Kilkadziesiąt milionów zmarłych i nawet dziesięć milionów ludzi dostarczonych w niewolę – tak wygląda bilans trzystu lat kolonialnej aktywności tego europejskiego państwa. Imperium zbudowane na trupach? Niezupełnie. Handel niewolnikami wcale nie okazał się tak rentowny, jak myślano...
Jeśli Afryka rzeczywiście była w Londynie w modzie, stanowiła również przyczynę, wiszącego w powietrzu kryzysu etycznego, który miał ukształtować brytyjską politykę zagraniczną na następne półwiecze. Pod koniec XVIII wieku handel na wybrzeżach Gwinei – które nazywano wówczas zgodnie z najważniejszymi na danym terenie towarami, czyli kością słoniową, złotem, niewolnikami i zbożem – stał się kluczowym elementem gospodarki. Od połowy wieku do 1772 roku wartość handlu afrykańskiego wzrosła siedmiokrotnie, do niemal miliona funtów rocznie.
„Jakże doniosłą wagę ma nasz handel z Afryką – pisał tamtego roku anonimowy angielski kupiec. – To pierwsza zasada i fundament zasad pozostałych, najważniejsza siła napędowa, wprawiająca w ruch wszystkie koła”. Walutą w dużej części transakcji byli ludzie: kapitanowanie statków z Londynu, Liverpoolu i Bristolu wymieniali broń palną produkowaną w Birmingham i wschodnioangielskie tkaniny na niewolników, których wysyłano do utrzymujących płynność finansową brytyjskiej gospodarki plantacji tytoniu i cukru w Indiach Zachodnich.
Tak relacjonuje handlową działalność brytyjskiego imperium Charlie English, w swoim najnowszym historycznym reportażu „Przemytnicy książek z Timbuktu”. Dla mieszkańców Afryki był to koszmar. Schwytani gdzieś w interiorze kontynentu, wymierali masowo już po drodze na wybrzeże. Historyk Joseph Miller w książce „Way of Death” wyliczył, że ginęła w ten sposób mniej więcej połowa transportowanych. Być może dożywałoby ich nieco więcej, gdyby byli łapani przez białych – widzących w nich towar, o który choć trochę należy zadbać.
Tymczasem Afrykańczycy chwytani byli zazwyczaj przez samych Afrykańczyków – członków innych, zwaśnionych z nimi wspólnot (więcej o tym przeczytasz TUTAJ). Brutalność tych łapanek była wpisana w wielowiekową tradycję permanentnej wojny plemiennej, a sam zysk miał znacznie drugorzędne.
Kiedy już niedobitki dotarły do punktu zbytu na wybrzeżu, najpierw czarnoskórzy musieli czekać na zapełnienie ładowni – co znów kosztowało życie spory ich odsetek – później zaś, spędzić kilka tygodni pod pokładem statku, w zamkniętej i niewentylowanej ładowni. W XVIII wieku śmierć jednej czwartej „ładunku” uznawano za koszt możliwy do zaakceptowania. Przeważnie umierał co siódmy kandydat na niewolnika. W taki właśnie sposób, z Afryki do Ameryki, „w latach 60. XVIII wieku brytyjskie statki przewoziły przez Atlantyk 42 000 niewolników rocznie, więcej niż którekolwiek inne europejskie państwo” – referuje Charlie English.
Statystyka masowej śmierci
Po raz pierwszy przywieziono czarnoskórych niewolników do Wirginii (gdzie angielscy koloniści założyli swoją osadę) w 1619 roku. Od tego momentu ekonomia i jej prawa były bezlitosne. Mówiąc jej językiem, następował stały wzrost zarówno liczby samych transportów, jak i ich ludzkiej zawartości. Paul Johnson w swojej „Historii Anglików” szacuje, że tylko w 1768 roku przywieziono łącznie z Afryki 100 tysięcy ludzi.
Rzecz jasna, nie robili tego wyłącznie Anglicy – żywy towar chwytali i transportowali też Francuzi, Hiszpanie i Portugalczycy. To jednak handel angielski stanowił dobrze ponad 60% całej wymiany. Dane te potwierdzał z grubsza starszy historyk, David Macauly Travelyan, który pisząc o roku 1771, wspominał o 53 tysiącach niewolników przewiezionych na 188 angielskich statkach, które wyruszyły z Londynu, Bristolu i Liverpoolu.
