Na cel wybierali sobie nie byle kogo: królów, dygnitarzy, prezydentów. Jedni sięgali po pistolety, inni konstruowali bomby lub organizowali zasadzki. Gdyby im się powiodło, podręczniki do historii wyglądałyby dzisiaj ZUPEŁNIE inaczej. I to nie zawsze ze względu na to, kto zginął... ale także na to, kto zabijał!
Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem postanowiliśmy przyjrzeć się zamachowcom, którzy próbowali zmienić bieg historii. Na cel wybrali sobie nie lada osobistości: królów, dygnitarzy, prezydentów. Łączy ich jedno. Żadnemu się nie powiodło. Więcej tekstów poświęconych kulisom władzy i polityki znajdziecie TUTAJ.
Kto próbował zamachem zmienić bieg historii… ale zabrakło mu szczęścia?
7. Ignacy Mościcki
Zanim Mościcki został nobliwym przywódcą, miał naprawdę niezwykłą młodość. W wieku dwudziestu czterech lat postanowił… skonstruować bombę. I to nie byle jaką, bo przeznaczoną do zgładzenia samego generał-gubernatora Warszawy, Josifa Hurko. Był to jeden z najwyżej postawionych urzędników rosyjskich w Kraju Nadwiślańskim.
Przepisu na bombę Mościcki szukał za granicą, we Francji i Anglii. Wreszcie, znalazłszy właściwą recepturę, przeniósł się ze swoją młodą żoną do Rygi i zajął się realizacją niebezpiecznego planu. Po piętach stąpała mu jednak carska Ochrana – z każdym dniem bliższa rozbicia całego spisku. W zaistniałej sytuacji Mościcki, zamiast po prostu porzucić przygotowania i uciec za granicę, postanowił zostać… zamachowcem-samobójcą. Tak sam pisał o swoich zamiarach:
Zdecydowaliśmy wtargnąć w mundurach oficerskich w dniu galowym do wnętrza soboru, gdzie gromadziły się najwyższe sfery naszych siepaczy, i salwą bomb ich powitać, ginąc razem z nimi! (przeczytaj więcej na ten temat).
6. Macocha Bolesława Chrobrego (?)
Nieudany zamach na Bolesława Chrobrego, który miał miejsce w sierpniu 1002 roku, do dzisiaj otacza wiele tajemnic. Niedługo po spotkaniu polskiego władcy z władcą Niemiec Henrykiem II kawalkadzie, w której podróżował Bolesław drogę zagrodziła grupa uzbrojonych po zęby mężczyzn. Bez słowa rzucili się do ataku. Rozpoczęła się rzeź.
Trupem legło wielu żołnierzy towarzyszących Piastowi. On sam pospiesznie oszacował szanse i rzucił się do ucieczki. Uratował skórę dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu. Odprowadzał go dobrze znający Merseburg – a więc miejsce zamachu – Bawar, Henryk ze Schweinfurtu. W chwili zagrożenia momentalnie wskazał drogę do innej bramy, którą bez ceregieli wyważono. Książę był bezpieczny.
Sprawców zamachu na jego życie nigdy nie wykryto. Wśród historyków przeważa pogląd, że atak został zlecony przez króla Henryka. Takie wytłumaczenie budzi jednak wątpliwości. Stara rzymska sentencja mówi: winny jest ten, kto odniósł korzyść. Tymczasem nietrudno wskazać, kto najwięcej zyskałby na przedwczesnym zgonie Bolesława. O jego śmierci marzyli przede wszystkim Oda i jej synowie. Gdyby Chrobry zginął cała historia rodu Piastów, a przez to też historia Polski wyglądałyby inaczej (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Armia Krajowa
Hans Frank zawisł na szubienicy 16 października 1946 roku. Niewiele jednak zabrakło, aby pożegnał się z tym światem już w styczniu 1944 roku. Frank podróżował wówczas pociągiem do Lwowa na obchody czwartej rocznicy zakończenia procesu tworzenia Generalnego Gubernatorstwa. Towarzyszył mu szereg nazistowskich dygnitarzy, w tym jego adiutant, Helmuth Pfaffenroth.
Moment ten postanowiło wykorzystać polskie podziemie. Generalny gubernator już od dłuższego czasu znajdował się na szczycie listy potencjalnych celów zamachu. Około 20 stycznia 1944 r. pułkownik Józef Spychalski „Luty” polecił porucznikowi Ryszardowi Nuszkiewiczowi „Powolnemu” przygotowanie planu wysadzenia pociągu, którym Frank będzie jechać. Ogólne wytyczne mówiły również o zorganizowaniu zasadzki ogniowej.
W dniu podróży Franka do Lwowa wszystko było już gotowe. Patrol saperski założył ładunek wybuchowy i czekał tylko na pojawienie się składu. Został on zauważony około 23.15. Dwie minuty później nocną ciszę rozdarła potężna eksplozja, która niestety nastąpiła dosłownie o ułamek sekundy za późno (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Oficerowie Wehrmachtu
Na życie Adolfa Hitlera czyhało wielu jego przeciwników. Autorami najgłośniejszego (i najbliższego powodzenia) zamachu na niego była jednak… grupa oficerów Wehrmachtu z Clausem von Stauffenbergiem na czele. Bombę, która miała zabić Führera, podłożył w sali narad w kwaterze w Wilczym Szańcu sam przywódca spiskowców. Doszło nawet do wybuchu… jednak Hitlerowi udało się przeżyć.
