Politycy prawicy – twierdzący, że walczą o wielką Polskę – jednocześnie otwarcie sprzeciwiali się rozciąganiu granic Rzeczypospolitej na całe niegdyś należące do niej terytorium. Dlaczego walczyli o to, by duża część Kresów pozostała poza Polską?
Zaraz po upadku caratu, 20 marca 1917 roku, nowy rząd rosyjski ogłosił, że uważa „stworzenie niepodległego państwa polskiego, utworzonego ze wszystkich ziem zaludnionych w większości przez naród polski za rękojmię trwałego pokoju w przyszłej odnowionej Europie”.
Na tym etapie pierwszej wojny światowej przewaga państw centralnych – a więc Niemiec i Austro-Węgier okupujących całe właściwie polskie terytorium – było tak olbrzymia, że niewiele osób przejęło się zrodzoną z desperacji odezwą. Wśród polskich środowisk politycznych wyraźnie jednak odczuwano, że z dnia na dzień zmieniło się naprawdę wiele. Przynajmniej pod względem formalnym.
Wraz z upadkiem dynastii Romanowów zniknęła też oficjalna więź, która stała u podstaw rosyjskiej władzy nad Polską. Kongres Wiedeński z 1815 roku, porządkujący Europę po epoce wojen napoleońskich, zdecydował, że Królestwo Polskie zostanie połączone z Imperium Rosyjskim unią dynastyczną – teraz po tejże zostały tylko wspomnienia.
Nawet gdy krótkotrwały, i chyba z góry skazany na porażkę, rosyjski eksperyment z demokracją dobiegł końca, a rządy przejęli bolszewicy, dotychczasowa wykładnia pozostała w mocy. Rada Komisarzy Ludowych wydała w sierpniu 1918 roku deklarację, w myśl której „wszystkie porozumienia i akty zawarte przez rząd dawnego imperium rosyjskiego z rządami królestwa pruskiego i austro-węgierskiego imperium, dotyczące podziałów Polski, są na zawsze przekreślone obecnym postanowieniem”.
Pod dokumentem swój podpis złożył sam Włodzimierz Lenin. Może i chodziło o czysto polityczny wybieg, decyzja bolszewików wywarła jedna ogromne wrażenie na Polakach. Rzeczpospolita właśnie odradzała się po przeszło stu latach zaborów i w obliczu rosyjskich deklaracji otwarcie dyskutowano o wizji, w myśl której należało nie tylko stworzyć państwo z ziem ściśle polskich, ale dokonać pełnej „dezaneksji” i przywrócić państwo do pełnych granic, sprzed pierwszego rozbioru w 1772 roku. To oznaczało odtworzenie nawet nie Polski, ale olbrzymiej Rzeczypospolitej, obejmujące obszary zamieszane przez Ukraińców, Litwinów, Białorusinów czy Rosjan.
Cel ten nigdy nie został wcielony w życie, nawet pomimo decydującego zwycięstwa w wojnie polsko-bolszewickiej. Powody, dla których ten tak zwany „maksymalizm patriotyczny” okazał się ułudą można mnożyć. Zdecydowały polityczne i finansowe uwarunkowania, wycieńczenie wojska i całego kraju, opór zachodnich mocarstw na czele z Wielką Brytanią, której premier przekazanie Polsce wartościowych terytoriów przyrównał do „oddania zegarka małpie”.
Szczególne znaczenie miał jednak sprzeciw nawet nie tyle aliantów, co… polityków rodzimej prawicy. Dlaczego członkowie endecji, walczący ponoć o Wielką Polskę, w sensie terytorialnym wcale takiej nie chcieli?
„Obszar możliwie jednolity etnicznie”
Roman Dmowski, lider i ideolog endecji, już na kilka lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej twierdził, że gotów jest zrezygnować z roszczeń wobec większości dawnych Kresów, bo to tereny słabo spolonizowane i mogące stać się źródłem buntów oraz niepokojów.
„Polska powinna obejmować obszar możliwie jednolity etnicznie, ze zasymilowanymi mniejszościami narodowymi” – charakteryzuje program Dmowskiego Marek Rezler, autor nowej książki „Polska niepodległość 1918”. I podkreśla: „znamienne, że ciężar zainteresowania terytorialnego endecji został znacznie przesunięty na zachód”. Prawicowcy pozostaną przy tej wizji do końca, nawet jeśli w szczegółach poszczególni działacze będą się różnić i spierać.
Stanowisko formacji okazało się kluczowe, bo to właśnie Roman Dmowski został jednym z dwóch głównych delegatów Rzeczypospolitej na konferencję pokojową w Paryżu w 1919 roku i to on prezentował aliantom polskie oczekiwania w sprawach terytorialnych. Następnie zaś inny lider endecji i przewodniczący komisji spraw zagranicznych w polskim sejmie, Stanisław Grabski brał udział w rokowania w Rydze z Rosją Radziecką, forsując te same, dalekie od maksymalizmu projekty.
O co naprawdę chodziło endekom?
O prawdziwych motywacjach endeków najwięcej mówią nie ich oficjalne deklaracje, ale osobiste zapiski, w których często posuwali się do zaskakujących swą szczerością zwierzeń. Szczególnie cenny pamiętnik pozostawił wspomniany Stanisław Grabski. To on jeszcze przed konferencją w Wersalu opracował mapę etnograficzną, mającą stanowić podstawę polskich żądań terytorialnych.
Ogólne kryterium, które przyjął rysując plan granic wydaje się czytelne i zgodne z ogólnymi ideami endecji. „Wschodnią naszą granicę kreśliłem, włączając do Polski terytorium o większości rzymskokatolickiej i zarazem o zwyż 50% polskich członków samorządów powiatowych” – wyjaśniał. Szczególne znaczenia miało dla niego wycięcie poza obszar Polski powiatów „o przewadze prawosławnej ludności”, tak żeby zachować religijną jednolitość kraju.
Stanisław Grabski trzymał się wskazanych założeń na północnym odcinku rubieży, dalej jednak niespodziewanie zmienił własne wytyczne i to… z powodu czysto osobistych opinii. „Nie pociągały mnie zgoła bagna poleskie” – stwierdził wprost. I przyznał, że na tym tle doszło do konfliktu z pozostałymi przywódcami endecji.
Dmowski, niestety nie znający się zgoła na rolnictwie, uważał je za doskonały, wobec niezwykle rzadkiego zaludnienia, teren kolonizacyjny i większość członków Komitetu Narodowego temu uwierzyła. Ale ja, pochodzący znad bagien nadbzurzańskich, tzw. Łęczyckich, doskonale wiedziałem, że najlepiej nawet zmeliorowane torfowiska stają się najwyżej niezłymi pastwiskami i łąkami, uprawa zaś zbóż będzie na nich zawsze dawać bardzo mierne plony.
Tak więc jeden z najważniejszych ludzi prawicy chciał się pozbyć całe prowincji, bo nie wierzył, że pszenica będzie tam właściwie rosnąc. Mało tego, był pierwszy by rezygnować z wszelkich obszarów, gdzie zbyt duża była nawet nie przewaga prawosławnych, ale zwłaszcza Żydów – temu zagadnieniu, szeroko przez niego skomentowanemu – poświęciłem odrębny artykuł.
Zbyt małe „wpływy polskiej cywilizacji”
Radykalne poglądy Grabskiego, w znacznych stopniu podzielane przez resztę endeków, przełożyły się na efekt negocjacji z Rosją Radziecką. Prawicowcy przyjęli, że nie należy walczyć nawet o te terytoria, gdzie Polacy byli bardzo liczni, ale stanowili mniej niż 50% całej ludności. Wszystko po to, by w całej populacji kraju udział ludności polskiej nie spadł poniżej umownej granicy 65%.
Decyzja ta doprowadziła do postulatów budzących olbrzymie konsekwencje. Podczas narad z bolszewikami w Rydze przedstawiciele polskich władz zrezygnowali nawet z ubiegania się o ziemię mińską: a więc o obszar, gdzie (cytując słowa Grabskiego) „były duże wpływy polskiej cywilizacji”. Polacy kontrolowali miejscowy samorząd, dominowali wyraźnie w wyższych warstwach społeczeństwa. Mimo to zrezygnowano z walki o te ziemie i zgodzono się, by ich mieszkańcy pozostali pod butem morderczego, czerwonego reżimu. Wszystko dlatego, by nie tworzyć – jak chciał Józef Piłsudski – żadnych państw buforowych na wschodzie, a zarazem: też nie pozwalać na rozwój narodowych separatyzmów na newralgicznym pograniczu.
„Ustalając wschodnią granicę o kilkadziesiąt kilometrów bardziej na wschód od Mińska utworzylibyśmy państwo z co najwyżej 60% polskiej ludności” – bronił się po fakcie Stanisław Grabski. Wszystkich tych polskich ziemian, którzy stracili majątki, których wypędzono z rodzinnych ziem lub zmuszono do życia pod butem bolszewików ten formalistycznych argument wcale jednak nie przekonywał. Wielu przyjeżdżało do Warszawy, by protestować i zanosić skargi. Na jakiekolwiek zmiany było już jednak za późno.
Linia przyjęta przez endecję przeważyła i w dużym stopniu to od tej formacji zależał ostateczny przebieg wschodniej granicy Polski. Czy jednak Stanisław Grabski i Roman Dmowski mieli rację? Zdania historyków są podzielone. Marek Rezler, autor wydanej niedawno książki „Polska niepodległość 1918” stanowczo opowiada się w tej konkretnej kwestii po stronie endecji.