Lata bywały pod tym względem z pewnością nierówne, podobnie jak proporcje. Hiszpania i Portugalia stopniowo wypadały z gry i im dalej w wiek XVIII, tym bardziej cały ciężar globalnego handlu niewolnikami spadał właśnie na Anglików. Podana przez Charlie’ego Englisha liczba 42 000 rocznie jest więc uśredniona i dotyczy przede wszystkim początku drugiej połowy wieku XVIII. Do roku 1807 dostarczali oni do Ameryki mniej więcej 40–60 tysięcy niewolników rocznie, co łącznie (w ciągu całej kolonialnej działalności Wielkiej Brytanii) dawałoby liczbę około 10 milionów.
Wspomniany już Paul Johnson zauważył, że „w chwili uzyskania niepodległości, niewolnicy stanowili jedną piątą amerykańskiego społeczeństwa”. Zapomniał dodać, że po uzyskaniu wolności przez Stany Zjednoczone handel niewolnikami trwał jeszcze dobre trzydzieści lat, co wystarczyło, by dowieźć do USA dodatkowe półtora miliona ludzi.
- Mityczna stolica afrykańskiego królestwa. Kto zdołał ocalić jej historię przed zagładą?
- Krew 10 milionów ludzi na rękach. Ten europejski władca dla zaspokojenia własnych ambicji dokonał ludobójstwa na niewyobrażalną skalę
- W tym europejskim kraju wydobywano jedną trzecią światowego złota. I dotąd nie miałeś o tym pojęcia
W sam raz dla Anglika, za mało dla Anglii
Historycy zwykle uważali handel niewolnikami za jeden z najbardziej intratnych przedsięwzięć handlowych XVIII wieku. A nawet, że to właśnie on był motorem angielskiej rewolucji przemysłowej, industrializacji Wysp, czy szerzej – imperialnej pozycji Wielkiej Brytanii w tamtym okresie. Opinię tę podzielali niemal wszyscy, dopóki za analizę zjawiska nie wzięli się ekonomiści.
Okazało się wówczas, że owszem, handel żywym towarem pozwalał niektórym zbić małe fortuny, wpływał na zamożność pewnych obszarów, ale nigdy nie był tak rentowny, aby w sposób istotny przyczynić się do gospodarczego rozwoju Imperium. Dość powszechnie przyjmuje się, że opłacalność tego biznesu była zbliżona do innych gałęzi handlu i dostarczała kupcowi zysku rzędu 10%. Liczbę tę najsilniej i najdłużej podważał historyk Joseph E. Inikori sugerując, że w obliczeniach zaniża się cenę zbytu niewolników, a zawyża ich śmiertelność podczas transportu. Po żmudnych obliczeniach on również, koniec końców, przyznał, że nawet przy rentowności 40%, nie przełożyłoby się to znacząco na gospodarkę całego Królestwa.
Historyk ekonomii, Stanley Lewis Engerman, zestawił zysk z handlu żywym towarem z ówczesnym dochodem narodowym Wielkiej Brytanii i wyszło mu na to, że stanowił on średnio 1%, a po 1770 – 1,7%. „Powinno to trochę pohamować zapędy tych, którzy twierdzą, że handel niewolnikami miał zasadnicze znaczenie dla powstania kapitału przemysłowego w okresie rewolucji przemysłowej” – konkludował profesor.
Roger Anstey był jeszcze bardziej powściągliwy i szacował udział zysków z handlu niewolnikami w powstawaniu brytyjskiego kapitału na nie więcej niż 0,11%. To w sam raz dla angielskiej korporacji, ale zbyt mało dla Anglii. Współczesny tamtym wydarzeniom klasyk ekonomii, Adam Smith, słusznie więc pisał o gospodarce opartej na niewolnictwie, jako zupełnie nieefektywnej. Skąd zatem tak długie zajmowanie się handlem żywym towarem przez brytyjskie imperium?
