Porywczy władca bardziej niż interesem państwowym kierował się porywami własnego interesu. Nawet małżeństwo nie zahamowało jego wybujałego temperamentu.

Po burzliwych młodych latach i pobycie w więzieniu (pisaliśmy o tym TUTAJ) królewicz Jan Kazimierz Waza, będący wówczas już po trzydziestce, postanowił, że zrobi karierę w duchowieństwie. W 1643 roku został jezuickim nowicjuszem we włoskim Loreto. „Życie, jakie obrałem, chyba z jednym rajem da się porównać, i nic na świecie, żadne dobrodziejstwa, purpury ani korony, prócz śmierci jednej od tego przedsięwzięcia odwrócić mnie nie zdołają” – zapowiadał szumnie.
W maju 1646 roku otrzymał nawet od papieża Innocentego X godność kardynała diakona i wówczas… postanowił wrócić do świeckiego życia. I w pełni z niego korzystać.
Rozbuchana żądza króla
Pierre des Noyers, sekretarz Ludwiki Marii Gonzagi, drugiej żony starszego brata Jana Kazimierza, Władysława IV, która później została również oblubienicą Jana Kazimierza, z przyganą pisał o nim: „w pokojach jego rozmawia się tylko na tematy sprośne – jest to jego zwykłe zajęcie”.
I faktycznie. Jeszcze w młodości, kiedy brat wysłał go do Wiednia, by w jego imieniu poślubił Cecylię Renatę Habsburżankę, Jan Kazimierz był bardziej zainteresowany dwórkami cesarzówny. W jednej z nich, Lukrecji Annie Guldenstern, zakochał się po uszy i natychmiast postanowił się ożenić. Władysław kategorycznie mu tego zabronił.

fot.Jan Matejko/domena publiczna O Janie Kazimierzu mówiono, że nie ma sobie równych w dziedzinie miłosnych podbojów.
Po śmierci brata, kiedy Jan Kazimierz został królem Polski, nikt już nie mógł mu niczego zakazać. Wprawdzie po Władysławie przejął nie tylko koronę, ale i żonę, ale Ludwika Maria, już przez pierwszego męża nazywana „przekwitłą różą”, nie była w stanie zaspokoić rozbuchanych żądz drugiego małżonka. W chwili ślubu w 1648 roku miała już 37 lat (o dwa mniej niż Jan Kazimierz). I choć z czasem połączyła ich przyjaźń i głębokie przywiązanie (gdy królowa zmarła, ostatni Waza długo nie potrafił otrząsnąć się z rozpaczy), to pod względem temperamentu nie byli chyba szczególnie dobrze dobrani. Pierre des Noyers donosił:
Nie było nigdy człowieka bardziej [niż Jan Kazimierz – przyp. aut.] lubiącego kobiety, a przecież mu się tu wszystkie bałamucić pozwalają; nikt od niego nie był zmienniejszy, a jednak żadnej to nie było przestrogą.
Kochliwy monarcha
Jeśli wierzyć wszystkim doniesieniom o bujnym życiu erotycznym Jana Kazimierza Wazy (jego podboje ze szczegółami opisał Francuz Rousseau de la Valette w Miłostkach królewskich z 1679 roku), można bez przesady stwierdzić, że był on najbardziej kochliwym spośród polskich władców. Chociaż, jak komentuje prof. Mirosław Nagielski: „»Kochliwy« to chyba eufemizm. Jan Kazimierz słynął z rozwiązłości, a włoskie gazety donosiły, że leczył »dyskretną chorobę«”.