„Z perspektywy czasu trzeba stwierdzić, że endecka koncepcja inkorporacyjna, zakładająca obszar państwa w miarę jednolity etnicznie, była najbardziej realna” – stwierdził, zaznaczając jednak, że efekt walk o przebieg granic, wcale nie dał pełnego zwycięstwa żadnej ze stron sporu: „Zderzenie rzeczowości endecji z romantyzmem piłsudczyków dało w efekcie interesujący kraj, choć nękany zdecydowanymi przeciwieństwami”. W tym konkretnym punkcie trudno się z nim nie zgodzić.
Bibliografia:
- Stanisław Grabski, Pamiętniki, t. 2, Czytelnik, Warszawa 1989.
- Marek Rezler, Polska niepodległość 1918, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018.
- R. Wapiński, Roman Dmowski, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1988.
KOMENTARZE (51)
Jeden z najciekawszych i najsmutniejszych tematów w dziejach Polski- jak po bezapelacyjnie wygranej wojnie przegrać pokój. Pokój z 1921 r., był bowiem dla nas w pewnym stopniu tym samym co pokój w Trianon dla Węgier czyli utratą wielkich obszarów naszych ziem, wystarczy spojrzeć na mapę. A Polska mogła wtedy spokojnie zająć nie tylko ziemie sprzed 1772 r ale i z 1634 r. ba! istniała możliwość na objęcie przez nas protektoratu nad Krymem. Oczywiście był warunek- Państwo musiało być federacyjne i naprawdę na zasadzie ,,wolni z wolnymi, róni z równymi” bo inaczej istniała grożba- i tu R. Dmowski miał rację- że Ukraina będzie spoglądała zawsze w stronę Niemiec i pewnego pięknego dnia zostaniemy wzięci w dwa ognie przez sojusz tych państw. Chyba najbardziej udana byłaby federacja z Białorusią bo na wschodzie nie ma i nie było bardziej propolskiej nacji. W każdym razie WP miało jeszcze dosyć sił i energii żeby bolszewików pognać i ustalić w najgorszym wypadku taką granicę jaka nam się podoba. Gdybyśmy chcieli moglibyśmy ruszyć na Moskwę i zrobić z Leninem to co go powinno czekać czyli utopić w szalecie. Na wschodzie karty rozdawali wtedy Polacy.Niestety, nasze oddziały ku przerażeniu i zdziwieniu ludzi którzy zamieszkiwali te tereny opuściły nawet część zajętych już w ramach ofensywy miast i wsi.
Przyczyną takiego stanu rzeczy była nie tylko postawa ND (akurat tutaj nie zgadzam się z tą poniekąd zasłużoną dla Polski partią) ale i środowisk związanych z lewicą, socjaliści nie chcieli bowiem przyłączać do Polski ziem które były zamieszkane przez szlachtę zagrodową i generalnie ludność mającą preferencje wybitnie konserwatywne bo wiedzieli że będzie to potencjalny elektorat partii prawicowych. Nie zapominajmy też że ówczesnym szefem państwa był zwycięzca spod Warszawy i Niemna czyli J. Piłsudski który gdyby tylko chciał kazałby ruszyć dalej swoim wojskom, nie zrobił tego bo po prostu machnął już ręką na koncepcje federacyjną. Podobno był załamany po tym kiedy Ukraińcy chłodno przyjęli Polaków w czasie ofensywy wiosennej. Szczerze powiedziawszy nie najlepiej to świadczy o marszałku i widać że wcale nie był aż taki twardy. Więc tak naprawdę to wszystkie środowiska były winne takiemu stanowi rzeczy i tylko nieliczni przestrzegali że to żle się skończy bo zamiast maksymalnie osłabić lub nawet dobić czerwone dziadostwo to myśmy je de facto uratowali i spowodowali że musieliśmy się szykować na wojnę z ZSRR. Ukraińcy i Białorusini również mieli do nas ogromny żal za jakby nie patrzeć zdradę. I w tym kontekście nasi politycy przygotowali grunt na wszystkie polskie tragedie na Kresach od 1937 r. a nawet od wielkiego głodu zaczynając- oczywiście i wtedy nasze władze nie kiwnęły palcem a obecne po 1989 r., też nie zrobiły nic żeby chociaż godnie upamiętnić tych ludzi bo po co? w Katyniu elitę, mundurowych trzeba upamiętnić ale już ofiary UPA, NKWD z 1937 i innych? zwykłych chłopów i robotników nie trzeba. Mógłbym tu długo pisać ale myślę że wystarczy bo jeszcze rozwinę jakieś dygresje. W każdym razie- i to jest puenta- wszystkie nasze środowiska polityczne, najdelikatniej ujmując schrzaniły wysiłek militarny i realną możliwość na odbudowę silnej Rzeczpospolitej. A co gorsza kolejne władze nie wyciągnęły żadnych wniosków. Polityka widać to słaba strona naszego narodu.
1. Zarzucasz Piłsudskiemu brak twardości charakteru (poniekąd słusznie, nie raz „pękał”), ale równocześnie sam trzymasz się cięgle jakiś złudzeń co do zwłaszcza Ukraińców (tylko z Białorusinami była faktycznie jakakolwiek szansa na coś konstruktywnego, drugi raz to po rozpadzie ZSRR, obie niewykorzystane). Jednak wspomniani już Ukraińcy, „Litwini” (Żmudzini) i (nie można o tym zapominać!) miejscowi Żydzi to był poważny problem i potencjalne śmiertelne zagrożenie. Oni właściwie od początku (Ukraińcy, Litwini) swoją tożsamość budowali w kontrze do polskości, która bardzo szybko przechodziła w coraz większą niechęć i wręcz nienawiść. Co do Żydów to niech każdy sobie myśli co chce, ale ja swoje wiem i nie ma takiej siły, która by mnie „wyleczyła” z mojego judeo-realizmu. Żydzi nie są nam w ogóle swojej masy (nie liczę przypadków indywidualnych) przyjaźni, nie byli i prawdopodobnie nie będą. Czas obudzić się z letargu. I tutaj był chyba najważniejszy problem samej Endecji. Białorusini to jedno (potencjalny materiał na choćby częściową polonizację według koncepcji Dmowskiego, a to z powodu ich właściwie niewykształconej świadomości), ale Żydzi? I tak było ich już zbyt wielu i stanowili poważny problem w strukturze społecznej państwa polskiego. Więcej nie było nam absolutnie potrzebne.
2. Nie przesadzaj z tym wieszaniem towarzysza Włodzimierza na czymkolwiek. Wiem, to piękna wizja, ale nie zajmujmy się mrzonkami. Czerwoni mięli w głębi terytorium spore rezerwy, a my nie moglibyśmy liczyć na życzliwość miejscowych (taka Ukraina, ale do kwadratu).
3. Nie próbuj zrzucać choćby częściowej odpowiedzialności za czyny zwłaszcza Ukraińców na Kresach na jakiś „polskich polityków”. Tylko i wyłącznie oni ponoszą odpowiedzialność za swoje bestialstwa.
4. „Silna Rzeczpospolita” rozsadzana od wewnątrz przez mniejszości? Wybacz szczerość, ale albo raczysz żartować, albo to ty niestety nie znasz się zbytnio na polityce.
Ciekawy artykuł i komentarz, ale…
Dmowski napisał w 1908 manifest polityczny endecji.
A tam jego główną tezą było: „Od szeregu lat w umysłach Polaków rozwija się i utrwala przekonanie, że główne niebezpieczeństwo dla ich bytu narodowego stanowią Niemcy i że walka z niemi jest głównym momentem walki o byt i przyszłość narodu.” (…)
Przejęcie ziem wschodnich gdzie jedynie szlachta była po większej części polska ale która „…otrzymawszy monopol władzy politycznej, rządząca bez przeciwwagi, interesom miast zadała cios ostateczny. W kraju bogatym, będącym spiżarnią Europy, ale czysto rolniczym, nic prawie poza płodami ziemi nie wytwarzającym, organizacja życia ekonomicznego schodziła na coraz niższy poziom…” co zaowocowało rozrostem klasy, warstwy biedoty wiejskiej. Widać to wyraźnie po tym jak głosowano w II Rzeczypospolitej. To na wschodzie gdzie konserwatywna szlachta bogatsza owszem była ale stanowiła liczebnie skrajnie niewielką warstwę (a „zagrodowcy” często ulegli całkowitej pauperyzacji – „schłopieniu” i stanowili doskonałą pożywkę dla lewicowej agitacji) lewica wygrywała wybory „w cuglach”, a prawica na zachodzie głownie w Wielkopolsce. Kompletnie było to więc odwrotnie jak to ma miejsce we współczesnej, dzisiejszej naszej obecnej Polsce.
Dmowski w jakimś jednak sensie nie pozwolił zatem na uczynienie z Polski „kolosa na glinianych nogach”, nie pozwolił byśmy się „udławili” wschodnimi wyłącznie rolniczymi bezkresami. W 1939 to dzięki głównie jemu – wbrew powojennej komunistycznej propagandzie, byliśmy krajem o stosunkowo dobrze rozwiniętym przemyśle (Gdynia! COP!). Takim lokalnym mocarstwem II kategorii.
