Gdy nastała era Gierka, wydawało się, że Polska wreszcie dogania Zachód. Synonimem luksusu była nie tylko coca-cola czy mrożonki, ale i modne ubrania.
Lata 70. obfitowały w rewolucyjne zmiany w Polsce. Dzięki zachodnim kredytom zaczęto budować wysokie bloki z wielkiej płyty. Już i tak małe mieszkania dzielono na kilka pomieszczeń, aby dzieci i młodzież mogły mieć własne pokoje – w końcu zaczęto dostrzegać potrzeby najmłodszych członków rodziny.
W tym czasie popularnością cieszyły się meblościanki – segmentowe meble produkowane z płyt wiórowych i oklejane laminatem. Nie mniej popularne stały się pralki automatyczne, na które jednak niewielu mogło sobie pozwolić – niewystarczająco zamożni obywatele zadawalali się pralką wirnikową „Frania”. Szczytem marzeń był fiat 126p, potocznie zwany maluchem, produkowany w Bielsku-Białej i Tychach od 1973 roku. Polska wersja „samochodu dla ludu” miała symbolizować erę dobrobytu, jaka nastąpiła po powojennej „małej stabilizacji”. Te i inne zmiany w stylu życia pociągały za sobą także zmiany w modzie i sposobie ubierania się.
Zapach Zachodu
W 1972 roku powstało Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego „Pewex”, a dwa lata później otwarto pierwszy sklep pod taką nazwą. W Peweksie można było kupić przede wszystkim towary z Zachodu, ale też produkowane w Polsce, tyle że deficytowe, takie jak puszkowana szynka. Każdy, kto miał trochę dolarów, marek, funtów lub bonów PKO, mógł zaopatrzyć się w najbardziej pożądane produkty: odzież, kosmetyki, zabawki, artykuły spożywcze, alkohol, sprzęt sportowy. Pewex zdawał się oknem na świat, tak długo zamkniętym przed Polakami. Fenomen tego miejsca opisują autorzy książki „Modny PRL”, Dorota Williams i Grzegorz Sołtysiak:
Pierwsze, co uderzało kupującego (zwiedzającego), był zapach – egzotyczna mieszanka kawy, perfum i czegoś nieokreślonego, aczkolwiek wspaniałego. Tak właśnie musiał pachnieć Zachód, myślał niejeden. Pewex miał w sobie coś ze świątyni. Już same półki z wyłożonymi towarami obezwładniały feerią kolorów, oryginalnych metek niespotykanych kształtów. W Peweksie nikt się nie spieszył, nie podnosił głosu, ekspedientki były chłodne i wyniosłe, wydawały się lepiej ubrane, pachniały inaczej niż te pracujące w normalnych sklepach. Marzeniem prawie każdego było kupienie czegoś w Peweksie, nawet za kilka centów.
Na szczycie listy wymarzonych produktów, jakie dało się nabyć w Peweksie, były oryginalne dżinsy – lee, levisy, wranglery i rifle – właśnie w takiej kolejności.
Moda w kolorze blue
W latach 70. modą zawładnął dżins. Ówczesna władza nawet próbowała wyprodukować polski odpowiednik tego materiału, ale żadna próba nie zakończyła się szczególnym sukcesem. Choć polskie dżinsy były powszechnie dostępne, to nikt się nimi nie chwalił. Przede wszystkim dlatego, że znacznie różniły się od oryginalnych, zagranicznych modeli – były szare i kiepskiej jakości, brakowało im także dodatków: zamków błyskawicznych czy metalowych guzików. Na oryginalne dżinsy polowało się w Peweksie. Był to tak duży wydatek, że jak już komuś udało się dostać wymarzone dżinsy, to nosił je tak długo, aż dosłownie się rozpadły. Ewentualne przetarcia na kolanach czy w kroku starano się łatać. Ostatecznie bardzo znoszone dżinsy skracano do szortów.
Poza klasycznymi dżinsami noszono również dzwony, które mocno się rozszerzały ku dołowi. W połowie lat 70. z dżinsu szyło się nie tylko spodnie, lecz także marynarki, krawaty, a nawet kapelusze i torby.