Punkt zwrotny
Całe to rozwleczone w czasie ludobójstwo do pewnego stopnia przełożyło się na imperialną ekonomię. Handel niewolnikami nie był wszak fenomenem odizolowanym, lecz wpisywał się w pewien ciąg finansowo-przemysłowych zjawisk, niegdyś nazywanym „handlem w trójkącie”, dziś natomiast „systemem atlantyckim”.
Okręty wypływające głównie z Liverpoolu, miały ładownie pełne lokalnych wyrobów bawełnianych. W Afryce wymieniano je na niewolników, zaś w Ameryce – tychże czarnoskórych na bawełnę, którą dostarczano do fabryk w okolicach Liverpoolu. Oczywiście nie tylko. Z Ameryki przywożono również towary ekskluzywne, jak herbata, kawa, czy cukier i to w takich ilościach, że wkrótce przestały być one luksusowymi. Za panowania Karola II Stuarta (zm. 1685) herbatę pijały wyłącznie elity, w specjalnych lokalach oferujących kulinarne ciekawostki. Już sto lat później historyk Fryderyk Eden pisał:
Każdy kto zada sobie trud i wstąpi do chat w Middlesexie i Surrey w porze posiłku, ujrzy, że w ubogich rodzinach herbata jest nie tylko codziennym napojem rano i wieczorem, ale że się ją powszechnie pija w dużych ilościach także do obiadu.
Ta wymiana handlowa na trzech kontynentach pobudzała więc w naturalny sposób lokalne ośrodki, kreowała modę (np. bawełniana odzież wyparła wtedy właśnie z Anglii wełnianą) i tworzyła specjalizacje nastawione na ich zaspokajanie. Prawda jest jednak taka, że jeśli w ogóle można mówić o jakimkolwiek pożytku płynącym z epoki niewolnictwa, to nie były nim pieniądze, lecz myśl.
To właśnie pod koniec XVIII stulecia, po trosze na fali filozofii oświeceniowej, ale z pewnością też purytańskich prądów religijnych, pojawiła się idea powszechnej wolności człowieka i – po raz pierwszy – zniesienia niewolnictwa. Brytyjski historyk George Macaulay Travelyand nazywa ten moment „punktem zwrotnym w dziejach świata” i tak rozwija ten wątek:
Gdyby niewolnictwo i handel niewolnikami trwały w dalszym ciągu przez wiek XIX, zbrojne w nowy oręż rewolucji przemysłowej i nowoczesnej wiedzy, kraje podzwrotnikowe stałyby się olbrzymią farmą niewolniczą wyzyskiwaną przez białych, a narody europejskie we własnych swych krajach uległyby rozkładowi wskutek niedomagań, tak charakterystycznych dla cywilizacji opartej na pracy niewolniczej, od których zginęło starożytne cesarstwo rzymskie.
Historyk mówi tu o roku 1807, kiedy abolicjonistyczne lobby pod kierownictwem Williama Wilberforce’a, zdołało przeforsować ustawę o zakazie handlu niewolnikami, co bezpośrednio doprowadziło do całkowitego zniesienia niewolnictwa na terenie Imperium w roku 1833.
Brutalność tego procederu wzbudzała zresztą poważny opór społeczeństwa już, co najmniej, od stulecia. Jak relacjonuje Charlie English w reportażu historycznym „Przemytnicy książek z Timbuktu”:
(…) Brytyjczycy powoli zaczynali mieć wyrzuty sumienia. W latach 70. [XVIII wieku] 10 000 czarnych pracowało w Anglii na służbie, a do lat 80. ukazała się niewielka seria popularnych książek, przedstawiająca szkodliwe skutki handlu. Szczególnie „The Interesting Narrative of the Life of Olaudah Equiano” (Interesujące przypadki z życia Olaudaha Equiano) stały się klasyczną pozycją dla kwakierskich aktywistów, sprzeciwiających się niewolnictwu, którzy mieli zainicjować ruch abolicjonistyczny. Według (…) członków Klubu Sobotniego (…) odnalezienie innych afrykańskich towarów dawało widoki na kres handlu niewolnikami.
