Mordowanie? To nie jedyny wynalazek przypisywany pierwowzorowi wszystkich złych braci i synów. Już Józef Flawiusz twierdził, że nie kto inny, a właśnie Kain "wynalazłszy miary i wagi, zmienił ową niewinną i szlachetną prostotę, w jakiej żyli ludzie, (...) w życie pełne oszustwa". Co ciekawe aż do XIX wieku równie negatywnie o miarach wypowiadali się przedstawiciele tradycyjnych społeczności z całej Europy...
Niechęć chłopów do mierzenia nie powinna dziwić nikogo znającego choćby w zarysie historię społeczną epoki nowożytnej i XIX wieku. Panowie ustawicznie starali się oszukać swoich poddanych na należnych daninach, młynarze na pobieranych w zamian za ich pracę „miarkach”, a karczmarze na sprzedawanej okowicie. Niczego nie zmieniło XIX stulecie, gdy mierzenie zyskało całkiem nową rangę: to od decyzji wyposażonych w specjalne narzędzia urzędników zależało ile ziemi dostanie uwłaszczony gospodarz, ile straci na rzecz właściciela, a ile będzie musiał oddać sąsiadom. Jednak strach przed mierzeniem i liczeniem miał dużo głębsze korzenie i swoje religijne, a po części mitologiczne drugie dno. Kilka jego przykładów przytoczył w książce „Miary i ludzie” Witold Kula.
W Czechach pod koniec XVIII wieku rozpowszechnione było przekonanie, że dziecko w wieku poniżej sześciu lat przestaje rosnąć, karłowacieje i staje się złowieszczym mierzynem, jeśli tylko ktoś zmierzy materiał przeznaczony na jego ubranie. Z kolei mieszkańcy XIX-wiecznej zachodniej Bułgarii wierzyli, że wprowadzanie metryk urodzenia, a tym samym próba liczenia dzieci, obraża Boga i zwiększa śmiertelność niemowląt. Twierdzono, że grzech to wielki kontrolować Pana Boga. Zachciało się nam wiedzieć, ile Bóg daje dzieci, i oto masz: zabiera je Pan Bóg z powrotem. Odmierzanie mogło się negatywnie odbić również na zdrowiu dorosłych. Mieszkańcy Kujaw w tym samym okresie prosili farmaceutów, by lekarstwa do flaszek nalewać na oko, a nie na miarę, bowiem jedynie niemierzone, szczodrą dłonią i ze szczodrego serca udzielone (…) może wrócić choremu zdrowie.
Obawy dotyczyły nie tylko ludzi, ale też ziemi i jej płodów. W rosyjskiej guberni włodzimierskiej w połowie XIX stulecia chłopi z oporem reagowali na próby liczenia plonów. Także oni używali uzasadnienia religijnego. Twierdzili, że co Bóg da, to się i bez liczenia w sąsiekach znajdzie, a nam się sprawdzać wyroków Opatrzności nie godzi. (…) Grzeszy, kto oblicza zebrany z pola plon. Co nam potem? Również w XIX wieku na białoruskim pograniczu chłopi narzekali na mierzenie ziemi. Byli pewni, że tak długo jak nikt tego nie robił, plony były lepsze.
W naszych, opanowanych manią liczenia czasach aż trudno uwierzyć, że nieco ponad 100 lat temu całe społeczeństwa uważały używanie miarki za rzucanie wyzwania Bogu. Cóż, przynajmniej teraz wiem, jak uzasadniać swoją niechęć do matematyki.
Źródło:
Witold Kula, Miary i ludzie, Książka i wiedza, Warszawa 2002.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.