają specjalnego uposażenia ani stanowisk”, Elżbieta zapisuje tysiąc złotych monet, a do tego wszystkie konie ze swoich stadnin „z wyjątkiem dwunastu, z których sześć pójdzie w naszym pogrzebie, a sześć daliśmy pani Klarze”.
„Pieniędzy, jak wiemy, sporo brakuje”
Wszystkich zapisów są łącznie dziesiątki i sama monarchini przyznaje, że… raczej nie starczy na nie złota. „Pieniędzy, jak wiemy, sporo brakuje z powodu różnych naszych wydatków” – podaje w testamencie. I poleca, by syn w razie potrzeby wyprzedał zalegające w jej skarbcu srebrne naczynia, których ciężar ma dochodzić do siedemnastu kilogramów.
Na koniec królowa poleca jeszcze Ludwikowi swoich nominatów, doradców i urzędników. Prosi, by ten „wszelkich zarządców w jakichkolwiek naszych prowincjach ustanowionych, a zwłaszcza naszych skarbników, nie chciał gnębić ani niepokoić z powodu obmowy lub fałszywego donosu”. Podkreśla, że ludzie ci powinni pozostawać poza wszelkimi podejrzeniami, bo przecież ona „dzięki doświadczeniu udzielonemu przez Najwyższego” wiedziała „co czynić należy”, gdy dawała im tytuły i stanowiska. Na koniec wskazuje jeszcze synowi, by ten nie pozbawiał godności „naszych krewnych, którzy pełnią służbę”, a więc różnych Piastów robiących kariery na Węgrzech.
Królowa nie zamierza niczego pozostawiać przypadkowi, a już tym bardziej – nie chce dawać swojemu otoczeniu żadnego pola do interpretacji i zmiany jej decyzji. Wyznacza aż siedmiu wykonawców testamentu. W tym swoją synową, jednego kardynała, jednego biskupa i… wierną dwórkę, Klarę de Pakur. Doświadczona w obalaniu testamentów, dokłada też starań, by zapis jej ostatniej woli nie został zmieniony lub… zgubiony. Nakazuje sporządzić go w dwóch egzemplarzach. Jeden pozostawia na dworze, drugi zaś – oddaje swoim zaufanym klaryskom.
Ostatnia droga
W kolejnych miesiącach Elżbieta dalej interesuje się sprawami Polski. Na nowego biskupa krakowskiego wybiera jednego ze swoich wiernych ludzi. Inny jej zaufany awansuje do rangi starosty generalnego Wielkopolski. Na dokumentach Ludwika, w roli najważniejszego doradcy, widać Elżbietę jeszcze w listopadzie 1380 roku. Nie chowając dawnych uraz do mieszkańców miasta, które przed paroma laty zbuntowało się przeciwko jej węgierskiemu dworowi, monarchini wstawia się wówczas za krakowianami w ich sporze handlowym z Nowym Sączem.
Obchodzi wspólnie z rodziną święta Bożego Narodzenia. 29 grudnia jest na swoim zamku w Budzie i to tutaj, w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, wydaje ostatnie tchnienie. Ludwik pilnuje, by nie naruszono żadnego z jej przedśmiertnych postanowień. Ciało królowej zostaje odprowadzone do klasztoru klarysek i pochowane w kaplicy, którą Elżbieta sama dla siebie przygotowała. Jej śmierć odbija się szerokim echem w całej Europie. A jej sylwetka na stałe zapisuje się w świadomości potomnych.
Jeszcze w 1513 roku jeden z kolejnych papieży, Leon X, ogłasza, że każdy, kto odwiedzi kaplicę grobową Łokietkówny, otrzyma specjalny odpust. Wprawdzie do oficjalnej kanonizacji monarchini nigdy nie dochodzi, ale Elżbieta mimo to pojawia się w pocztach świętych z XVII stulecia. I tylko jej ciało znika w tajemniczych okolicznościach. Ukochany klasztor królowej zostaje zdemolowany i zburzony podczas tureckiego najazdu w 1541 roku. Zakonnice zawczasu uciekają z konwentu, unosząc ze sobą kości fundatorki. Dokąd? Nie wiadomo.