Najbardziej szokujące w tej historii jest poparcie, jakiego szeregowi Niemcy udzielili nie spiskowcom, a… wodzowi III Rzeszy. Niemieccy obywatele przede wszystkim nie byli w stanie uwierzyć w to, co się stało. Jak pisze Ian Kershaw, autor książki „Führer. Walka do ostatniej kropli krwi”, dominowało poczucie głębokiego szoku i konsternacji na wiadomość o nieudanej próbie zabójstwa. Ludzie z oburzeniem utyskiwali na małą klikę zbrodniczych oficerów, którzy ośmielili się podnieść rękę na głowę państwa.
Wiele dokumentów dowodzi, że reżim po zamachu tylko umocnił swoją pozycję, a społeczeństwo otwarcie wyrażało poparcie dla wodza. Oczywiście źródła wytworzone przez aparat władzy zawierają wiele przekłamań, ale skala zjawiska nie pozostawia wątpliwości. Niemiecki naród wciąż w każdym razie kochał Hitlera (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Rosyjski zamachowiec bez budzika
Aleksandrowi II, panującemu w Rosji w latach 1855-1881, zamachy na jego życie przepowiedziała spotkana w Paryżu Cyganka. Sześć razy miał wychodzić z nich obronną ręką, a siódma próba miała okazać się dla niego ostatnią. Kolejne próby zgładzenia cara w istocie kończyły się niepowodzeniem i to z wielu różnych powodów: a to strzelec chybił, a to zamachowcy wysadzili nie ten pociąg, co trzeba…
Spektakularną porażką skończył się zwłaszcza zamach numer sześć, który miał miejsce 17 sierpnia 1880 roku. Trzech młodych ludzi: Michajłow, Zelabow, a także niejaki Kibalycz, specjalista od dynamitu, postanowili wysadzić w powietrze most Kamienny, którym car często przejeżdżał w drodze do Pałacu Zimowego. W wodoszczelnych poduszkach z gutaperii zatopili ładunek dynamitu na dnie rzeki, przewody doprowadzając do drewnianego pomostu. Teraz wystarczyło czekać na ukochanego władcę.
W umówionym dniu rankiem carski powóz wjechał na przeprawę… i jak gdyby nigdy nic spokojnie potoczył się dalej! Nie nastąpiła żadna eksplozja. Jak się później okazało jeden z uczestników zamachu nie posiadał zegarka i po prostu zaspał. Gdy przybył na miejsce nikogo już tam nie zastał (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Każdy z zamachowców próbujących zabić kuloodpornego Mussoliniego
Włoski dyktator zwykł mawiać, że ma „żelazną głowę”. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie popularna po dziś dzień historia, zgodnie z którą Duce był kuloodporny, czy wręcz nieśmiertelny, co miała przepowiedzieć na łożu śmierci… katolicka zakonnica.
Leciwa katoliczka przepowiedziała, że we Włoszech nie uda się znaleźć żadnej broni zdolnej zabić Benita Mussoliniego. Brzmi jak bajka? A jednak na włoskiego dyktatora rzeczywiście dokonano całej serii nieudanych zamachów. Przy pewnej okazji narzekał nawet na ich nieznośną jednostajność:
Nad wyraz monotonne były podejmowane w latach 1925-1926 próby odebrania mi życia – parę bomb, seria strzałów rewolwerowych, wśród zamachowców kobiety i mężczyźni, miejscowi i z Wielkiej Brytanii, a do tego parę ataków, których genezy nie udało się ustalić. Nic nadzwyczajnego (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Włoski anarchista Giuseppe Zangara
Jak potoczyłaby się historia, gdyby Franklin Delano Roosevelt nigdy nie objął stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych? Niewiele brakowało, żeby tak właśnie się stało. Amerykański polityk o włos uniknął śmierci w czasie wakacji, na które udał się po zakończeniu zwycięskiej kampanii w 1933 roku. Brutalnie skrócić jego wizytę w Miami – i karierę polityczną – spróbował bowiem włoski anarchista, Giuseppe Zangara.
Zangara dowiedział się o wizycie Rooveselta przypadkiem kilka dni wcześniej. Niewiele myśląc kupił w miejscowym lombardzie rewolwer i w środowe popołudnie postarał się podejść jak najbliżej do kabrioletu, z którego przemawiał elekt. Jako że był mikrej postury – mierzył zaledwie ok. 155 cm – nikt nie zwrócił na niego uwagi i zamachowiec spokojnie ustawił się kilka metrów od swojego celu.
Gdy Roosevelt wysiadł z samochodu, aby przywitać się z zebranymi Zangara błyskawicznie sięgnął po broń i oddał pięć strzałów. Jednak ani jeden z nich nawet nie drasnął głowy państwa! Prezydent-elekt zawdzięczał życie przytomności umysłu Thomasa Armoura oraz Lillian Cross, którzy w ostatniej chwili podbili rękę anarchisty, tym samym ratując Roosevelta od pewnej śmierci (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE (1)
„(…) Duce był kuloodporny, czy wręcz nieśmiertelny”
Jak się okazało w 1945 roku, nie była to prawda.