Wanna pełna pachnącej piany, prysznic czy miska z zimną wodą? Przed wojną nie było jednego pomysłu na łazienkę. A wiele rzeczy dla nas oczywistych uważano wprost za luksus i ekstrawagancję.
Na ekranie rzeczywistość jest zawsze bardziej kolorowa, szczególnie jeśli oglądamy… czarno-biały film przedwojenny. Obrazy te są skarbnicą wiedzy o minionej epoce, dzięki nim możemy poznać ówczesną modę, obyczaje, język oraz zaglądnąć do mieszkań naszych przodków.
W filmie „Dwie Joasie” z 1935 roku podziwiamy nie tylko elegancki gabinet mecenasa Rostalskiego, urządzony w stylu art deco, ale także luksusową łazienkę jego kochanki, granej przez Inę Benitę.
W jednej ze scen najsłynniejsza przedwojenna femme fatale zażywa kąpieli, a jednocześnie przegląda kronikę towarzyską, rozmawia przez telefon i popija kawę. Łazienka przedstawiona w komedii to wręcz salon kąpielowy, a więc luksus, na który mogli pozwolić sobie jedynie zamożni mieszkańcy dużych miast. A jak było w zwyczajnych domach?
Wanna… na brudne gacie
Łazienki, jako osobne pomieszczenia, wyposażone w wannę, podłączoną do wodociągu, pojawiły się już pod koniec XIX wieku. W Warszawie budowę nowoczesnej kanalizacji i wodociągów zainicjował prezydent Sokrates Starynkiewicz. Za projekty sieci odpowiadał z kolei Wiliam Lindley. Moda na bieżącą wodę przyjmowała się jednak z pewnymi oporami.
Na początku XX stulecia liczbę łazienek w warszawskich domach oceniano na około 10 tysięcy. Wydział higieny ludowej w referacie, opublikowanym w „Kurierze Warszawskim” w styczniu 1900 roku stwierdzał, że w wielu domach wanna służy jako miejsce do składania brudnej bielizny lub niepotrzebnych rzeczy. Większą popularnością cieszyły się wanny w miejskich zakładach kąpielowych, z których korzystało rocznie ponad ćwierć miliona osób.
Statystyka wskazywała więc, że jeden mieszkaniec Warszawy miał dostęp do wanny raz na 28 miesięcy. W sferach uboższych stwierdzano wręcz wstręt do kąpieli. Z tanich ośrodków higieny korzystali zaś najczęściej żołnierze, o kobietach pisano, że nie są przyjaciółkami wody.
Prowizorja, umywalnie i salony kąpielowe
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w czasach wolnej Polski. Rozwój sieci wodociągowych i kanalizacyjnych w latach 20. i 30. umożliwił Polakom dostęp do bieżącej wody, w związku z czym w wielu domach organizowano miejsca przeznaczone na higienę osobistą. W zależności od warunków technicznych budynku, wolnej przestrzeni oraz zamożności mieszkańców aranżowano tzw. prowizorjum, umywalnie, pokoje lub salony kąpielowe.
Obowiązkowym elementem nowoczesnej łazienki z okresu dwudziestolecia międzywojennego była oczywiście wanna, najlepiej kwasoodporna. Oprócz niej w pomieszczeniu znajdowały się też: wanienka dla dzieci (w formie niecki o objętości 12-15 litrów), bidet, klozet angielski (z klapą), piecyk kąpielowy oraz umywalnia.
Pragnący komfortu lokator mógł też zainstalować skanalizowane spluwaczki do mycia zębów oraz gazowe podgrzewacze żelazek do włosów. Ściany pomieszczenia wyłożone były glazurą, co ułatwiało utrzymanie łazienki w czystości.
Kran w każdym domu!
