Jedna decyzja może zdecydować o wyniku bitwy. A jedna bitwa może przesądzić o losach wojny. Takie właśnie znaczenie dla wojny na Pacyfiku miała bitwa o Midway.

Amerykanie wiedzieli, że Japończycy będą próbować przejąć Midway. Już 3 czerwca 1942 roku pilot amerykańskiej latającej łodzi namierzył w pobliżu dwa trałowce Cesarstwa Japonii. Pół godziny później inny lotnik poinformował o zauważeniu „sił głównych” w postaci 11 okrętów – w tym małego lotniskowca, dwóch pancerników oraz kilku krążowników i niszczycieli. Dowódca Floty Pacyfiku, admirał Chester Nimitz, uznał jednak tę grupę za eskortujące wojska desantowe. Wciąż oczekiwał na najważniejsze lotniskowce. Tymczasem przeciwko dostrzeżonym wrogom wysłano bombowce B-17 (ich atak okazał się nieskuteczny, ponieważ przeprowadzono go ze zbyt dużej wysokości).
Początek bitwy o Midway
W międzyczasie Japończycy skierowali samoloty nad kontrolowany przez Amerykanów atol. Zespół uderzeniowy miał zbombardować Midway, a następnie ewentualnie zaatakować lotniskowce U.S. Navy. O 6:25 4 czerwca japoński dowódca odebrał komunikat o nalocie, na który Amerykanie odpowiedzieli ogniem artylerii przeciwlotniczej oraz poderwaniem stacjonujących na wyspie myśliwców. Doniesienia nie napawały optymizmem. Większość japońskich maszyn została zniszczona lub poważnie uszkodzona. Udało się wprawdzie naruszyć elektrownię, ale lotnisko oraz składy paliwa przetrwały.

Amerykańskie i japońskie samoloty podczas walki powietrznej w czasie bitwy o Midway.
Admirał Chūichi Nagumo miał dylemat: w co uzbroić kolejne samoloty? Pierwotnie planował atak na amerykańskie okręty, ale kiedy zorientowano się, że z Midway wciąż nadlatują bombowce (choć wiele z nich strąciły japońskie myśliwce Zero), nakazał przezbrojenie na potrzeby ponownego bombardowania wysp. W trakcie ataku na Pearl Harbor Japończycy zrezygnowali z powtórnego nalotu i tym razem nie chcieli popełnić tego samego błędu. Chociaż Nagumo spodziewał się, że niebawem może nadciągnąć amerykańska flota, nie przerwał operacji.
Atak z zaskoczenia
Japończycy nie zdawali sobie sprawy, że Amerykanie już wcześniej poznali ich plany inwazji dzięki złamaniu szyfru cesarskiej marynarki. A gdy o godz. 5:34 4 czerwca nadszedł meldunek o zauważeniu japońskiego lotniskowca (późniejsze doprecyzowały, że chodzi o cztery jednostki), zadecydowali, by ściągnąć na lotnisko w Midway każdy samolot, który jest w stanie latać. Jak pisze Craig Symonds w książce „Nimitz na wojnie. Od Pearl Harbor do Zatoki Tokijskiej”: „Była to prawdziwa zbieranina samolotów najróżniejszych typów należących do floty, korpusu piechoty morskiej i armii. Jako że nie operowały one z tą samą prędkością ani na tym samym pułapie, w żadnym razie nie był to podręcznikowy atak”.
O 7:00 poderwano maszyny z lotniskowców USS „Enterprise” i „Hornet”. Miały zaatakować japońską flotę inwazyjną, lecz zanim dotarły nad cel, już znalazła się tam eskadra samolotów torpedowych Devastator. Niestety, ponieważ mogły atakować z niskiej wysokości, stały się łatwym łupem dla myśliwców wroga. Znaczne straty poniosły też kolejne maszyny z „Enterprise’a” i „Yorktowna”.
W międzyczasie na pokładach cesarskich okrętów trwało gorączkowe przezbrajanie samolotów. Gdyby Japończykom udał się wówczas ten manewr, losy bitwy mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Jednak o 10:22 na miejsce nadleciały amerykańskie bombowce nurkujące Dauntless. Jako że japońskie lotniskowce pozbawione były radarów, jako pierwsi zauważyli je dopiero obserwatorzy z lotniskowca „Akagi”. Samoloty te pikowały w dół z wysokości ok. 4000–5000 metrów (najczęściej od strony słońca), by zwolnić bomby 500 metrów nad celem. I to właśnie one odegrały kluczową rolę w walkach o Midway.
Czytaj też: Atak na Pearl Harbor. Gwałtowna pobudka śpiącego olbrzyma
Ognista reakcja łańcuchowa
Pierwsze raporty, jakie otrzymało amerykańskie dowództwo, były optymistyczne. Donoszono, że trafione zostały wszystkie cztery japońskie lotniskowce. I była to niemalże prawda. Samoloty z „Enterprise’a” przyczyniły się do zatonięcia „Kaga” – największego z cesarskich lotniskowców w flocie inwazyjnej. W wyniku bombardowania doszło do eksplozji zgromadzonej na pokładzie hangarowym amunicji oraz paliwa lotniczego. Skutkiem była seria dalszych wybuchów. W ciągu zaledwie kilku minut okręt stanął w płonieniach.
Podobny los spotkał „Sōryū”. W lotniskowiec trafiły trzy bomby zrzucone przez maszyny startujące z „Yorktown”. Jedna z nich wpadła pod pokład startowy okrętu i eksplodowała w przedziale maszynowym, inicjując pożar, który wkrótce opanował całą jednostkę. Japończycy zdecydowali się ją opuścić. Kilka godzin później lotniskowiec został dobity torpedami niszczyciela „Isokaze”, po czym poszedł na dno.
Uszkodzony został również „Akagi” – flagowy okręt Nagumo. Trafiła w niego bomba zrzucona przez porucznika Richarda Besta, która przebiła się do pokładu hangarowego i eksplodowała pomiędzy 18 bombowcami torpedowymi Kate – w pełnym uzbrojeniu i zatankowanymi do pełna. W efekcie nastąpiła seria eksplozji wtórnych, która praktycznie unicestwiła lotniskowiec. Zatonął następnego ranka.
Straty Amerykanów
Nie obyło się również bez strat po amerykańskiej stronie. Kilkoma bombami i torpedami trafiony został USS „Yorktown”, ale wciąż był zdolny do żeglugi. Jak pisze Craig Symonds w książce „Nimitz na wojnie. Od Pearl Harbor do Zatoki Tokijskiej”: „Zespół naprawczy z „Yorktowna” spisał się po pierwszym ataku tak dobrze, że piloci [japońskich – przyp. red.] samolotów torpedowych [podczas powtórnego nalotu] byli przekonani, że atakują zupełnie inny, nieuszkodzony jeszcze lotniskowiec”.

