W czasach zimnej wojny normą były masowe ucieczki mieszkańców bloku wschodniego do krajów kapitalistycznych. Zabiedzeni desperaci potwierdzali przewagę zachodu nad wschodem. Ale zdarzali się też tacy, którzy porzucali kapitalistyczny raj dla ojczyzny światowego proletariatu. Co nimi kierowało?
W Związku Radzieckim, jak głosi propagandowa pieśń, człowiek rzekomo „wolno oddychał”. Wbrew tym słowom, mieszkańcy bloku wschodniego masowo wybierali… inny rodzaj oddechu. Statystyki migracji „z” i „do” nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości. Na opuszczenie komunistycznego raju decydowały się setki tysięcy. Przybywały do niego pojedyncze jednostki.
Co mogło kierować tymi, którzy wbrew powszechnym ruchom migracyjnym wybierali ucieczkę pod prąd? Jedną z możliwych odpowiedzi sugeruje fińska powieściopisarka, Katja Kettu, w książce pod tytułem „Ćma”:
Podobno tam, za granicą (w Związku Radzieckim – przyp. aut.), wyśmiewano substytut kawy, a biodra kobiet otulały wałeczki tłuszczu, bułki pieczono z jedwabistej pszenicy, a kołchozowa krowa z pełnymi wymionami ryczała: Przyjdź i wydój mnie! Ktoś uciekł bojerem do Ruskich i od razu mianowano go komisarzem na terenie Murmańska.
Ziemia obiecana zdekonspirowanych szpiegów
Na niemal wszystkie ucieczki z krajów kapitalistycznych do Związku Radzieckiego wpływ miała mrówcza, wieloletnia praca niezwykle skutecznego sowieckiego wywiadu. Uciekali bowiem głównie… zdekonspirowani szpiedzy.
Przymiotniki „mrówcza” i „wieloletnia” zostały tu użyte nieprzypadkowo. Bardzo często inwigilowano i infiltrowano stowarzyszenia lewicowe pojawiające się na uniwersytetach. Środowiska studentów elitarnych uczelni były z punktu widzenia Związku Radzieckiego najbardziej obiecujące. Wiadomo było bowiem, że ich przedstawiciele pełnić będą w przyszłości odpowiedzialne funkcje w administracji państwowej.
Przykładem sukcesu sowieckiego wywiadu jest kariera jednego z najsłynniejszych szpiegów wszech czasów – Kima Philby’ego. Zaprzyjaźnił się on z komunizmem jeszcze w okresie studiów na uniwersytecie w Cambridge. Ukrywał jednak swoje sympatie i przed długi czas budował, między innymi jako korespondent dziennika „Times”, legendę żarliwego antykomunisty. Był w tym tak przekonujący, że w czasie drugiej wojny światowej został zatrudniony przez brytyjski wywiad. Dzięki temu mógł służyć Związkowi Radzieckiemu jako podwójny agent.
Do jego całkowitej dekonspiracji doszło dopiero w 1963 roku. Philby pracował wówczas w placówce brytyjskiego wywiadu w stolicy Libanu. Musiał szybko salwować się ucieczką. Zdołał, przy pomocy agentów KGB, zbiec z Bejrutu na pokładzie okrętu pod sowiecką banderą. I tak przybył do swojej nowej ojczyzny – Związku Radzieckiego. W Odessie, gdzie zszedł na ląd, przyjęto go z honorami godnymi bohatera narodowego.
Wieloletni podwójny agent nie był jedynym szpiegiem zwerbowanym w Cambridge. Sowieckiemu wywiadowi udało się zdobyć tam aż pięciu współpracowników (tak zwana „piątka z Cambridge”). Dwóch z nich, Donald MacLean i Guy Burgess, znalazło się w ZSRR na wiele lat przed Philby’m. Z obawy przed dekonspiracją szukali tam schronienia już w 1951 roku. Cała trójka resztę życia spędziła w Moskwie, do końca wierząc w ideały komunizmu.
Mniej szczęścia mieli pozostali dwaj członkowie „piątki”, Anthony Blunt i John Cairncross. Po denuncjacji zostali publicznie napiętnowani przez brytyjskie władze. Powody fascynacji Brytyjczyków Związkiem Radzieckim można poznać dzięki odtajnionym po ćwierćwieczu wspomnieniom Blunta. Podkreśla on, że na sowiecką stronę przeszedł pod wpływem ówczesnego partnera seksualnego. Był nim Burgess. Ale pisze też o innych czynnikach, które „ułatwiły” mu konwersję:
W Cambridge panowała szczególna atmosfera, a entuzjazm dla wszelkiej działalności antyfaszystowskiej osiągnął takie natężenie, że popełniłem pod ich wpływem największy błąd mojego życia.