Praktyczne były też wszelkie półki montowane nad umywalnią, gdzie można było trzymać przybory toaletowe. Umywalnia dla wygody właściciela mogła być podwójna. W 1931 roku koszt urządzenia łazienki w wersji podstawowej, czyli bez bidetu, spluwaczki i szklanej półki oscylował w granicach 940 złotych. Pensja lepiej uposażonego robotnika wynosiła wówczas około 200 złotych. Na dobrą sprawę było więc… nawet taniej niż dzisiaj!
W magazynie „Wnętrze” z 1933 roku zamieszczono zdjęcie łazienki bardzo nowoczesnej, jak na tamte czasy, zaprojektowanej przez znanych architektów – Lucjanana Korngolda i Henryka Bluma. Utrzymane w sterylnej bieli, obszerne pomieszczenie oprócz standardowego wyposażenia, posiadało jeszcze specjalne urządzenia do hydropatji”, składające się 4 natrysków o różnych wylotach wody – czyli prysznic.
W wygodnych łazienkach WC oddzielone było ścianką. Salon kąpielowy w willi Jadwigi Smosarskiej, największej gwiazdy przedwojennego filmu, imponował ścianami wyłożonymi alabastrem i podświetlanymi ukrytymi lampami.
Łazienkę tanio urządzę
Urządzaniem salonów kąpielowych zajmował się m.in. zakład pana Wzorka z Warszawy. Pan Wzorek reklamował w prasie swoje usługi:
Posiadam własny wyrób przyborów do łazienek np. pułeczki szklane, podpórki i galeryjki niklowane na szklanki i mydelniczki, wieszaki niklowane na ręczniki, ławeczki do wanien.
Niskie ceny dawały klientom pana Wzorka, nawet w dobie kryzysu gospodarczego, dostęp do bardzo taniego, aczkolwiek eleganckiego pokoju kąpielowego. W zakładzie można było także zakupić piec gazowy lub węglowy. Piecyki jednoczerpalne podłączano do jednego urządzenia, a wieloczerpalne do kilku np. wanny i umywalni.
ecnie nieodłącznym elementem większości domów jest pralka automatyczna. Przed wojną w eleganckim pokoju kąpielowym nie było miejsca na tego typu sprzęt, ale pani domu, jeśli chciała być przykładną gospodynią i zaoszczędzić na środkach mydlanych, mogła zakupić pralkę Tryumf.
Umożliwiała ona pranie bielizny za pomocą ubijania, wykorzystując mechanizm ssąco-tłoczący. Producent gwarantował skuteczne pranie w przeciągu 10 minut bez konieczności tarcia bielizny w rękach, a niedowierzające potencjalne klientki mogły żądać pokazu w domu. Do pralki oferowano też wyżymaczkę – za dodatkową opłatą.
Na luksus posiadania pralki Tryumf z wyżymaczką, kwasoodpornej wanny, urządzenia do hydropatji, automatycznej spluwaczki, podwójnej umywalni i podobnych przybytków nowoczesności mogli sobie pozwolić zamożni właściciele nowych i przestronnych mieszkań. Pozostali musieli sobie radzić różnymi sposobami.
Łazienka nie dla chłopa i robotnika
O bolączkach mieszkańców pozbawionych wygód osiedli robotniczych rozpisuje się artykuł opublikowany w magazynie „Dom, Osiedle, Mieszkanie” z 1934:
Zbyteczną rzeczą, byłoby podkreślać, jaką klęską z punktu widzenia higieny jest brak wodociągu w mieszkaniu – zwłaszcza na wyższych piętrach. Wody, którą trzeba nosić z pompy ulicznej, albo z niezawsze pewnej studni niema nigdy poddostatkiem do prania, mycia czy kąpieli.
Większość mieszkań robotniczych składało się z jednej lub dwóch izb. Brak łazienki skazywał na konieczność mycia się w misce lub balii, do której wlewano podgrzaną w kotle wodę. Okazjonalnie można było umyć się w łaźni miejskiej lub w pracy – niektóre fabryki urządzały dla swoich pracowników sale z umywalniami i natryskami.