Dyskusja o damskich spodniach
Na początku lat 70. Ministerstwo Oświaty i Wychowania pozwoliło uczennicom na noszenie spodni w szkole. Zmiana wywołała dyskusję w prasie na temat kobiecych spodni. Do tej pory ta część damskiej garderoby była mile widziana tylko na wakacjach, podczas przejażdżki rowerowej czy wyprawy w góry. Spodnie mogły też nosić robotnice, ale jedynie do pracy – po jej zakończeniu powinny się przebrać w sukienkę lub spódnicę. Jeszcze w 1969 roku wznawiano „ABC dobrego wychowania”, książkę, w której autorka, Irena Gumowska, pisała: „Do pracy, z wizytą, na spotkanie elegancka kobieta powinna wkładać spódnicę lub sukienkę”.
Modę na eleganckie spodnie lansowała przede wszystkim Barbara Hoff, ówczesna czołowa projektantka. To właśnie Hoff w dużej mierze przyczyniła się do tego, że od połowy lat 70. wszelkie zastrzeżenia odnośnie do damskich spodni odsunięto na bok, czyniąc z tej części garderoby podstawę kobiecej mody, zarówno tej codziennej, jak i wieczorowej, eleganckiej.
Czytaj też: Kiedy Polki zaczęły nosić spodnie?
Bawełna, flanela i nieco koloru
Barbara Hoff wprowadziła do mody lat 70. także bawełniane sukienki i podkoszulki, które noszono do kompletu z długimi spódnicami i krótkimi szortami. Te ostatnie były prawdziwym hitem w ówczesnym czasie. Wylansowanie szortów wpłynęło również na popularność „łyżwiarek” – krótkich sukienek przypominających kostiumy do jazdy figurowej na lodzie. Według Hoff łyżwiarki powinny być „zawsze odcięte w pasie. Góra raczej obcisła, dół kloszowy”.
Chętnie sięgano nie tylko po ubrania bawełniane, lecz także te wykonane z flaneli. Modne były szczególnie koszule flanelowe, często we wzorki i w rozmaitych kolorach. Najczęściej noszono je wraz z dżinsami i skórzanymi kowbojkami lub zamszowymi półbutami, potocznie zwanymi „szczurkami”.
Koloru na polskich ulicach dodawały też długie spódnice, tzw. bananowe, które wylansowała Maryla Rodowicz. Piosenkarka wystąpiła właśnie w takim stroju na festiwalu w Sopocie w 1973 roku. Jej biało-niebieska spódnica składała się z klinów w kształcie banana, zszytych po skosie. Za sprawą tego występu bananowe spódnice zdobyły niezwykłą popularność. Noszono je z bawełnianymi podkoszulkami i kolorowymi butami na platformie lub koturnie. Całości dopełniały kapelusze z dużym rondem i ludowa biżuteria.
Dzięki Maryli Rodowicz modne stały się także kwieciste sukienki w stylu folk i haftowane chusty. Dorota Williams pisze o tym okresie: Lata siedemdziesiąte uważam za najbardziej ekscytujące w modzie, najbardziej barwne. Nastała istna orgia barw, długości, wzorów. Po smętnych latach pięćdziesiątych, grzecznej dekadzie lat sześćdziesiątych wreszcie zaczęło się szaleństwo. Kolorowe szaleństwo nie trwało jednak zbyt długo. Już na początku lat 80. Polacy zostali zmuszeni do powrotu do dość smętnych ubiorów.
Koniec dekady cudów
Pierwszy kryzys pojawił się w 1976 roku, kiedy wprowadzono reglamentację cukru. Cztery lata później, na początku lat. 80, racjonowano też pomarańcze, cukierki, a nawet buty. Postępująca inflacja sprawiła, że towary dostępne w Peweksie osiągnęły horrendalne ceny. Trudne warunki gospodarcze i ekonomiczne wpłynęły na styl życia i ubierania się. Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku stworzono charakterystyczny strój opozycjonisty, który składał się z obszernego burego swetra, spodni w militarnym stylu i sznurowanych butów na grubej podeszwie. Pożądana była – podobnie jak po II wojnie światowej – amerykańska kurtka wojskowa M-65. Uzupełnieniem „kreacji” była torba zwana chlebakiem. Preferowany wówczas styl militarny sprawił, że na ulicach dominowały przygaszone kolory – szarości, brązy i ciemne zielenie.