Lokalizacja klasztoru zaciera się w pamięci Węgrów, a jego zakopane w ziemi ruiny udaje się odnaleźć dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku. Archeolodzy natrafiają też na pozostałości kaplicy oraz okazały grób wyłożony płytami kamiennymi. Grób godny królowej. I zupełnie pusty.
Wybrana bibliografia:
Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.
- Dąbrowski J., Elżbieta Łokietkówna 1305-1380, Universitas, Kraków 2007.
- Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Universitas, Kraków 2009.
- Sroka S.A., Elżbieta Łokietkówna, Homini, Bydgoszcz 1999.
- Sroka S.A., Elżbieta [w:] Piastowie. Leksykon biograficzny, red. K. Ożóg, S. Szczur, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999.
- Śnieżyńska-Stolot E., Odkrycie klasztoru klarysek i grobu królowej Elżbiety na Węgrzech, „Biuletyn Historii Sztuki”, t. 41 (1979).
- Śnieżyńska-Stolot E., Ze studiów nad kulturą dworu węgierskiego królowej Elżbiety Łokietkówny, „Studia Historyczne”, t. 20 (1977).
KOMENTARZE (10)
Najlepszą dla Polski królową była Królowa Bona. Niestety Polscy złodzieje magnaci którym udowodniła grabienie Królewszczyzn dopadli ją nawet we Włoszech i otruli.
Bona swoja głupotą zaprzepaściła wiele szans dziejowych – przez swoją lekkomyślnośc urodziła martwego chłopca i pozbawiła się możliwości urodzenia innych dzieci, swoje trzy córki zlekceważyła i zamiast jak mądra królowa wychowac je na dobre władczynie i wydac korzystnie za mąż, co wzmocniłoby sojusze, wolała bawic się w jakąś drobnicę. Swojego ukochanego syneczka Zygmusia wychowała na kapryśną marionetkę niezdolną do mądrego rządzenia a zapatrzonego jedynie we własną przyjemnośc. Tak więc Bona wcale nie była dobrą królową, a już nazywanie jej „najlepszą dla Polski królową” to nadużycie, bo akurat Polsce jej decyzje wyszły bokiem.
Elżbieta Łokietkówna natomiast umiała i zadbac o sukcesje tronu (czego Bona wobec swoich córek nie umiała), i umiała zajmowac się sprawami międzynarodowymi a nie tylko swoim skarbcem ( co jest ważne, ale nie najważniejsze dla królestwa).
„Polscy złodzieje magnaci którym udowodniła grabienie Królewszczyzn dopadli ją nawet we Włoszech i otruli”
Bzdury. Otruł ją Pappacoda na zlecenie Habsburgów
Dokładnie, Bonę otruł jej dworzanin Pappacoda i jest to znany fakt więc nie wiem skąd ktoś wytrzasnął tę bzdurę o polskich magnatach
„nie oglądając się na żadnego mężczyznę.” – taaa, jasne, a ziemia jest płaska.
Elżbieta Łokietkówna nie była królową Polski.
Była królową Polski nie de jure ale de facto. Nie była koronowana w Polsce ale była regentką króla swojego syna Ludwika Węgierskiego i rządziła w Polsce w jego i w swoim imieniu. Była silną osobowością i była wielką królową.
Elżbieta Łokietkówna nigdy nie była królową Polski!!! To, że była regentem nie stanowi o jej koronowaniu!!! Proszę autora artykułu o nie podawanie fałszywych wiadomości!!!
Dokładnie, Bonę otruł jej dworzanin Pappacoda i jest to znany fakt więc nie wiem skąd ktoś wytrzasnął tę bzdurę o polskich magnatach
I mały sukces zmieniono tytuł artykułu :-)