Nie jest żadną tajemnicą, że Niemcy w podbitych państwach rządzili przy wykorzystaniu krwawego terroru. Jednak w samej Rzeszy aparat represji był relatywnie mniej surowy i starano się raczej nie mordować zdrowych „aryjskich” obywateli. Wszystko uległo zmianie wraz z coraz wyraźniejszym końcem państwa Hitlera.
Przełomem w tym względzie był moment, gdy Armia Czerwona zapukała do bram „Tysiącletniej” Rzeszy. Aparat państwowy zaczął się sypać, a ludność coraz głośniej mówiła, że to wszystko wina Führera. W tej sytuacji niemieckie ministerstwo sprawiedliwości – stosując się do wytycznych dyktatora – postanowiło sięgnąć po sprawdzone metody, które stosowano przez lata w okupowanych krajach. Mowa o sądach doraźnych (Standgerichte), mających działać na terenach zagrożonych przez nieprzyjaciela.
Krwawy terror dotyka Niemców
Zostały one powołane do życia rozporządzeniem wydanym 15 lutego 1945 r. przez ministra sprawiedliwości Rzeszy Ottona Georga Thieracka. Ustalono w nim, że o winie orzekać będzie gremium na którego czele stanie zawodowy sędzia. Pomagać mieli mu wyższy funkcjonariusz NSDAP (ewentualnie stowarzyszonej z partią organizacji) oraz oficerowie Wehrmachtu, Waffen-SS lub policji.
Wyznaczaniem członków zespołu sędziowskiego zajmował się sam gauleiter (naczelnik) danego okręgu. Nie trzeba chyba dodawać, że gauleiterzy – najbardziej fanatyczni spośród nazistów – wyczekiwali z prawdziwym utęsknieniem na wprowadzenie tych przepisów w życie…
Jak pisze Ian Kershaw w książce „Führer. Walka do ostatniej kropli krwi”, sądy doraźne:
miały się zajmować wszelkimi wykroczeniami, które mogły osłabić ducha bojowego, i wydawać jeden z trzech werdyktów: wyrok śmierci, oczyszczenie podsądnego z zarzutów bądź skierowanie sprawy do sądu działającego w zwyczajnym trybie. Komisarz obrony Rzeszy zatwierdzał wyroki i ustalał miejsce, czas oraz metodę egzekucji.
Rozwiewając ewentualne wątpliwości naczelników okręgów, Martin Bormann – zaufany zausznik Hitlera – pisał:
Führer oczekuje, że gauleiterzy będą się wywiązywali z postawionego przed nimi zadania z nieodzowną surowością i konsekwencją oraz bezwzględnie zduszą wszelkie oznaki rozkładu, tchórzostwa i defetyzmu, karane wyrokiem śmierci przez doraźny sąd wojenny. Kto nie jest gotów do walki za naród i zadaje mu cios w plecy w najtrudniejszej chwili, nie zasługuje na życie i musi zginąć z ręki kata.
Jak widać sądy doraźne nie miały tak naprawdę wiele wspólnego z tradycyjnym pojmowaniem sądownictwa i werdykty przez nie ferowane miały być właściwie tylko formalnością. Najlepiej świadczą o tym statystyki.
Z zachowanych akt wynika, że wydały one od sześciu do siedmiu tysięcy wyroków śmierci, które rzecz jasna skwapliwie wykonywano. Należy przy tym pamiętać, że bardzo często nie czekano nawet na taką quasi-sądową decyzję i bez żadnego procesu mordowano „zdrajców” Trzeciej Rzeszy.
A na czym polegała owa zdrada? Niejednokrotnie było to po prostu zbyt głośne wyrażanie wątpliwości co do skuteczności „cudownej” broni mającej zapewnić Niemcom zwycięstwo lub krytyka nadużyć, jakich dopuszczali się funkcjonariusze partyjni.
Dziesiątki tysięcy ofiar
Omnipotencja sądów doraźnych stała się jeszcze większa po tym jak 9 marca Hitler wydał dekret powołujący do życia „latające sądy doraźne” (fliegendes Standgericht). Tego typu „sądy” przemieszały się po tym, co jeszcze zostało z „Tysiącletniej” Rzeszy i rozprawiały z tymi, których oskarżono o osłabianie w jakikolwiek sposób wysiłku wojennego. Najczęściej ferowanym wyrokiem była śmierć.
Nie ma się zresztą czemu dziwić, ponieważ – jak podkreśla w swojej książce „Berlin 1945. Upadek” Antony Beevor – wyraźnie polecono, aby każdy przewodniczący składu orzekającego był „głęboko oddany sprawie naszej Rzeszy”. Od werdyktu rzecz jasna nie było odwołania, zaś aby „usprawnić” całą machinę, egzekucji dokonywał na miejscu starszy oficer przewodniczący „procesom”. Nie ma to jak prokurator, sędzia i kat w jednej osobie.