Wilberforce miał więc nieco ułatwione zadanie, choć trzeba przyznać, że metody jakie wykorzystał były niezwykle nowoczesne; niemal XX-wieczne. Rozpoczął mianowicie – oczywiście w skali stosownej do ówczesnych możliwości – kampanię społeczną, promująca abolicjonizm. Jak pisał dalej Travelyan:
Metoda, za pomocą której dokonało się to nawrócenie, zapoczątkowała sama przez się nową epokę w brytyjskim życiu publicznym. Ruch przeciwko handlowi niewolnikami był pierwsza udaną agitacją propagandową nowoczesnego typu, a jej metody znalazły później naśladowców w tysiącach towarzystw i lig – politycznych, religijnych, filantropijnych i kulturalnych – jakie charakteryzowały Anglię XIX stulecia.
Dzikus też człowiek?
To ważne, bowiem mimo formalnych ograniczeń, handel niewolnikami – choć w ograniczonym stopniu – trwał jednak nadal. Trzeba bowiem pamiętać, że zakaz dotyczył wyłącznie terytoriów samego Imperium. Do niektórych krajów arabskich, Stanów Zjednoczonych, czy państw Czarnej Afryki wciąż sprzedawano czarnoskórych i nikt tego w praktyce nie kontrolował. Inicjatywa w tej kwestii wychodziła oddolnie, tak choćby, jak w przypadku – opisanego przez Charlie’go Englisha – Jamesa Richardsona.
Ewangelik James Richardson wstąpił do Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Przeciw Niewolnictwu w dniu jego założenia w 1839 roku i szczególnie zainteresował się kwestią handlu przez Saharę. W 1845 badania doprowadziły go do aż do Oazy Ghat w Fazzanie, w drodze powrotnej zaś podrzucił ministrowi spraw zagranicznych, lordowi Palmerstone’owi, pomysł wyprawy do jeziora Czad. Jej celem miało być zastąpienie handlu niewolnikami handlem towarami wyprodukowanymi w Wielkiej Brytanii.
Rzecz jednak ciekawa, że wszystkie te inicjatywy dotyczyły niemal wyłącznie Afrykańczyków i Afryki – być może na fali filozofii oświeceniowej i idei „szlachetnego dzikusa”. Historia Wielkiej Brytanii nie odnotowała natomiast większych protestów, przeciwko sprzedawaniu w niewolę Irlandczyków, których w XVII wieku dostarczono do Ameryki kilkadziesiąt tysięcy…
Bibliografia:
- David Brion Davis, The Problem of Slavery in the Age of Revolution: 1770–1823, Londyn 1999.
- Charlie English, Przemytnicy książek z Timbuktu, Poznań 2018.
- Jerzy Z. Kędzierski, Dzieje Anglii, Warszawa 1986.
- David S. Landes, Bogactwo i nędza narodów, Warszawa 2015.
- Ephraim Lipson, The Economic History of England, Londyn 2016.
- George Macaulay Trevalyan, Historia społeczna Anglii, Warszawa 1961.
- Bronisław Nowak, Ekspansja europejska w Afryce w XVII-XVIII w., w: Historia Afryki do początku XIX w., red. Michał Tymowski, Wrocław 1996.
- John Thornton, Africa and Africans in the Making of the Atlantic World, 1400–1800, Londyn 1998.
- Henryk Zins, Historia Anglii, Wrocław 1971.
- Henryk Zins, Kupcy i kidnaperzy, Lublin 2001.
KOMENTARZE (19)
A kto to właściwie handlował tymi niewolnikami?
Większość krajów europejskich, które prowadziło politykę kolonialną, a więc i Portugalia, Hiszpania czy Niemcy itd. Natomiast tekst jest przede wszystkim o Wielkiej Brytanii, która przodowała w tym handlu, przewożąc do swoich kolonii w Stanach największe ich ilości. Pozdrawiamy.
„rozwleczone w czasie ludobójstwo” – ciekawe słowotwórstwo, od kiedy niewolnictwo = ludobójstwo?
