Niemcy wywieźli na roboty przymusowe przeszło 2,5 mln Polaków. Oznaczeni literą „P” na ubraniu pracowali tam po 70 godzin tygodniowo w strasznych warunkach.
Marzenie Hitlera o zbudowaniu Tysiącletniej Rzeszy wymagało olbrzymiego nakładu sił i środków. Podczas gdy niemieccy żołnierze walczyli o Lebensraum na frontach, ktoś musiał ich zastąpić w ich „zwykłych” miejscach pracy. A że ideologia zabraniała im wykorzystywać niemieckie kobiety, naziści uznali, że przed zapaścią uratują gospodarkę niewolnicy z okupowanych państw. Szacuje się, że łącznie na roboty przymusowe do Rzeszy wywieziono ok. 13 milionów kobiet, mężczyzn i dzieci. Ponad 2,5 miliona z nich stanowili Polacy.
Anna Augustyniak w książce Na targu niewolników III Rzeszy pisze: „Gospodarka niemiecka była uzależniona od obcych rąk do pracy i mimo że pociągi przywoziły wciąż nowych i nowych ludzi, a potem przydzielano im zadania, przymuszając do roboty, wszędzie występowały braki”. Odmowa nie wchodziła w grę – za próbę „wymigania się” od pracy groziła wywózka do obozu koncentracyjnego lub śmierć.
Niewolnictwo w III Rzeszy
Polscy robotnicy przymusowi na niemieckich polach sadzili ziemniaki, kapustę i buraki cukrowe, a potem pielili, okopywali i zbierali. W fabrykach zbrojeniowych, do których na późniejszym etapie wojny zaczęto ściągać ludzi również z gospodarstw rolnych, wytwarzali broń, wykorzystywaną potem do mordowania ich rodaków. Do pracy zmuszano również dzieci – nawet dwuipółletnie maluchy mogły przecież kleić papierowe torby czy układać gałązki wikliny, a sześciolatki dało się „zatrudnić” w polu. Nazistowscy oficjele wychodzili też z założenia, że „do wielkiego przemysłu każdego można przysposobić, każde ręce się nadają”.
Skala wykorzystywania przymusowych pracowników była ogromna. W samym Berlinie funkcjonowało ok. 3000 obozów, w których mieszkało pół miliona ludzi. Historyk Roland Borchers z Centrum Dokumentacji Nazistowskiej Pracy Przymusowej komentuje: – Robotnicy przymusowi byli w Berlinie wszędzie. Na każdym rogu był obóz. W dzisiejszym krajobrazie miasta prawie nic po nich nie zostało.
Aby zdobyć niewolnika, wystarczyło zgłosić się do urzędu pracy i uzasadnić, że dany biznes jest ważny dla funkcjonowania III Rzeszy. W praktyce robotnicy przymusowi byli zatrudniani we wszystkich gałęziach gospodarki – od wielkich zakładów zbrojeniowych, przez gospodarstwa rolne, po piekarnie. Jak wylicza Maciej Jan Mazurkiewicz:
Zyski z zatrudniania polskich robotników przymusowych trafiały nie tylko do struktur partyjnych, zarządców obozów, administracji niemieckiej, firm państwowych, ale również do powiązanych z nimi zakładów prywatnych (także filii przedsiębiorstw zagranicznych, takich jak np. Fordwerke i Adam Opel AG). Lista podmiotów korzystających z takich pracowników liczy 2–2,5 tys. pozycji. Znalazły się na niej takie koncerny, korporacje, kartele, syndykaty i spółki, jak kolej niemiecka (Deutsche Reichsbahn), Reichswerke Hermann Göring, Bayerische Motoren Werke, Deutsche Waffen- und Munitionsfabriken, Thyssen, Friedrich Krupp, Bosch, Daimler-Benz, Demag, Henschel & Sohn, Junkers, Messerschmitt, Philips, Siemens, Volkswagen, Bayer, I.G. Farbenindustrie (…).
Jeńcy i robotnicy cywilni
Skąd Niemcy brali swoich niewolników? Niewielką grupę polskich robotników stanowili ochotnicy. W początkowej fazie okupacji nazistowska administracja intensywnie poszukiwała bezrobotnych Polaków i nawoływała ich do podjęcia pracy. W Generalnym Gubernatorstwie wprowadzono powszechny obowiązek pracy. Organizowano masowe akcje rejestrowania osób zdolnych do pracy.
„Tworzono materiały propagandowe mające zachęcić miejscową ludność do wyjazdów. Na ulicach polskich miejscowości pojawiły się stosowne plakaty, drukowano broszury informacyjne i słowniki polsko-niemieckie, a w polskojęzycznej prasie niemieckiej publikowano spreparowane listy pisane rzekomo przez osoby zatrudnione w Rzeszy. Wynikało z nich, że choć praca w Niemczech bywa nielekka, to jej warunki, zarobki i traktowanie przez przełożonych należy ocenić pozytywnie” – pisze Maciej Jan Mazurkiewicz.
Zdecydowana większość pracowników była jednak rzeczywiście przymuszana do pracy. Na roboty wywożono osadzonych w obozach jenieckich podoficerów i szeregowców. Choć zakazywało tego międzynarodowe (m.in. podpisana 25 września 1926 roku w Genewie konwencja dotycząca przeciwdziałania niewolnictwu), 300 tysięcy polskich żołnierzy pozbawiono statusu jeńców i uznano za „robotników cywilnych”.