Niestety z powodu niezachowania się w wystarczającym stopniu materiału źródłowego, trudno dzisiaj powiedzieć ile dokładnie zbrodni sądowych miały na swym koncie „latające sądy doraźne”. Można jednak pokusić się o stwierdzenie, że były ich tysiące a może i dziesiątki tysięcy.
Tak czy inaczej w ostatniej fazie wojny obywatele Niemiec mieli okazję przekonać się na własnej skórze, jak wyglądała „sprawiedliwość” w wykonaniu brunatnego reżimu, której w poprzednich kilku latach doświadczyła niemal cała Europa.
Źródła:
- Antony Beevor, Berlin 1945. Upadek, Znak Horyzont 2015.
- Ian Kershaw, Führer. Walka do ostatniej kropli krwi, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 2012.
KOMENTARZE (13)
„obywatele Niemiec mieli okazję przekonać się na własnej skórze, jak wyglądała „sprawiedliwość” w wykonaniu brunatnego reżimu”
Jakiego „reżimu”? Czy NSDAP nie została wybrana w demokratycznych wyborach?
To że ktoś został wybrany w wyborach nie oznacza, że później nie może stać się dyktatorem, a system reżimem. Właśnie Hitler i III Rzesza są tego najlepszym przykładem.
Ponadto w analizie politologicznej używa się określenia „reżim polityczny” niezależnie od tego, czy to dyktatura, rządy autorytarne czy demokracja. Reżim jest pojęciem bliskim systemowi politycznemu, dotyczy stosunków państwo-obywatel i sposobu działania władzy jako takiego.
Została, ale praktycznie przekształciła się w reżim jednego człowieka.
Niech się cieszą i klaskają uszami że nie zrobiono z nimi tego co Niemcy robili z Polakami w czasie tej wojny.
Niech się cieszą, że nie zrobiono z nimi tego, co soviety robiły z Polakami i Niemcami w czasie tej wojny.
Ślonzacy przekonali się co mogą polacy
Sprawa legalności władzy hitlerowców interpretowana jest inaczej:
w wyroku Tribunal Général de la Zone Francaise D’Occupation w Rastatt z 06.01.1947 wykazano, że działania Hindenburga były sprzeczne z konstytucją weimarska. Z Reichsratu zostało usuniętych 81 członków (kominiści) a wielu pozostałych zostało powołanych nie przez wybrane w wolnych wyborach Rządy Landów lecz przez Rządy Landów samowolnie narzucone przez Hindenburga. Do tego doszły nielegalne manipulacje nazistów z zasadami quorum. Hindenburg podpisując Ermächtigungsgesetz z 23.03.1933 złamał zatem konstytucję weimarską.
Zresztą naziści aż do swego końca nie przeprowadzili wolnych wyborów.
Oznacza to, że de jure Hitler był uzurpatorem a w/w pełnomocnictwa nadzwyczajne i kolejne akty (bez)prawia były nieważne od samego początku.
Taka wykładnia obowiązuje dziś w większości źródeł niemieckich.
„prokurator, sędzia i kat w jednej osobie.”
„-I am the LAW”
Panie Rafale o ile się nie mylę załączone zdjęcie dotyczy rozstrzeliwania polskiej ludnosci na przełomie 1939/1940 i raczej jest nie na miejscu jeżeli chodzi o treść artykułu
Drogi Anonimie, ależ w podpisie zdjęcia wyraźnie jest napisane:
„Za sprawą rozporządzenia wydanego 15 lutego 1945 r. mieszkańcy III Rzeszy poczuli boleśnie na własnej skórze jak wyglądały nazistowskie rządy terroru. Na zdjęciu egzekucje cywilów w Bochni.”
Jest to zdjęcie obrazujące rządy terroru w okupowanej Polsce. W związku z czym jest jak najbardziej na miejscu.
Pozwolę sobie jednak na uwagę, że Pana artykuł dotyczy obywateli niemieckich na terenie III Rzeszy a Bochnia była częścią tzw Generalnej Guberni a raczej nie są znane (przynajmniej mi) egzekucje Niemców dokonywane w podobny sposób jak na wskazanym zdjęciu przez siły zbrojne Niemiec (obojętnie czy Wehrmacht czy policja) kiedy stawiano pod przysłowiowym murem kilkadziesiąt osób cywilnych i strzelano do nich . Umieszczanie tego rodzaju zdjęć przy temacie dotyczącym zwalczania defetyzmu w III Rzeszy wśród Niemców prowadzi do błędnych wniosków, że i Niemcy byli poddawani masowym egzekucjom a to kompletna bzdura
Drogi anonimie, ale tutaj chodzi o kontekst (nazistowskie rządy terroru). Aby rozwiać wątpliwości zmieniłem nieco opis zdjęcia.