Jest bezsporne, że Dmowski chciał, aby Polska kosztem ziem niemieckich uległa uprzemysłowieniu. To że Polacy stanowiliby tam skrajną mniejszość nie miało dla niego większego znaczenia! Chciał – tak jak Benesz (temu się to udało ale w 38. drogo za to zapłacił…) chciał przejąć całkowicie zgermanizowane ale uprzemysłowione ziemie, które kiedyś były czeskie – przejąć prastare „piastowskie” i „słowiańskie” ziemie też o niebo lepiej niż wschodnie kresy uprzemysłowione, (z jego Dmowskiego – „piastowskiej” i słowiańskiej Benesza, „frazeologii” skorzystał po II wojnie skrzętnie Stalin).
W jednym z przemówień ponoć Dmowski miał powiedzieć, że najlepiej aby granice Polski odrodzonej „oparły się o rogatki Szczecina” (…). Proponowane granice w Paryżu porównał do „rozwartej paszczy” gotowej w każdej chwili połknąć Polskę (a ten oskrzydlający kształt granic przecież Hitler doskonale wykorzystał!).
Nie zgadzam się też z surową oceną tego co udało się terytorialnie Polsce uzyskać. Zakrawa wręcz dla mnie na cud, że udało się nam wynegocjować korytarz pomorski i aż tyle Warmii i Mazur (mimo klęski plebiscytowej!) – regionu mającego w ideologii ekspansjonizmu pruskiego kluczowe znaczenie! oraz aż 2/3 Górnego Śląska! Zresztą, wbrew propagandzie komunistycznej jakoby II Rzeczpospolita nie wspierała wystarczająco z powodów politycznych wysiłku zbrojnego powstań śląskich, bez tegoż heroicznego wysiłku młodej Polski, setek, tysięcy ton uzbrojenia i amunicji idącej z niej (ale i także oficerów, żołnierzy) na Śląsk, żadne z tych powstań nie osiągnęło by jakichkolwiek sukcesów. Poniosłyby klęskę w zarodku. Utratę tych wyżej wymienionych „niemieckich” ziem jeden z wybitnych historyków niemieckich nazwał „największą klęską w dziejach Niemiec” – wcale nie utratę ziem na zachodzie w Alzacji, czy Lotaryngii!
Walka na wschodzie musiała być priorytetową tylko dlatego, że po prostu nasz byt państwowy był zagrożony!
Reasumując: to nie granice przedwojennej Polski stanowiły problem w 1939 roku (tutaj na pewno osiągnięto zdecydowanie więcej niż można by się było spodziewać!) ale kwestie geopolityczne i zbyt słaby, by nie powiedzieć kiepski, system sojuszy.
Proponowane granice oczywiście zachodnie Polski.
Uwierzyłbym we wszystko gdybym nie widział źe onet kłamie.
W kontekście ludobójstwa Polaków na Wołyniu, podejście Dmowskiego okazało się słuszne.
To chyba jakieś cuda, ale wreszcie w czymś się zgadzamy.
Powiem tak: nasi politycy mają i mieli ten problem że za bardzo emocjonalnie podchodzili do polityki a polityka wymaga chłodnej, naprawdę chłodnej i cynicznej kalkulacji. W. Churchill był czołowym brytyjskim antykomunistą ale żeby nie ginęli jego pracodawcy czyli zwykli Brytyjczycy wzięci do armii zawarł on sojusz z szefem komunistycznego państwa. I bardzo chciałbym żeby nasi politycy też umieli swoje fobie chować do kieszeni.
Tyle wstępu, odnośnie meritum- R. Dmowski miał fobie antyniemiecką i dlatego obawiając się że Ukraina będzie w przyszłości potencjalnym sojusznikiem Niemiec stwierdził że lepiej te państwo rozebrać wspólnie z bolszewią. Nie lubił też różnych mniejszości i spowodowało to że faktycznie robił co mógł żeby było ich jak najmniej w RP. Endecja oraz środowiska chłopskie i socjalistyczne uważały zresztą że należy podpisać uczciwy pokój z sowietami kończący raz na zawsze konflikty polsko- rosyjskie i dlatego nie należy brać za dużo żeby nie tworzyć zarzewia następnej wojny.Genialne(:
Tymczasem drugi nasz mąż stanu- J. Piłsudski miał fobie antyrosyjską i zakłóciła ona jego zdolność percepcji. Nie zauważył że bolszewik to wróg stokroć gorszy niż poczciwy wróg rosyjski. Zamiast podsycać wojnę między białymi i czerwonymi a trzeciemu w myśl pewnego przysłowia korzystać nasz wódz prymitywnie postawił na upadek białych i sukces czerwonych. A w decydującym momencie nie zrobił nic żeby poprowadzić nasze armie nad Dniepr i Berezynę.
Tak więc w dość ważnym nie tylko dla RP ale i Europy a nawet świata momencie nasi politycy okazali się zwykłymi frajerami i gamoniami. Ja przypominam tylko że wojna z bolszewikami nie była wojną o przetrwanie Polski jako państwa, była wojną o granicę i utworzenie sfederowanych z Polską państw na wschodzie. W tym kontekście pokój w Rydze to była tragedia porównywalna z Trianon dla Węgier. Tyle że akurat Polacy byli zwycięscy militarnie,
Oczywiście zgadzam się z Dmowskim że nasze granice powinny obejmować nie tylko Pomorze Zachodnie i Dolny Śląsk ale i Łużyce. Tylko że na zasadzie federacji powinniśmy być też nad Dnieprem, podkreślam- nie inkorporacji a federacji gdzie na ..kijem i marchewką” mądrze zarządzalibyśmy tymi terenami. Ktoś powie że jestem imperialistą- J. Piłsudski (akurat tu miał rację) powiedział ze Polska leżąca w środku Europy musi być mocarstwem albo przy lada nawałnicy dziejowej upadnie. Fakt że byliśmy po 1918 państwem biednym ale żyzny czarnoziem Ukrainy i drewno Białorusi oraz węgiel ze Śląska plus dostęp do morza pozwoliłyby nam na lepszy i szybszy rozwój gospodarki.
Jest jeszcze jeden, taki ,,ludzki” aspekt tego pokoju. Jak II RP mogła za kordonem zostawić tylu Polaków? jak mogła nie roztoczyć nad nimi opieki? Polecam autobiograficzną książkę F. Czernyszewicza ,,Nadberezyńcy”- daję do myślenia. I z ciężkim sercem bo jestem Polakiem ale muszę przyznać że za głupotę a wręcz skrajny kretynizm naszych warstw przywódczych póżniejsze katastrofy które przewidział A, Denikin po prostu nam się uczciwie należały.
Smutny temat i niełatwy ale niestety w ogóle nie jest omawiany poza jakimiś niszowymi programami i książkami. A szkoda bo powinien on podobnie wzbudzać emocje jak np. sens powstania warszawskiego.
Wybacz, ale czytając twoje złudzenia co do Ukraińców i tym podobnych to chyba sam podpadasz pod własny zarzut „emocjonalnego podejścia do polityki”. Taka dygresja.
Co do Dmowskiego to poczytaj sobie co pisał on o tzw. „Ukrainie” w kontekście istnienia takiego bytu państwowego. Potem spójrz na owo państwo istniejące dzisiaj, jego króciutką historię (to wciąż efemeryda w porównaniu do swoich sąsiadów) i odpowiedz sobie szczerze, czy Roman nie miał racji. Przecież on to napisał, jeśli dobrze pamiętam, ok. 100 lat temu i spełniło się praktycznie WSZYSTKO co do joty. Zresztą jego niechęć do mniejszości była dobrze uargumentowana doświadczeniami historycznymi (nie tylko polskimi) i po czasie okazało się, uwaga, uwaga, że znowu Roman miał rację. Żadne przymilanie się do nich nie by nie dało. Ponownie, spójrz jak to wygląda dzisiaj. Jakie umizgi z naszej strony i jaka spotyka nas z ich strony odpowiedź? Wtedy było dokładnie tak samo. Nieuzasadnionej, trochę dziwnej, trochę śmiesznej, a trochę strasznej, a już na pewno oburzającej i zaporowej roszczeniowości tamtych ludzi nie da się obejść. Tak samo jak ich wiecznych pretensji i antypolskich fobii. Od czasów Dmowskiego NIC się nie zmieniło. Przynajmniej po ich stronie, po naszej jest szczęście w nieszczęściu, że sporo narodu się obudziło z tych mrzonek (i wciąż się budzi).
Co do twojej krytyki Piłsudskiego w kontekście „chłodnej, realistycznej kalkulacji” to sam sobie przeczysz i najwyraźniej nie rozumiesz, że Piłsudski akurat miał rację nie bratając się z Białymi. Niestety sytuacja była taka, że ci ostatni godzili się na Polskę „ewentualnie” w granicach „poczciwej” Kongresówki. Ładne mi perspektywy. Mieć niepodległość zagrożoną przez Czerwonych, albo prawdopodobnie nie mieć jej wcale, albo w formie skrajnie upośledzonej. Niestety w tamtym konkretnym momencie historycznym Czerwoni byli „mniejszym złem”, choć z perspektywy czasu wydaj się to szalone, ale tak właśnie było. Zawinił nie Piłsudski tylko twardogłowi wielkoruscy imperialiści pokroju Kołczaka i Denikina, skoro ci ludzie nie byli gotowi poświęcić palca dla uratowania całego organizmu od gangreny, to co my byliśmy im winni? Zresztą Biali nie mieli jednolitego kierownictwa (w odróżnieniu od bolszewii), więc z kim niby miano prowadzić te poważne, wiążące rozmowy? A kiedy pojawiła się tak okazja, to wspomniany Denikin zachował się jak na rosyjskiego imperialistę przystało.