Drogi komentatorze, ludobójstwo i niewolnictwo nie są synonimami. Jednak eksploatacja kolonialna terenów i handel ludźmi doprowadziły do ludobójstwa – zginęło w wyniku tej działalności kilka milionów ludzi. Wystarczy spojrzeć na Kongo Belgijskie: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/03/18/krew-10-milionow-ludzi-na-rekach-ten-europejski-wladca-dla-zaspokojenia-wlasnych-ambicji-dokonal-ludobojstwa-na-niewyobrazalna-skale/. Pozdrawiamy.
No i?
niewolnictwo w założeniu nie jest ludobójstwem, żeby przynosiło zysk „towar” musi być zdrowy i żyć. Piszecie artykuł o handlu niewolnikami używając takich dziwnych sformułowań. I tak z ciekawości: co to znaczy”rozwleczone”? nie jestem polonistą ale w czasie to chyba może być coś odwleczone. I nie jest to czepialstwo, po prostu zauważyłem że niektórych autorów tutaj bardzo często ponosi jakaś „językowa fantazja”
Szanowny komentatorze, nie możemy zmienić na „odwleczone w czasie” bo oznaczałoby to planowanie ludobójstwa, które odłożono na konkretny termin. Autorowi chodziło o permanentną eksterminację ludności, która była „skutkiem ubocznym” niewolnictwa. Dziękujemy bardzo za wpis i będziemy mieć te językowe kwestie na uwadze przy kolejnych tekstach. Proszę jednak pamiętać, że autorzy mają swój unikatowy pisarski styl ;) Pozdrawiamy.
Dziwi mnie nieco brak w literaturze pozycji „Imperium…” (2003, polskie wydania: 2007,13) autorstwa N. Fergusona, bardzo szczegółowo analizującego przyczyny powstania i znaczenie niewolnictwa w brytyjskich koloniach dla rozwoju brytyjskiego imperium (celowo piszę brytyjskich, brytyjskiego – kolonistami bowiem byli głównie – tj. w istotnej większości, przedstawiciele narodów celtyckich z wysp brytyjskich, a nie Anglicy).
Kto to jest N. Ferguson? Wg notki biograficznej „…(ur. 1964 r.) to jeden z najwspanialszych historyków na świecie. Profesor uniwersytetów Harvarda, Oxfordu, Stanforda.”
Na marginesie: 4 lata młodszy, a… :) – nie, nie żebym zazdrościł ;)
(no cóż zostawmy lepiej moją hipokryzję na boku).
Co do śmiertelności (czyli rzeczonego „ludobójstwa”) w czasie od „pozyskania” niewolników do ich „wyładunku”, N.F. pisze: „Biorąc pod uwagę warunki, jakie panowały na pokładach statków przewożących niewolników… …nie dziwi to, że średnio co siódmy niewolnik [a więc c. 14%] umierał podczas podróży przez Atlantyk.” „Był to średni współczynnik umieralności dla całego okresu brytyjskiego handlu niewolnikami, tj. lat 1662-1807. We wcześniejszych dekadach liczba ta była bliższa jednej czwartej.” (…) Podobny „Współczynnik śmiertelności wśród załogi niewolniczych statków był jeszcze wyższy – około 17 procent w drugiej połowie XVIII wieku [gdy w tym samym czasie śmiertelność wśród niewolników szacuje się, że wyraźnie spadła, najprawdopodobniej już nie przekraczała 10%!].”
Trudno się jednak dziwić, że niewolnik miał większą wartość niż majtek…
Dlaczego? Otóż niewolnicy nie trafiali głównie do przyszłych „Stanów” ale… N.F.: „Handel z Karaibami przebił obroty handlu z Ameryką: w 1773 roku wartość brytyjskiego importu z Jamajki pięciokrotnie [!] przewyższała wartość importu z wszystkich innych amerykańskich kolonii.” (…) „To na cukrze… …robiono najlepsze interesy…” „W 1775 roku import cukru odpowiadał prawie jednej piątej [!] całkowitego brytyjskiego importu…” „Karaibscy plantatorzy zaś byli skłonni płacić w przybliżeniu ośmio- czy dziewięciokrotność [!] tego, ile kosztował niewolnik na wybrzeżu zachodniej Afryki. Mimo, że biznes był ryzykowny… …to jednak bardzo opłacalny.” (…) „Średnio roczne zyski z wypraw… [nawet] …w ostatniej połowie wieku brytyjskiego niewolnictwa sięgały od 8 do 10 procent.”