Służby bezpieczeństwa i SS organizowały też łapanki na przypadkowych przechodniów w miastach. Przy okazji – poza zdobywaniem niewolniczej siły roboczej – wykrywano członków polskiego ruchu oporu. Polacy, których zatrzymywano w tych obławach, byli określani „jeńcami cywilnymi”.
Czytaj też: „Leżą na zapchlonej, niemal gołej podłodze”. Piekło polskich dzieci w trakcie II wojny światowej
Dramatyczne warunki pracy
Wraz z napływem przymusowych i dobrowolnych robotników wprowadzono w III Rzeszy odpowiednie regulacje, które – przede wszystkim – miały pozbawić Polaków wszelkich praw. Nie było mowy o normach czasu pracy – mieli pracować tyle godzin dziennie, ile trzeba. W efekcie harowali nawet po 70 godzin tygodniowo, również w niedziele i święta. Nie mogli też wypowiedzieć umowy ani liczyć na urlopy czy dodatki socjalne. Choć teoretycznie przysługiwała im zapłata, to w praktyce zarabiali 60–80% minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w Rzeszy. Na dodatek obciążano ich wygórowanymi podatkami. Jak wylicza Anna Augustyniak w książce Na targu niewolników III Rzeszy:
Pracownikom rolnym przysługiwało wynagrodzenie (w zależności od miejsca zamieszkania w Niemczech) od dziesięciu do dwudziestu pięciu marek, z którego potrącano tzw. społeczny podatek wyrównawczy odprowadzany do kasy państwowej na rzecz Rzeszy oraz składki na ubezpieczenie zdrowotne i fundusz dla bezrobotnych, na wyżywienie i opłaty za mieszkanie. W związku z tym najczęściej wypłacano im niewielką sumę, która z ledwością wystarczała na wykupienie kartek żywnościowych.
Polscy robotnicy przymusowi – na wzór więźniów obozów koncentracyjnych – również byli oznaczani. Na ubraniach nosili literę „P” (jak Polska). Taki sam symbol widniał na kartkach żywieniowych, które z tego powodu były „ograniczone”. Przydziały dla Polaków były niższe. Ponadto w ogóle nie otrzymywali niektórych produktów (np. zamiast masła była margaryna, a owoce, ryby, jajka, kawa czy rośliny strączkowe były „nur für Deutsche”). „We wszystkich sklepach pierwszeństwo należało się Niemcom; to, co zostało, było dla robotników przymusowych. (…) Jeśli produkty się kończyły, cudzoziemcy głodowali” – pisze Anna Anna Augustyniak.
Czytaj też: Obsesja rasy. Jak okupanci usiłowali germanizować polskie dzieci?
Fachowa eksterminacja
Głód, praca ponad siły oraz często „motywowanie” do wysiłku biciem powodowały, że śmiertelność wśród polskich robotników w III Rzeszy była bardzo wysoka. Nawet po pracy trudno było o chwilę wytchnienia. Ci pracownicy, których „zatrudniano” w fabrykach, zazwyczaj mieszkali w barakach – w ogromnej ciasnocie i bez zachowania podstawowych zasad higieny, o prywatności nie wspominając.
W szczególnie trudnej sytuacji były dzieci – zwłaszcza te najmłodsze, które nie mogły zarobić na swoje utrzymanie. Wprawdzie formalnie ciężarnym Polkom przysługiwał „urlop macierzyński” – na dwa tygodnie przed porodem i sześć po, ale zwykle zmuszano je do powrotu tuż po urodzeniu dziecka. Co działo się wówczas z maluchami? Trafiały do obiektów Zakładu Opiekuńczego dla Dzieci Cudzoziemców. O tym, jakie panowały w nich warunki, możemy przeczytać w książce Na targu niewolników III Rzeszy:
W istocie były to szopy lub hangary bez dostępu do wody, niespełniające podstawowych warunków higienicznych i nienadające się do mieszkania oraz bez opieki medycznej, jednak umieszczanie tam nowo narodzonych dzieci było obowiązkowe (…). Pobyt niemowlęcia w Ausländerkinder Pflegstätte nie był darmowy i wynosił jedną reichsmarkę, którą potrącano z wypłaty matki. Szło to na opiekę oraz wyżywienie, czyli pół litra mleka i półtorej kostki cukru na dzień. Był to proceder fachowo obmyślony przez politykę nazistów: dzieci miały umierać szybko i masowo z niedożywienia, a matki nie odrywały się od pracy.
Ale i one miały w końcu zginąć – gdy przestawały być przydatne. Program zinstytucjonalizowanego niewolnictwa w III Rzeszy był bowiem w gruncie rzeczy jedynie kolejną metodą systematycznej eksterminacji „podludzi” prowadzonej przez Niemców od początku II wojny światowej…
Bibliografia:
- Anna Augustyniak, Na targu niewolników III Rzeszy, Świat Książki 2024.
- Joanna Baczała, Około 2,5 mln Polaków zmuszono do pracy w III Rzeszy…, PAP.pl (dostęp: 22.01.2023).
- Maciej Jan Mazurkiewicz, Ludobójstwo Niemiec na narodzie polskim (1939–1945), IPN 2021.
- Nina Werkhäuser, Luisa von Richthofen, Niemcy. Zapomniany los robotników przymusowych, dw.com (dostęp: 22.01.2024).
KOMENTARZE (1)
Smutne to niewolnictwo i po przegranej wojnie brak uczciwej zapłaty i zadośćuczynienia…