Co do tamtejszych Polaków to zgoda, hańbą było ich zostawić w tamtym bolszewickim Mordorze. Powinno się pomyśleć o jakieś wymianie ludności (jak ta między Grecją i Turcją za Kemala). Wywalić jak najwięcej mniejszości (zwłaszcza Ukraińców), a na ich miejsce ściągnąć Polaków. To byłaby bardzo korzystna zamiana, wręcz nie do przecenienia. No ale niestety nikt na to nie wpadł. A szkoda, może Czerwoni byliby chętni do takiej zamiany z okazji zawarcia pokoju.
Poniosła cię fantazja 😁
Czytajac czesc komentarzy w sumie ciezko mi krytykowac pakt Ribbentrop-Molotov. Jezeli wiecej bylo „Geniuszy” chcacy zajac Szczecin czy Dolny Slask i wcielic go zywcem do Polski to Niemcy mialy pelno prawo sie bronic i zniszczyc 2RP
Drogi Jaremo, każdy może mieć swoje poglądy, tym bardziej jeśli je merytorycznie stara się udowadniać i do tego ciekawie przedstawia.
Ja też uważam np., że w sporze z Wiśniowieckim Kisiel nie miał racji. Politykiem niewątpliwie Wiśniowiecki był lepszym, choć może niezbyt finezyjnym ale rozumiał lepiej twarde realia – siła musi dominować nad ustępstwami. Ugoda hadziacka – istniejąca OD SAMEGO SWEGO POCZĄTKU jako „martwe zapisy” pokazała, że na realną federację z Ukrainą nie ma szans na setki lat – co najmniej do końca naszego wieku, a pewno i dłużej…
R. Dmowski miał fobię antyniemiecką? Raczej był realistą. Największym tworem państwowym związkowych Niemiec były Prusy, a te ze swym ekspansywnym skrajnie 'mitem założycielskim’ mogły się „rozwijać” tylko kosztem „pożerania” ziem polskich… Co rozumiał i W. Churchill każąc wymazać te państwo z mapy Europy wraz z rokiem 47., jako twór prawie zawsze będący główną praprzyczyną wszystkich dawnych „paneuropejskich” wojen.
„Ukraina będzie w przyszłości potencjalnym sojusznikiem Niemiec…”
„Niemcy na Ukrainie swoje pierwsze osady (przede wszystkim handlowe) założyli jeszcze w XI w. między innymi w Kijowie, Łucku, Haliczu oraz we Lwowie. Na początku XX w., na Ukrainie mieszkało prawie 500 tys. [!] Niemców.” „Niemcy osiedlali się na Ukrainie w dużych skupiskach ludzkich, co dawało możliwość stworzenia narodowych jednostek administracyjnych. W 1931 r. istniało 7 następujących niemieckich rejonów narodowych: Zeltski, Fridrich-Egeltski, Spartakowski, Gross-Libentarski, Karl-Libk-Nechterowski, Wysokopolski, Mołoczański, Luksemburski oraz Pułyński; działało 228 niemieckich narodowych rad wiejskich [!], 628 szkół niemieckich [!] oraz 15 [!] niemieckich uczelni.” (…)
„Nie zauważył że bolszewik to wróg stokroć gorszy niż poczciwy wróg rosyjski.” Po traumie czegoś porównywalnego tylko z holocaustem, a co stało się po 1864 z narodem polskim żyjącym w zaborze rosyjskim „biali” jawili się jako kontynuatorzy niszczenia polskości…
To co wydaje się nam teraz oczywistem takim być nie mogło ledwie po dwóch czy trzech latach rządów bolszewickich w Rosji.
„…głupotę a wręcz skrajny kretynizm naszych warstw przywódczych…” Owszem spora część klasy politycznej międzywojnia to miernoty. Zwłaszcza ambasadorowie nie przynosili nam chwały, a co gorsza i pożytku.
Ale skoro Pan proponuje lekturę (postaram się ją za wszelką cenę zdobyć i nie tylko przeczytać ale i poddać analizie) to i ja, jeśli można, polecam spojrzenie na nasze międzywojenne państwo człowieka z zewnątrz, dodajmy wybitnego, R. M. Watta: „Gorzka chwała, Polska i jej los 1918-1939” wyd. 2005, str. 63 (przepraszam cytat będzie trochę długi ale to ważne): Dmowski… „Wygłosił przemówienie, które z przerwą na lunch trwało pięć godzin [!].” „…mówił doskonałą, idiomatyczną francuszczyzną, od czasu do czasu przerywając, by przetłumaczyć swe wypowiedzi na angielski, którym również władał znakomicie. Jego wystąpienie zrobiło wielkie wrażenie na słuchaczach; gdy skończył, rozległy się spontaniczne oklaski (…).” „Zasugerował, że Litwa i Ukraina powinny być „przyłączone” do Polski, gdyż „jeszcze nie dojrzeli do stworzenia własnego Państwa”. „Śląsk, choć ne należał do Polski od XIV wieku, powinien do niej powrócić, gdyż Polacy stanowią tam większość ludności – Dmowski ocenił ją na 90 procent.” „…powstanie rozległego „polskiego korytarza do morza” jest sprawą nie podlegającą dyskusji. Podobne stanowisko zajął w kwestii Gdańska…” mimo, że „większość ludności stanowili Niemcy.” „…w sprawie Prus Wschodnich…” „…zaproponował, by odebrać je Niemcom i utworzyć niewielką oddzielną „republikę” pod polskim protektoratem.” (…)
„Clemenceau wstał i podziękował mu za „znakomite wystąpienie”…” (…)
Co najmniej kilku polityków mieliśmy więc wielkiego formatu, być może najwybitniejszych w dziejach, i to dzięki nim teraz żyjemy w „wolnym kraju”!
„…wojna z bolszewikami nie była wojną o przetrwanie Polski jako państwa…”
Zgoda, już prawie byliśmy republiką sowiecką. Fakt quasi to państwo ale jednak :(
Nie tylko byt suwerennej Polski był zagrożony ale i być może dziesiątki lat wcześniej mielibyśmy NRD…, tylko że takie nieco większe niż te nam dobrze znane. Do dlatego zachód nas aż tak mocno wówczas poparł: być może nawet 95 % amunicji polskich żołnierzy uczestniczących w bitwie warszawskiej było niemieckiej produkcji wymuszonej przez Francję!
„Piłsudski (akurat tu miał rację) powiedział że Polska leżąca w środku Europy musi być mocarstwem albo przy lada nawałnicy dziejowej upadnie.” Pełna zgoda tym razem nie ironiczna. Wiara w sojusze nawet takie jak obecnie NATO to jakże często jedynie „pogoń za złudzeniami…”
Moje dłuższe wiadomości nie chcą się pojawiać (do redakcji: ogarnijcie to jakoś, nie piszę żadnych obrazoburczych treści, a nie chcą mi się pojawiać wiadomości, to jakaś przesadzona cenzura treści czy co?) więc napiszę krótko: Zgadzam się z powyższym. Dziwne jak ktoś nawiązujący do realizmu w polityce sam w praktyce sam kieruje się mniejszymi i większymi mrzonkami. Nie tędy droga mości Jaremo! Żadnych złudzeń, mospanie, żadnych złudzeń (że sparafrazuję Aleksandra Nikołajewicza).
Napiszę krótko: Zgoda. Nie tędy droga mości Jaremo. Nawołujesz do realizmu w polityce, a sam kierujesz się myśleniem idealistycznym.
Panie Bartoszu, jak Pan widzi powyższe komentarze, nie ma żadnego problemu z zamieszczaniem długich i rozbudowanych. Problem musi zatem istnieć po Pana stronie, żaden inny komentator podobnego nam nie zgłosił. I dlaczego Pan znowu z tą cenzurą…. jakbyśmy zablokowali możliwość dodawania dłuższych wypowiedzi dotyczyłoby to wszystkich, a Pan ciągle uważa, że wszystko robimy przeciw Panu… Pozdrawiamy.
Tego nie napisałem. Ale jakiś problem jest i to ewidentnie. Mogę tylko zagwarantować, że nie było w tamtych wiadomościach żadnych:
-wulgaryzmów
-ostrzejszych sformułowań
-obraźliwych słów
-wyzwisk
-obrazoburczych treści
Tak więc dlaczego jak przychodzi co do czego to się nie pojawiają? Mam się posługiwać jednolinijkowymi wypowiedziami czy co?
Moi Drodzy rozmówcy- po pierwsze ja nie jestem jakimś wielkim alfą i omegą w związku z czym mam prawo się mylić i pisać brednie. Z mojego punktu widzenia Polacy powinni zastosować starą brytyjską zasadę- zwyciężamy wojnę obcymi żołnierzami. A zatem: nie mieszamy się do wojny domowej w Rosji, no chyba że faktycznie czerwoni już zwyciężają, wtedy ruszamy wojskami, bijemy trochę bolszewie i się zatrzymujemy. Niech biali wezmą oddech i dalej panuje względna równowaga, im dłużej tym dla nas lepiej. Mylicie się pisząc że biali byli dla nas większym złem bo: już wtedy wiedziano że bolszewicy to ludobójcy a poza tym to Denikin mógł rzucać hasła powrotu na tereny przed 1914 ale chcieć a móc to dwie inne sprawy. Oni na to nie mieli sił. A żeby jeszcze było ciekawiej to w 1920 z czerwonymi walczył Piotr Wrangel który uważał że biała Rosja musi być zreformowana i przeprowadził na zajętych terenach reformę rolną. Godził się też na polskie roszczenia.