Zatem imperium brytyjskie zbudowano w znacznej mierze na „niewolniczym” cukrze. Bez niego, tej istotnej „cukrzanej” proweniencji nadwyżki (bez względu na jej %. udział w PKB), najprawdopodobniej by go – Imperium – nie było, a przynajmniej nie zaistniało by ono jako największe w historii.
I żadne „statystyczne” obecnych Brytyjczyków p.r.-owskie „naukowe” zabiegi tego faktu nie zmienią.
dokładnie. w artykule szubrawcy angol wybiela swoich ziomkow. de facto sam handel ludźmi nie był tak opłacalny ale PRACA TYCH ludzi już była, jak z reszta piszesz o cukrze. przecież oni pracowali za darmo, za trochę wody i jedzenia. ten skundlały naród brytoli żył z tego, z tego lordowie mieli mega majątki, zamki i mogli inwestować. stad rewolucja przemysłowa, stad KAPITAŁ z PRACY NIEWOLNIKÓW! i teraz te psie smęty z zachodu jak brytole, hiszpani Portugalczycy Holendrzy Belgowie czy Niemcy plują NAM w twarz że my tam kogoś prześladowaliśmy, kiedyś zyda lub dwóch?
Dziwi mnie nieco brak w literaturze pozycji „Imperium…” (2003, polskie wydania: 2007,13) autorstwa N. Fergusona, bardzo szczegółowo analizującego przyczyny powstania i znaczenie niewolnictwa w brytyjskich koloniach dla rozwoju brytyjskiego imperium (celowo piszę brytyjskich, brytyjskiego – kolonistami bowiem byli głównie – tj. w istotnej większości, przedstawiciele narodów celtyckich z wysp brytyjskich, a nie Anglicy).
Kto to jest N. Ferguson? Wg notki biograficznej „…(ur. 1964 r.) to jeden z najwspanialszych historyków na świecie. Profesor uniwersytetów Harvarda, Oxfordu, Stanforda.”
Na marginesie: 4 lata młodszy, a… :) – nie, nie żebym zazdrościł ;)
(no cóż zostawmy lepiej moją hipokryzję na boku).
Co do śmiertelności (czyli rzeczonego „ludobójstwa”) w czasie od „pozyskania” niewolników do ich „wyładunku”, N.F. pisze: „Biorąc pod uwagę warunki, jakie panowały na pokładach statków przewożących niewolników… …nie dziwi to, że średnio co siódmy niewolnik [a więc c. 14%] umierał podczas podróży przez Atlantyk.” „Był to średni współczynnik umieralności dla całego okresu brytyjskiego handlu niewolnikami, tj. lat 1662-1807. We wcześniejszych dekadach liczba ta była bliższa jednej czwartej.” (…) Podobny „Współczynnik śmiertelności wśród załogi niewolniczych statków był jeszcze wyższy – około 17 procent w drugiej połowie XVIII wieku [gdy w tym samym czasie śmiertelność wśród niewolników szacuje się, że wyraźnie spadła, najprawdopodobniej już nie przekraczała 10%!].”
Trudno się jednak dziwić, że niewolnik miał większą wartość niż majtek…
Dlaczego? Otóż niewolnicy nie trafiali głównie do przyszłych „Stanów” ale… N.F.: „Handel z Karaibami przebił obroty handlu z Ameryką: w 1773 roku wartość brytyjskiego importu z Jamajki pięciokrotnie [!] przewyższała wartość importu z wszystkich innych amerykańskich kolonii.” (…) „To na cukrze… …robiono najlepsze interesy…” „W 1775 roku import cukru odpowiadał prawie jednej piątej [!] całkowitego brytyjskiego importu…” „Karaibscy plantatorzy zaś byli skłonni płacić w przybliżeniu ośmio- czy dziewięciokrotność [!] tego, ile kosztował niewolnik na wybrzeżu zachodniej Afryki. Mimo, że biznes był ryzykowny… …to jednak bardzo opłacalny.” (…) „Średnio roczne zyski z wypraw… [nawet] …w ostatniej połowie wieku brytyjskiego niewolnictwa sięgały od 8 do 10 procent.”