Jeszcze gorsze warunki sanitarne panowały na wsi, gdzie nie było dostępu do zakładów kąpielowych, łazienek prywatnych nie miał prawie nikt, a samo podgrzanie wody w ilości, która umożliwiałaby umycie całego ciała, zajmowało nawet trzy godziny. Nic dziwnego, że w tej samej balii bez zmiany wody, myło się, jedna po drugiej, kilka osób.
W miejskich mieszkaniach, które były podłączone do sieci wodociągowej, ale nie posiadały łazienek, można było zaaranżować tzw. prowizorjum łazienki, czyli pomieszczenie sąsiadujące z kuchnią i WC, gdzie montowano prysznic, umywalnię oraz bojler do podgrzewania wody. Prowizorjum często służyło też jako miejsce zmywania i suszenia naczyń.
Porady dla początkujących
Nie wszyscy szczęśliwi posiadacze pokoju kąpielowego z wanną, wiedzieli, jak należy się z nią obchodzić. W ówczesnej prasie nie brakowało praktycznych porad. Przestrzegano, by nie używać wanny do składowania rupieci, nie wylewać do zlewu naczyń nocnych.
Przypominano też, że rury odpływowe łatwo się zatykają, jeśli wrzucimy do klozetu watę lub szmaty. Rury umywalek zatkane przez mydliny i włosy polecano czyścić odpowiednią pompką ręczną. Należało też unikać bardzo gorącej wody oraz kwasu do czyszczenia powierzchni emaliowanych, zaś przeciekające kurki szybko naprawiać, by zapobiec marnotrawieniu wody… Cóż, na dobrą sprawę, wszystkie te rady pozostają w mocy także dzisiaj.
Bibliografia:
- Cztery wieki bez kąpieli. Co wepchnęło nas do wanny?, PolskieRadio.pl, 23 lipca 2015.
- „Dom Osiedle Mieszkanie”, nr 5 1931.
- „Dom Osiedle Mieszkanie”, wrzesień – grudzień 1934.
- „Gazeta Przemysłowa”, nr 112, 1868.
- „Kurier Warszawski”, nr 9, 1899/1900.
- Jerzy S. Majewski, Bidet i spluwaczka w willi supergwiazdy na Mokotowie, Wyborcza.pl, 1 września 2013.
- Obyczaje w Polsce od średniowiecza do czasów współczesnych, pod redakcją Andrzeja Chwalby, Wydawnictwo Naukowe PWN 2016.
- „Wnętrze” nr 3, 1933.
KOMENTARZE (2)
Stefan Wiechecki „Wiech” opisywał jak to wieszało się u sufitu konewkę z ciepłą wodą i przywiązanym doń sznurkiem uruchamiało się prysznic.
Moje dzieciństwo, to lata 60- 70 XX wieku. Mieszkałam na wsi, ale w „znaczącej” rodzinie- matka nauczycielka, ojciec elektryk. Dopiero w 1987 r. do naszego domu doprowadzono wodociąg i zrobiono kanalizację (szambo). Przedtem wodę nosiliśmy w wiadrach z pompy (to już luksus). Załatwialiśmy się w wychodku na podwórzu. Nieczystości wylewało się w jedno miejsce, co spowodowało, że gleba była tam całkowicie jałowa. Higiena w naszym domu była taka sobie. Matka dbała, żeby nie było widać brudu (umyjcie szyjkę, uszka i nogi, no i czasem główkę ). Ojczulek z zapamiętaniem przynosił, grzał i wynosił wodę. Wychowany w innych warunkach dbał, żebyśmy nie śmierdzieli. Jemu zawdzięczam, ze mam higienę we krwi. To tak w tym temacie. Wanny z dzieciństwa nie pamiętam, tylko miska, wiadro z zimną wodą i garnek z gorącą. Ale przy dobrych chęciach uda się nie zgnić z brudu