To co budzi moje zastrzeżenia w koncepcji federalistycznej to Ukraina. Naród ten jest skrajnie nielogiczny, nieodpowiedzialny i trudno byłoby przewidzieć czy z błahego powodu nie byłoby potem ukraińskiej secesji i krwawych wojen.
Książkę ,,Gorzka chwała” czytałem i jest to najciekawsza książka o II RP. Też polecam.
Nie chcę się tu rozpisywać więc tylko sprostowałem parę kwestii i jak ktoś ma konkretny zarzut to proszę bardzo to napisać,
Pozdrawiam
Do Jarema:
Biali może i nie mieli WTEDY sił na upomnienie się „o swoje”, ale zdajesz się zapominać, że ta „Biała Rosja” będąca bezpośrednią kontynuacją Caratu miałaby pełne poparcie zagraniczne, w każdej sprawie, bo zachodnim aliantom zależałoby na przeciwwadze dla Niemiec. Polska zdołała wejść w rolę „zamiennika” (nieporównywalnie słabszego, ale cóż… jak się nie ma tego co się lubi to się lubi co się ma…) tylko dzięki krachowi Rosji i powstaniu państwa bolszewickiego. Taka „Biała Rosja” prędzej czy później zaczęłaby dążyć do przywrócenia „sprawiedliwych granic” i pies z kulawą nogą by się za nami nie wstawił. Kto wie, czy taka Francja na przykład nie wystąpiłaby ręka w rękę ze swoim „odwiecznym przyjacielem” rosyjskim w celu zrealizowania owych roszczeń. nie mówię oczywiście o wspólne akcji wojskowej, ale naciski polityczne, tego typu wsparcie dla Rosji, dostawy broni itd.
Co do Wrangla to kiedy doszedł on to większego znaczenia to było już niestety za późno. Czerwoni już właściwie wygrali wojnę domową i zostało im już tylko dobić oponentów. My zaś nie mięliśmy sami tyle sił żeby roić sobie jakieś „marsze na Moskwę” czy tego typu mrzonki.
Cieszę się, że rozumiesz przynajmniej to, że z tzw. „Ukraińcami” nic poważnego i konstruktywnego się zrobić nie da. Wiedział o tym i rozumiał Dmowski, boleśnie przekonał się o tym Piłsudski mający początkowo różne, skrajnie naiwne rojenia.
Wiesz co? nie jest tak że ja na Ukraińców od razu stawiam krzyżyk bo gdyby postawić na względnie rozsądne ukraińskie elity i dać temu narodowi czas to może eksperyment mógłby się udać. Być może skończyłby się katastrofą, tego nie wiemy. W każdym razie tu widzę duży problem i najsłabszy punkt w koncepcji federalistycznej.
Nie mieliśmy sił na marsz na Moskwę? a kto mógł nam wtedy zagrozić i przeszkodzić? po bitwie niemeńskiej armia czerwona na polskim odcinku przestała istnieć i Alfred Joffe szef bolszewickiej delegacji jadąc na rozmowy z Polakami nie wiedział w ogóle jak się zachować bo nie miał absolutnie żadnych argumentów, nie mógł nam nijak zagrozić. Wtedy powinniśmy:
a) zająć tereny które należały wcześniej do RP
albo
b) dogadać się z rozsądnym Wranglem i razem dobić bolszewików.
Dopiero rozejm z Polską umożliwił bolszewikom pokonanie Wrangla i zdławienie powstań chłopskich, szczególnie w guberni tambowskiej.
Jestem realistą (i po trochu pesymistą), więc powiem o „Ukraińcach” tylko jedno: Z tymi ludźmi nic (poważnego) się zrobić nie da. Tak zwyczajnie, po prostu. Pokazują to na każdym kroku. Ile jeszcze będziemy „eksperymentować”? Aż otwarcie zażądają korekty granic i dojdzie do powstania części ichnich pobratymców w naszym własnym kraju? Wtedy się obudzimy? Uczmy się wreszcie na błędach poprzedników. Porzućmy trochę śmieszne, trochę żałosne mrzonki o „Polsce jagiellońskiej”. Czegoś takiego nie ma i najprawdopodobniej nie będzie. Mamy za to „Polskę piastowską”, więc pogódźmy się z tym wreszcie i do tego dostosujmy swoją politykę, a nie do jakiś fantastycznych urojeń.
Co do ewentualnej ofensywy to już wcześniejsza z 1919/1920 r. pokazała dobitnie, że my Polacy nie cieszymy się sympatią tamtejszej ludności. W żadnym razie nie mogliśmy liczyć na jej wsparcie czy choćby życzliwość. A bez tego to jak niby miałaby wyglądać okupacja takiego kawała ziemi z taką liczbą mieszkańców? A nawet gdybyśmy tą nieszczęsna Moskwę jakimś cudem zajęli, to ile czasu by minęło zanim skończylibyśmy jak Napoleon? Podkreślam, że nie wierzę w taki scenariusz. Stanięcie w granicach przedrozbiorowych? To mogłoby się udać… na chwilę, albo i na dłużej, ale taka II RP byłaby nieciekawym miejscem. Może nie piekłem, ale byłby to kolos na glinianych nogach podniesiony do sześcianu… Gra nie warta świeczki. Mniejszości (będące razem większością) prawdopodobnie wysadziłyby taki kraj w ciągu kilku/kilkunastu lat.
Jestem realistą (i po trochu pesymistą), więc powiem o „Ukraińcach” tylko jedno: Z tymi ludźmi nic (poważnego) się zrobić nie da. Tak zwyczajnie, po prostu. Pokazują to na każdym kroku. Ile jeszcze będziemy „eksperymentować”? Aż otwarcie zażądają korekty granic i dojdzie do powstania części ichnich pobratymców w naszym własnym kraju? Wtedy się obudzimy? Uczmy się wreszcie na błędach poprzedników. Porzućmy trochę śmieszne, trochę smutne mrzonki o „Polsce jagiellońskiej”. Czegoś takiego nie ma i najprawdopodobniej nie będzie. Mamy za to „Polskę piastowską”, więc pogódźmy się z tym wreszcie i do tego dostosujmy swoją politykę, a nie do jakiś fantastycznych urojeń.
Co do ewentualnej ofensywy to już wcześniejsza z 1919/1920 r. pokazała dobitnie, że my Polacy nie cieszymy się sympatią tamtejszej ludności. W żadnym razie nie mogliśmy liczyć na jej wsparcie czy choćby życzliwość. A bez tego to jak niby miałaby wyglądać okupacja takiego kawała ziemi z taką liczbą mieszkańców? A nawet gdybyśmy tą nieszczęsna Moskwę jakimś cudem zajęli, to ile czasu by minęło zanim skończylibyśmy jak Napoleon? Podkreślam, że nie wierzę w taki scenariusz. Stanięcie w granicach przedrozbiorowych? To mogłoby się udać… na chwilę, albo i na dłużej, ale taka II RP byłaby nieciekawym miejscem. Może nie piekłem, ale byłby to kolos na glinianych nogach podniesiony do sześcianu… Gra nie warta świeczki. Mniejszości (będące razem większością) prawdopodobnie wysadziłyby taki kraj w ciągu kilku/kilkunastu lat.
Jestem realistą (i po trochu pesymistą), więc powiem o „Ukraińcach” tylko jedno: Z tymi ludźmi nic (poważnego) się zrobić nie da. Tak zwyczajnie, po prostu. Pokazują to na każdym kroku. Ile jeszcze będziemy „eksperymentować”? Aż otwarcie zażądają korekty granic? Wtedy się obudzimy? Uczmy się wreszcie na błędach poprzedników. Porzućmy mrzonki o „Polsce jagiellońskiej”. Czegoś takiego nie ma i najprawdopodobniej nie będzie. Mamy za to „Polskę piastowską”, więc pogódźmy się z tym wreszcie i do tego dostosujmy swoją politykę, a nie do jakiś fantastycznych urojeń.
Co do ewentualnej ofensywy to już wcześniejsza z 1919/1920 r. pokazała dobitnie, że my Polacy nie cieszymy się sympatią tamtejszej ludności. W żadnym razie nie mogliśmy liczyć na jej wsparcie czy choćby życzliwość. A bez tego to jak niby miałaby wyglądać okupacja takiego kawała ziemi z taką liczbą mieszkańców? A nawet gdybyśmy tą nieszczęsna Moskwę jakimś cudem zajęli, to ile czasu by minęło zanim skończylibyśmy jak Napoleon? Podkreślam, że nie wierzę w taki scenariusz. Stanięcie w granicach przedrozbiorowych? To mogłoby się udać… na chwilę, albo i na dłużej, ale taka II RP byłaby nieciekawym miejscem. Może nie piekłem, ale byłby to kolos na glinianych nogach podniesiony do sześcianu… Gra nie warta świeczki. Mniejszości (będące razem większością) prawdopodobnie wysadziłyby taki kraj w ciągu kilku/kilkunastu lat.