Zatem imperium brytyjskie zbudowano w znacznej mierze na „niewolniczym” cukrze. Bez niego, tej istotnej „cukrzanej” proweniencji nadwyżki (bez względu na jej %. udział w PKB), najprawdopodobniej by go – Imperium – nie było, a przynajmniej nie zaistniało by ono jako największe w historii.
I żadne „statystyczne” obecnych Brytyjczyków p.r. zabiegi tego faktu nie zmienią.
Drogi A… bardzo dziękujemy za ciekawy i wyczerpujący komentarz, opatrzony cytatami. Pozdrawiamy serdecznie :)
Ogólnie wychodzi na to, że takie kraje jak m.in. Wielka Brytania wzbogaciły się właśnie dzięki niewolnictwu. W kolejnych latach, po „zalegalizowaniu” całego procederu, ci sami „niewolnicy” albo ich pokolenie, nadal pracowało za grosze lub za życie dla Wielkiej Brytanii… Nie chcę stawiać tak stanowczych wniosków, ale współczesna praca Polaków w Wielkiej Brytanii, gdzie często pracuje się za minimalną krajową, za którą Anglik nie pójdzie do pracy, jest nazywane „ekonomicznym niewolnictwem XXI wieku”. Nic się nie poprawi, bo np. w Polsce nie zostanie podniesiona płaca minimalna do tej w Wielkiej Brytanii, bo zabrania tego regulacja Unijna (rząd nie może przekroczyć zadłużenia) i po prostu go na to nie stać. Niemoralnym jest porównywanie tamtego okresu, gdzie handlowano niewolnikami na masową skalę, ale obecne czasy, gdzie teoretyczny handel ekonomiczny występuje, można połączyć, przy założeniu, że korzyści z całej operacji uzyskuje m.in. Wielka Brytania. Świat jest okrutny i wygrywa ten, który ma władzę, broń i pieniądze.
…”ale współczesna praca Polaków w Wielkiej Brytanii, gdzie często pracuje się za minimalną krajową, za którą Anglik nie pójdzie do pracy, jest nazywane „ekonomicznym niewolnictwem XXI wieku”… A jak nazwać to samo zjawisko w Polsce, gdzie miliony pracują za minimalną bo nie mają wyjścia? Samo państwo tak traktuje swoich obywateli, gdzie masa ludzi w tejże państwowej administracji tak zarabia. Mam przykłady powszechnie znane przytoczyć?
„…wystarczyło, by dowieźć do USA dodatkowe półtora miliona ludzi. A to – biorąc pod uwagę wcześniejsze statystyki – mogło oznaczać śmierć kolejnych 7 milionów…”
Biorąc pod uwagę, że umierał co siódmy schwytany niewolnik, to zaprawdę przedziwna arytmetyka.
też zauważyłem błąd. w tekście potem jest że w XIX w ieku umieralność to ok 10% czyli co dziesiąty. aby dowieźć 1,5 milion trzeba było wysłać ok 1,8
dokładnie. w artykule szubrawcy angol wybiela swoich ziomkow. de facto sam handel ludźmi nie był tak opłacalny ale PRACA TYCH ludzi już była, jak z reszta piszesz o cukrze. przecież oni pracowali za darmo, za trochę wody i jedzenia. ten skundlały naród brytoli żył z tego, z tego lordowie mieli mega majątki, zamki i mogli inwestować. stad rewolucja przemysłowa, stad KAPITAŁ z PRACY NIEWOLNIKÓW! i teraz te psie smęty z zachodu jak brytole, hiszpani Portugalczycy Holendrzy Belgowie czy Niemcy plują NAM w twarz że my tam kogoś prześladowaliśmy, kiedyś zyda lub dwóch?
Stara metoda, patrz, patrz złodziej, łap złodzieja! W tym samym czasie Anglosas przytula majątek okradanego;-) Zobacz w internecie jak nasi starsi bracia w wierze plują na nas jako sprawców holokaustu. Dopiero się zdziwisz jakie opinie na nasz temat mają.