Naukowcy — łakomy kąsek
Członkowie siatki szpiegowskiej z Cambridge zostali przyjęci w Związku Radzieckim z otwartymi ramionami. Podobnie gościnne przyjęcie zgotowano zdekonspirowanym agentom ze Stanów Zjednoczonych. Sowiecki wywiad nie zaniechał, naturalnie, działalności na terenie swojego największego wroga. Łakomym kąskiem dla komunistycznych rekruterów byli tam wybitni naukowcy, zwłaszcza ci pracujący przy programach rządowych.
Największym sukcesem agentów ZSRR było pozyskanie pracujących dla armii amerykańskiej inżynierów Alfreda Saranta oraz Joela Barra. Zostali oni głównymi figurami siatki szpiegowskiej Rosenbergów. Tak ich osiągnięcia opisuje Stanisław Gregorowicz w tekście „Amerykańscy bohaterowie Związku Radzieckiego”:
W latach 40. Rosjanie ukradli — za pośrednictwem Juliusa Rosenberga oraz jego kontaktów z Joelem Barrem i Alfredem Sarantem — pierwsze projekty radaru i zapalnika zbliżeniowego do pocisków przeciwlotniczych. Siatka ta działała szczególnie intensywnie w latach 1942-1946, kiedy Amerykanie pracowali nad bombą atomową w ramach „Projektu Manhattan”.
Po wpadce Rosenbergów obaj naukowcy uciekli do Związku Radzieckiego. Tam, w nimbie bohaterów komunizmu, pracowali dalej. Ale już dla nowej ojczyzny.
Lep dla naiwnych
Prężnie działająca sowiecka propaganda trafiała na podatny grunt szczególnie w przypadku ludzi młodych. Wizja społecznej sprawiedliwości przekonywała nie tylko tych, którzy buntowali się przeciwko otaczającej ich rzeczywistości, ale często także po prostu jednostki słabe i naiwne. Taka – młodziutka i niestabilna emocjonalnie – była z pewnością bohaterka książki Katji Kettu „Ćma”. Tak referuje swoją ucieczkę z Finlandii do ZSRR:
Nie odwracam się. Z nozdrzy unosi mi się para, wąskie narty lśnią, a w ustach czuję smak metalu. Pierś ogrzewa mi przywieziona przez hodujących renifer Skoltów kwadratowa karta od Wilczego Zęba. Napisał na niej: „Miłaja Irgoczko, prijezdżajtie tu budować lepszy świat. Załatwię paszport i przepustkę”. Myślę o atramentowych zawijasach i twardych, kościstych dłoniach, które to napisały. Wkrótce te wysmukłe palce mnie obejmą.
Jej historia pokazuje jednak, że Związek Radziecki dopieszczał i pielęgnował tylko najbardziej przydatnych imigrantów. Naiwnej bohaterce „Ćmy” wprawdzie udało się przedostać do upragnionego „raju”, ale nie czekała jej tam bynajmniej świetlana przyszłość. Trafiła do gułagu w Workucie.
Podobne rozczarowanie przeżył Lee Harvey Oswald. Ten amerykański awanturnik i buntownik, przejawiający ewidentne zaburzenia emocjonalne, przyznawał się do fascynacji marksizmem. Uciekł do Związku Radzieckiego, i ostentacyjnie oddał tam amerykański paszport. Sowieci nie mieli jednak z niego pożytku. Wkrótce został przeniesiony do Mińska, gdzie pracował w fabryce sprzętu elektronicznego. Jednak życie w stolicy Białoruskiej SSR szybko mu się znudziło. Wrócił do ojczyzny… i przeszedł do historii jako zabójca prezydenta Kennedy’ego.
Kryjówka prześladowanych… i marzenie artystów
Choć zakrawa to na paradoks, zdarzały się również ucieczki do ZSRR spowodowane prześladowaniami politycznymi. Były to jednak rzadkie przypadki. Przykładem jest turecki pisarz, Nazim Hikmet Ran, członek Komunistycznej Partii Turcji. Ten potomek polskiego emigranta z powodu antypaństwowej działalności i komunistycznych poglądów spędził w tureckim więzieniu prawie dwanaście lat.