Zatopienie USS „Yorktown”.
Po drugim bombardowaniu wydawało się, że okręt jednak zatonie. Mimo to zaczął się stabilizować. Wówczas postanowiono spróbować go ocalić. W tym celu wysłano dwa holowniki. Wiele wysiłku włożono w to, by uszczelnić jednostkę. Ostatecznie te starania spełzły na niczym – 6 czerwca, kiedy „Yorktown” znajdował się na holu, został trafiony dwiema torpedami wystrzelonymi przez japoński okręt podwodny I-68. Nazajutrz poszedł na dno. Również 6 czerwca torpedą trafiony został także niszczyciel USS „Hamann” (jeszcze tego samego dnia zatonął).
Czytaj też: Ostateczny koniec II wojny światowej. Jak wyglądało podpisanie kapitulacji Japonii?
Wielkie zwycięstwo
Tymczasem Amerykanom pozostało tylko zatopić ostatni z japońskich lotniskowców – „Hiryu”. Po południu udało się namierzyć okręt i bombowce Dauntless dokonały dzieła zniszczenia. Po zrzuceniu bomb, które trafiły w śródokręcie, amerykańscy piloci donieśli, że jednostka wciąż utrzymuje się na wodzie, ale na jej pokładzie wybuchł potężny pożar. Było oczywiste, iż „Hiryu” nie może już obsługiwać samolotów. Później Amerykanie wysłali jeszcze pilotów z misją zlokalizowania szczątków okrętu. Przy okazji zaatakowali oni dwa ciężkie krążowniki, z których jeden został zatopiony, a drugi wyłączony z użytku aż na rok. Lotniskowca jednak nie znaleźli.

Bitwa o Midway skończyła się miażdżącym zwycięstwem Amerykanów. Japończycy utracili inicjatywę strategiczną.
Powód był prozaiczny: „Hiryu” spoczywał już wtedy na dnie Pacyfiku. Potwierdziło się to 19 czerwca, kiedy na „Ballarda”, okręt-bazę dla jednostek podwodnych, przyjęto japońskich rozbitków z pochodzącej z tego lotniskowca szalupy. Zwycięstwo było zatem kompletne. Do inwazji na Midway ostatecznie nie doszło. Jak mówiono i pisano – Pearl Harbor zostało częściowo pomszczone. 4 czerwca 1942 roku Japończycy poza czterema lotniskowcami stracili wielu wyszkolonych specjalistów obsługi pokładowej. To oni stanowili większość japońskich ofiar bitwy (ok. 2600 z ok. 3000 poległych). Z tej liczby szczególnie bolesna okazała się śmierć 721 techników lotniczych. Bezpowrotnie utracili także inicjatywę strategiczną w wojnie na Pacyfiku.
Źródło:


Literatura uzupełniająca:
- C. Symonds, II wojna światowa na morzu. Historia globalna, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.