„Tymczasem Afrykańczycy chwytani byli zazwyczaj przez samych Afrykańczyków – członków innych, zwaśnionych z nimi wspólnot (więcej o tym przeczytasz TUTAJ). Brutalność tych łapanek była wpisana w wielowiekową tradycję permanentnej wojny plemiennej, a sam zysk miał znacznie drugorzędne.” Czyli Europejczycy kupując jednych Afrykańczyków od innych Afrykańczyków ratowali im życie.
I TO JEST POMIJaNA PRAWDA -od podbojów arabskich w VII wieku handel niewolnikami w całej północnej i wchodniej Afryce był przez wieki w rękach arabskich – Arabowie lub czarni muzułmanie sprzedawali nawet do Chin niewolników z Afryki tylko nie ma tam mniejszości po niewolnikach bo cesarz w swej mądrości nakazał kastrację każdego czarnego niewolnika…Od odkryć geograficznych Portugalii i podróży do Indii Europa włączyła się w te arabskie interesy odbierając Arabom większą część tego tortu. No a w Nowym świecie, którego to odkrycie przez Kolumba czasowo zbiega sie z opłynięciem Afryki przez Portuglaczyków już nie było muzułmańskiej konkurencji….Wnętrze kontynetu było jednak nadal w wiekszości kontrolowane przez arabskich/islamkich łowców niewolników… Polecam książkę Crowleya: „Zdobywcy-jak-portugalczycy-zdobyli-ocean-indyjski-i-stworzyli-pierwsze-globalne-imperium”. Konkluzje Anglosasów dotyczące udziału w PKB Imperium pracy niewolniczej a pomijające całkowicie pracę za darmo za marne utrzymanie są oczywiście bezwartościowe…. Handel morski handlem morskim ale jak kolonie pomaga przez 200-300 lat zagospodarować darmowa siła robocza i produkować ekskluzywane towary jak bawełna czy cukier to nie było bez wpływu…
Kolejny artykuł który wybiela działania Anglii, tego kraju handlarzy niewolników i handlarzy narkotyków. Najlepiej jest oskarżać o handel niewolnikami Portugalię albo jeszcze lepiej Hiszpanię. Oczywiście te kraje nie są bez winy, ale ich działalność w handlu niewolnikami w porównaniu do działalności Anglii to jak porównanie przedszkola do szkoły wyższej. Zresztą Anglicy handlowanie nie tylko niewolnikami z Afryki, ale też o czym wie mało osób również niewolnikami z wysp Oceanii, których sprzedawali do …Australii. Kolejna działalność Anglii to handel narkotykami i coś co dziś było by niemożliwe, prowadzenie tzw. Wojen Opiumowych z Chinami, które chciały ograniczyć i zlikwidować ten Angielski monopol na sprzedaż narkotyków za srebro. Natomiast w artykule pominięto również Arabski handel niewolnikami. Co jest tego przyczyną, prawdopodobnie fakt że w krajach Arabskich niema żadnych mulatów, a to z tej przyczyny że czarni mężczyźni byli kastrowani, zupełnie tak samo jak niewolnicy słowiańscy przez …Żydów. Tak więc dzieci czarnych niewolnic, traciły w kolejnych pokoleniach swoje afrykańskie geny, w przeciwieństwie np. do mulatów z Ameryki Północnej, którzy nie byli kastrowani i mogli się rozmnażać. A Arabski handel niewolnikami trwał dużo dłużej niż europejski, bo zaczął się w średniowieczu i trwał aż do początku XX wieku, więc pochłonął też dużo więcej ofiar. Szczytem handlu niewolnikami przez Anglię, była tzw Wielka Pętla, która zaczynała się i kończyła w Anglii. Z Anglii wyworzono masowe produkty, słabej jakości, które w Afryce, wymieniane na niewolników, których z kolei w Ameryce Północnej, wymieniane na bawełnę i herbatę, a te z kolei sprzedawano w Anglii. Jednym słówem za marnej jakości masowe wyroby, lub nawet wręcz przestarzałe, których należało się pozbyć, otrzymywano wyroby luksusowe bawełnę i herbatę. Angielscy robotnicy mieli pracę, podobnie jak marynarze, oraz kupcy i urzędnicy, ale według Anglików to był …nieopłacalny interes.