Zgoda że obecni Ukraińcy są niewarci jakiejkolwiek pomocy ale wtedy w 1920 r., można było spróbować, przynajmniej raz, w najlepszym do tego momencie. A RP na pewno nie byłaby idealnym państwem ale moim zdaniem zawsze warto podejmować próby. A w tamtych warunkach załóżmy że jest żle, najgorszy scenariusz. Musimy się wycofać z części Ukrainy i Białorusi oraz Litwy bo nas tam nie chcą ale i tak zajmujemy dogodne dla nas rejony z tak polskimi wtedy miastami jak Mińsk czy Kamieniec Podolski a na wschód od nas Białorusini i Ukraińcy próbują stworzyć własne państwa, raczej nieudolnie, na wschód od nich trwa w Rosji wojna bo biali muszą wytępić czerwonych a na dodatek zaprowadzić jako taki porządek co oczywiście trwa wiele lat. Moim skromnym zdaniem nawet ten negatywny scenariusz i tak jest dużo bardziej pozytywny niż to co było bo i tak byliśmy państwem z za dużą liczbą mniejszości dla których mieliśmy głównie jedną tylko opcję- polonizacje. I byliśmy w nieciekawym sąsiedztwie a tak mielibyśmy przynajmniej na ścianie wschodniej bajzel i możliwość manewru.
Warto było… i bardzo szybko (właściwie od początku ofensywy kijowskiej, jeszcze przed zajęciem samego miasta) okazało się, że płonne wszelkie nadzieje.
Biali byli już wtedy za słabi na zwycięstwo. Zwyczajnie nie mieli potrzebnego zaplecza. W tym czasie komuniści mogli zmobilizować swoje rezerwy. Zajęłoby to trochę czasu, ale na koniec dnia, dopóki utrzymaliby w swoim ręku centrum kraju (jak wcześniej, gdy byli już mocno przyciśnięci) wygrali by.
Mińsk czy Kamieniec dobra rzecz… Tylko problem był taki, że te „wyspy polskości” były otoczone przez morze ukraińsko-białoruskiej czerni. Przecież Dmowski oryginalnie (jego słynna linia) też był za większą RP, ale zmienił zdanie w obliczu realnych problemów. Zresztą o czym tu gadać, skoro nawet utopista Piłsudski zrezygnował ze swoich mrzonek?
Oczywiście to nie znaczy, że popieram pozostawienie tych wszystkich Polaków w sowieckim piekle… wiemy jak to się dla nich skończyło. Był to chyba największy grzech endecji… Z drugiej jednak strony brać sobie na garb kolejne setki tysięcy „czerni” na pewno nie było dobrym pomysłem… Dlatego pewnym kompromisem mogłaby być wymiana ludności pomiędzy II RP a ZSRR, niestety nie doszło do takiego porozumienia (nie wiem nawet czy ktoś rozważał taki wariant), a szkoda. Nieco później taki wariant zrealizowali Turcy i Grecy.
To nie jest tak że Piłsudski zdecydował ze swoich mrzonek. On po prostu stał na linii że ,,wszystko lepsze niżli biali” i wolał żeby Wrangla pokonano niżli polskie granice daleko na wschodzie. Ot, takiego miał bzika. Możemy mieć dystans do Ukraińców bo jak wspomniałem to jest nieprzewidywalny żywioł ale na Boga- nie miejmy do Białorusinów którzy są nam bardzo bliską, bratnią i arcypropolską nacją, szczególnie wtedy kiedy popi ludziom wbijali do głowy że gdyby nie Polacy to tu przyszliby bolszewicy i utworzyliby ,,raj na ziemi”. Przypomnę tylko że póżniej AK na terenie Nowogrodczyzny w co najmniej 50% składała się z Białorusinów. Tak bliski a zarazem poszkodowany przez historie naród zostawiliśmy bolszewikom i nie potrafiliśmy odpowiednio docenić wierności tych którzy pozostali w II RP, wstyd.
Wariant wymiany ludności był na pewno mądry i sam w sobie zrozumiały ale widać statyści warszawscy proste i mądre rozwiązania uważali za nic nie warte. Znamy to i dziś kiedy Polacy mają niesamowitą zdolność komplikowania prostych kwestii.
Powiem tak- przyjeliśmy wariant najgorszy z możliwych bo należało zrobić wszystko żeby wziąć jak najwięcej można i zneutralizować ścianę wschodnią, tak żeby tam było bezhołowie. Jeśli ktoś twierdzi ze inaczej nie można było, i tak by nie wyszło itp… to przyznaje racje W. Mołotowowi który powiedział ze jesteśmy ,,bękartem układu wersalskiego”. Powiedział to w 1939 r., kiedy Polacy zbierali gorzkie a jakże niestety zasłużone żniwo zaniedbań i błędów wcześniejszych z których głównym było uratowanie bolszewizmu. Zrobiliśmy to 3 razy: w latach 1919-20, 1939 i 1989. 3 razy za dużo.
Białorusini faktycznie lepsi od Ukraińców, ale nawet wśród nich bolszewizm i propaganda sowiecka zyskały wśród ludności pewne poparcie w międzywojniu. Choć faktycznie akurat z nimi można by EWENTUALNIE czegoś spróbować, może by coś z tego wyszło. Z pewnością sprawę białoruską koncertowo spaprano po 1991 r., ale to tak na marginesie. Na pewno nie uda się natomiast nic z Ukraińcami i tzw. „Litwinami” (Żmudzinami). Co do wyzbycia się złudzeń przez Piłsudskiego to miałem na myśli jego złudzenia co do Ukraińców, i że tamte nacje w ogóle powitają Polaków jak braci i wyzwolicieli… Bo żadna takiego gorącego poparcia nie okazała. Najlepiej to paradoksalnie chyba z Łotyszami się współpracowało, ale gdzie Łotwa, a gdzie Polska?
Co do „uratowania bolszewizmu” to pewną okoliczność łagodzącą stanowi fakt, że chyba mało kto sądził, że ten syf zdoła się gdziekolwiek utrzymać, nawet w Rosji. Zresztą nie przesadzałbym, że Piłsudski miał jakąś obsesję na punkcie Białych. Choć miał kompleks antyrosyjski, to jednak wysłał delegację na rozmowy wstępne z Denikinem kiedy ten był u szczytu powodzenia w walce z bolszewikami. Chyba wiesz, co usłyszała owa polska delegacja, prawda? Kręcenie, niedomówienia, brak jasnych deklaracji, a wszystko to okraszone bełkotem (bo inaczej tego nazwać nie można) o: „Wielkiej, niepodzielnej Rosji od Kalisza do Władywostoku”, no przepraszam bardzo, ale z takimi oszołomami oderwanymi od rzeczywistości nie było sensu rozmawiać. Jedyne o co można się czepić Piłsudskiego, to ewentualnie tego czy nie pomylił się skreślając Białych całkowicie po tym fiasku i nie szukał jakiegoś porozumienia z Wranglem, choćby tylko po to żeby napsuć trochę więcej krwi Czerwonym. Uczciwość jednak nakazuje przyznać, że kiedy Biali coś naprawdę znaczyli to szukał przez chwilę rozumienia anty-bolszewickiego z nimi, nie skreślił ich bynajmniej od razu. Wrangel ze swojej strony znajdował się właściwie w permanentnej defensywie i wkrótce znalazł się na Krymie. Może uznano, że gra nie jest już warta świeczki? A może nie miano już zaufania do przedstawicieli strony rosyjskiej? Któż to wie? Zgadam się jednak, że bilans wysiłków politycznych (a po części też militarnych) nie był w praktyce zbyt korzystny i na pewno dało się to wszystko zrobić lepiej… pytanie tylko w jaki sposób?
Z chęcią bym porozmawiał na ten temat bo mi się rozpisywać nie chcę nawet wieczorem i w nocy kiedy mam najlepszą wenę”. Tak krótko: świństwem i co gorsza samobójczą głupotą był układ z Mikaszewicz w X 1919 r., i zagwarantowanie bolszewikom że Polacy nie ruszą wojska. Ja uważam że należało brać co się da, ogniem i mieczem a kiedy trzeba marchewką podporządkować nacje wschodniosłowiańskie i trzymać kciuki za białych pod warunkiem oczywiście że wojna domowa w Rosji a potem zwalczanie skutków rewolucji trwałoby co najmniej jedno pokolenie. Dlatego powinniśmy robić co się da coby w Rosji zamęt trwał jak najdłużej, nawet za cenę cichego wspierania bolszewików i oficjalnego białych. Niech się dwóch bije a trzeci czyli Polak skorzysta. Ukrainę jeśli nie chciałaby z ,,bratami- Lachami” to należało spacyfikować i obrabować po wycofaniu się na tereny w miarę bezpieczne biorąc oczywiście Kamieniec Podolski i Żytomierszczyzne. Litwę należało podbić bez dwóch zdań zaś Białoruś w całości byłaby za nami bo komunistyczne wpływy silne były również w niektórych rejonach Polski. Każdy człowiek żyjący w nędzy i nieuczony a jednocześnie widzący dostatek warstw bogatszych marzy o równości wszystkich ludzi a co za tym idzie słysząc hasła komunistyczne to sobie je idealizuje. Jak póżniej taki człowiek poznał realia to już zmieniał zdanie ale było po ,,ptokach”. A na pytanie jakie zadałeś to napiszę że było wiele możliwości, wybrano niestety jedną z najgorszych jeśli nie najgorszą.