Kryzys ekonomiczno-gospodarczy spowodował powrót do przerabiania ubrań i maksymalnego wykorzystywania dostępnych materiałów. W prasie radzono na przykład, jak uszyć spódnicę z pieluchy tetrowej lub chustek do nosa. Ponownie zaczęto także odwiedzać bazary, popularne w latach 50. Na bazarach można było zdobyć ubrania, które trafiały do Polski w zagranicznych paczkach lub w ramach pomocy humanitarnej.
Czytaj też: Czy stan wojenny mógł zostać wprowadzony już w sierpniu 1980?
Punk rock i aerobik
Z drugiej strony lata 80. stały się czasem buntu. W tym okresie duże znaczenie zyskała muzyka, szczególnie rockowa i punk rockowa. Koncerty często przypominały demonstracje polityczne, a sami piosenkarze i muzycy wyróżniali się sposobem bycia i ekscentrycznym stylem ubierania się. Ich znakiem rozpoznawczym były skórzane kurtki, ramoneski lub motocyklówy. Jak pisał Andrzej Stasiuk: Dziewczyny chodziły wtedy przeważnie na czarno. Chłopaki jak kto chciał, ale każdy chciał mieć skórę. Niekoniecznie „ramoneskę”, ale zwykłą motocyklówę. Po „motocyklówy” chodziło się na bazar przy Szembeka. Zawsze się jakaś trafiła. Niektóre z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych.
Ramoneska stała się jednym z ważniejszych symboli modowych lat 80. Jej nazwa wzięła się od amerykańskiego zespołu punkowego Ramones. Pomimo kryzysu, blokady informacyjnej i cenzury do kraju docierały nowinki ze świata. W 1981 roku przebojem została piosenka Olivii Newton-John „Physical”. W teledysku piosenkarka gimnastykowała się w różowych legginsach. Rok później aktorka Jane Fonda zaczęła nagrywać ćwiczenia w rytm muzyki, które nazwano aerobikiem. Wkrótce szał aerobiku ogarnął kobiety na całym świecie. Pociągnęło to za sobą stworzenie nowego stylu. Dresy, legginsy i getry, dotychczas noszone tylko w salach gimnastycznych i na boiskach, stały się lansowanym elementem stroju. Uzupełniano je plastikową, kolorową biżuterią. Furorę robiły również duże klipsy i kokardy czy barwne gumki do włosów.
Moda stała się przerysowana. W tej „oficjalnej” dominowały obszerne płaszcze i marynarki, bluzki z poduszkami w ramionach, swetry z rękawami nietoperza czy spodnie „piramidy” – szerokie w pasie, zwężające się ku dołowi. Jak stwierdziła Agnieszka L. Janas: Takiego zaburzenia wszelkich proporcji w stroju historia współczesnej mody jeszcze nie widziała. Mało która z nas miała szansę wyglądać w nim dobrze.
Bibliografia:
- Blackman C., 100 lat mody, Warszawa 2013.
- Boćkowska A., To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL, Wołowiec 2015.
- Janas A.L., Moda ulicy lat 70. i 80. XX wieku, Warszawa 2020.
- Kuroń J., Żakowski J., PRL dla początkujących, Wrocław 1995.
- Sieradzka A., Tysiąc lat ubiorów w Polsce, Warszawa 2007.
- Williams D., Sołtysiak G., Modny PRL, Warszawa 2016.
KOMENTARZE (3)
Kurtka wojskowa M-65 z roku 1965 czyli tzw. wietnamka
A dlaczego autorka pominęła rolę ówczesnego dyktatora mody Jerzego Antkowiaka? Pan Jerzy mimo bardzo podeszłego wieku cieszy się świetną pamięcią, jest wytrawnym gawędziarzem i niedościgłym felietonistą.
Prawdopodobnie autorka nie ma pojęcia o istnieniu pana Antkowiaka :)