Zanim w USA nastał czas hippisów, Polska miała własne „kolorowe ptaki” paradujące w barwnych garniturach, przydużych kapeluszach i pstrokatych skarpetkach.
Zgodnie ze słownikową definicją bikiniarz to w latach pięćdziesiątych XX wieku młody człowiek ubierający się ekstrawagancko, w sposób przesadnie modny (egzotyczny krawat, wąskie spodnie, kolorowe skarpetki itp.), wzorujący się na stylu młodzieży amerykańskiej. Niekiedy wspomina się również o nonkonformistycznym stosunku do otaczającego świata, buncie itp.
Wśród przedstawicieli tej subkultury można było znaleźć głośne nazwiska, jak chociażby Kazimierz Brandys, Antoni Słonimski czy Leopold Tyrmand, którego nazywano „pierwszym bikiniarzem PRL-u” oraz „duchowym ojcem polskiego bikiniarstwa”.
Kolorowe piórka i egzotyczne krawaty
Na określenie tych polskich „kolorowych ptaków” używano różnych słów. Najczęściej pojawiało się: bikiniarz, ale także m.in. bażant czy dżoller. To ostatnie było charakterystyczne dla Krakowa. Prawdopodobnie pochodziło od angielskiego słowa jolly, czyli „radosny”. Z kolei sformułowanie bażant przylgnęło do bikiniarzy ze względu na kolorowy ubiór. Nazywano ich także mandoliniarzami (z racji noszonej przez nich fryzury – mandoliny lub plerezy, od francuskiego słowa pleurese – „płacząca”).
Skąd jednak pochodzi „główne” określenie, czyli bikiniarz? Miało ono być związane z wybuchowym wrażeniem, jakie barwnie ubrany delikwent miał wywoływać w swoim otoczeniu. Bikini to bowiem nazwa atolu, na którym Stany Zjednoczone przeprowadziły w 1946 roku próbę nuklearną. Zresztą znajdowało to swoje odzwierciedlenie w pewnym konkretnym elemencie ubioru. Chodzi o krawat typu Bikini z ręcznie wymalowanym wzorem tropikalnej wyspy, palmy czy nagiej dziewczyny.
Pisząc o bikiniarzach, nie da się bowiem pominąć kwestii ich stylu ubierania się – oraz źródeł pochodzenia tej odzieży. W stwierdzeniu Leopolda Tyrmanda, iż „Nie mieli na sobie tasiemki u majtek krajowej produkcji” nie ma przesady, bo w istocie wielu bikiniarzy nosiło – o zgrozo! – zagraniczne, „imperialistyczne” ubrania. Do około 1948 roku ich podstawowym źródłem zaopatrzenia była pamiętna „ciotka UNRRA”. A jako że część amerykańskich i kanadyjskich ubrań trafiało na bazary, np. warszawski Bazar Różyckiego, bikiniarze chętnie jeździli do większych miast „na ciuchy”. Kiedy skończyła się oficjalna zagraniczna pomoc, ubrania z Zachodu zaczęła dostarczać m.in. amerykańska Polonia.
Na głowie naleśnik, na nogach jajecznica
Ubiór bikiniarzy miał stanowić zaprzeczenie peerelowskiej szarzyzny. W dużej mierze przypominał styl amerykańskich zootersów. Nieodzownymi elementami bikiniarskiego uniformu były: marynarka po kolana (manior), wąskie spodnie, produkowane w Tworkach zamszowe buciki i kapelusz typu naleśnik – pancake hat (nazywany też sombrero). Pod kapeluszem obowiązkowo schowana była wspomniana mandolina/plereza. W tej fryzurze włosy zaczesywane były „w jaskółkę”; z przodu piętrzyły się nad czołem, a z tyłu tworzyły tzw. kacze skrzydła czy kuper.
Oczywiście nie można nie wspomnieć o krawatach. Poza typem Bikini spotykany był również Swing. Niezależnie od rodzaju, krawaty noszono na gumce. Im były krzykliwsze, tym lepiej. I ostatnie, ale nie mniej ważne: słynne kolorowe skarpetki, wyzierające spod przykrótkich, ciasnych spodni. Nazywano je piratkami lub sing-singami. Ich kolory nierzadko celowo miały się ze sobą „gryźć” – i np. te w żółto-zielone prążki określano szczypiorkiem na jajecznicy. Co ciekawe, na pewnym etapie kolorowe skarpetki zaczęto produkować również w Polsce. Z kolei Leopold Tyrmand zwykł żartować, że akurat ta część jego ubioru jest poprawna politycznie, bo kupiona w… Moskwie!
Nic dziwnego, że Jan Brzechwa pisał: Pojawił się u nas bikiniarz przed laty: / Plereza, naleśnik, szalone krawaty, / Wzorzyste skarpetki i portki do kostek / Przesiąknął tym stylem niejeden wyrostek.