Problem w tym, że my jesteśmy w pewien sposób „skrzywieni”. Mianowicie wiemy jakie były konsekwencje takich czy innych działań. Z takiej perspektywy bardzo łatwo się ocenia, a jest to złudne.
Byli ludzie, szczególnie z Kresów którzy wiedzieli już w 1920 r., czym się skończy hołubienie czerwonych zezwolenie na rozbiór ojcowizny bo tym był dla mnie traktat w Rydze,. Zresztą, czy słynna klątwa Denikina nie okazała się w mgnieniu oka rzeczywistością? Przecież na zwykłą chłopską logikę to co zrobiły nasze władze to idiotyzm
Denikin sam był skończonym kretynem, więc ja tam bym się na tego ograniczonego osobnika nie powoływał. Może jacyś „ludzie z Kresów” wiedzieli, ale co z tego? W praktyce liczyło się to, że nie wiedzieli i nie rozumieli tego decydujący politycy. Zresztą skrajnie naiwne jest myślenie, że kraj walczący rozpaczliwie o powrót na mapę po 123 latach niewoli będzie popadał w jakiś hurra-mesjanizm i z tego tytułu walczył zawzięcie w obronie „cywilizacji europejskiej” przed komuchami. Przecież państwa Ententy też nie były zbytnio zainteresowane walką z bolszewią (taką na poważnie). Inni (jak Czechosłowacja) dogadywali się otwarcie z Leninem lub mu sprzyjali (wiele wpływowych środowisk w Wielkiej Brytanii, Francji, USA itd.). I co? My mieliśmy wszystko rzucać i walczyć o jakieś „wzniosłe ideały”? O „przyszłość”? Przykro mi bardzo, ale realia są takie, że skoro wielcy tego świata mieli to gdzieś, to nie należy tego od państwa dopiero powracającego z wielkim trudem na scenę.
Tylko że w tym wypadku kwestia być albo nie być dla Zsrr była zarazem kwestią być albo nie być dla Polski. Denikin nie był może zbyt rozgarnięty i kreatywny ale im głupszy wódz białych tym lepiej dla nas. Zresztą gdyby był inteligentny i perfidny to by nam naobiecywał a potem wyszedł z żądaniami. Oczywiście że my po 123 a w sumie to po 146 latach mieliśmy wiele problemów ale moi drodzy, jak się spojrzy na mapę to ogólnie większość państw w tej części Europy była wykrwawiona a już szczególnie w Rosji było bardzo żle. Polska wcale tak żle nie funkcjonowała skoro dało się stworzyć całkiem niemałą armię. W X 1919 naprzeciwko 30 000 armii sowieckiej stało prawie 500 000 naszych żołnierzy. Zresztą w VIII 1920 pod Warszawą bolszewicy mieli niewielką przewagę w ludziach ale my mieliśmy druzgocącą przewagę techniczną. Sorry ale powiem tak: USA i W. Brytania mogły nas zostawić bolszewikom i nie szkodziło to ich bytowi, co najwyżej pozycji zaś my Polacy pozostawiając pobratymcze ludy wschodniemu ludobójczemu systemowi sami wystawialiśmy się na śmiertelne zagrożenie. Zresztą J. Piłsudski który na początku 1914 przewidział przyszłość, w 1919 okazał się naiwny jak dziecko formułując tezę że niemożliwy jest sojusz bolszewickich komisarzy z zachodnią giełdą.
Ciągle popełniasz ten sam błąd. Mianowicie uważasz, że tamte „wschodnie ludy” to byli realni partnerzy, a w pierwszej kolejności w ogóle nas chcieli… Wybacz, ale jest to po prostu mrzonka. Oni ani nas nie chcieli, ani nie dało się z nimi nic konkretnego sklecić (może poza wyjątkiem Białorusi i to i tak z dużym znakiem zapytania). Wyjście było jedno: albo przerobić ich na Polaków (choćby większość), albo, kolokwialnie mówiąc, „dupa”. Niestety taką pracę trzeba było rozłożyć na stulecia i rozpocząć właściwie w XVII w… Nie zrobiono tego oczywiście, więc skończyło się na wielkim d… To samo jest teraz, i na 99% będzie w przyszłości. Straciliśmy swoją szansę na tamtych ziemiach ponad 300 lat temu i pora się z tym wreszcie pogodzić. „Polska Jagiellońska” zdechła nędzną śmiercią, niech żyje „Polska Piastowska”.
TAK TO JEST gdy z fornala zrobią pana i chamstwa napcha się do polityki . To była jedyna i niepowtarzalna okazja aby odwrócić rozbiory, ALIŚCI polaczki przestraszyły się własnego sukcesu, ojjoj co to będzie, co to będzie, trza będzie zlikwidować analfabetyzm Kresowy, większej granicy pilnować, więcej przemysłu zbudować, drogi & autostrady zbudować, przecież drogi i autostrady dopiero państwo, to panstwo zaczęło odbudowywać w latach 2000 , gdyby Niemce nie zbudowały autostrad na ziemiach polskich w latach 20 – 30 tych pewnie do dzisiaj by ich nie było, no bo za co panie władzo, za co … mogłoby zabraknąć na przyjemniejsze rzeczy , polytyki lubiom sie bawić szczególnie za cudze , a na pohybel im za utraconą Białoruś, za utraconą Ukrainu, na stos panowie na stos z wami, ” najmądrzejsi z najmądrzejszych ” tylko dlaczego oskarżacie Rudego z Bogusiem Litwinów z krwi i kości, którzy dla was winni być niekwestionowanym przykładem, Ich czysty i niekwestionowany patriotyzm niestety przegrał z pragmatyzmem , może dlatego dla was są zdrajcamy, jak to u nas we wsi powiedają, każdy sądzi wg siebie pane kochanku.
„Ukrainu”? Zdradza cię twoja pisownia. Zbrodniczą czerń można było brać tylko pod bat, którego pragną i potrzebują.
Cały czas mam zastrzeżenia do tego jak się nazwałeś ale z tym co napisałeś zgadzam się na 100%. 17 września i Katyń oraz inne atrakcje to bezpośrednia i logiczna konsekwencja rozbioru Polski w Rydze. Nie wiem jak te osły biorące się za politykę mogły nie zauważyć że bolszewia łamała porozumienia pokojowe zanim jeszcze wysechł atrament na dokumentach. A swoją drogą to nawet ciemny chłop wie że jak można coś brać to się bierze bo od tego są ręce, tym bardziej jeśli chce się coś odzyskać.
No, a potem się szarp z tą ruską czernią… Marnuj pieniądze i potencjał ludzki starając się zanieść jakąkolwiek cywilizację i porządek hołocie… Za późno, stanowczo za późno. Trzeba było o tym myśleć w XVII w… No, ale u nas była złota wolność i „precz z absolutum dominium”… Ten eksperyment nie mógł się udać (i faktycznie nie udał się).
Endecja chciała położyć łapę na całych Kresach ale etapami. A powyższa publikacja to tylko nakreślenie jednego z nich.
Warto tu dodać, że ludność polska pozostawiona na kresach przez endecję padła później ofiarą „Operacji polskiej” NKWD.
ENDEKÓW NALEŻAŁO trzymać JAK NAJDALEJ od negocjacji po I WŚ. Nie wnikając, czy mieli rację , czy nie w takim podejściu do przyszłych granic, POLSKA powinna STANOWCZO żądać przywrócenia granic z 1772 r po to , aby: 1) Podnieść swoją pozycję negocjacyjną 2) I NAJWAŻNIEJSZE: żeby zapewnić bezpieczeństwo i zadbać o INTERESY POLAKÓW na Kresach, nawet jeśli te tereny miałyby do PL nie należeć. A co się stało ? Przez WEWNĘTRZNE polskie gierki między Piłsudczykami a endekami, na pastwę czerwonej swołoczy i gadów z NKWD ówczesna RP wydała MILION Polaków, prześladowanych, mordowanych, katowanych, zsyłanych. NAWET jeśli z jakichś powodów te ziemie miałyby nie wrócić do PL, to należało na np. 2 lata zapewnić sobie jurysdykcję i nadzór nad tymi terenami, aby zadbać o ludzi na Kresach. TYM BARDZIEJ, że na początku rozmów w Rydze, bolszewicy byli skłonni ODDAĆ PL (w związku z sytuacją wojenną) CAŁĄ Białoruś , o czym donosił Marian Zdziechowski z Wilna. Ale wspaniałomyślnie nasi „negocjatorzy” w krótkich majtkach z tej propozycji nie skorzystali , za co powinni w piekle się smażyć.