Po uwolnieniu Nazim spodziewał się kolejnego aresztowania. By go uniknąć, uciekł do ojczyzny światowego komunizmu. Przyjął polskie obywatelstwo. Do członu Ran dołożył nazwisko dziadka – Borzęcki. Mieszkając już w Związku Radzieckim zyskał ogólnoświatową sławę oraz opinię jednego z najważniejszych tureckich pisarzy dwudziestego wieku.
Wybitny pisarz nie był jedynym intelektualistą zafascynowanym ideologią Związku Radzieckiego. Lewicowa inteligencja i artyści, określani przez adwersarzy mianem „pożytecznych idiotów”, to już odrębny temat. Prokomunistyczny amok tak wybitnych humanistów jak Jean-Paul Sartre, Louis Aragon czy Julian Huxley dowodzi jednak wielkiej skuteczności sowieckiej propagandy. I fatalnego stanu wiedzy na temat rzeczywistości Związku Radzieckiego.
W większości lewicowi entuzjaści nie decydowali się na przeprowadzkę do komunistycznego raju. Czasem go odwiedzali. Ich wizyty były przez gospodarzy drobiazgowo przygotowywane. Poza tym opiewali wielkość Związku Radzieckiego z bezpiecznej odległości.
Bibliografia
- Katja Kettu, Ćma, tłum.zbiorowe, Świat Książki 2017.
- Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB, tłum. Rafał Brzeski, Bellona 1997.
- Jerrold i Leona Schecter, Kompromitujące sekrety Ameryki, tłum. Grażyna Waluga, Jacek Złotnicki, Amber 2007.
- Stanisław Gregorowicz, Amerykańscy „bohaterowie Związku Radzieckiego”, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”, t. XLIV (2009).
- Dariusz Tołczyk, Gułag w oczach Zachodu, Prószyński i s-ka 2009.
KOMENTARZE (15)
Jeśli agent nazywał się Phil Kimby, to dlaczego na sowieckim znaczku pocztowym jest napisane „КИМ ФИЛБИ” czyli „KIM FIŁBI”?
Faktycznie w podpisie pod obrazkiem wkradł się błąd… Poprawiamy i dziękujemy za zwrócenie uwagi! :)
Należało wspomnieć o masach imigrantów po wojnie w Hiszpanii, dzięki tym ludziom z wielu krajów wywiad radziecki cywilny jak i wojskowy zyskiwał oryginalne dokumenty i z nimi mogli wysyłać do krajów „zachodnich” odpowiednio przygotowanych agentów, ci co byli ideologicznie nie pewni gineli a w ich miejsce podstawiano wyszkolonego agenta. Nawet po wielu latach po Drugiej Wojnie KGB czy GRU mogło część dzieci imigrantów, z odpowiednio podrobionymi dokumentami po szkoleniu wysyłać do szpiegowania w Hiszpanii czy Włoszech.
W ten sposób nie dochodziło do sytuacji jak w starym kawale:
„W czasie zimnej wojny amerykanie wyszkolili szpiega i zrzucili go na Syberii. Szpieg trafił do chaty tubylca, który zaproponował mu nocleg. Na drugi dzień tubylec mówi:
– Nu, ty gawarisz kak ryski, ty pijesz kak ruski, ty tancujesz kak ruskij, nu ale ty nie nasz !
– Paczemu ty tak dumajesz ? – pyta zdziwiony Amerykanin.
– A potomu, szto u nas cziornych niet !”
To faktycznie bardzo ciekawy wątek – może należałoby poświęcić mu osobny artykuł?
raz Phil Kimby, raz Kim Philby…. niechlujne to
Przepraszamy i naprawiamy swój błąd :)
Na początku lat 70-tych pewien polski marynarz poprosił o azyl w Leningradzie. Niestety, jego prośba nie została uwzględniona i nieszczęśnika przetransportowano do Polski w kaftanie…
Musiał być spity jak bela.
Drobna literowka. Podobnie jak ja raz zamiast Stefan Zeromski napisalem Zerom Stefanski
Mnie zdumiewa co innego – zidiocenie osób które nadal wyznają „lewicowy system wartości” pomimo tego że już znamy ogrom zbrodniczości, głupoty, niechlujstwa i marnotrawstwa jaki jest jego immanentnym elementem!