Zrodzeni z zazdrości, nudy i… wrogiej ideologii
Niewątpliwie lata 40. i 50., na które przypadło w Polsce „rozplenienie się” bikiniarstwa, nie dawały młodzieży zbyt wiele możliwości. Z jednej strony nudna, a przy tym nachalna propaganda, z drugiej – nie całkiem prawdziwe wyobrażenia o „kolorowym” życiu na Zachodzie. To ostatnie prowadziło czasem do paradoksów. Bikiniarze, utożsamiający się z amerykańskim stylem życia, jeśli faktycznie szczęśliwym zrządzeniem losu trafili do USA, przeżywali… ciężki zawód, ponieważ na miejscu nie znajdowali swoich kapitalistycznych odpowiedników. Skojarzenia ze Stanami Zjednoczonymi wykorzystywały natomiast ówczesne polskie gazety – np. Harry Truman na karykaturze został przedstawiony w marynarce w kratę i w charakterystycznym płaskim kapeluszu.
Karmiona takimi treściami młodzież chętnie przyjmowała bikiniarski styl. Tak na łamach „Sztandaru Młodych” pisała jedna z czytelniczek o sytuacji w Otwocku: bikiniarzy i bikiniarek jest coraz więcej, czemu ja się nie dziwię. W Otwocku jest bardzo dużo młodzieży, ale nie ma żadnej rozrywki, jest tylko jedno kino, które nam specjalnie nic nie daje.
Bikiniarze starali się być jak najbardziej amerykańscy (we własnym mniemaniu). Słuchali przede wszystkim jazzu, a ich idolem był m.in. James Dean. Tego typu postawy były jednak solą w oku komunistycznych władz, które twierdziły, że młodzież znalazła się pod zgubnym wpływem obcej, wrogiej ideologii. Na zjazdach Związku Młodzieży Polskiej grzmiano, że bikiniarze lekceważą wszelkie zasady życia społecznego, są rozwiąźli, amoralni, popadają w alkoholizm, a ich funkcjonowanie wiązano z chuligaństwem oraz… klerykalizmem.
Czytaj też: Clubbing z Bierutem. Nocne życie stalinowskiej Warszawy
Donosy przeciwko skarpetkom
Nic dziwnego, że władze PRL-u rozpoczęły wojnę z bikiniarstwem. Na łamach prasy grzmiano: Wypowiadamy walkę chuligaństwu na wszystkich frontach. Na pochodach pierwszomajowych obok kukły kułaka można było zauważyć także bikiniarza. Aczkolwiek – jak pisał Tyrmand – prawodawstwo polskie było wobec zjawiska chuligaństwa bezsilne. Dlaczego? Otóż w ówczesnym systemie prawnym brak było nawet odpowiednich definicji.
Mimo to walka z bikiniarzami trwała. Za samo należenie do tej subkultury można było wylecieć ze szkoły czy z pracy. Częsta była praktyka pisania donosów, o czym wspominał m.in. Jerzy Gruza, który był nimi gnębiony. W Szkole Filmowej osłaniał go rektor Jerzy Toeplitz, który na zarzuty o częste zmienianie przez Gruzę kolorowych skarpetek odpisywał: „widocznie higienista”. Bikiniarzy próbowano też deprecjonować w oczach społeczeństwa. Kwestionowano legalność ich dochodów, walory intelektualne, wyszydzano ich w Polskiej kronice filmowej…
Najwyższy czas przyłożyć bikiniarzom
Próbowano też na różny sposób ich… wychowywać. Prowadzono np. akcje rozwieszania zdjęć bikiniarzy. Działo się tak m.in. w Gdańsku czy Zielonej Górze. MO i ZMP prowadziły wspólnie patrole, podczas których wychwytywały na ulicach bikiniarzy, by obciąć im włosy i krawaty, a na odchodnym dać mandat. Paradoksalnie, sami bikiniarze przy okazji protestów zwracali uwagę, że wielu milicjantów nosiło wówczas jeszcze dłuższe od nich włosy…
Jednak MO i ZMP sięgały również po bardziej brutalne metody – zgodnie z odgórnymi dyrektywami. Na potańcówki (bikiniarze lubili np. boogie-woogie) ruszali bojówkarze i zetempowcy, by w trakcie zabawy łapać bikiniarzy, a potem dotkliwie bić. Z kolei „nieprawomyślnie” wyglądających młodych ludzi milicjanci wyciągali siłą z kina Moskwa w Warszawie, po czym – pomagając sobie pałkami – pracowali nad nimi tak długo, aż nabrali „społecznie pożądanego” wyglądu. Na więcej swobody bikiniarze mogli liczyć dopiero po 1956 roku, jednak wtedy ruch zaczął zanikać. Najwyraźniej skończyło mu się paliwo ideologiczne…
Bibliografia:
- M. Chłopek, Bikiniarze. Pierwsza polska subkultura, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2005.
- T. M. Głogowski, Bikiniarze – próba portretu, „Przegląd Artystyczno-Literacki PAL”, nr 3-4/2002.
- T. M. Głogowski, Tyrmand – bikiniarz, konserwatysta. Szkice o literaturze i obyczaju, Wydawnictwo Gnome, Katowice 2001.
- X. Stańczyk, Stalinowska socjogeneza kultury młodzieżowej w PRL. Próba nowego ujęcia, „Studia Litteraria et Historica”, nr 8/2019.
- M. Wierzbicki, Młodzież w PRL, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2009.
Polecamy video: Poznański Czerwiec ’56 – pierwszy bunt społeczeństwa w PRL
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.