Ogólnie zgoda. Linia Dmowskiego – tak powinna przebiegać granica Polski na wschodzie. Czemu Linia Dmowskiego nie została wspomniana w artykule ani jednym słowem? Mińsk i Słuck oraz Płoskirów (Chmielinicki) i Kamieniec Podolski były polskimi miastami. Kto dziś twierdzi inaczej niestety jest zdrajcą Polski i Polaków. NKWD (Operacja polska NKWD 1937-38) wymordowała nie mniej niż 110 tys Polaków strzałem w tył głowy (długo przed Katyniem), kolejne 100 tys zostało ograbione z majątku i deportowane, 30 tys trafiło do łagrów. Jeszcze wcześniej była likwidacja Marchlewszczyzny i Dzierżyńszczyzny i znów tragedia Polaków. Jak dziś można na luzie debatować o uprzemysłowieniu, jeżeli tkanka polskiego narodu była ludobójczo wycinana? Polska miała OBOWIĄZEK chronić polską krew za wszelką cenę, a nie wybrzydzać. Nie ma drugiego tak głupiego narodu, który nie chciałby ziem zamieszkanych przez rodaków, bo fabryk było zbyt mało i za dużo błota. Oddanie Mińska i Podola było jednoznacznie zdradą (nie pierwszą i nie ostatnią). Za tego typu obrzydliwe kalkulacje i kombinowanie Polska zapłaciła najwyższą cenę w 1939. Przypomnę, że w państwie Wolne Miasto Gdańsk mieszkało jedynie 3,5% Polaków (i ponad 90% Niemców), co daje łączną liczbę 10 tys Polaków (wraz z Kaszubami). Tymczasem w Mińsku wg mapy etniczej przedstawionej w Paryżu mieszkało aż 39% Polaków, w Słucku 47% a w Ploskirowie na Podolu aż 44% – ogólnie miliony zdradzonych Polaków i Rusinów polskiego pochodzenia, którzy spolonizowaliby się dość szybko (mówi się, że na samym Wołyniu około 340 tys Polaków z drobnej szlachty w latach 1830 – 1864 rozpłynęło się w masie rusińskiego chłopstwa). Kolejny argument jest taki, że gdybyśmy zajęli Mińsk i Podole w 1920, to w 1944 byłoby z czego oddawać i być może ocalilibyśmy przynajmniej Lwów, Grodno, a być może więcej?
Czasami odnoszę wrażenie, że Polacy chcieliby mieć jedynie „księstwo warszawskie”, oraz „wolne miasto Kraków” i nic więcej. Ale nie martwcie się – jest jeszcze śmieszne Podlasie, zaściankowa Lubelszczyzna i ukraińskie Podkarpacie do oddania. Może z granicznym miastem Warszawą Polska w końcu będzie idealnym państwem?
@Leszek Szymula
Po dokształceniu się w temacie zgoda w 100% Jedyną opcją była granica z 1772. To co zrobiła endecja w kwestii rozmontowania Polski-mocarstwa, a stworzenia Polski-popychadła było robotą pożytecznych głupców. Plan brutalnej polonizacji „mniejszości” i zdegradowania ich do roli obywateli drugiej kategorii jest poniżej jakiejkolwiek krytyki. Naprawdę trudno uwierzyć, że człowiek o takiej inteligencji jak Dmowski nie rozumiał podstawowej rzeczy, że Polska, aby przetrwać między Niemcami, a Rosją, musi mieć odpowiednio duże terytorium i odpowiednio dużą liczbę obywateli, a jedyny na to sposób, to odtworzenie Rzeczpospolitej.
Wyjątkowo się tu z Panem Redaktorem zgodzę – Dmowski zdradził Ukraińców Białorusinów i innych z powodu swojego jakiegoś widzimisia. To jest okropne co zrobił i jak potraktował tych ludzi. Wstyd.Historia mogłaby być inna bo ziem więcej mogło być przy Polsce więcej nawet niż te zaznaczone na tej mapce.
Ach jak te miernoty endeckie i sanacyjne mogły przepuścić taką szansę, aby Polska była wielkim mocarstwem! Odzyskanie wszystkich naszych terytoriów na wschodzie, w tym tych sprzed 1634 roku leżało jak na tacy! Żal ściska serce, że mieliśmy takich cymbałów!!!
Kolejny raz są powtarzane kłamstwa rozpowszechniane po puczu wojskowym 1926 – przez Piłsudskiego i jego Socjalistów z Sanacji. Że to Narodowa Demokracja i Dmowski nie chcieli w 2 RP ziem na terenie których Polacy stanowili mniej niż 50% ludności. Jakie były najbardziej Polskie województwa 2 RP ? Krakowskie 93% i Kieleckie 91,3% ludności Polskiej. Na przeciwnym biegunie są 4 województwa, wszystkie na wschodzie kraju. a mianowicie licząc od północy województwo Poleskie – 24,3%, woj. Wołyńskie 16,8%, woj. Tarnopolskie 45% i woj. Stanisławowskie 22,2% ludności Polskiej. Polska delegacja na rozmowy pokojowe w Rydze 1921, wzieła za dużo ziemi na wschodzie, powinna zadowolić sie ziemiami 3 rozbioru Rosyjskiego z 1795. To Piłsudski odpowiada za śmierć polskich chłopów podczas Rzezi Wołyńskiej, ci Polacy zgineli przez chciwość Socjalistów z PPS. Gdyby zatrzymano sie na 3 rozbiorze Rosyjskim i przeprowadzono wymiane ludności, Ukraińców i Żydów z 2 RP na Polaków z Rosji to 2 RP zamiast 31% mniejszości narodowych miała by ich 20%. W jednym województwie Polaków było mniej niż 20%, w dwu mniej niż 30%, a w jednym mniej niż 50%, ale to oczywiście wina Narodowej Demokracji oczywiście według propagandy Piłsudskiego i Sanacji z lat 1926-1939 kiedy w Polsce panowała Dyktatura.
Podstawą ziem 2 RP po 1918, r. powinny być ziemie zaborów Pruskich i Austriackich. Natomiast na wschodzie były tylko dwie opcje, tworzymy federację z Litwą-Białorusią, jedyną realnie możliwą – nie mylić z Litwą-Żmudzią, i wtedy przyłączam Mińsk. A druga opcja to taka że zadowalamy się ziemiami 3 zaboru Rosyjskiego, przy czym rezygnujemy też z części Wplynia i części Polesia, które zamieszkiwało zaledwie odpowiednio tylko 16,8%, oraz 24,3% ludności polskiej. Bo ziemie zaborów rosyjskich to tylko bieda, analfabetyzm, brak przemysłu, mniejszości narodowe i żydzi.
Zgoda, mądrze napisane.
Do tego jeszcze Górny Śląsk ,część Dolnego Śląska , więcej morza (Sławno jako nasze miasto graniczne),Prusami Wschodnimi dzielimy się z Litwą (Ich Królewiec)+ Piłsudskiemu nie wychodzi zamach stanu+ Nie ma II WŚ.
Z pewnością mamy błędne założenie nazwy owego tworu – Polska.
Takie państwo, nawet w historii nie było „Polską” a Rzeczpospolitą.
Owszem, błędy popelniki wszyscy – od Dmowskiego i spółki aż po Piłsudskiego (awersja do Rosji i sympatia do bolszewików).
Pierwszy chciał Polski etnicznej a więc i tak powstała za duża a drugi nie chciał rozmów o monarchii.
Wyszedł słaby potworek o nazwie II Rzeczpospolita.
Na wschodzie mieszkało bardzo mało Polaków (niektóre polskie mapy podają dużo zawyżone dane), polonizacja była nierealna, była tam bieda, socjalistyczne, bolszewickie, oraz moskiewskie sympatie, no i odwieczna nienawiść do Polaków, szczególnie na odcinku południowym. Kresy dla II RP były dużym obciążeniem, Kresy osłabiały Polskę. Granica ryska była maksimum tego co powinniśmy przyłączyć do Polski, o granicy z 1772, czy linii Dmowskiego na wschodzie w ogóle nie powinno być mowy. Granica ryska to na pewno nie było za mało, a jak pokazała historia było nawet trochę za dużo. Na problemy ze stosunkowo nielicznymi Polakami pozostawionymi poza granicą ryską była bardzo prosta recepta – repatriacja. II RP powinna dostać/wywalczyć więcej na zachodzie, to na zachodzie straciliśmy najbardziej wartościowe ziemie, w tym etnicznie polskie oddane Niemcom i Czechosłowakom.
Szanowni Państwo,
podsumowując wszystkie Wasze kłótnie i wywody, pragnę zauważyć, że spokojnie mogliśmy na wschodzie (z małej, nie wielkiej litery to tylko strona świata nic więcej) zająć conajmniej tereny do granicy z 1772 r. Pokonaliśmy na tym froncie bolszewików, którzy dodatkowo mieli inne problemy (powstania chłopskie, Wrangiel). Co do mniejszości – spora część mieszkańców tych ziem uważała się wówczas za „tutejszych” nie Polaków, Ukraińców, Białorusinów czy Ruskich. więc można ich było spokojnie polonizować – wystarczyło dać im marchewkę. Natomiast mniejszości (te antagonistyczne) można było spacyfikować. Ktoś powie, że to nieludzkie (niehonorowe, straszne itp) , może i tak ale bardzo rozsądne i pragmatyczne. Patrząc na historię Polski osobiście wolałbym abyśmy to My byli odpowiedzialni (faktycznie) za holokaust, II WŚ i inne zbrodnie których dokonali Niemcy i abyśmy dzisiaj byli na miejscu Niemiec. Co do kwestii moralnych to niech wszyscy moraliści popatrz właśnie Naszych zachodnich sąsiadów i efekty ich działania. zawsze dążyli do dominacji nad sąsiadami, takimi czy innymi sposobami i koniec końców chyba osiągną efekt.. A My zwykłe pi.dy chcące żyć w pokoju z innymi, żadnych okrucieństw, zbrodni itp. a efekt taki, że wszyscy mają Nas w d.pie.
Wniosek końcowy: należało zająć maksymalny teren na Kresach a ewentualne mniejszości próbujące powstań wybić w pień, a puste tereny oddać Polskim (specjalnie z dużej litery) chłopom.