Ludwika Maria w końcu wybaczyła mężowi romans z Radziejowską.
Szerokim echem w Rzeczpospolitej odbił się zwłaszcza jego (domniemany) romans z Elżbietą ze Słuszków, żoną podkanclerzego koronnego Hieronima Radziejowskiego. Kobieta uchodziła za piękność, a na dodatek była nieszczęśliwa w małżeństwie, bo Radziejowski okazał się brutalem. I choć nie wiadomo na pewno, czy doszło do czegoś między Janem Kazimierzem a Słuszkówną, to podkanclerzy w którymś momencie oskarżył króla o uwiedzenie mu żony, na co wściekły monarcha zareagował żądaniem, by Radziejowski zrzekł się urzędu.
Czytaj też: Bitwa pod Beresteczkiem 1651. Dzień po dniu
Fatalne zauroczenie
Sprawa bynajmniej na tym się nie skończyła. Szlachcic wprawdzie niby przeprosił monarchę, ale za jego plecami próbował układać się z hetmanem Bohdanem Chmielnickim, a po bitwie pod Beresteczkiem zaczął rozpowszechniać kłamstwo, jakoby Waza puścił Kozaków wolno w zamian za 300 tys. zł na późniejszą walkę ze szlachtą.
W międzyczasie Elżbieta zażądała od Radziejowskiego rozwodu, a jej bracia zajęli pałac, który odziedziczyła po pierwszym mężu, Adamie Kazanowskim. Podkanclerzy postanowił odbić go siłą. Zbrojny napad zakończył się strzelaniną. A że, jak konstatuje prof. Nagielski: „Pałac Kazanowskich stał niedaleko Zamku Królewskiego, w którym akurat przebywali Jan Kazimierz i brzemienna wtedy Ludwika Maria, król wykorzystał sytuację i oskarżył Radziejowskiego o obrazę majestatu”.
Awantura miała finał przed sądem, który skazał podkanclerzego na śmierć, infamię i konfiskatę. Radziejowski bynajmniej nie miał zamiaru poddać się wyrokowi. Udał się na dwór szwedzki i opowiedział tam o polskich planach, ułatwiając tym samym Karolowi X Gustawowi najazd na Rzeczpospolitą w 1655 roku.
Czytaj też: Seksualne ekscesy koronowanych głów. Ci władcy wyprzedzali epokę… przynajmniej w łóżku
Żadnej nie przepuścił
Ludwika Maria w końcu wybaczyła mężowi „słabość” do Słuszczanki. Ale nie był to jedyny taki „wybryk” Jana Kazimierza. Już podczas potopu, kiedy para królewska uciekała przed Szwedami i zatrzymała się na zamku w Głogówku, jurny monarcha miał się tam zakradać do łoża dwórki swojej żony, Anny Schönfeld. Ba, czynił to… przez okno, po specjalnej drabince! A była to tylko jedna z wielu jego miłosnych przygód. Karolina Stojek-Sawicka pisze:
Tak jak w latach młodzieńczych i kawalerskich, tak i w późniejszych chadzał do sypialń niewieścich, ze szczególnym upodobaniem zaś do sypialń dwórek królewskich. Jak mawiano – żadnej nie przepuścił. Ponoć nikt w tamtych czasach nie był w stanie iść z królem w konkury w sprawach alkowianych (…).

Wiele romansów Jana Kazimierza ukrywano przed królową.
Wiele z nich [romansów – przyp. aut.] trzymano w tajemnicy przed zazdrosną królową. A ta bardziej niż utraty męża – znała go chyba zbyt dobrze, żeby podejrzewać, że jest zdolny obdarzyć kogokolwiek prócz siebie głębszym uczuciem – obawiała się wpływu, jaki kochanki mogłyby mieć na jej niesfornego małżonka.
Nawet po śmierci żony w 1667 roku, po której król mocno zapadł na zdrowiu (cierpiał na podagrę, nogi mocno mu puchły i sprawiały ból, ponadto miewał silne napady duszności), Jan Kazimierz nie zarzucił nocnych „wycieczek” do komnat niewieścich. Planował też powtórny ożenek, ale ostatecznie jego zamiary spełzły na niczym z powodu jego pogarszającego się stanu. Mniej więcej od 1670 roku ostatni Waza na polskim tronie (w międzyczasie, we wrześniu 1668 roku, abdykował) był już permanentnie chory, a dwa lata później zmarł, zostawiając po sobie głównie niesmak i rozczarowanie…
Bibliografia:
- Mirosław Maciorowski, Beata Maciejewska, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Wydawnictwo Agora 2018.
- Karolina Stojek-Sawicka, Plagi królewskie. O zdrowiu i chorobach polskich królów i książąt, Bellona 2018.
Il. otwierająca tekst: Antoni Orzechowski/domena publiczna
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.