Tak się może wypowiedzieć tylko solidny ignorant, który nie rozumie niuansu między socjaledemokracją a komunistami. Sprzedam Ci taki hint. Lenin i Stalin też zamykali „lewaków”. Lewakiem jest każdy przyzwoity człowiek o wrażliwości minimum bardziej złożonej od goryla. Najbogatsze cywilizowane kraje świata to kraje o lewicowej konstrukcji społeczno-ekonomicznej. Pojedź do Skandynawii na dłużej niż dobę i potem sobie pitol coś o zbrodniczych lewicowych ideach. Zatrważające ilu niedouczonych kretynów nosi nasza polska ziemia…
Szanowny Tazie, dość oryginalna definicja lewaka. Ale trzeba przyznać, że mimo tego, iż dał się Pan odrobinę ponieść emocjom, dobitnie wyjaśnił Pan poprzedniemu komentatorowi, że socjaldemokrata i komunista to jednak nie to samo, a lewicowy światopogląd to nie synonim głupoty. Zatem pozdrawiamy serdecznie, ale na przyszłość prosimy jednak mimo wszystko nie obrażać innych Czytelników, nawet w sposób pośredni jak zrobił to Pan w ostatnim zdaniu. Zachowujemy dojrzałość względem tych, którzy jej nie znają.
A ilu obywateli zwiazku radzieckiego ucieklo na zachud a ilu obywateli nie udalo uciec.
Pozbawienie współczesnych absolwentów wyższych uczelni znajomości filozofii marksistowskiej daje się we znaki i jest widoczne tak w artykule, jak i w komentarzach. Żeby jakakolwiek idea zyskała poparcie społeczne, potrzebne są określone warunki materialne bytu tych ludzi, którzy ją przyjmują za swoją. Idee marksizmu-leninizmu nie dlatego zyskiwały poparcie milionów osób na Zachodzie, że jakoby istniała tam silna komunistyczna propaganda. Było dokładnie na odwrót – dominowała tam zdecydowanie systematyczna propaganda antykomunistyczna, a jeśli mimo to miliony przedstawicieli tamtejszej klasy robotniczej podzielały marksistowsko-leninowską wizję świata, to tylko dlatego, że doświadczały one na co dzień kapitalistycznego wyzysku, skutków kapitalistycznych kryzysów oraz widziały przepaść między bogactwem kapitalistów a własną codzienną walką o byt. Miały też one jeszcze w pamięci ścisłe powiązania, wręcz sojusz polityczny między wielkimi kapitalistycznymi monopolami np. Niemiec i Włoch a hersztami faszyzmu, którzy zdelegalizowali i krwawo prześladowali w pierwszym rzędzie właśnie komunistów. I jeśli komunistów wspierali niektórzy przedstawiciele zachodniej inteligencji, to raczej dlatego, że komuniści już wcześniej uzyskali poparcie szerokich mas – z powodów, o których powyżej. W takiej sytuacji sama antykomunistyczna propaganda przestała wystarczać i dlatego kapitaliści, aby ograniczyć wpływy komunistów, byli zmuszeni pójść na wiele ustępstw w kwestiach socjalnych. Tak właśnie narodziło się na Zachodzie „państwo dobrobytu” oparte na dosyć szerokich gwarancjach socjalnych dla klasy robotniczej, co można uznać za wynik oddziaływania maksistowsko-leninowskiego ruchu robotniczego wspieranego przez Związek Radziecki, ale wyrosłego na gruncie konkretnych wparunków społecznych kapitalizmu. Tym też należy tłumaczyć postawy ideologiczne konkretnych jednostek, a nie radziecką propagandą. Do takiego naukowego myślenia autorce artykułu jest jednak jak widać bardzo daleko, a większość komentujących swoim poziomem jej niestety nie przerasta.
A nie było tez zwyczajnej, masowej imigracji? Np w zasiedlanych przez Polaków Bieszczadach istniały 2 kołchozy greckich komunistów, przybyłych po wojnie do komunistycznego raju. Nie traktowano ich jak bohaterów, ale tez nie skończyli w łagrach. Dano im tutaj zwyczajnie się osiedlić. Może dlatego tego typu przyjezdni są przemilczani. Zbyt mało w nich sensacji. :)